Nie ma to jak środowe popołudnie i meczyk Cagliari z Benevento, sami przyznacie, lepszego wyboru po prostu być nie mogło. Dobra, normalnie byśmy na to partidazo nawet nie spojrzeli, ale konfrontacja drużyn naszych reprezentacyjnych stoperów nie zdarza się przecież codziennie. Jak im poszło? Cóż, Walukiewicz może o tym dniu zapomnieć, bo rozegrał jedno z gorszych spotkań w tym sezonie. Kamil Glik zaś wypadł poprawnie, zresztą jak całe Benevento, które dało dzisiaj pokaz niezłego catenaccio.
Ekipa Walukiewicza mogła skapitulować już w 13. minucie, kiedy bramkarz Cagliari popełnił faul w polu karnym. Jak się okazało – decyzja sędziego była błędna, piłkarz gości poleciał w kulki. VAR stanął na straży sprawiedliwości, Polak mógł odetchnąć z ulgą. Chwilę później Marco Sau pokazał 20-latkowi, że do starego wygi nie ma co podbijać. Najpierw Polak złamał linię spalonego, a potem nie był dość szybki, żeby powstrzymać 33-latka przed oddaniem strzału w polu karnym. Na szczęście dla Cagliari tym razem Sau poświrował z podcinką i zmarnował setkę.
W samym meczu działo się naprawdę sporo. Tu dobre tempo i żółte kartki, tam golkiperzy robiący pozy supermana, gdzie indziej Nainggolan usiłujący załadować bramkę życia po setnej próbie… Jak na mecz ekip ze środka tabeli – było zacnie. Ba, w pewnym momencie belgijski pomocnik porwał się na pokonanie bramkarza z połowy boiska, co o ile samo w sobie miało uzasadnienie, bo Montipo ustawił się za daleko od bramki, o tyle najważniejsze było następstwo tej próby. Jasne, gol się z tego nie urodził, ale rzut różny, po którym Cagliari zapakowało futbolówkę do siatki, już tak. W momencie dośrodkowania defensywa Benevento zachowała się wprost tragicznie. Nikt nie kwapił się do powstrzymania szybującego w powietrzu Joao Pedro, mimo że stało przy nim trzech obrońców.
Wśród nich oczywiście Kamil Glik, który zastygł niczym posąg. Nie był oddelegowany do krycia Brazylijczyka, ale piłka wylądowała w jego strefie.
Walukiewicz daleko od miana profesora
20 minut później ręce przy straconym golu ubrudził sobie Walukiewicz, który najzwyczajniej w świecie nie radził sobie z Sau. Jeden z piłkarzy gości posłał prostopadłą piłkę do Włocha i zanim polski obrońca zdołał się na dobre rozpędzić, futbolówka mijała już bramkarza. Benevento nie próżnowało, bo kilka chwil później poszło za ciosem. W stratę gola ponownie zamieszany był Polak, który nie skontrolował pozycji nadbiegającego Alessandro Tui i ostatecznie za późno wyskoczył do piłki.
Walukiewicz ogółem sprawiał dzisiaj wrażenie ospałego. Czas reakcji w różnych momentach meczu wskazywał, że Polak nie dojechał na poziom, jaki zwykł prezentować w Serie A. W powietrznych pojedynkach bywało lepiej, w odbiorach niemal niewidoczny.
Z biegiem czasu 20-latek wyglądał trochę lepiej, ot, starał się nadrabiać mizerię z pierwszej połowy, ale w ogólnym rozrachunku nadal mówimy o bladym występie. Nie „pomógł mu” jeszcze Caprari, który w końcówce meczu omal nie strzelił gola na 3:1 po wkręceniu Polaka w ziemię.
Co do Glika, cóż, 32-latek nic wybitnego nie pokazał, ale, szczerze mówiąc, nie miał ku temu zbyt wielu okazji. Najpoważniejsze zagrożenie go omijało, zespół Benevento bronił bramki kompaktowo. Nie zaliczył spektakularnych interwencji, bo jego największa wartość pochodziła z dobrego ustawiania się. Dziś czarna robota należała do innych.
Cagliari – Benevento (1:2)
Joao Pedro 20′ – Sau 41′, Tuia 44′
Fot. newspix.pl