– W klubach ekstraklasy słychać, że o ograniczeniu podróżniczych zapędów zdecydowały pandemia i wynikające z niej dwie konsekwencje. Po pierwsze, kluby oszczędzają, bo od jesieni są pozbawione przychodów z biletów oraz ze sprzedaży jedzenia i napojów na stadionie. Przed wybuchem pandemii te wpływy z dnia meczowego – według ostatniego raportu finansowego ekstraklasy za 2019 rok, przygotowanego przez firmę Deloitte – stanowiły 16 proc. ogólnej sumy przychodów. Teraz tych pieniędzy nie ma. Po drugie, obawiają się niepewności związanej z podróżowaniem. I nie chcą ryzykować tego, że utkną za granicą choćby na kilka nadprogramowych dni – czytamy w „Gazecie Wyborczej”. Co poza tym dziś w prasie?
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
Zapowiedź starcia Bayernu z Borussią Moenchengladbach. Przeciwko żadnemu rywalowi w Bundeslidze Robertowi Lewandowskiemu nie gra się ostatnio tak trudno, jak z Gladbach.
Z żadną drużyną, z którą zmierzył się więcej niż sześć razy, nasz napastnik nie ma tak niskiej średniej goli na mecz. W większości przypadków wynosi ona około jednego trafienia na spotkanie, wyraźnie gorszy bilans ma tylko z Bayerem (10 bramek w 21 meczach), Stuttgartem (8 w 17) i Bayernem (5 w 14 jeszcze z czasów, gdy piłkarzem Borussii Dortmund), ale z każdą z nich jednak lepszy niż z ekipą z Mönchengladbach. Z zespołami, z którymi mierzył się co najmniej czterokrotnie, najrzadziej trafiał z Piastem Gliwice (raz w sześciu spotkaniach), po jednym golu w czterech potyczkach zdobywał z Cracovią, Legią i Darmstadt. Na dodatek z żadną drużyną, z którą mierzył się co najmniej trzykrotnie, nie przegrywał częściej niż wygrywał. W ogóle w całej karierze (licząc od polskiej pierwszej ligi) ujemny bilans ma tylko z Liverpoolem, Udinese oraz… Wartą Poznań, Podbeskidziem Bielsko-Biała i Kickers Off enbach. Dotyczy to jednak zespołów, z którymi mierzył się wiele lat temu albo rzadko. Borussia to zupełnie inny przypadek. Problemy Lewego w starciach z nią nie są odległą przeszłością. W zeszłym sezonie ekipa z Mönchengladbach była jedyną drużyną Bundesligi, której nie strzelił gola. W jednym meczu nie zdołał tego zrobić, a w drugim pauzował za kartki. W tych rozgrywkach Bayern jeszcze się z nią nie mierzył. W ogóle w pięciu z sześciu sezonów w Bayernie Lewy przegrywał po jednym meczu z tym zespołem. Takie porażki ponosił w trzech ostatnich latach.
Zasłużone pochwały dla duetu stoperów Zech-Malec, który sprawił, że gra Pogoni w tyłach stała się bardzo uporządkowana. Rośnie w Szczecinie duet podobny do tego Dwali-Walukiewicz?
Runjaic mocno liczył na Malca i planował zestawienie go z Austriakiem Benediktem Zechem lub ewentualnie dodanie do nich Konstantinosa Triantafyllopoulosa i grę z trzema środkowymi obrońcami. Ta dwójka została zatrudniona po odejściu Walukiewicza, aczkolwiek Grek jest piłkarzem o zupełnie innym profilu niż Polak. Wychowanek Panathinaikosu Ateny dobrze czuje się w zwarciu, szuka kontaktu z rywalem i pojedynków, za to już mniej swobodnie rozgrywa, szczególnie pod presją przeciwnika. Znacznie lepszy w tym elemencie jest Zech, który jest najszybszy w zespole (w obecnych rozgrywkach osiągnął najwyższą prędkość spośród Portowców – 33,69 km/h), co daje mu przewagę zarówno w fazie bronienia, jak i atakowania. Tyle że w związku z urazem Malca musiał grać jako lewy środkowy defensor, a że jest prawonożny, trudniej było mu pokazać walory ofensywne. Malec był zdrowy od początku 2020 roku, ale potrzebował czasu na dojście do dobrej formy. Tym bardziej że choć Grek z Austriakiem prezentowali się trochę słabiej w rozegraniu od poprzedników, to w obronie zazwyczaj nie można było mieć do nich pretensji. Dopiero kontuzja Triantafyllopoulosa sprawiła, że Runjaic musiał postawić na Malca, który wcześniej jesienią leczył drobny uraz. Efekt? W pięciu meczach tego duetu Portowcy czterokrotnie odnieśli zwycięstwa i raz zremisowali. Co więcej, prezentowali się najefektowniej od jesieni 2018. Kto wie, może wiosną niemiecki szkoleniowiec zacznie powtarzać pochwały, które dwa lata temu adresował do Walukiewicza i Dwalego?
Historia Rafała Strączka ze Stali Mielec. Musiał mierzyć się z ostrymi komentarzami kolegów w SMS-ie Łódź, rok temu chciał rzucać piłkę i pracować fizycznie w Holandii.
Nie wytrzymał w Łodzi Strączek pochodzi z Wierzbnej, niewielkiej wsi na Podkarpaciu. – Jeden malutki sklep, jeden klub: Błękitni. Wszyscy się znają – krótko opisuje swoje środowisko bramkarz Stali. Jako młody chłopak zaczął treningi w JKS Jarosław, ale później trafił do zupełnie innego świata – Łodzi, gdzie sklepów jest co niemiara, kluby co najmniej dwa i masa ludzi. Szkoła Mistrzostwa Sportowego miała być dla niego przepustką do poważnej piłki, a stała się tylko źródłem kompleksów. – Źle się tam czułem. Przyjechał chłopak ze wsi do dużego miasta i spotkał za dużo cwaniactwa. Ja taki nie byłem, zostałem dobrze wychowany, nie obchodziło mnie, w jakich kto chodzi butach. A doświadczyłem sporo chamstwa ze strony kolegów. Chłopaki mieli bogatych rodziców, ubierali się w dobre ciuchy. Ja nie. Ze mnie się śmiali, pamiętam, jak szydzili z moich spodni, bo nie były takie, jakie ich zdaniem powinny być. Czułem się od nich gorszy, ich docinki mnie raniły. Próbowałem to w sobie dusić, skupić się na trenowaniu, ale nie udawało się. Przyjeżdżała do mnie mama z bratem Sylwkiem, wspierali, mówili, żebym walczył. No i walczyłem, ale w końcu nie wytrzymałem. Można powiedzieć, że nie zaliczyłem próby. Chciałem wrócić do domu. I wyszło mi to na dobre – mówi o tamtym okresie Strączek. – Mieliśmy problemy z bramkarzami, a koledzy Rafała powiedzieli mi, że on źle się czuje w Łodzi. Zadzwoniłem do niego z pytaniem, czy chciałby wrócić do Jarosławia. To była słuszna droga – wspomina Jacek Mikłasz, pierwszy trener Strączka. Nastolatek błyskawicznie robił postępy, w wieku 16 lat był już numerem jeden w bramce seniorów.
„SPORT”
Piast nie przejdzie zimą rewolucji kadrowej. Do zespołu mają dołączyć jeszcze młodzieżowiec (tutaj pojawia się nazwisko 20-latka z Ruchu Chorzów) oraz jeden obrońca.
Wiadomo już, że podczas zgrupowania Piast rozegra trzy mecze kontrolne. Znani są dwaj przeciwnicy. Pierwszym będzie ukraińska Zoria Ługańsk, z którą gliwiczanie grali w przeszłości. Drugim rywalem sparingowym będzie serbska drużyna Proleter Nowy Sad, która obecnie zajmuje szóstą lokatę w lidze. Trzeci przeciwnik nie jest jeszcze potwierdzony. Jak na razie sztab szkoleniowy ma do dyspozycji tę samą kadrę, co jesienią, ale to może się wkrótce zmienić i to w obie strony. Choć wielkich ruchów i zmian nie będzie, to jednak korekty składu są wielce prawdopodobne. Trener Fornalik jest zwolennikiem pozyskania 20-letniego pomocnika Ruchu Chorzów – Mateusza Winciersza, o czym ostatnio informowaliśmy. Za tego zawodnika trzeba jednak zapłacić, bo wciąż ma ważny kontrakt z „Niebieskimi”. O tym, że Piast rozgląda się za kolejnymi młodzieżowcami, mówił nam niedawno dyrektor Bogdan Wilk.
Raków sprzedał Jakuba Szumskiego, ale możliwe jest też odejście Kamila Piątkowskiego. Klub z Częstochowy musi jednak dostać za niego świetną ofertę, by pomyśleć o sprzedaży.
Prawdopodobnie ostatnie plotki dotyczące nowego bramkarza były spowodowane dogadywaniem szczegółów transferu Szumskiego. Raków zapewne będzie chciał jeszcze w tym tygodniu zakontraktować nowego bramkarza, by ten pojechał wraz z klubem na zgrupowanie do Belek. To jednak nie jedyna pozycja na którą ekipa spod Jasnej Góry musi szybko szukać wzmocnienia. Według pojawiających się plotek Udinese chce po raz kolejny negocjować transfer Kamila Piątkowskiego. Już latem klub z Udine próbował wykupić zawodnika Rakowa. Wówczas oferowali oni za 20-latka 3 miliony euro. Piątkowski pozostał w klubie. Teraz może być o to zdecydowanie ciężej, jednak oferta Udinese musi być „nie do odrzucenia” by Raków puścił wyróżniającego się obrońcę do Włoch.
Wielkich ruchów transferowych nie będzie też w Śląsku Wrocław. Pojawiły się plotki o Pirulo z ŁKS-u, ale dementuje je Dariusz Sztylka.
Włodarze klubu zapowiedzieli, że w zimowym okienku transferowym Śląsk nie będzie nazbyt aktywny i nie przewiduje żadnych poważnych zakupów. Tymczasem w kuluarach przebąkuje się, że wrocławianie zagięli parol na pomocnika ŁKS-u Łódź, Pirulo. Niespełna 29-letni Jose Antonio Ruiz Lopez, bo tak naprawdę nazywa się Hiszpan posługujący się przydomkiem „Pirulo”, w rundzie jesiennej strzelił dla pierwszoligowca osiem bramek i dorzucił do nich pięć asyst. Taki dorobek musiał zwrócić uwagę na tego zawodnika klubów z ekstraklasy. W grupie zainteresowanych miałby znajdować się również Śląsk. Wprawdzie dyrektor sportowy wrocławian, Dariusz Sztylka, stanowczo zaprzeczył, że jego klub rozważa taką transakcję, ale… Przeszkodą mają być żądania finansowe ŁKS-u, który wycenił swojego piłkarza na 200 tysięcy euro.
„SUPER EXPRESS”
Z piłki dzisiaj tylko wzmianka o meczu Milanu z Juventusem oraz kontynuacja pasjonującego tematu kryzysu w związku Arkadiusza Milika.
„GAZETA WYBORCZA”
Siedem z szesnastu ekip Ekstraklasy nie wyjdzie na zagraniczne zgrupowanie podczas tej zimy. Kluby oszczędzają, ale i nie chcą ryzykować tego, że utkną poza Polską przez obostrzenia covidowe.
W klubach ekstraklasy słychać, że o ograniczeniu podróżniczych zapędów zdecydowały pandemia i wynikające z niej dwie konsekwencje. Po pierwsze, kluby oszczędzają, bo od jesieni są pozbawione przychodów z biletów oraz ze sprzedaży jedzenia i napojów na stadionie. Przed wybuchem pandemii te wpływy z dnia meczowego – według ostatniego raportu finansowego ekstraklasy za 2019 rok, przygotowanego przez firmę Deloitte – stanowiły 16 proc. ogólnej sumy przychodów. Teraz tych pieniędzy nie ma. Po drugie, obawiają się niepewności związanej z podróżowaniem. I nie chcą ryzykować tego, że utkną za granicą choćby na kilka nadprogramowych dni. Jest i trzeci powód. Kluby w ostatnich latach sporo zainwestowały w obiekty treningowe: mają dobrej jakości boiska ze sztuczną trawą, niektóre przykryte balonową powłoką. Posiadaniem własnych obiektów – konkretnie nową bazą w Rącznej pod Krakowem – swoją niechęć do zimowego podróżowania motywowała Cracovia. – My też mamy nieograniczony dostęp do ośrodka w Grodzisku Wlkp., stąd decyzja, by tej zimy nie wyjeżdżać – mówi rzecznik prasowy Warty Poznań Piotr Leśniowski.
fot. FotoPyk