Zero argumentów. AC Milan dzisiaj ugościł u siebie Atalantę Bergamo po królewsku, z tradycyjnym hasłem „nie zdejmujcie butów” oraz oprowadzeniem przyjezdnych po wszystkich pokojach. Tak słabego meczu lider Serie A w tym sezonie jeszcze nie zagrał, a z drugiej strony – Atalanta potwierdziła, że niepowodzenia z pierwszej części ligi były wypadkiem przy pracy, a może i efektem gry na dwóch frontach.
Gospodarze w pierwszej odsłonie stworzyli dwie sytuacje – raz Zlatan uderzył obok bramki, ale był na spalonym, raz nawet nie zdążył uderzyć, bo sędzia odgwizdał jego faul na bramkarzu. Wspominamy o tym na wstępie, by ukazać jaka przepaść dzieliła dzisiaj Milan i… No właśnie. Przepaść była pomiędzy Milanem a Atalantą, ale co ważniejsze – również między dzisiejszym Milanem, a tym, który taśmowo wygrywał mecze przez niemal cały 2020 rok.
Dziś z tego Milanu, do którego już zaczęliśmy się przyzwyczajać, nie zostało nic.
Zlatan Ibrahimović ospały, powolny, momentami gubiący piłkę nawet przy delikatnym pressingu. Kessie niepewny, w dodatku i lekkomyślny, gdy machnął ręką w Ilicicia we własnym polu karnym. Kalulu przestawiony przy pierwszej bramce, potem zniesiony z kontuzją, bardzo pechowy występ młodziana. Nawet Mandżukić, gdy już wszedł, nieco spóźnił się z dobitką, która mogła dać mu gola po zaledwie kilkudziesięciu sekundach gry w nowych barwach.
Kiepsko to wyglądało, a smutne wrażenie podsycała postawa sędziego, pozwalającego dzisiaj na naprawdę ostrą grę. To, że Hateboer skończył mecz bez żółtej kartki, to prawdziwy skandal, ale rzeźniczych wejść było w tym meczu więcej. Milan kompletnie nie potrafił się przeciwstawić – ani agresywnemu pressingowi, ani agresywnym wejściom piłkarzy z Bergamo. A oni od początku czuli krew.
Ile tak naprawdę bramek mogła dzisiaj zdobyć Atalanta?
Początek był jeszcze w miarę wyrównany, głównie za sprawą powolnego rozpędzania się Ilicicia. Ze dwa razy wdawał się w niepotrzebne, trochę przewidywalne dryblingi, zatrzymywali go i Kalulu, i Tonali. Gdy uderzył – piłka pofrunęła obok słupka, a i tak wydawało się, że Donnarumma spokojnie mógł do niej doskoczyć. Słoweniec jednak rozpędzał się z każdą minutą i już przed przerwą mógł dać przynajmniej jedną bramkę – gdy świetnym dryblingiem wywalczył sobie rzut wolny niemal na linii pola karnego, a potem mocno uderzył ze stojącej piłki. Wtedy jeszcze górą był Donnarumma, który przed przerwą skapitulował tylko raz – po sytuacji, w której Kalulu nie zdołał upilnować Romero.
Ale już po przerwie? Mamy gola z karnego, oczywiście, ale to nie koniec. Duvan Zapata zmarnował uderzeniem ponad bramką jedną asystę. Sam Ilicić minimalnie pomylił się przy dwóch uderzeniach, rozprowadził jeszcze dwie groźne akcje. Do tego trzeba dodać – sam Zapata strzelił gola po podaniu Romero, a w międzyczasie mógł jeszcze dołożyć trafienie po kolejnej centrze, gdy po jego uderzeniu głową piłka uderzyła w słupek. Trzy gole. Słupek. Setka Zapaty. Trzy niezłe sytuacje po akcjach z udziałem Ilicicia. Tu mogło dojść do powtórki z pamiętnego meczu z 2019 roku. Wówczas Atalanta wygrała u siebie 5:0, Ilicić strzelił dwa gole, a Milan skończył fatalny 2019 rok, by rozpocząć cudowny dla czerwono-czarnych rok 2020.
Milan potrafił odpowiedzieć dopiero w doliczonym czasie gry. Okazją Tonaliego, która nie zakończyła się golem, oraz tradycyjną napinką Zlatana, który rzucił do jednego z przeciwników: strzeliłem więcej goli, niż ty zagrałeś meczów w karierze.
Punktów, jak słusznie zgadujecie, od tego Milanowi nie przybyło.
***
Na szczęście dla Milanu – sąsiad z Interu też dziś upadł i sobie głupio dorobek punktowy rozwalił. Remis z Udinese to przede wszystkim sygnał dla Juve – nie wszystko stracone. Mediolan dziś solidarnie zagrał pod Turyn. No i Rzym, Bergamo czy Neapol.
AC Milan – Atalanta 0:3 (0:1)
Romero 26′, Ilicić 53′, Zapata 77′
Udinese – Inter Mediolan 0:0
Fot.Newspix