Reklama

PRASA. Zwoliński zastąpi Kante w Legii?

redakcja

Autor:redakcja

15 stycznia 2021, 08:31 • 12 min czytania 22 komentarzy

W piątkowej prasie m.in. kilka doniesień transferowych, na czele z zainteresowaniem Łukaszem Zwolińskim ze strony Legii, rozmowa z Wojciechem Stawowym, sylwetka Albina Granlunda ze Stali Mielec i echa odrzuconego wniosku władz Chorzowa o dofinansowanie budowy nowego stadionu.

PRASA. Zwoliński zastąpi Kante w Legii?

PRZEGLĄD SPORTOWY

Bartosz Salamon już strzela dla Lecha Poznań, co dało zwycięstwo nad tureckim drugoligowcem Bandirmasporem.

Przede wszystkim pierwszy raz w barwach Lecha zaprezentowali się nowi zawodnicy – Bartosz Salamon, Jesper Karlström oraz Antonio Milić. Największe powody do zadowolenia miał ten pierwszy. 29-letni stoper imponował siłą, wyczuciem przestrzeni, odwagą i swobodą w rozegraniu akcji, choć jako prawonożny pełnił funkcję lewego ze środkowych obrońców. Pewnie właśnie tego wszystkiego spodziewano się po nim, ale dziewięciokrotny reprezentant Polski już w swoim premierowym spotkaniu pokazał także coś ekstra. W 12. minucie po zamieszaniu w polu karnym Bandirmasporu futbolówka trafiła do Jakuba Kamińskiego, który błyskawicznie dostrzegł ustawionego przed szesnastką Salamona. Obrońca przyjął podanie w ten sposób, że od razu ułożył sobie piłkę do strzału i huknął w okienko bramki Gökhana Degirmenciego. Golkiper nawet się nie ruszył. Nie miał szans. Jak się okazało, ten piękny gol dał Kolejorzowi wygraną, ponieważ później szanse marnowali m.in. Mohammad Awwad czy Michał Skóraś.

Reklama

Jeśli Jose Kante odejdzie z Legii, w jego miejsce może przyjść Łukasz Zwoliński z Lechii Gdańsk. Chce go Czesław Michniewicz.

Panowie znają się świetnie z okresu współpracy w Pogoni. W tamtym czasie (od kwietnia 2015 do maja 2016) napastnik błyszczał na tyle, że do Szczecina zaczęli się zgłaszać przedstawiciele zagranicznych klubów (m.in. tureckiego Bursasporu), a selekcjoner reprezentacji Polski Adam Nawałka z jego powodu wysyłał do stolicy Pomorza Zachodniego swojego asystenta – Gerarda Juszczaka. Michniewicz ze Zwolińskim po prostu się polubili. Choćby w grudniu 2015 szkoleniowiec wyjątkowo pozwolił kontuzjowanemu graczowi na wejście do szatni przed starciem z Lechią Gdańsk (1:0), czego zazwyczaj zabraniał rekonwalescentom. Atakujący chciał być przy drużynie i zapowiadał, że przyniesie szczęście, a po tym jak faktycznie Granatowo-Bordowi odnieśli zwycięstwo, żartował z trenerem, że miał rację. Wzajemna sympatia dawała efekty dopóki Zwolińskiego nie zaczęły nękać kłopoty zdrowotne, jednak nawet mimo słabszej wiosny 2016 obaj wspominają wspólną pracę dobrze.

Raków negocjuje nowe umowy z czterema piłkarzami, których kontrakty wygasają z końcem sezonu: Petrem Schwarzem, Patrykiem Kunem, Piotrem Malinowskim i Miłoszem Szczepańskim.

Szczególnie wiele wnosi do gry częstochowian Schwarz. Od wejścia częstochowian do ekstraklasy Czech rozegrał w najwyższej klasie rozgrywkowej 47 meczów, w których strzelił 12 goli i miał dziewięć asyst. Ponadto jest niezwykle uniwersalnym graczem. Przez większość poprzedniego sezonu występował na pozycji środkowego pomocnika. W obecnych rozgrywkach częściej zaczął pojawiać się w składzie jako jeden z trójki stoperów. 29-latek jest też jednym z głównych egzekutorów stałych fragmentów gry. Często dośrodkowuje piłkę w pole karne z rożnych oraz rzutów wolnych z bocznych sektorów boiska. W miarę regularnie wykonuje też rzuty karne. W ekstraklasie wykorzystał już dziewięć „jedenastek”. Już kilka miesięcy temu mówiło się, że byłym piłkarzem FC Hradec Kralove interesuje się m.in. Śląsk Wrocław. Umiejętności nominalnego pomocnika wysoko ceni szkoleniowiec WKS Vitězslav Lavička. Schwarz wzbudza spore zainteresowanie na rynku, bo ma niezłe liczby. W jego przypadku możliwy jest też scenariusz, w którym opuści naszą ligę.

Maciej Wilusz przejdzie z Rakowa do Śląska Wrocław, którego jest wychowankiem.

Reklama

Przejście Macieja Wilusza do Śląska Wrocław jest już przesądzone. Piłkarz zostanie wypożyczony z Rakowa Częstochowa do końca sezonu, ale z opcją wykupu. Na trwające zgrupowanie do Turcji nie poleci. Jeszcze przez kilka dni podaje się zabiegom rehabilitacyjnym po naciągnięciu mięśnia dwugłowego, więc wyprawa na obóz nie miałaby większego sensu. Piłkarz przebywa obecnie w Łodzi, gdzie pod okiem specjalistów pracuje nad powrotem do pełnej dyspozycji i gdy będzie w stu procentach przygotowany, chciałby dołączyć do nowego zespołu, czyli już po powrocie do Polski.

Zanim Albin Granlund ze Stali Mielec trafił do fińskiej kadry, był skreślony przez trenerów, a jego koledzy handlowali meczami.

Za transferem do Stali stał menedżer Kamil Burzec z firmy Profus Management. – Rozmawiałem z trenerem Ojrzyńskim na temat piłkarzy, jakich potrzebuje. Mam współpracowników w Skandynawii. Podrzuciłem jego profil, spodobał się – tłumaczy.

– Miał oferty ze Szwecji i z Grecji, która była trochę lepsza finansowo. Przekonaliśmy go jednak stabilnością klubu, ale też tym, że to trener mocno zabiegał o jego pozyskanie co zwiększa prawdopodobieństwo, że będzie odgrywał ważną rolę w zespole. Z Polski będzie mu łatwiej trafić do kadry na EURO, gdyż w Szwecji liga rusza późno – tłumaczy, jak go przekonał.

W środę zawodnik zadebiutował w sparingu z CSKA Sofia (0:0). Jest prawym obrońcą, ale w karierze grywał po obu stronach defensywy, jak i drugiej linii.

Powinien być wzmocnieniem na boisku, ale raczej nie będzie przywódcą w szatni, ani człowiekiem od robienia atmosfery. – To spokojny chłopak, dużo nie mówi. Ale jest bardzo bystry – mówi Kjäll. Granlund studiował zresztą ekonomię. Nie musi być jednak wielkim ekonomistą, aby wiedzieć, jak wzrośnie jego wartość, jeśli z dobrej strony pokaże się na EURO.

Rozmowa z trenerem ŁKS-u, Wojciechem Stawowym.

Obserwacji nigdy za wiele. Tym bardziej po końcówce rundy jesiennej. Co się stało z ŁKS? Nagle przestaliście wygrywać, do tego traciliście dużo goli.

Tak naprawdę słabo zagraliśmy w dwóch meczach: z Górnikiem Łęczna i Radomiakiem.

Tylko?

W mojej ocenie tak.

Możliwe, ale nie wygraliście żadnego z pięciu ostatnich meczów, tracąc przy tym 13 bramek. Wcześniej rywale strzelili wam cztery gole.

Nie chcę szukać tanich wymówek, ale mieliśmy w końcówce rundy trochę kłopotów zdrowotnych spowodowanych wirusem. Piłkarze albo chorowali, albo dochodzili do siebie. To mocno wpłynęło na naszą postawę. Ale na pewno trzeba będzie pewne rzeczy wiosną poprawić.

Jakie?

Przede wszystkim zdecydowanie więcej uwagi w trakcie przygotowań poświęcimy na grę w defensywie, ale zespołową. Chcemy jak najszybciej odbierać rywalowi piłkę i lepiej się ustawiać. W tym elemencie mamy spore braki.

W ofensywie wasze problemy ma rozwiązać Mikkel Rygaard. Na papierze to ogromne wzmocnienie. To brakujące ogniwo ŁKS?

Nie powiedziałbym, że to brakujące ogniwo, ale na pewno piłkarz o bardzo wysokich umiejętnościach, który da nam wiele możliwości. Bardzo się cieszę z jego obecności w zespole.

SPORT

Gdyby w ataku Górnika Zabrze biegała dwójka Igor Angulo – Giorgos Giakoumakis, to zabrzanie mieliby wszelkie dane ku temu, by zdobyć mistrzostwo Polski.

Giorgos Giakoumakis bramki strzelał też wiosną i latem dla Górnika. Nie było ich wiele, bo trzy, ale dołożył swoją cegiełkę do tego, że zabrzanie byli najlepsi w grupie spadkowej i sezon skończyli na 9. pozycji. Strzelił ważnego gola w meczu z ŁKS w Łodzi na 1:0, co po długiej przerwie dało „górnikom” ważną wyjazdową wygraną. Trafiał też potem w meczach z Koroną i ponownie z łodzianami. Latem działacze czynili starania o to, żeby i on, i inny z dobrze radzących sobie w poprzednim sezonie Greków w Górniku Stavros Vasilantonopoulos nadal grali w Zabrzu, ale nie pozwoliły na to okoliczności – obaj byli wypożyczeni z AEK Ateny. Giakoumakis ostatecznie zdecydował się na transfer do Holandii, gdzie teraz zadziwia wszystkich. Kto wie, czy w zimowym okienku transferowym nie przejdzie do bardziej liczącego się klubu? Sam piłkarz, jak niedawno mówił w greckich mediach, doceniał grę w ekstraklasie i w Zabrzu. – Górnik uratował moją karierę. Tam odżyłem, znów uwierzyłem w siebie, ale też zrozumiałem, że lepiej dla mnie grać wysuniętego napastnika, a nie cofniętego, jak przy Angulo – mówił.

Rozmowa z Mirosławem Dreszerem, który w 2000 roku wraz z czwartoligowym Magdeburgiem wyeliminował z Pucharu Niemiec Bayern Monachium.

To pierwszy raz od ponad 20 lat, kiedy Bayern odpadł z Pucharu Niemiec na tym etapie rozgrywek. A kto go wtedy wyeliminował? Magdeburg z panem w bramce, 1 listopada 2000 roku!

– Zgadza się. To był jeden z takich meczów, o których mówi się do tej pory, bo takich spotkań się nigdy nie zapomina. Kiedy było losowanie, siedziałem akurat w domu z żoną. Trafiliśmy na Bayern u siebie, ja się ucieszyłem, a żona się pyta: „Coś ty zwariował?! Dostaniesz z osiem bramek i będzie”. Odparłem, że to pieprzę, bo ważne, że zagramy z Bayernem! Najlepszą drużyną w Niemczech! Nadszedł dzień meczu. Ja na rozgrzewkę wyszedłem 45 minut wcześniej, a stadion był pełniutki.

Znalazłem informację, że było tam 26 tysięcy osób.

– Tak jest, nawet przejścia na trybunach były zablokowane. Gdy się wyszło na rozgrzewkę, to od razu dostało się dodatkowe 10 procent energii. W pierwszej połówce graliśmy całkiem nieźle, potem nawet wyszliśmy na prowadzenie, a ja już się cieszyłem. Prowadziliśmy i w meczu z Bayernem nie dostałem pięciu bramek do przerwy! Potem strzelili nam jedną i doszło do dogrywki, ale ja byłem zadowolony, bo wtedy wszystko się może zdarzyć. W dogrywce było 0:0 i doszło do karnych, a to jest już loteria. Coś tak czułem, że, kurczę, może się uda. Już pierwszą „jedenastkę” powinienem chwycić, ale „sztole” mi ujechały na linii, boisko było ciężkie. Jeszcze wybiłem się z kolan, wyczułem róg, ale niestety nie udało mi się. Później obroniłem strzał Jensa Jeremiesa, nasze chłopaki super uderzały, same petardy, a gdy obroniłem uderzenie Giovanego Elbera, to już byłem na 90 procent pewny, że damy radę. Karne wykorzystali Andreas Golombek oraz Dirk Hannemann i sensacja stała się faktem.

GKS-ie Tychy na razie cisza z transferami.

(…) Kibice oczekują jednak nazwisk, a te na razie nie padają. – I padać nie powinny do czasu podpisania kontraktu – dodaje Krzysztof Bizacki. – Mieliśmy na celowniku dwóch zawodników, ale z jednego zrezygnowaliśmy, a drugi podobno przebiera w ofertach, co znaczy, że oddala się od nas. Potrzebujemy zawodnika, który będzie chciał grać w GKS-ie Tychy i osiągnąć z nami sukces. Nie będę też ukrywał, że zaglądaliśmy na transferowe rynki zagraniczne, szukając zawodników w Hiszpanii oraz na Słowacji i w Chorwacji, ale pandemia uniemożliwia sprowadzenie piłkarza na okres testów, a kupowanie „kota w worku”, czyli zawodnika z… wideo i statystyk, nas nie interesuje. Dlatego, podtrzymując deklarację, że interesuje nas jeden, góra dwóch zawodników do drugiej linii, działamy spokojnie.

Rząd nie zaakceptował wniosku Chorzowa o dofinansowanie budowy nowego stadionu. – Celem miasta jest niezmiennie budowa nowego stadionu przy ulicy Cichej, ale problemem jest brak wystarczających środków – stwierdził wiceprezydent miasta Marcin Michalik.

Po odmownym rozpatrzeniu wniosku, zwróciliśmy się z prośbą o komentarz do Urzędu Miasta: „W ramach rządowego funduszu z budżetem wynoszącym 6 miliardów złotych, Miasto Chorzów wnioskowało o ponad 100 milionów złotych na przebudowę stadionu przy ul. Cichej 6. Pełny koszt tego etapu inwestycji został oszacowany na 123 miliony złotych. Wyliczenia sporządzono na podstawie dotychczasowego projektu obiektu. Wnioskowana kwota może robić wrażenie. Trzeba jednak pamiętać, że ta edycja Funduszu nie wskazywała maksymalnej kwoty dofinansowania, a wiele innych miast również wnioskowało o kwoty znacznie wyższe niż – jak się potem okazało – finalnie otrzymane dofinansowanie” – brzmiał komunikat, nadesłany w grudniu przez rzecznika chorzowskiego magistratu Kamila Nowaka.

To kolejny odcinek niekończącej się stadionowej sagi w mieście 14-krotnego mistrza Polski. W 2016 roku inwestycja została opóźniona, bo wielomilionową pożyczką z miejskiej kasy ratowano Ruch. Na początku 2019 roku przedłużono fazę projektową, odwlekając ogłoszenie przetargu na generalnego wykonawcę, argumentując to koniecznością usprawnienia projektu. We wrześniu 2019 odbyła się manifestacja kibiców, podczas której doszło do gorącej dyskusji z prezydentem Andrzejem Kotalą, a po nieco ponad miesiącu prezydent ogłosił, iż z powodu reform podatkowych wprowadzanych przez rząd, Chorzowa nie stać na tak dużą inwestycję. Teraz temat stadionu wrócił przy okazji Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych.

Rozmowa z Szymonem Michałkiem, byłym kandydatem na prezesa Ruchu.

Włodarze Chorzowa poinformowali niedawno, że odrzucony został ich wniosek o dofinansowanie budowy stadionu przy Cichej w ramach Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych. Czy zaskoczyła pana ta informacja?

– Nie zaskoczyła. Dlaczego? Bo władze Chorzowa w taki sposób prowadzą politykę. Prezydent Andrzej Kotala zawsze miał jakieś wytłumaczenie, by nie budować stadionu. W moim odczuciu, teraz możemy być świadkami rozpoczynającej się 3-letniej batalii składania wniosków z góry skazanych na niepowodzenie. Równie dobrze teraz większość kibiców mogłaby składać wnioski o darmowe mieszkania w Chorzowie. No to przecież też nam je odrzucą! To tak samo bzdurne. Działania władz miasta są tylko po to, by skierować myślenie opinii publicznej na inne tory. Pokazać: zobaczcie, staramy się, chcemy dofinansowania. Są stwarzane pozory. Ale chwileczkę – przecież nikt nigdy nie mówił, że budowa stadionu jest uzależniona od rządowej dotacji! Teraz próbuje się to jednak wmówić ludziom, którzy niestety w zalewie informacji mają coraz krótszą pamięć. Wielu kibiców Ruchu wie doskonale, że wedle deklaracji stadion miał być budowany z kredytu oraz środków własnych. Podobny stadion do tego, który zgodnie z projektem miał stanąć w Chorzowie, powstaje teraz w Sosnowcu.

Jego koszt to około 147 milionów złotych…

– Nie rozumiem zatem, dlaczego prezydent Kotala, ale też nawet niektórzy opozycyjni radni, mówią, że w Chorzowie trzeba by wyłożyć 200 milionów. Po co takie słowa? Z czego miałby być ten stadion zbudowany? Johnnie Walker by tam leciał z kranu? Wiemy, że koszty jego budowy też – jak w Sosnowcu – miały wynieść około 150 milionów. To, co robi dziś prezydent Kotala, to odwracanie kota ogonem. Sam przecież ten stadion obiecał. Bezwarunkowo. Na tym zbudował swoją karierę polityczną. Był radnym, a prezydentem stał się w 2010 roku dlatego, że obiecał stadion, którego jego poprzednik Marek Kopel budować w Chorzowie nie chciał. Ludzie na osiedlach organizowali się, by nie głosować na Kopla, a na jego konkurenta, który obiecał nam stadion. Te obiecanki słyszeliśmy przez trzy kadencje. Teraz, gdy domagamy się wywiązania z danego nam słowa, wiceprezydent Marcin Michalik pisze, że może nie chodzi mi o stadion, a o politykę. No ludzie złoci, gdyby mi chodziło o politykę, to już w 2018 roku prawdopodobnie byłbym radnym. Od kilku lat prowadzę na Cichej sektor rodzinny, zyskałem w kręgach kibicowskich pewną rozpoznawalność. To czemu tego nie wykorzystałem?

SUPER EXPRESS

Z piłki mamy tylko tekst o tym, że Maciej Rybus po raz drugi został ojcem.

– Jak się tylko obudziłam, to z samego rana dostałam od niego informację. Jestem szczęśliwą babcią, duma mnie rozpiera. Kocham moje wnuki tak samo mocno jak mój syn. Cieszę się, że Maciek ma drugiego syna. Najważniejsze, że chłopiec jest zdrowy. To jest priorytet, bo czasy mamy trudne. Maciek wraz z Laną planowali drugie dziecko i teraz Robert ma już brata. Ładny chłopak – podkreśla mama naszego kadrowicza.

Rybus związany jest z piękną Laną, którą poznał w Moskwie. Para miała dwa śluby. Jeden w Rosji, a drugi w rodzinnym Łowiczu. – Relacje z synową mam bardzo dobre – zapewnia pani Beata. – Wiadomo, że jest między nami bariera językowa, ale i z tym sobie radzimy. Lana dużo rozumie po polsku, choć może czasami trochę wstydzi się mówić w naszym języku lub brakuje jej słów. Wydaje mi się, że pierwszy syn Robert jest bardziej podobny właśnie do niej. Oczy na pewno ma po mamie. Piękne, duże i czarne. W październiku skończył dwa latka. Już zaczyna piłkę kopać. W niektórych sytuacjach odnajduję we wnuku pewne podobieństwa do mojego Maćka – stwierdza pani Kalicka.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
3
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

22 komentarzy

Loading...