Reklama

Jeleń i galeria porażek. Polscy napastnicy w Ligue 1 w XXI wieku

redakcja

Autor:redakcja

16 stycznia 2021, 15:17 • 9 min czytania 15 komentarzy

Liga francuska nie jest w XXI wieku ziemią obiecaną dla polskich piłkarzy, a już na pewno nie jest marzeniem polskich napastników. Ireneusz Jeleń zapisał w Auxerre taką kartę, że będą tam o nim pamiętać i za kilkadziesiąt lat, ale poza tym? W gablotach spadki oraz kompletne fiaska. Miejmy nadzieję, że jeśli Arek Milik rzeczywiście trafi do Marsylii, jednak pokaże na francuskiej ziemi więcej z Jelenia niż z przygód Saganowskiego czy Żewłakowa.

Zapraszamy na małe podsumowanie.

Jeleń i galeria porażek. Polscy napastnicy w Ligue 1 w XXI wieku

GRZEGORZ ŚPIEWAK (Strasbourg 00-01)

Urodzony w Wałbrzychu zawodnik to typowa kometa. Ot, sprawdzony w młodym wieku, dostał szansę, a potem zjazd do bazy. Śpiewak większość kariery grał w niższych ligach francuskich, ale ma epizod w Ligue 1 (czy też Division 1, wedle ówczesnego nazewnictwa), konkretnie dwa mecze:

  • 14 kwietnia 2001 z Bordeaux.
  • 28 kwietnia 2001 z Auxerre.

W obu, rzecz jasna, wszedł z ławki, w tym drugim meczu zmieniając nawet… Ljuboję. Parę występów ogólnie w tamtym roku dostał, czy to w Pucharze Ligi, czy otrzymując minutę w Pucharze UEFA. Swoje zobaczył, wnukom będzie mógł opowiedzieć, że grał w lidze przeciwko Wilmotsowi, Paulecie, Dugarry’emu czy Cisse, a partnerował Chilavertowi. Ciekawostka.

MARCIN ŻEWŁAKOW (FC Metz 05-06)

Żewłakow był najdroższym transferem Metz tamtego lata. I trudno się dziwić: za nim stało siedem lat wykręcania świetnych wyników strzeleckich w Mouscron. Jasne, miał już prawie trzy dychy na karku, ale uznano, że po prostu wie na czym polega strzelanie bramek. Potrzebowali nie kogoś, kogo się jeszcze sprzeda z zyskiem, tylko kto będzie potrafił trafiać w ten taki dość duży prostokąt. Ale Żewłakow nie trafiał.

Reklama

Koniec końców, nie trafił ani razu.

Trzynaście meczów, zero goli. Choć podpisał kontrakt na trzy lata, tak po raptem pół roku chciano, by zawinął się z klubu. Wypożyczono go ponownie na stare śmieci, do Mouscron. Metz, już bez Żewłakowa, zostało relegowane z ligi. Zajęło w Ligue 1 ostatnie miejsce. Najlepszym strzelcem drużyny zostali w tamtym sezonie Babacar Gueye, Herve Tum i Gregory Proment. Strzelili szalone trzy gole.

Nam w wywiadzie Żewłakow opowiadał, że pójście do Francji było błędem, które położyło się cieniem na jego karierze:

– Metz. Jedna decyzja, którą bym zmienił, jeden moment, który mną zachwiał. Nie powiem, że czułem się wcześniej kuloodporny, ale byłem pewny siebie. Odważny. Pełen wiary. A to Metz… Chciałem wtedy zmienić klub za wszelką cenę, forsowałem transfer. A każdy transfer musi mieć swoje podstawy, elementy muszą do siebie pasować – jeśli wychodzisz z założenia, że przede wszystkim chcesz uciec z klubu, to narażasz się na mniej przemyślane decyzje. Mogłem poczekać rok, miałbym kartę na ręku i inne możliwości. Ale byłem niecierpliwy. Chciałem jak najszybciej wrócić do kadry, widziałem na to szansę przez gole we Francji. Nawet obyczajowość i język niby się zgadzały.

MARSYLIA WYGRA DZISIAJ Z NIMES? KURS: 1,45 W SUPERBET!

– Ale nie zorientowałem się dostatecznie dobrze jaki to zespół, jak gra. Metz to drużyna balansująca między Ligue 1, a Ligue 2, wtedy grająca bardzo defensywnie. Napastnik w tamtej układance był zawodnikiem, który coś próbuje zrobić czterdzieści metrów od bramki. Nie przeanalizowałem tego. W tym samym momencie miałem ofertę z Panathinaikosu. Uniosłem się ambicjami: dowiedziałem się, że nie byłem ich wyborem numer jeden, więc podziękowałem. Tymczasem tam wiodło się Polakom, jak widać i rytm życia, i styl tej piłki wówczas nam pasował.

Reklama

PIOTR WŁODARCZYK (AUXERRE 01-02)

Ach, Piotrek Włodarczyk. Wierzcie lub nie, Włodar był uważany na przełomie wieków za supertalent. Potencjalną dziewiątkę kadry, która odnajdzie się na Zachodzie w wielkim stylu. Włodarczyk swojego talentu całkiem nie przetańczył, swoje osiągnął, ale mogło być dużo lepiej. Ujmijmy to tak: na pewno kariera Włodara bardziej nadaje się jednak na fajną, pełną anegdot biografię, niż na poradnik dla młodych piłkarzy o tym jak budować świadomość i nie zmarnować swojego potencjału.

Do Auxerre trafiał w dość szczególnych okolicznościach.

Mógł bowiem odejść tam za darmo. W Polsce właśnie pojawiało się prawo Bosmana. Włodarczyk uznał, że byłoby to jednak nie fair wobec Śląska, który wydał na niego dwa miliony złotych, a sam właśnie miał problemy finansowe. Podpisał ze Śląskiem nowy kontrakt, by wrocławianie mogli swoje zarobić. Sam na tym ruchu sporo stracił, bo przepadła mu znaczna sumka, którą otrzymałby za podpis na umowie.

Włodarczyk zagrał siedem meczów w Ligue 1, co przełożyło się na szalone 136 minut. Nam opowiadał o swoim francuskim rozdziale tak: – Przeskok z ligi do ligi okazał się duży. Grało się z PSG, Marsylią, stadiony wyglądały zupełnie inaczej niż u nas. Samo funkcjonowanie klubu nie zaszokowało mnie, było bardzo podobne. Nie jest to duże miasto, a zrobiliśmy trzecie miejsce i awans do LM. Mój problem polegał na tym, że Guy Roux czasami w ogóle nie robił zmian. Ta jedenastka, która wygrała mecz, grała w następnym. A że wygrywaliśmy sporo – nie pograłem zbyt wiele.

Ze składu wygryzł cię nie byle kto, bo Djibril Cisse.

– Gwiazdor. Kapitalny sportowo, ale gwiazdor. Takie dziecko trochę. Synek Roux’a, który chuchał na niego i dmuchał, bo wiedział, że zarobi na nim fortunę. Cisse był ekstrawagancki – wiesz, zawsze nowe samochody, ciuchy. Pan piłkarz. Ale nie było z nim problemów wychowawczych. Francuskiego nie znałem zbyt dobrze, ale często odchodziła szyderka z jego strojów. Sportowo radził sobie świetnie, razem z Pauletą zrobili króla strzelców. Szatnia w ogóle była tam mocna, bo to jeszcze Mexes, Kapo, Boumsong, Tainio.

MAREK SAGANOWSKI (Troyes 06-07)

To powinna być udana przygoda. Ale nie była.

Wymowne jest, że Sagan więcej niż w Ligue 1 pograł w Feyenoordzie za nastolatka, w zamierzchłym sezonie 96/97, grając tam jeszcze choćby… z Ronaldem Koemanem. Wskazujemy ten przykład, bo meldując się w Holandii, trafiał do klubu mającego ambicje, by odgrywać jakąś istotną rolę nie tylko w Holandii, ale w Europie. Był chłopakiem z Polski, dzieciakiem, który nic nie znaczył w piłce. A jednak zagrał wtedy siedem meczów, raz zaliczył asystę. W Ligue 1, w barwach Troyes? Szkoda gadać. Sześć meczów, żółta kartka.

PSG WYGRA Z ANGERS? KURS: 1,40 W SUPERBET!

A przecież to było drugie podejście do zagranicznego wyjazdu. Już po tym, jak odbudował się w Legii. Wyjechał do Vitorii Guimaraes, która miała dość specyficzny sezon: spadła z ligi portugalskiej, ale też pograła w fazie grupowej Pucharu UEFA, po drodze eliminując Wisłę Kraków. Spadek nigdy chwały nie przynosi, ale strzelić 12 bramek w beznadziejnej drużynie, która łącznie w lidze portugalskiej trafiła 28 razy… Jednak spora sprawa. Do tego Sagan w fazie grupowej Pucharu UEFA pokłuł Bolton i Besiktas. W programie „Sekcja Piłkarska” Saganowski opowiedział, że po tym sezonie był o włos od Porto, a nie brzmi to niewiarygodnie, skoro jego transfer do Troyes pilotował Jorge Mendes.

Z takimi papierami wydawało się, że w Troyes pozamiata. Pomagał fakt, że wyłożono za niego milion funtów. Miał być tu gwiazdą. Robić grę. Skończyło się całkowitą katastrofą. Efektowną przepychanką z trenerem Jeanem-Markiem Furlanem. Sagan zarzucał, że Furlan stawia na swoich ulubieńców, ale on go przeczeka, bo trenerzy zmieniają się szybciej niż piłkarze. Furlan odbijał piłkę, mówiąc, że Polak przyjechał nieprzygotowany, ma potężne zaległości na treningach i przegrywa rywalizację.

Gdzie leżała prawda?

Cóż, Saganowski już wiosną 2007 roku pojechał do Southampton, gdzie strzelił dziesięć bramek w trzynaście meczów i poprowadził zespół do play-off o Premier League. W tym czasie Troyes spadło z ligi.

MARIUSZ STĘPIŃSKI (FC Nantes 16-17)

Gdy Stępiński wyjeżdżał pierwszy raz z Polski, mówiono: za wcześnie. Trafił do Norymbergi, wrócił, odbudował się w Ruchu Chorzów. Drugie podejście to transfer do Nantes.

Wierzył w niego Waldemar Kita. Trener Rene Girard dawał mu mnóstwo minut, a Stępiński się odwdzięczał. Robił liczby i to przekładające się na konkretne efekty. Bramki z Nancy, Tuluzą i Bastią – każda na wagę punktów. Do tego asysty z Lorient, Niceą i Marsylią. A przecież nie zawsze grywał pełne mecze, co tylko podnosiło jego ocenę. Wyglądało to bardzo obiecująco. W sumie lepiej, niż się spodziewano, bo tak szybko się tam odnalazł. Problem w tym, że w tabeli Nantes wyglądało źle. Girard został zwolniony. Za niego przyszedł Sergio Conceicao. W pierwszych czterech meczach pod Portugalczykiem – licząc pucharowe – Stępiński strzelił trzy gole i raz asystował. Wydawało się, że trwa miodowy miesiąc Polaka z francuską piłką.

Ale potem przyszło tąpnięcie – wędka 14 stycznia z Tuluzą.

Polak dostawał jeszcze szanse, strzelił gola Marsylii, ale wkrótce zakopał się bardzo głęboko na ławce rezerwowych. Był jednym z największych przegranych u nowego szkoleniowca. Bilans końca sezonu wygląda dramatycznie.

Nantes bez Stępińskiego zaczęło marsz w górę, więc decyzja się broniła. Cóż, sezon słodko-gorzki, wystarczył do tego, by bez trudu znaleźć nowego pracodawcę w Italii, na pewno nie wpadł z impetem na ścianę. Łącznie Stępiński zakończył z bilansem 4 goli i 4 asyst w Ligue 1.

IRENEUSZ JELEŃ (Auxerre 06-11, Lille 11-12)

Jedyny w swoim rodzaju. Nawet najgorszy w jego wykonaniu sezon jest lepszy, niż wszystkich pozostałych razem wzięte, jeśli wyłączyć z tego równania Stępińskiego. Ireneusz Jeleń był w Auxerre niekwestionowaną gwiazdą.

Nie mówił o konieczności aklimatyzacji, nie czekał na to, aż ktoś się wykrzaczy – strzelał bramki. A potem jeszcze trochę strzelał. Niby w Polsce miał reputację gościa, który jest nie do zajechania, potrafi wyprzedzić z piłką sprintera Odonkora, ale technicznie to tak sobie, ale tam wychodziły mu nawet takie bramki. Ten gol to historia ligi. Smaczku dodaje, że wrzucił go PSG.

W Ligue 1 jego licznik zamknął się na 49 bramkach. Do tego 6 w Coupe de France, 2 w Coupe de la Ligue, a także trafienia w pucharach.

ANGERS WYGRA Z PSG? KURS: 7,85 W SUPERBET!

W sezonie 08/09 został czwartym najlepszym strzelcem Ligue 1 z 14 bramkami. Wyprzedzili go Gignac, Benzema, Hoarau. Tyle samo goli co on strzelili Bastos i Savidan. Natomiast inna kwestia to fakt, że Jeleń wykręcił taki wynik, choć stracił jedenaście meczów przez kontuzję.

Był wtedy w fantastycznej formie. Bez niego Auxerre stoczyło się na dno tabeli, a on wrócił, wyciągnął ich z dołka, wrzucając jedenaście goli. Rok później powtórzył bilans strzelecki, tym razem prowadząc Auxerre do brązowego medalu i eliminacji Ligi Mistrzów. Tam odprawił Zenit i niemożliwe stało się faktem: Auxerre trafiło do Champions League, grało sobie z Milanem, Realem, Ajaxem. I tylko szkoda, że znowu przypomniały o sobie kontuzje i Jeleń w Champions League dla Auxerre wystąpił tylko dwukrotnie.

Zdrowie dawało o sobie znać coraz mocniej. Przeszedł do Lille, tu także wystąpił w Lidze Mistrzów, choćby przeciwko Interowi. Ale to już nie było to. Zdegradowany na ławkę, potem na trybuny. Powrót do Polski, przedwczesny koniec kariery.

Jeleń na pewno nie zapisał choćby w reprezentacji Polski takiej karty, jakiej powinien. Dziennikarze upominali się o niego wielokrotnie, ale Leo Beenhakker nie był jego zwolennikiem, a co do kadencji Smudy – trzeba przyznać, że w momencie przygotowań do Euro 2012 Jeleń był już na mocnej znoszącej. Natomiast dla Auxerre to… może nie legenda, bo legenda to bardzo mocne słowo i nie należy go naudyżwać. Ale wystarczy wspomnieć jego nazwisko przy kibicach tego klubu, a otwiera się tunel czasu do ostatnich naprawdę dobrych chwil w jego historii.

Już w pierwszym sezonie bez Jelenia Auxerre spadło z ligi, od tamtej pory błąka się po Ligue 2.

Fot. NewsPix

Najnowsze

1 liga

Grabowski: Dużo ludzi chce Lechię skrzywdzić. W Ekstraklasie będziemy silni

Jan Mazurek
5
Grabowski: Dużo ludzi chce Lechię skrzywdzić. W Ekstraklasie będziemy silni

Francja

Francja

Bułka o przyszłości w Nice: Myślę, że zostaniemy razem na kolejny sezon

Szymon Piórek
2
Bułka o przyszłości w Nice: Myślę, że zostaniemy razem na kolejny sezon

Komentarze

15 komentarzy

Loading...