Przed meczem właściwie nic nie wskazywało na to, że ekipę Pirlo czeka trudna przeprawa. Ot, Udinese wygrało na terenie Juventusu po raz ostatni w 2015 roku, szmat czasu. Co mogło pójść nie tak? Pierwsze trzy punkciki w nowym roku trzeba było odbębnić, co też “Stara Dama” uczyniła. Wydawało się, że panowie z Turynu najlepsze fajerwerki wystrzelali w Sylwestra, ale nie Cristiano Ronaldo. Nie, Portugalczyk dał popis, którego Wojtek Szczęsny omal nie okrasił czystym kontem. Szkoda, bo robił swoje, dwa razy ratowała go poprzeczka, aż w 90. minucie w nieszczęśliwych okolicznościach musiał skapitulować.
Zaczęło się ciekawie, bo już w 10. minucie Juventus dostał w czapę. Szybka akcja gości, prawą stroną boiska popędził Lasagna i dograł idealne ciasteczko na nogę De Paula tuż przed polem bramkowym. Szczęsny bez szans, czasu na reakcję okrągłe zero. Oj, Pirlo musiał poczuć wtedy ciepełko, ale szczęśliwie dla “Starej Damy” bramka została anulowana. VAR, zagranie ręką kilka sekund wcześniej, resecik.
Sposób gry, który zaproponował Juventus, był dość łatwy do przewidzenia. Widzieliśmy szybkie wymiany piłek przed polem karnym Udinese, przenoszenie ciężaru gry z jednej strony boiska na drugie, szarpanie po skrzydełku Ronaldo czy odpowiedzialność za kreowanie akcji na barkach Dybali. Do tego okazjonalnie podrygi Chiesy, który raz tak ośmieszył Samira, że aż przypomniały się mroczne czasy Arkadiusza Recy i jego wojaży przeciwko włoskiej reprezentacji.
Ekipa Pirlo grała standardzik, z którego coś wynikło dopiero w 31. minucie, kiedy sprawy w swoje ręce wziął Cristiano Ronaldo. Najpierw udany odbiór na połowie Udinese zrobił Ramsey, jednocześnie podając do Portugalczyka. Ten, szczerze mówiąc, nie musiał nawet specjalnie się wysilać, bo po wzięciu futbolówki pod nogi droga do bramki rozstąpiła się przed nim jak Morze Czerwone przed Mojżeszem. Wbiegł w pole karne, z gracją, na luziku, i przylutował po dalszym słupku.
Po zmianie stron Juventus wrzucił wyższy bieg, natomiast “Zebry” sprawiały wrażenie ekipy, której bliżej do rozsypki niż odrobienia strat. W środku pola zaczęły tworzyć się ogromne dziury, a kolejne bramki gospodarzy wynikały z faktu, że Udinese w dziecinny sposób traciło piłkę. No i co, zaczęło się, mocny zaczął punktować słabszego. Najpierw w 49. minucie w roli głównej znów stanął Cristiano, wówczas jako asystent. Dogranie-bajka, bezbłędnym fałszykiem do Chiesy na sytuację jeden na jeden – oj, grzechem byłoby coś takiego zmarnować. Chwilę później gospodarze znów zrobili nalot na bramkę Udinese, konkretnie Ramsey, który wpakował piłkę do siatki na raty, ale tutaj ponownie VAR cofnął gola z powodu zagrania ręką, w tej klasyfikacji mieliśmy 1:1.
W 70. minucie Ronaldo znów wparował w pole karne gości, na pewniaku wykonał wyrok lewą nogą. Cóż, kapitalny występ skompletowany. Ba, dokonała się przecież rzecz niesamowita, bo napastnik Juve strzelił bramkę nr 758 w całej swojej karierze, dzięki czemu wyprzedził Pelego w klasyfikacji najlepszych strzelców wszechczasów. Kozak. Według portalu SofaScore 35-latek zasłużył dzisiaj na ocenę 9,4 i, co tu dużo mówić, po prostu wszedł w nowy rok z przytupem.
Zresztą jak cały Juventus, który – tu w roli przestrogi dla nadmiernych optymistów – wcale nie musiał tego meczu wygrać tak wysoko. Wynik jest mylący, Udinese miało na tacy przynajmniej dwie bramki więcej, ale o tym i tak nikt nie będzie pamiętał.
Juventus – Udinese 4:1 (1:0)
Ronaldo 31’ 70’, Chiesa 49’, Dybala 90+4’ – Zeegelaar 90’
KAMIL WARZOCHA
Fot. Newspix