Reklama

Lewy: Kucharski zarobił na mnie 17 mln euro. Kucharski: A on dzięki mnie zarobił 200 mln euro

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

22 grudnia 2020, 10:32 • 11 min czytania 22 komentarzy

Co tam słychać w dzisiejszej prasie? “Super Express” funduje nam kolejny rozdział wojny Roberta Lewandowskiego z Cezarym Kucharskim. Tym razem panowie przerzucają się kwotami w kontekście tego, ile na sobie (i dzięki sobie) zarobili. Zeznania Lewandowskiego i Lewandowskiej przed prokuratorem to stek kłamstw i pomówień na mój temat. On zarobił 200 mln euro dzięki mnie, więc powinien skupić się na swoim portfelu, a nie innych – twierdzi były agent piłkarza. Poza tym mamy chociażby wywiad z Williamem Remym, który nie tylko nie żałuje imprezy, za którą wyleciał z Legii, ale też twierdzi, że zachował podczas niej wszystkie obostrzenia sanitarne.

Lewy: Kucharski zarobił na mnie 17 mln euro. Kucharski: A on dzięki mnie zarobił 200 mln euro

Sport

Martin Chudy opowiada o meczu z Jagiellonią. Jak to się stało, że Jesus Imaz tak łatwo go oszukał?

Jak skomentować bramkę w Białymstoku? Zdecydowało pana spóźnione wyjście czy kunszt Jesusa Imaza?

– Tak to jest przy stylu naszego wysokiego grania, gdzie koledzy w obronie liczą na mnie, na moje wyjścia. Doszło do nieporozumienia, piłka poszła „za plecy”, a my zostaliśmy w blokach. Za późno wyszedłem do tej piłki i doświadczony, dobry napastnik przeciwnika zdołał to wykorzystać. Zdarzył się błąd, szkoda, bo w pierwszej połowie mieliśmy naprawdę wiele sytuacji. Żal, że nie udało się ich wykorzystać.

Pan w pierwszej połowie nie miał nic do roboty. Co więce stało się po przerwie?

Reklama

– Często tak jest, że jak masz okazje, a ich nie wykorzystujesz, to potem przytrafia się jedno nieporozumienie i strata bramki. Tak właśnie było z Jagiellonią. Potem grało się już dużo ciężej, bo rywal bronił korzystnego wyniku. Nie mieliśmy już zresztą tylu okazji. Można powiedzieć, że obraziliśmy szczęście przez to, że nie wykorzystaliśmy do przerwy tylu bardzo dobry okazji. To się zemściło. Gra się na bramki, oni strzelili tę jedną i zwyciężyli. Równie dobrze do przerwy mogło być 3:0 na naszą korzyść. Niestety tak nie było, no i przegrywamy.

Piast Gliwice nie ma za sobą najlepszej rundy. Ostatnie wyniki poprawiły jednak nastroje w Gliwicach.

Sytuacja w tabeli jest lepsza, ale jeszcze nie dobra. Seria meczów bez porażki została podtrzymana, choć gliwiczanie wciąż mają rezerwy. […] Gra Piasta w ostatnich tygodniach jest dużo lepsza niż na początku sezonu. Gliwiczanie punktują regularniej, co gwałtownie odbiło się na ich dorobku i pozycji. Straty punktowe do kolejnych miejsc nie są już tak duże, ale też spokoju śląska drużyna jeszcze nie ma. Ostatnie mecze i wyniki udowodniły, że fatalny początek sezonu był czymś niewytłumaczalnym i pechowym splotem okoliczności. Po raz kolejny przy Okrzei udowodniono, że „solidna praca sama się obroni”. To hasło będzie też obowiązywało w styczniu podczas przygotowań do drugiej rundy.

Komentarz Bogdana Nathera po ligowej kolejce. Zdaniem dziennikarza “Sportu” Legii należał się rzut karny w meczu ze Stalą.

Reklama

Trener Leszek Ojrzyński na pewno nie jest cudotwórcą, lecz pomógł mieleckiej Stali wstać z kolan i sprawił, że beniaminek nie jest już tylko chłopcem do bicia i dostarczycielem punktów. Wygrana na Łazienkowskiej każdemu smakuje wyjątkowo, więc triumf Stali na tym obiekcie jest godny podkreślenia. Pal licho, że trzeci rzut karny (dwa pierwsze były niepodważalne) dla mielczan był dyskusyjny, bo Łukasz Zwoliński i Artur Jędrzejczyk szarpali się niczym wytrawni dżudocy. Na mój nos „jedenastka” się gościom nie należała, natomiast sędzia Bartosz Frankowski powinien był gwizdnąć karnego dla legionistów za zagranie ręką Marcina Flisa, chociaż telewizyjny ekspert przyznał rację rozjemcy z Torunia. Te dwie krzywdzące (?) mistrza Polski decyzje w niczym nie umniejszają sukcesu Stali, bo pokazała hart ducha i „jaja”, czego zabrakło stołecznej jedenastce.

Marcin Jaroszewski w “Sporcie” odnosi się do wywiadu z “Przeglądu Sportowego”. Wówczas mówił, że Zagłębie nie potrzebuje rewolucji, czemu niedługo potem zaprzeczał Kazimierz Moskal, mówiąc, że jest dokładnie odwrotnie. Skąd ta różnica zdań?

Zaledwie kilka dni temu mówił pan, że zimą kadrowej rewolucji nie będzie, że ten zespół, także zdaniem trener Kazimierz Moskal nie potrzebuje gruntownych zmian. Tymczasem po meczu z Miedzią trener dopomina się konkretnych wzmocnień. Ustaliliście już ze szkoleniowcem ostateczną wersję, jak ma wyglądać zespół wiosną?

– Nawiązuje pan do wywiadu w „Przeglądzie Sportowym”, w kontrze do ostatniej konferencji prasowej. Wywiadu udzielałem przed ostatnimi czterema meczami, gdzie miałem świadomość jakie jest morale zespołu i z jaką ilością kontuzji mamy do czynienia. To był jeszcze czas, gdy trener liczył, że zawodnicy, których widzi na treningach, zna z lat poprzednich, oddadzą to w meczach i daliśmy sobie czas do końca rundy. Moim obowiązkiem było w tym momencie budować piłkarzy i dać sygnał, że w nich wierzymy. Zresztą tak było. Każdy kolejny mecz zmieniał optykę i te kilka kolejek zweryfikowało kilka osób negatywnie. Stąd słowa trenera. W międzyczasie ustaliliśmy pozycje, które jednak powinniśmy wzmocnić. Waszą rolą szukać sensacji i zbierać „lajki”, stąd taka czarno- biała interpretacja, a czas w piłce biegnie szybko. Ale tak ten świat funkcjonuje i nikt nie ma zamiaru się obrażać. Najstarsza na świecie jest wczorajsza gazeta…

Polonia Bytom doczeka się własnego stadionu. Takiego, na miarę możliwości, czyli kameralnego obiektu z możliwością dalszej rozbudowy.

Bytomska rada miasta uchwaliła wczoraj Wieloletnią Prognozę Finansową, która przewiduje budowę obiektu sportowego w rejonie ulic Piłkarskiej i Olimpijskiej, przeznaczonego głównie dla Polonii. Obiekt w rejonie ulic Olimpijskiej i Piłkarskiej ma kosztować 18 milionów złotych. Właśnie o tyle zostanie podwyższony kapitał zakładowy spółki Bytomski Sport Polonia Bytom sp z o.o., należącej do miasta i zarządzającej piłkarską oraz koszykarską Polonią. – Teren, który chcemy zagospodarować, to tzw. stare boiska żwirowe. W około 85 procentach należy do naszej spółki. Wystąpiliśmy do Urzędu Miasta z wnioskiem o aport pozostałej części nieruchomości – tłumaczył Sławomir Kamiński, prezes Polonii. Nowy obiekt zawierać będzie pełnowymiarowe boisko. Co istotne – całoroczne, bo z syntetyczną nawierzchnią najnowszej generacji. Będzie posiadał adekwatne do wymogów szczebla centralnego sztuczne oświetlenie, a także trybuny o pojemności około 2200 miejsc (250 zadaszonych, niecałe 200 w sektorze gości) i z możliwością rozbudowy do 3000 siedzisk. Za jedną z bramek mieścić się będzie 3-kondygnacyjny budynek o powierzchni użytkowej ponad 3000 metrów kwadratowych. Parter oraz część I piętra będzie przeznaczona dla Akademii Piłkarskiej Polonii. Drugą część I piętra zajmowałaby drużyna seniorów. Na II piętrze dwa pomieszczenia zostaną dedykowane sekcji esportowej Polonii, tam też będzie część administracyjna spółki, która dziś „tuła” się po centrum miasta.

Super Express

“Superak” dotarł do zeznań Roberta Lewandowskiego. Najlepszy piłkarz świata twierdzi, że Cezary Kucharski zarobił na nim 77 milionów zł.

– Jak miałem 26 lat, to było w 2014 r., zacząłem zauważać, że pan Czarek Kucharski niekoniecznie dba o moje interesy, czym narażał też mnie na ryzyko jego decyzji biznesowych. (…) Pan Kucharski dzięki współpracy ze mną zarobił łącznie ok. 15–17 mln euro (67–77 mln zł – red). (…) Na przełomie 2015 i 2016 r. spotkałem się z Czarkiem Kucharskim, bo byłem bardzo niezadowolony z naszej współpracy. Już w tamtym okresie rozmawialiśmy na temat naszego rozstania, gdzie w trakcie rozmowy pan Czarek użył słów: „zdaję sobie sprawę, że jestem dla ciebie już za mały”. Powiedziałem panu Cezaremu, że ja chcę się rozwijać, a u niego tego nie widzę – zeznał Lewandowski. O komentarz do kwoty podanej przez Lewandowskiego zapytaliśmy Kucharskiego. – Zeznania Lewandowskiego i Lewandowskiej przed prokuratorem to stek kłamstw i pomówień na mój temat. On zarobił 200 mln euro dzięki mnie, więc powinien skupić się na swoim portfelu, a nie innych.

Przegląd Sportowy

Mgnienia ligowej rundy od “PS”, czyli podsumowanie jesieni. Między innymi o tym, że Lech Poznań zaliczył efektowny zjazd.

Zaczęło się od zachwytów, skończyło załamywaniem rąk. Lech Poznań jesienny maraton zaczął jak niedojrzały i napalony długodystansowiec – za szybko, za gwałtownie, i po kilkunastu kilometrach opadł z sił. Kolejorz w świetnym stylu awansował do fazy grupowej Ligi Europy, w ekstraklasie od początku gubił punkty, ale przynajmniej nieźle się to oglądało. Promował przy tym młodych polskich piłkarzy, budził więc dosyć powszechną sympatię, a trener Dariusz Żuraw był postrzegany jako człowiek, który ma fantazję, intuicję i umiejętności. Druga część jesieni to spektakularny zjazd i trwonienie wypracowanego kapitału. Lech jest jak nadmuchany do imponujących rozmiarów kolorowy balon, który nagle został przebity, a to już nie jest przyjemny widok. Drużyna nagle zawiodła na całej linii – dramatycznie gasła w Lidze Europy, na koniec kompletnie pogubiła się w ekstraklasie, a tak chwaleni młodzi piłkarze swoją grą zaczęli wołać o kilka tygodni odpoczynku…

[…] Tabelę zamykają trzy drużyny, które latem awansowały do elity i żadną miarą nie jest to przypadek. Przepaść między pierwszą ligą a ekstraklasy widzi każdy, ale problem nowych klubów jest to, że nie są w stanie dostosować się do nowych warunków pod względem budżetowym. W efekcie nie zatrudniają piłkarzy o wyższych umiejętnościach, naiwnie licząc, że poradzą sobie, opierając się na ekipie, która wywalczyła awans. Zwykle jest to zaklinanie rzeczywistości i liczenie na piłkarski cud. Głównymi winnymi porażek w Mielcu i Bielsku-Białej zostali uznani jednak trenerzy, z decyzjami nie poczekano nawet do zimowej przerwy. W Stali przyniosło to pewien efekt, bo Leszek Ojrzyński znowu pokazał, że na zawołanie potrafi zmobilizować dowolną grupę ludzi, która lubi sobie pokopać piłkę. No i tym razem wyjątkowo spada tylko jeden zespół, a na ostatnim miejscu w tabeli jest Podbeskidzie. Trudno twierdzić, że Górale mieli najsłabszego trenera w całej lidze. Znacznie mniej kontrowersyjna jest teza, że mają najsłabszych piłkarzy.

William Remy nie potrafi zrozumieć, dlaczego Legia tak się zdenerwowała na jego imprezę w trakcie pandemii. Naprawdę, ciężko zgadnąć… Wywiad pełen absurdów, bo Francuz mówi np., że wszystko było w porządku, bo gościom mierzył temperaturę.

Na pana sytuację w Legii miała wpływ impreza, za którą został pan ukarany. Żałuje pan tego?

Nie żałuję. Moja dziewczyna zorganizowała spotkanie, co należało zrobić w restauracji, ale wszystkie lokale zostały zamknięte, więc postanowiła zaprosić znajomych do domu. Powiedziałem, że nie ma problemu. Ja tylko częściowo uczestniczyłem w tym spotkaniu, wchodziłem i wychodziłem. Na pewno żałuję, że wyciekły zdjęcia.

Dlaczego pana przyjaciele robili zdjęcia i je opublikowali?

To znajomi dziewczyny, ja ich nie znałem. Na pewno nie zrobili tego celowo.

Ale nie mógł im pan powiedzieć, żeby nie publikowali tych zdjęć w internecie?

Nie wiedziałem, że zamierzają zamieścić je w mediach społecznościowych. Myślałem, że robią to tylko dla zabawy. Gdyby to byli moi prawdziwi przyjaciele, nie opublikowaliby ich w internecie, ale trudno mi narzucać coś osobom, których nie znam.

W ogóle w Polsce obecnie dozwolone są zgromadzenia do pięciu osób.

To dotyczy zgromadzeń na zewnątrz, w domu ten limit to 20 osób (obecnie także pięć, ale w dniu imprezy faktycznie można było jeszcze zorganizować spotkanie do 20 osób – przyp. red.). Przed wejściem mierzyliśmy wszystkim temperaturę. Nikt nie miał objawów choroby.

Kolejne wieści transferowe z Częstochowy. Raków szuka także bramkarza.

O priorytetach częstochowian pisaliśmy w ostatnich dniach – zimą będą nimi stoper z dominującą lewą nogą i lewy wahadłowy. Dowiedzieliśmy się też, że trzecim planowanym nabytkiem podczas przerwy w rozgrywkach ma być golkiper. […] Kolejną sprawą są umowy obu golkiperów. Ich kontrakty wygasają z końcem sezonu. Z Szumskim były ponoć prowadzone rozmowy, ale ich efektów nadal nie ma. Z kolei u Pindrocha opcja przedłużenia współpracy należy do klubu (należałoby go jednak zakontraktować aż na cztery lata). […] Nie jest wykluczone, że ktoś taki przeniesie się do Częstochowy. Pytanie tylko, czy nastąpi to już teraz, czy dopiero po sezonie. Decyzji w sprawie nowego golkipera należy spodziewać się po Nowym Roku.

Emil Kot w rozmowie z “PS” mówi o swoim celu – Premier League. Polak chciałby kiedyś być trenerem w najlepszej lidze świata.

Na piłce nie zarabia pan wystarczająco dużo, by porzucić normalną pracę?

Ja na piłce nic nie zarabiam.

Słucham?

No dobrze, w Wiśle zarabiam, ale są to niewielkie pieniądze. Propozycja finansowa wyszła z mojej strony, chciałem udowodnić, że można w klubie ekstraklasy zrobić coś fajnego. Finanse są na drugim miejscu. Jako trener Balham nie dostaję nic, praca jest zupełnie charytatywna.

To po co pan się tym zajmuje?

Jak to po co? Dla rozwoju. Problemem nas, Polaków, jest to, że jesteśmy strasznymi materialistami. Pod każdym możliwym względem. Nie zastanawiamy się, ile dana praca w futbolu może nam dać w perspektywie pięciu lat, tylko myślimy, ile da się z tego wyciągnąć od razu. Również miałem takie podejście, dopóki nie przyjechałem do Londynu. Tutaj nauczyłem się, że można inaczej. Pracowałem już na trzynastym, dwunastym, jedenastym, dziesiątym i dziewiątym poziomie rozgrywek w Anglii. Wszędzie się czegoś nauczyłem i uzyskałem dobre referencje. One pomagają mi piąć się wyżej. Latem zacznę rozglądać się za jakimś klubem w siódmej i ósmej lidze, gdzie każdy piłkarz zarabia, powiedzmy, 100– –200 funtów tygodniowo. Powtarzam: chcę się rozwijać, być coraz lepszym trenerem. Mam plan, by w wieku 35 lat przebić się do League Two, a więc czwartej ligi, pierwszej zawodowej w Anglii. Zostało mi pięć lat. A w dalszej perspektywie oczywiście będę pracował w Premier League.

Kamil Kosowski nie chciałby, żeby Kacper Kozłowski poszedł w ślady Szymona Żurkowskiego. Wierzy natomiast, że gra Pogoni w pucharach pozwoliłaby podbić jego cenę.

Kozłowski warunkami fizycznymi przypomina Szymona Żurkowskiego i pozostaje mieć nadzieję, że jego kariera potoczy się lepiej niż starszego kolegi. Od półtora roku niewiele słychać o jego występach, a kiedy był gwiazdą Górnika Zabrze, wydawało mi się, że to chłopak z potencjałem na podstawowy skład reprezentacji Polski. Jego transfer do Fiorentiny lub Bartosza Kapustki do Leicester City powinny być przestrogą dla młodych. Czasem lepiej stawiać mniejsze kroczki i wybierać słabsze drużyny lub przy zdecydowaniu się na mocne zagwarantować wypożyczenie do ekipy z odpowiednim poziomem, która będzie walczyła o coś i w której można się rozwinąć, a nie tylko nauczyć nowego języka. W kontekście Kozłowskiego kluczowe dla Pogoni byłoby utrzymanie miejsca na podium i później niezłe występy w eliminacjach europejskich pucharów, czego doskonałym przykładem jest Jakub Moder i jego transfer do Brighton & Hove Albion. Gdyby nie gra Lecha w kwalifikacjach do Ligi Europy, Moder pewnie kosztowałby między 5 a 7 mln euro, tymczasem dzięki pucharom jego cena przebiła 10 milionów.

Gazeta Wyborcza

Nic o piłce.

fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

22 komentarzy

Loading...