Reklama

PRASA. „A może Stefański to po prostu słaby sędzia?”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

07 grudnia 2020, 08:50 • 15 min czytania 31 komentarzy

Dziennikarze „Sportu” pytają w komentarzu po kolejce o winy Daniela Stefańskiego i wyliczają jego błędy. „To arbiter, który od ponad dekady psuje ligowe spotkania, a co jakiś czas wokół jego decyzji na boisku powstaje smród. Pisaliśmy o tym w „Sporcie” nieraz.  W grudniu dwa lata temu, w meczu w Lubinie, arbiter z Bydgoszczy wykartkował gliwiczan tak, że potem czterech z nich nie mogło grać w kolejnym meczu z Legią” – czytamy. Co poza tym w prasie? Jaroszewski tłumaczy, jak działa Zagłębie Sosnowiec, Piotr Wołosik wspomina, jak kiedyś pili ligowcy, a Bugajski i „Wyborcza” przedstawiają furiata Hyballę.

PRASA. „A może Stefański to po prostu słaby sędzia?”

Super Express

Poza przypomnieniem wydarzeń z weekendu – zwyzywania sędziego przez Janusza Filipiaka i wygranej Legii, tekst o losowaniu grup eliminacyjnym mistrzostw świata. UEFA wprowadza jedną nowość. Jaką?

Potęg nie da się uniknąć, a bezpośredni awans do MŚ 2022 wywalczą tylko zwycięzcy grup. Już dzisiaj w Zurychu odbędzie się ceremonia losowania eliminacji do mundialu, który za dwa lata zostanie rozegrany w Katarze. Droga do finałowego turnieju może być bardzo wyboista. (…) Tradycyjnie do jednej grupy nie będą mogły trafić reprezentacje krajów, które są w politycznym konflikcie (np. Ukraina i Rosja). Nowością są restrykcje związane z… pogodą. W jednej grupie mogą znaleźć się tylko dwa zespoły z krajów, w których jest długa i mroźna zima (Polski do tej kategorii nie zaliczono). To po to, by zmniejszyć ryzyko odwoływania meczów. Eliminacje ruszą 24 marca 2021 r., a faza grupowa potrwa do połowy listopada 2021 r. Baraże zaplanowano na marzec 2022 roku. 

Przegląd Sportowy

Przed nami losowanie eliminacji mundialu. Swoimi spostrzeżeniami przed nim dzieli się Jerzy Engel, który chciałby trafić na Chorwatów.

Reklama

IZABELA KOPROWIAK: Która z drużyn z pierwszego koszyka byłaby dla nas najtrudniejszym rywalem?

JERZY ENGEL (BYŁY SELEKCJONER REPREZENTACJI POLSKI): Belgia, która stanowi najbardziej zgrany, solidny zespół. Ją chciałbym ominąć. Dobrze byłoby za to trafi ć na Chorwatów, których najlepszy czas już minął, nie jest to ta ekipa, która zachwycała podczas mistrzostw. Z pozostałych koszyków nikt już mnie nie przeraża, jesteśmy zdecydowanie lepsi od wszystkich drużyn, które się w nich znajdują. Pewne znaczenie może mieć jedynie położenie geografi czne, dobrze byłoby uniknąć dwóch dalekich wyjazdów z rzędu. Wolałbym też, abyśmy nie trafi li na zespoły, które grają techniczny futbol, bez przyjęcia, które nie tylko realizują założenia taktyczne, ale potrafi ą dać dużo od siebie, jak Włochy.

Kogo w 2001 roku, podczas losowania grup eliminacyjnych mistrzostw świata w Korei i Japonii, nie chciał pan wylosować?

Tych najlepszych, bo wtedy jest się z góry na straconej pozycji, trzeba się mocno mobilizować, by się nie skompromitować. Kiedy byłem selekcjonerem, było to trudniejsze, polska piłka nie stała na takim poziomie jak dziś, nie mieliśmy w drużynie gwiazd jak Lewandowski. Stanowiliśmy solidny zespół, który mógł nawiązać walkę z podobnymi zespołami.

Mamy także felieton Mateusza Borka, który także pokusił się o swoje typy. W grupie marzeń umieścił Danię, czy Irlandię Północną.

Od uśmiechu fortuny będzie tym razem naprawdę dużo zależało, bo dziś zdecydowanie trudniej jest awansować do mistrzostw świata niż do mistrzostw Starego Kontynentu. Los przed godziną 19.00 zdecyduje, z kim się zmierzymy, czy w marcu zagramy dwa mecze u siebie czy na wyjeździe, wreszcie losowanie zdecyduje, czy znajdziemy się w grupie 5- czy 6-zespołowej. Grupa marzeń, a raczej największej szansy na mundial w Katarze? Dania, Irlandia Północna, Luksemburg, Andora i powiedzmy Gibraltar. Grupa przeklęta? Z pierwszego koszyka nie marzę o Francji, Hiszpanii, Belgii czy Włoszech. Z trzeciego koszyka wolałbym uniknąć Rosji, Norwegii i Węgier. Z czwartego niekoniecznie chciałbym Macedonię, Słowenię czy mimo ostatnich dobrych wspomnień Bośnię. W piątym widzę łatwiejszych rywali niż Kosowo, Armenia czy Kazachstan. Kiedyś hinduski jezuita i mistyk Anthony de Mello powiedział: „Szczęście jest motylem: próbuj je złapać, a odleci. Usiądź w spokoju, a ono spocznie na twoim ramieniu”. Siadamy zatem wieczorem w spokoju i czekamy na to, co przyniesie nam los. Trzymajcie kciuki.

Reklama

Antoni Bugajski komentuje ligową kolejkę. Debiut Petera Hyballi został przyćmiony.

Mam wrażenie, że gdyby ktoś wymieszał trenerskie geny Pachety (pamiętacie, tego z Korony), Angela Pereza Garcii (tego z Piasta) i Ricardo Sa Pinto (z Legii) wyskoczyłby ktoś w stylu Petera Hyballi. Niby Niemiec, ale temperament południowca, czyli bezpośredniość, bezpretensjonalność i bezkompromisowość. Po pierwszym meczu Wisły Kraków o jej nowym trenerze nie da się powiedzieć niczego więcej. Nawet jeśli bardzo się starał, nie on został bohaterem krakowskich derbów (1:1). Choć na początku cała uwaga zwrócona była na niego, inni bez trudu go przebili. Szkoda tylko, że taka popularność chluby na pewno im nie przynosi. Wracając do Hyballi. Bez dwóch zdań żyje przy linii bocznej, wchodzi w interakcje z sędziami i z trenerem drużyny przeciwnej. Zdaje się, że chętnie wyściskałby się z Michałem Probierzem przed pierwszym i ostatnim gwizdkiem, tyle że szkoleniowiec Pasów zwłaszcza po meczu nie był skory do poklepywania się z kimkolwiek. Jego twarz przysłoniła chmura gradowa i choć często uważam to za wyuczoną i mogącą irytować pozę, tym razem mu się nie dziwię i próbuję zrozumieć. Jego zespół uratował remis, ale na boisku musiał się mierzyć nie tylko z rywalem, lecz także z sędzią. Daniel Stefański nie miał dobrego dnia, podejmował decyzje co najmniej kontrowersyjne, tak się składa, że częściej szkodzące gospodarzom. 

Łukasz Olkowicz przepytał Marcina Jaroszewskiego, który tłumaczy, jak działa Zagłębie Sosnowiec. Albo raczej jak nie działa, patrząc na wynik sosnowiczan.

Ale tego trenera mieliście wytypowanego od dawna, wyskautowanego, zebraliście na jego temat wiadomości i daliście szansę, wyciągając z IV-ligowej Victorii Sulejówek.

Znaliśmy się, rozmawialiśmy, charakterologicznie też byliśmy dopasowani. Zasięgaliśmy zdania na jego temat u zawodników, byłych i obecnych, ludzi ze środowiska, trenerów. Nasz człowiek rozmawiał też z Dariuszem Pasieką, odpowiadającym za kształcenie trenerów w Polsce. Wszyscy pozytywnie wypowiadali się o trenerze Dębku. Dlaczego nie udało mu się w Zagłębiu? Przy rozstaniu powiedziałem trenerowi, że w piłce seniorskiej nie poszczególni piłkarze mają robić postęp, tylko drużyna zbierać punkty. A tych brakowało. Nadal jednak uważam, że pomysł z jego zatrudnieniem wydawał się zdrowy dla środowiska i dla nas, statystycznie się bronił.

Co więc poszło nie tak?

Tu leży klucz do całej zabawy w piłkę nożną. Siedzieliśmy, zastanawialiśmy się, gdzie popełniliśmy błąd. Szukaliśmy rzeczy, które mogły coś zmienić.

I co wam wyszło?

Nie wykorzystaliśmy na początku sezonu kilku stuprocentowych i kilkunastu znakomitych sytuacji do strzelenia gola. Gdyby wtedy piłka zamiast trafi ć w słupek, wpadła obok niego do siatki i wygralibyśmy, to poprawiłaby się atmosfera, drużyna uwierzyłaby w to, co robi i nabrała pewności siebie.

„Gdyby” to ulubione słowo Polaków.

Najlepiej pytać niektórych zawodników, dlaczego mając piłkę na piątym czy ósmym metrze, a przed sobą pustą bramkę lub leżącego już bramkarza, nie dokonywali egzekucji. Trafi ali w słupek, kopali w bramkarza lub obok bramki. Żaden trener na I-ligowym poziomie nie powinien tego uczyć. Umówmy się, że gdybyśmy zaprosili kogoś z ulicy, kto nigdy nie grał w piłkę, to z dziesięciu takich sytuacji trafi dziewięć razy. Jestem o tym przekonany. Im dłużej to trwało, tym problem narastał, a presja rosła. To był nasz ogromny kłopot. Z drugiej strony nie mamy w składzie d z i e c i , żeby nie mogli znieść jednej czy drugiej niewykorzystanej sytuacji. U nas po prostu daleko to zaszło. Na granicę katastrofy. 

Problem Zagłębia leży w braku pewności siebie piłkarzy, czy po prostu zbudowaliście za słabą drużynę?

W głowach. Jestem po rozmowach z trenerem Moskalem i Robertem Podolińskim. Ta drużyna nie potrzebuje żadnej rewolucji, tylko być może drobnych korekt, wiary w siebie i trochę szczęścia. Nie słyszę ze strony sztabu wielkich wymagań co do wzmocnień. Trener Moskal chce pracować z grupą, którą zastał. Według niego ci zawodnicy powinni dać jakość.

Bruk-Bet Termalica spędzi zimę na fotelu lidera rozgrywek. „Słonie” mają lepszy wynik niż wtedy, gdy wywalczyli awans do Ekstraklasy.

Piłkarzom Termaliki do końca roku pozostały jeszcze dwa mecze, ale już teraz mają sześć punktów przewagi na drugim ŁKS i jedno zaległe spotkanie. To oznacza, że niecieczanie przezimują na pierwszym miejscu. W środę Słonie zagrają u siebie z Odrą w ramach 15. kolejki. Ten mecz został przełożony z powodu złego stanu boiska w Opolu i ostatecznie przeniesiono go do Niecieczy. Piłkarską jesień zawodnicy Mariusza Lewandowskiego zakończą 12 grudnia w Olsztynie. To, że wiosną Słonie będą głównym faworytem do awansu, pokazują liczby z poprzednich lat. W sezonie 2014/15, gdy Bruk- -Bet wywalczył promocję, po 15. kolejkach miał 31 punktów. Teraz piłkarze Lewandowskiego mają o siedem oczek więcej. Ta przewaga podparta najlepszym strzelcem ligi, najlepszą defensywą i szeroką kadrą to znakomity kapitał, który w drugiej części sezonu trudno będzie roztrwonić.

Dariusz Dziekanowski w swoim felietonie podsumowuje barwną działalnośc Janusza Filipiaka.

Nie dziwi mnie, że w ekipie Pasów co jakiś czas piłkarz (Janusz Gol, Mateusz Wdowiak…) zostaje odsunięty od składu, bo nie chce zgodzić się na warunki, które nakazuje mu despotyczny właściciel. Bo w tym klubie jest przede wszystkim jaśnie pan właściciel, jest trenero-prezes, a reszta musi pogodzić się z rolą szarej myszki, która nie może wychylić głowy spod miotły. Ale ten wielce szanowny właściciel posługuje się w wywiadach językiem niezbyt przystającym do pełnionej funkcji i do miejsc, w których bywa, a także do fortuny, którą dysponuje. O szkoleniowcu mówi, że nie jest to jakiś „gostek pierdu- -pierdu”, nie jakiś „bezjajeczny” trener. Jeszcze gorsze oblicze pokazuje w trakcie meczów, kiedy sędziów wyzywa od „ch…w”. I nie da się tego wytłumaczyć emocjami, to jest zwykłe prostactwo. Dlatego też nie ma prawa narzekać na zachowanie stadionowych chuliganów, skoro sam świeci takim przykładem. Takim zachowaniem udowadnia, że między tym, którzy w sposób niewybredny nawołują do odejścia właściciela, a obiektem tych „postulatów” trzeba postawić znak równości. I to jest przykre.

„Piłką Pod W(0)łos, czyli kolejna stała rubryka w „Przeglądzie”. O czym dziś piszą Janekx89 i Piotr Wołosik? M.in. o tym, jak się kiedyś… piło.

A skoro jesteśmy przy polewaniu… Michał Żewłakow barwnie uzupełnił swój niedawny wywiad dla „PS”, w którym wspominał swoje piłkarskie przygody z Tomaszem Frankowskim w tle. „W trakcie pożegnalnej imprezy Toma na białostockim stadionie ze swoim bratem Marcinem zupełnym przypadkiem wynaleźliśmy nowego drinka. Do szklanek z metaxą i tonikiem, które zamówiliśmy, barman niechcący strącił kilka plastrów świeżego ogórka. Mimo wszystko postanowiliśmy spróbować i okazało się, że drink nabrał smacznego, wręcz arbuzowego posmaku” – zachwalał, wspominając przypadkowe odkrycie Michał, starszy o pięć minut od brata bliźniaka, również byłego reprezentanta Polski. Historia zna wiele przypadkowych odkryć. Amerykańskiemu inżynierowi roztopiona czekolada (pod wpływem fal radiowych) pomogła w stworzeniu mikrofalówki, a brytyjski farmaceuta, wycierając o podłogę patyk od mieszania chemikaliów, przyczynił się do wynalezienia zapałek. Bywa jednak, że to potrzeba jest matką wynalazków. Gdy piłkarzy Amiki Wronki szkolił Grzegorz Lato, w trakcie imprezy we wronieckim lesie zabrakło „szkła” przybyłemu biesiadnikowi. Były król strzelców mistrzostw świata wpadł na genialne odkrycie, proponując, by kumpel strzelił kielicha z kierunkowskazu natychmiast odkręconego od busa, którym do lasu przyjechała wesoła ekipa

Sport

Tradycyjne podsumowanie weekendu od katowickiego „Sportu”. Przegrani, wygrani i komentarz po 12. serii gier, w którym Michał Zichlarz pyta: a może Stefański to po prostu słaby sędzia?

WYGRANI…

W wieku 27 lat w ekstraklasie zadebiutował Michał Szromnik. Golkiper Śląska Wrocław wskoczył między słupki przez absencję Matusza Putnockiego, który od momentu przyjazdu do stolicy Dolnego Śląska nie opuścił ani jednego meczu ligowego. Szromnik w meczu z Rakowem godnie go zastąpił – nie tylko przyzwoicie bronił, ale kilka razy uratował wrocławian przed utratą bramki. Nie stracił czujności i w ostatnich minutach meczu, gdy obronił groźny strzał przewrotką.

PRZEGRANI…

Jest prawdopodobieństwo, że Jan Grzesik po meczu z Jagiellonią został wysłany na dodatkowe treningi strzeleckie. Trener Piotr Tworek przesunął prawego obrońcę na skrzydło, gdzie dobrze poradził sobie przeciwko Rakowowi, ale w Białymstoku ujawniły się jego wady. Ttrzykrotnie stawał oko w oko z Pavelsem Steinborsem i za każdym razem fatalnie pudłował. I choć zdobył jednego gola, to musi sobie pluć w brodę, bo jego kolejnych trafień brakowało do zdobycia co najmniej punktu.

KOMENTARZ

Pomijając racje jednej i drugiej strony czy oświadczenie wydane przez „Pasy” po 200. derbach, warto kilka zdań poświęcić samemu Stefańskiemu. To arbiter, który od ponad dekady psuje ligowe spotkania, a co jakiś czas wokół jego decyzji na boisku powstaje smród. Pisaliśmy o tym w „Sporcie” nieraz. Mnie zapadły w pamięć jego decyzje w meczu Odry Wodzisław z Jagiellonią Białystok w grudniu 2009 roku. Dwie czerwone kartki dla wodzisławian i dwa rzuty karne podyktowane dla „Jagi” dały jej remis przy Bogumińskiej. Strata tych dwóch punktów kosztowała potem wodzisławian utrzymanie w ekstraklasie. O „obiektywizmie” sędziego z Bydgoszczy mogą też coś powiedzieć w innych klubach, choćby w Bielsku-Białej czy w Gliwicach. Podbeskidziu dał się „poznać” w listopadzie 2012 roku, kiedy to w kontrowersyjnych okolicznościach pokazał czerwoną kartkę Dariuszowi Pietrasiakowi. Piasta jego decyzje o mało kosztowały mistrzostwo Polski. W grudniu dwa lata temu, w meczu w Lubinie, arbiter z Bydgoszczy wykartkował gliwiczan tak, że potem czterech z nich nie mogło grać w kolejnym meczu z Legią.

Według „Sportu” Radosław Sobolewski w meczu z Górnikiem Zabrze będzie walczył o swoją posadę.

Kolejne porażki, słaba gra i wyniki sprawiły, że posadę stracił kilka dni temu Marek Jóźwiak, dyrektor sportowy. Zastąpił go Paweł Magdoń. Wieść niesie, że czarne chmury gromadzą się też nad Radosławem Sobolewskim. O jego pozycji zadecydują trzy mecze, jakie pozostały do świąt. Kolejna przegrana może sprawić, że były pomocnik m.in. Górnika może pożegnać się z Płockiem. Biorąc mecze od początku listopada, Wisła zdobyła ledwie punkt. Pod tym względem należy do najgorszych w PKO Ekstraklasie, a do końca roku może być jeszcze różnie, bo oprócz starcia z „górnikami” płocczan czeka wyjazdowa potyczka z Lechią i tuż przed świętami starcie z Podbeskidziem. 

Bogdan Nather krytykuje PZPN za zapis w regulaminie. Jaki? Ten, który pozwalał ŁKS-owi zdjąć młodzieżowca po czerwonej kartce.

Po meczu ŁKS-u z Miedzią pojawiły się „podpowiedzi”, że legniczanom należy się walkower. Powód? Łodzianie kończyli mecz bez młodzieżowca w składzie!  (…) Skoro wprowadzono przepis, że zespoły MUSZĄ mieć w składzie młodzieżowca, to powinny się tego trzymać. Mogą być tylko dwa odstępstwa od tej reguły: gdy młodzieżowiec (ale tylko on!) zostanie ukarany czerwoną kartką lub gdy status młodzieżowca ma bramkarz i musi opuścić posterunek z powodu kontuzji. Wówczas między słupki może wejść zawodnik starszy od tego, który rozpoczął mecz. Tak byłoby po prostu uczciwie, nie wspominając już o logice. No chyba, że autorzy tego zapisu nie mieli z nią w ogóle styczności. 

Zagłębie Sosnowiec miało problem z kontuzjami. Skończyło się to porażką 1:4 z Górnikiem Łęczna.

Kazimierz Moskal nie mógł skorzystać z usług kontuzjowanych Filipa Karbowego i Lukasa Duriszki, na ławce został Joao Oliviera, który także z powodu urazu nie dograł do końca ostatniego meczu. W rezerwie został również Szymon Pawłowski. Podczas rozgrzewki okazało się, że to nie koniec problemów kadrowych sosnowiczan, bo niedyspozycję zgłosił Piotr Polczak i tym samym na środku obrony wystąpiło dwóch młodzieżowców: Kacper Radkowski oraz Mateusz Grudziński. Miejsce Karbowego zajął Martimo Maia, z kolei za Oliveirę w środkowej linii zagrał Markas Beneta. Dla Litwina, nominalnie gracza linii obronnej, był to pierwszy występ w sezonie. (…) Była to siódma wyjazdowa porażka sosnowiczan w rundzie jesiennej. Stać ich było tylko na dwa remisy – z Widzewem oraz Radomiakiem. Bilans bramkowy: 3-13. Oprócz Zagłębia do tej pory na boiskach rywali nie wygrała tylko Puszcza, ale zespół z Niepołomic czeka jeszcze jeden wyjazd, a poza tym zespół Tomasza Tułacza zaliczył do tej pory trzy remisy przy lepszym bilansie bramkowym. To oznacza, że jesienią Zagłębie zanotowało najgorszy wynik ze wszystkich zespołów zaplecza ekstraklasy w meczach rozgrywanych w roli gości…

Wizyta w Turynie, którym nadal rządzi Juventus. Wojciech Szczęsny znacznie pomógł „Starej Damie” ograć Torino.

Mecz miał nieoczekiwany początek, bo po rzucie rożnym niepewnie zachowała się obrona Juventusu i Kameruńczyk Nicolas N’Koulou zdobył swoją pierwszą bramkę w sezonie. Szczęsny nie bardzo mógł coś w tej sytuacji zrobić. Za to świetnie spisał się przy sytuacji, jaką miał Zaza. Dzięki niemu nie było 0:2, więc interwencja znacząca dla losów meczu została wysoko oceniona (nota 6,5). W 57 minucie wyrównał Juan Cuadrado, ale po analizie VAR sędzia bramkę anulował z powodu ofsajdu. Skoro zabrali mu gola, Kolumbijczyk wystąpił w roli asystenta. Po jego dośrodkowaniach bramki „główkami” zdobyli Weston McKennie i Bonucci. Przy bramce Amerykanina „zdrzemnął się” Linetty, po niezłej I połowie w drugiej psuł wszystko, co można (ocena 5). Losy derbów zostały rozstrzygnięte w 89 minucie, ale bywały bardziej dramatyczne końcówki i wcale nie trzeba sięgać do odległej przeszłości. Trzy lata temu bramka Gonzalo Higuaina w 93 minucie zapewniła Juventusowi remis 1:1. W 2015 Cuadrado w 93 zapewnił wygraną 2:1, rok wcześniej obecny trener Juventusu Andrea Pirlo z rzutu wolnego też dał mu sukces 2:1 w… 93 minucie. Te dwa spotkania przedzielił ostatni sukces Torino w derbach, także było 2:1. Kapitanem „Toro” był wtedy Kamil Glik. 

Gazeta Wyborcza

Jedyny piłkarski tekst na dziś to sylwetka Petera Hyballi. Tomasz Zdebel twierdzi, że na dłuższą metę podejście Hyballi do zawodników się nie sprawdza.

Piłkarzem był bardzo krótko, tylko jako junior. Przeszkadzały nie tylko kontuzje, ale też wielkie pragnienie: czuł, że chce zostać trenerem, że chce stać przed drużyną i jak napisał „Die Welt” – „kształtować ją i prowadzić”. Pierwszą pracę szkoleniową rozpoczął w wieku 18 lat, zajął się dzieciakami w klubie z rodzinnej miejscowości – Borussii Bocholt. Drużynę seniorów objął w wieku 27 lat w… Namibii. Działacze klubu Ramblers Windhoek najpierw skontaktowali się z nim przez internet, potem odwiedzili w mieszkaniu, które dzielił z innymi studentami, i zaproponowali pracę. Podobno nie zastawiał się w ogóle, tylko „wsiadł w pierwszy najbliższy samolot”. Na południu Afryki spędził sezon i wrócił do Niemiec. W końcu w 2010 r. dostał pierwszą pracę z seniorami w Europie. Objął drugoligową wtedy Alemanię Aachen, w której składzie był Tomasz Zdebel, 14-krotny reprezentant Polski. – Właśnie przyszedłem z Bayeru Leverkusen, w którym pracowałem z Juppem Heynckesem, trenerem  z górnej półki. Była duża różnica między nimi – wspomina Zdebel, obecnie trener zespołu U-17 w Bayerze. – Hyballa to Dr Jekyll i Mr Hyde. Kiedy rozmawia się z nim w cztery oczy, nie o piłce, to jest spokojnym i wyważonym człowiekiem. Kiedy jednak zakłada dres trenera i wychodzi na boisko, staje się wybuchowy, głośny, ale zaangażowany w pracę. Jego podejście do ludzi na dłuższą metę się nie sprawdza. Z piłkarzami trzeba umieć rozmawiać. Byłem od niego starszy i nie można tak samo podchodzić do osiemnastolatka jak do trzydziestolatka – dodaje Zdebel.

fot. FotoPyK

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

31 komentarzy

Loading...