Wszyscy mówią o zaletach i wadach Paulo Sousy. W Szwajcarii i Izraelu czy na Węgrzech był bardzo dobry, na początku we Włoszech też, ale potem szło mu już gorzej i nie wiadomo, czy poradzi sobie z reprezentacją, skoro nie ma w tej kwestii wielkiego doświadczenia. A taktyka? Lubi grać na trzech obrońców. Czy my będziemy tak potrafić? I tak dalej, i tak dalej. Ja powiem inaczej: mnie już cieszy fakt, że chłop powinien znać Bereszyńskiego i wiedzieć, że to prawy obrońca, a nie lewy.
Tyle na początek wystarczy.
Oczywiście trochę żartuję, ale z przyjściem Sousy wiąże trochę nadziei na zwykłą normalność. Chciałbym wiedzieć, kto w naszym zespole jest pierwszym bramkarzem, jak wygląda podstawowy środek pola, wreszcie – jak mówię – chciałbym widzieć prawonożnych defensorów na prawej stronie, a lewonożnych na lewej. Zielińskiego, który podaje do napastników, a nie do stoperów. Jednym zdaniem: byłoby sympatycznie, gdyby ta drużyna miała ręce i nogi.
Cholera wie, czy Sousa rzeczywiście osiągnie jakiś sukces i za 10 lat będzie przez niektórych wspominany jak Beenhakker w momencie, gdy kadrę obejmie Polak, którego największym osiągnięciem będzie – strzelam – szóste miejsce w Ekstraklasie z Podbeskidziem. Jeśli myśleliście, że powiem wam dziś: to beznadziejny wybór albo to zajebisty wybór, to sorry, ale nie.
Nawet nie wiem, czy osiągnie więcej niż Brzęczek! Wiele wskazuje na to, że tak, ale jeśli nie powalczy z Anglią, jeśli nie wyjdzie z grupy Euro, albo wymęczy tam trzecie miejsce i oklep w 1/8, to powiem: trafił nam się portugalski Brzęczek.
Dzisiaj wolę powiedzieć o dwóch innych sprawach. Po pierwsze dobrze, że Boniek w końcu uświadomił sobie prostą kwestię: w Polsce nie ma obecnie trenera, który mógłby wziąć tę robotę. Nie ma i już. Jeśli ktoś przespał ostatnie lata, to przypominam, że próbowaliśmy kilku i tylko jeden sobie w miarę poradził, chociaż już mundial przegrał z kretesem. Poza tym jak pisałem w poniedziałek – na wstępie zostałby zabity śmiechem. I przez opinię publiczną, i przez piłkarzy.
Dzisiaj potrzebowaliśmy gościa, który wchodzi do szatni i od początku jest autorytetem. Ja wiem, że taki Papszun ten autorytet by sobie zbudował z biegiem czasu, ale dziś tego czasu nie ma. Na wstępie już musi być efekt i pewnie Sousa nie daje takiego, jaki sobie wyobrażaliśmy jeszcze przed jego nominacją, ale jednak dwukrotny zdobywca Ligi Mistrzów to inna półka niż kapitan reprezentacji olimpijskiej, który grał z Czerczesowem. I dobrze tańczy, czy coś w tym stylu.
Ponadto nie lekceważyłbym tego, że Sousa będzie miał w dupie to, co o nim napiszą. Brzęczek nie miał. Chciał walczyć, uderzał nawet w Michała Pola, a jeśli selekcjoner uderza w Michała Pola, to wiadomo, że nie trzyma ciśnienia. Sousa będzie patrzył na nas może i z góry, ale też może jest to teraz wszystkim potrzebne.
A druga rzecz – cokolwiek Boniek mówi, jakkolwiek zaprzecza, dziś bierze na siebie sporą odpowiedzialność. To po prostu druga strona medalu. Sousa nie będzie się przejmował krytyką, a to wskazywał jako plus sam Boniek, natomiast jeśli mu nie pójdzie, po prostu wyjedzie i zapomni o Polsce. Będzie miał ją w dupie. A Boniek w naszej rzeczywistości jednak zostanie, nawet jeśli zabarykaduje się w Rzymie. To on zbierze po głowie za ten ewentualnie nieudany wybór. Nikt inny.
I wierzcie mi, on o tym doskonale wie.
WOJCIECH KOWALCZYK