Reklama

PRASA. Peter Hyballa – “gorsza wersja Kloppa”, na którą liczy Wisła Kraków

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

04 grudnia 2020, 09:24 • 12 min czytania 4 komentarze

– Hyballa słynie z tego, że jego drużyny preferują ofensywny styl oraz że jest świetnym motywatorem. Po obejrzeniu ostatnich meczów w wykonaniu Wisły przyznał, że zalążki gry wysokim pressingiem są w drużynie wpojone. – Nie wszystko sprowadza się do pressingu, ważnych jest też wiele innych czynników. Dużo rozmawiam z zawodnikami.  Jak przychodzi nowy trener, jest to nowe rozdanie. Piłkarze chcą się pokazać. A na dodatek czeka nas mecz derbowy. Odpowiednia motywacja to jednak nie wszystko. Spotkania nie wygrywa się tylko poprzez odpowiednie nastawienie mentalne. Potrzebne są także umiejętności i jakość – czytamy w “Sporcie” o nowym trenerze Wisły. Co tam dziś w prasie?

PRASA. Peter Hyballa – “gorsza wersja Kloppa”, na którą liczy Wisła Kraków

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Przy takim składzie to musiało się tak skończyć – Lech wywiesił białą flagę w Europie, wystawił rezerwy i przegrał z Benfiką 0:4.

Niech żyje nam rezerwa – brzmią słowa piosenki. W przypadku rezerwy z Lecha chciałoby się dodać, że i owszem, niech sobie żyje, byle tam, gdzie do tej pory, czyli poza boiskiem. Nieprzypadkowo Karlo Muhar, Nika Kaczarawa, Mohammad Awwad, Tomasz Dejewski czy nawet Filip Marchwiński rzadko dostawali okazje do występów w obecnym sezonie. Na Estadio da Luz nijak nie potrafi li zastąpić Jakuba Modera, Daniego Ramireza czy Tiby, z czego skrzętnie skorzystali miejscowi. Być może sami piłkarze trenera Jorge Jesusa byli zdziwieni, z kim przyszło im się mierzyć i dlatego rozkręcali się powoli? Może potrzebowali czasu na opanowanie zdziwienia? Bo trudno się spodziewać, by szkoleniowiec przestrzegał ich przed Muharem czy Dejewskim… W każdym razie losy rywalizacji potoczyły się tak, jak należało się spodziewać po ogłoszeniu wyjściowych jedenastek.

Rozmowa z Przemysławem Płachetą. Trochę o jego pozycji w kadrze, walce o swoje, ale i o Norwich – pracy nad swoim statusem w drużynie, początku sezonu.

Reklama
Przyjeżdżając na listopadowe, debiutanckie dla pana zgrupowanie, obawiał się pan, że to mogą być dla pana zbyt wysokie progi?

Poziom drużyny narodowej jest wysoki. W kadrze występuje wielu świetnych zawodników. Wiedziałem jednak, skąd i po co przyjeżdżam. Znam swoją wartość, dążę do tego, żeby grać w reprezentacji regularnie i wiem, że w niej jest moje miejsce.

Musiał być pan jednak zaskoczony, gdy Jerzy Brzęczek postanowił, że zostanie pan do końca zgrupowania. Trener nie ukrywał zadowolenia z pana?

Przed meczem z Ukrainą selekcjoner wziął mnie na rozmowę, żeby przedstawić taktykę reprezentacji i moją rolę oraz swoje oczekiwania wobec mnie. Jednak trener może przekazać wskazówki, zaproponować pewne rozwiązania, ale ostatecznie to ja wychodzę na boisko i decyduję o tym, jak rozegram akcję.

W meczu z Holandią miał pan okazję spotkać klubowego kolegę. Zapewne występ Krula był równie niespodziewany, jak pański. Po powrocie ze zgrupowania dziękował, że mimo kilku niezłych okazji, nie zdołał go pan pokonać?

Żartowałem trochę, że miał sporo szczęścia przy dwóch sytuacjach, ale nie było żadnych złośliwości. Fajnie, że mogliśmy zagrać przeciwko sobie. Będzie co wspominać w przyszłości. Po meczu wymieniliśmy się koszulkami, mamy więc świetne pamiątki. 

Byli piłkarze Wisły i Cracovii wspominają derby sprzed lat. Anegdoty, historie, słowa oddające atmosferę panującą wówczas w mieście.

Ryszard Sarnat, były piłkarz Cracovii i Wisły z lat 60. i 70., przekonuje, że takich derbów jak kiedyś już nie ma. – Dla nas miały szczególne znaczenie, bośmy się praktycznie codziennie widywali ze swoimi „rywalami” w kawiarniach! Wisła chodziła do Kopciuszka na Karmelicką, a Cracovia do Fafika na Sienną. Kiedy się przegrało mecz z lokalnym rywalem, później trzeba było przyjąć trochę „szpilek” przy stoliku! Oczywiście nikt się nie obrażał – wspomina Sarnat. Wtóruje mu inny były wiślak, Andrzej Sykta. – Rysiek mieszkał blisko Kopciuszka, więc chodził głównie tam, a ja wolałem Fafi ka. Mała, zatłoczona kawiarenka! Wpadali do niej między innymi Witek Pyrkosz z żoną albo Władek Radwański, dziadek Agnieszki i Urszuli. Piłkarze przesiadywali w Fafi ku godzinami, czasem przyjeżdżaliśmy przed treningiem i wracaliśmy po nim. A na tańce chodziło się do Hotelu Francuskiego! Garbarnia lubiła się natomiast bawić na Szpitalnej. Kolasa: – Przyjaźnie między zawodnikami z różnych klubów  były czymś normalnym. W latach 50. Tadek Parpan z Cracovii miał sklepik z metalowymi rzeczami niedaleko mojego mieszkania. Róg Limanowskiego i Węgierskiej. Wspomniany już Mieciu Gracz z Wisły regularnie się tam zjawiał, przychodził do Tadka w odwiedziny. Myśmy na boisku walczyli, wspomniany Flanek przed pierwszym gwizdkiem straszył mnie, że mi nogę urwie, ale poza stadionem nie było żadnych złych emocji. Pamiętam, jak kuzyn organizował imieniny i siadaliśmy z wiślakami do jednego stołu. Bawiliśmy się przy śledziku i wódeczce.

Reklama

Peter Hyballa, czyli “gorsza wersja Kloppa”. Sylwetka nowego trenera Wisły Kraków.

Między pracą na Słowacji i zatrudnieniem w Wiśle Kraków Hyballa zdążył jeszcze zaliczyć epizod w Holandii, w NAC Breda, gdzie pracował niby pięć miesięcy, ale w praktyce tylko siedem meczów, oczywiście z powodu wiosennej fali koronawirusa. Czas spędzony na lockdownie poświęcił na napisanie dziesiątej książki o szkoleniu piłkarzy. A gdy już sytuacja się uspokoiła i również Eredivisie wróciła do gry, to Hyballa zabrał się za krytykowanie kierownictwa klubu. Dyrektorów skrytykował między innymi za zatrudnianie zbyt dużej liczby zagranicznych piłkarzy z Afryki czy Europy Wschodniej, podczas gdy on chciał budować zespół oparty głównie na młodych Holendrach. Ciekawe, czy w Krakowie będzie miał podobne plany i czy odważy się je publicznie przedstawić. Na p e w n o z Hyballą kibice i dziennikarze nudzić się nie będą.

Rozmowa z Josipem Juranoviciem z Legii Warszawa. O kadrze, powodach dla których trafił do Warszawy, szansach na wyjazd na Euro 2020.

Jak znajomi reagowali na przenosiny akurat do Polski? Nie jest to chyba najczęstszy wybór dla chorwackich zawodników z takich klubów jak Hajduk Split.

Legia to jednak marka. W Chorwacji też jest znana. Wiedziałem, że w ostatnich latach był to zdecydowanie najlepszy polski klub. Poza tym słyszałem, że podobnie jak w Hajduku są tutaj fanatyczni kibice. Robią w Warszawie niesamowitą atmosferę, tak samo jak ci, których znałem ze Splitu. Legia bardzo często zdobywa tytuły, a ja chcę zdobywać mistrzostwa i trofea. Oczywiście myślę też o grze w europejskich pucharach. To wszystko może mi zapewnić właśnie mój obecny klub.

Wpływ na transfer miały finanse? W Polsce płaci się piłkarzom więcej niż w Chorwacji?

Dinamo Zagrzeb czy NK Osijek płacą naprawdę bardzo dobrze. To są bogate kluby. Na ekstraklasę nie patrzyłem jak na miejsce do zarabiania pieniędzy. Uważam, że dobrze jest tu zacząć większą karierę. Moim celem są występy w Bundeslidze lub w LaLiga.

Ivica Vrdoljak to pana były agent. Przez prawie 6 lat był kapitanem Legii. Konsultował się z nim pan przed transferem?

Oczywiście znam jego przeszłość w klubie. Był moim poprzednim menedżerem. Cały czas mamy dobre relacje. Kiedy pojawił się temat Legii, to rozmawiałem z nim i przyznał, że jest to zdecydowanie największy i najlepszy polski klub. Polecał też Warszawę jako przyjemne miejsce do życia. Opowiedział również o fantastycznych kibicach. Wszystko jak na razie się sprawdziło. Szkoda tylko, że nasi fani nie mogą oglądać meczów na stadionach. 

Gergo Kocsis z Podbeskidzia ma całkiem niezłych znajomych w poważnej piłce – choćby Kimmicha czy Wernera. Sylwetka zawodnika, który pokopał w jednej drużynie z kilkoma ciekawymi piłkarzami.

Miał 14 lat, gdy wyjechał do Niemiec i został graczem VFB. Przez pierwszy rok mieszkała z nim babcia, ale później był już w nowym kraju zdany głównie na siebie. Ze Stuttgartu przeniósł się do młodej drużyny Augsburga i dość szybko przekonał się, ile potrafi ą jego byli koledzy. 15 maja 2011 roku drużyna do lat 17 z Kocsisem w składzie zmierzyła się z rówieśnikami z VfB. Piłkarz Podbeskidzia opuścił boisko w 34. minucie z powodu kontuzji. Po 27 minutach Augsburg przegrywał 0:5. Dwie bramki zdobył Werner, jedną Gnabry. Jego nowy zespół nie miał żadnych szans. Babci Węgier zawdzięcza łatwiejszą aklimatyzację w Niemczach, a dziadkowi, byłemu zawodnikowi – to, że w ogóle zaczął grać w piłkę. – Zabrał mnie na pierwszy trening, gdy miałem cztery lata. Pamiętam, że od początku rywalizowałem z siedmiolatkami, co było bardzo trudne. Ale nie poddawałem się. Jako dziecko grałem też w tenisa i piłkę ręczną. Wszystkie te zajęcia zajmowały mi dużo czasu. W pewnym momencie rodzice powiedzieli: „Musisz wybrać jedną dyscyplinę, bo jeśli będziesz uprawiał trzy, nie skupisz się na nauce”. Postawiłem na futbol i nie żałuję – opowiada Kocsis, który po latach spędzonych w Niemczech występował na Węgrzech (Puskas Akademia FC, Diosgyöri VTK i Zalaegerszegi TE FC), na Słowacji (DAC Dunajska Streda) i w Czechach (MFK Karvina), a teraz jest graczem beniaminka ekstraklasy

“Chwila z…” Kamilem Bilińskim. Jak to w rozmowach Izy Koprowiak – sporo o życiu, mniej o futbolu. Kilka smakowitych kąsków z przygody napastnika Podbeskidzia na Łotwie.

Czym jest dla pana stabilizacja?

Stabilizacja to rodzina. Ona daje mi komfort psychiczny. Gdziekolwiek bym był, żona i dzieci muszą być ze mną. Zawsze są najważniejsi, z nimi nawet na końcu świata mogę czuć spokój. W Rydze, gdzie przez pierwsze pół roku mieszkałem bez rodziny, było naprawdę trudno. Najgorsze były noce. Gasiłem światła, wyłączałem muzykę, kładłem się spać i słyszałem przerażającą ciszę. Takie chwile są najgorsze. Nikt nie zapłacze, nie obudzi, nikt na ciebie nie czeka, nie przybiegnie krzycząc: „tata, wstawaj!”. Nie wyobrażałem sobie, by to trwało dłużej. Poczułem dużą ulgę, gdy do mnie dołączyli. Z nimi wszystko było prostsze.

Z nimi łatwiej znosiło się absurdy, których widział pan w futbolu całkiem sporo? Mam wrażenie, że najwięcej doświadczył ich pan właśnie na Łotwie.

Trochę tego było. I już nawet nie mówię o tym, że w ciągu miesiąca stałem się tam z kluczowego zawodnika piłkarzem zupełnie im niepotrzebnym. Kabaret widziałem na co dzień. Z jednej strony jak na łotewskie warunki Ryga FC była finansowym eldorado. Przygotowania do sezonu w Abu Zabi, pięć razy w roku wylatywaliśmy na obóz na Cypr, bo nasz właściciel miał także cypryjski Pafos. Z drugiej strony całkowita prowizorka.

Na czym polegała?

Początek sezonu, a my, jako mistrzowie kraju, zdobywcy Pucharu Łotwy, klub, którego prezes miał ambicję, abyśmy grali w fazie grupowej Ligi Europy, wychodzimy na pierwsze trzy mecze w jakichś przypadkowych strojach. Stare koszulki, na których nazwiska były zaklejane tejpami. Kabaret. Przecież to chore, by 35-letni Aleks Višņakovs, gwiazda łotewskiej piłki, wychodził w pozaklejanej koszulce! Właściciel potrafi ł nam nie płacić przez trzy miesiące zupełnie bez powodu. Miał na wszystko środki, ale kiedy coś mu się nie spodobało, zakręcał kurek. Kiedy graliśmy w eliminacjach Ligi Europy i do awansu do fazy grupowej zabrakło nam w meczu z FC Kopenhaga jednej bramki, to przez trzy miesiące nam nie płacił. Żyliśmy z bonusów, które klub otrzymywał za przejście kolejnych rund. Nikt nie wiedział, o co chodzi, bo na pewno nie o problemy finansowe. Właściciel przychodził do klubu i zapowiadał, że będzie budował bazę treningową jak Tottenham, na koniec sezonu urządzał ekskluzywny bankiet, na którym każdy dostawał od niego prezenty. Ja otrzymałem PlayStation, niektórzy ogromne telewizory, ale były i większe nagrody. Kiedy w 2018 roku zdobyliśmy mistrzostwo, nasz bramkarz, który został okrzyknięty piłkarzem sezonu, dostał od właściciela mieszkanie. Planowali wręczyć mu samochód, ale okazało się, że nie ma prawa jazdy, więc kawalerka wydała się lepszym pomysłem. Dla Robertsa Ozolsa była to wielka sprawa, bo Łotysze zarabiają w swojej lidze niewielkie pieniądze, na poziomie naszej pierwszej, a nawet drugiej ligi. Obcokrajowcy dostają o wiele lepsze kontrakty.

Poza tym – sylwetki Alexandra Gorgona, Frana Tudora… Sporo do poczytania w “PS”.

“SPORT”

Łukasz Piszczek i jego Borussia Dortmund melduje się w kolejnej fazie Ligi Mistrzów. 

Od tej pory siedział na ławce, zaliczając tylko 20 minut w dwóch meczach Bundesligi. Powrócił do pierwszego składu na rewanż z Lazio, zagrał dobrze przez 90 minut, zaliczając 370. występ w barwach BVB. Remis 1:1 wystarczył do awansu i Piszczek dołączył do Roberta Lewandowskiego i Wojciecha Szczęsnego, którzy przed tygodniem zakwalifikowali się z Bayernem i Juventusem do 1/8 finału. Poważnym osłabieniem gospodarzy był brak Erlinga Haalanda. Norweg doznał kontuzji mięśnia na treningu i w tym roku już nie zagra. Może z nim Borussia zrewanżowałaby się Lazio, a tak tylko zremisowała i „zawdzięcza” to także sędziemu. Po konsultacji z VAR Antonio Mateu Lahoz podyktował rzut karny za wątpliwy faul Nico Schulza na Sergeju Milinkoviciu-Saviciu i Ciro Immobile wyrównał. Włoch strzelił gola także w pierwszym spotkaniu z BVB. Remis sprawił, że Borussia jest już poza zasięgiem Clubu Brugge. Mistrz Belgii ma trzy punkty mniej, ale oba spotkania z Borussią przegrał 0:3. Takim wynikiem w tej kolejce pokonał najsłabszy Zenit i na razie jedyny z tego profit dla Brugii jest taki, że ma zapewnione miejsce w Lidze Europy. Chyba nic więcej nie uzyska, bo żeby awansować musi wygrać za tydzień na boisku niepokonanego dotąd Lazio.

I kolejny tekst o Hyballi – tym razem o jego konferencji powitalnej w Wiśle, przeszłości i stylu gry, który preferuje.

Hyballa s ł y n i e z tego, że jego drużyny preferują ofensywny styl oraz że jest świetnym motywatorem. Po obejrzeniu ostatnich meczów w wykonaniu Wisły przyznał, że zalążki gry wysokim pressingiem są w drużynie wpojone. – Nie wszystko sprowadza się do pressingu, ważnych jest też wiele innych czynników. Dużo rozmawiam z zawodnikami.  Jak przychodzi nowy trener, jest to nowe rozdanie. Piłkarze chcą się pokazać. A na dodatek czeka nas mecz derbowy. Odpowiednia motywacja to jednak nie wszystko. Spotkania nie wygrywa się tylko poprzez odpowiednie nastawienie mentalne. Potrzebne są także umiejętności i jakość – stwierdził. Hyballa latem 2019, jako trener DAC Dunajska Streda, rywalizował z Cracovią w kwalifikacjach Ligi Europy. Jego zespól po remisach – u siebie 1:1 i 2:2 w Krakowie – awansował do kolejnej rundy. Wówczas na konferencjach prasowych krytykował styl prezentowany przez drużynę Michała Probierza, nazywając ją „koszykarskim zespołem”, ze względu na grę opartą na dośrodkowaniach w pole karne. Teraz nie bawił się w żadne słowne gierki. – Michał Probierz to trener z wielkim doświadczeniem, dużo znaczy w Polsce. Natomiast jeśli chodzi o styl Cracovii, to opinie na ten temat przed meczem zachowam dla siebie – wyjaśnił.

“SUPER EXPRESS”

Rozmówka z Maciejem Żurawskim o nowym trenerze Wisły. Ex-wiślak mówi, że wierzy w Hyballę i w to, że odmieni krakowski zespół.

– Czego się spodziewasz po Niemcu?

– Wierzę, że coś się ruszy, że Hyballa odmieni zespół. Ale to nie będzie łatwe. Trener Artur Skowronek starał się, ale nie wyszło. Fajnie jest, gdy masz zawodników na wysokim poziomie, a drużyna jest samograjem i wystarczy lekka kosmetyka, aby to poukładać. W Wiśle są jednostki, które prezentują poziom, ale jednak jest ich za mało. Sztuką jest, gdy nie ma fantastycznych piłkarzy, a mimo to zrobisz z nich drużynę. Spójrzmy na Raków, który jest rewelacją ligi. Trener Marek Papszun pokazał, że można to zrobić. W jego ekipie jest widoczny progres.

– Wisła ma trudny terminarz: derby Krakowa, potem mecze z Legią i Lechem.

– To prawda. Sporo wyzwań na starcie ma nowy szkoleniowiec Wychodzi na to, że już na początku Hyballa nie ma czasu na błędy. Będzie pod podwójną presją. Jednak kluczowe znaczenie będzie miało przygotowanie zespołu w przerwie zimowej i start już w nowym roku.

“GAZETA WYBORCZA”

Dzisiaj nic o futbolu.

fot. NewsPix

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

4 komentarze

Loading...