Reklama

Debiutant ratuje Liverpool, Ajax pod ścianą

Kamil Warzocha

Autor:Kamil Warzocha

02 grudnia 2020, 00:00 • 3 min czytania 6 komentarzy

Liga Mistrzów, Anfield, Liverpool. Niby wszystko się zgadza, ot, Salah i Mane obecni, Robertson gotowy w blokach startowych, Henderson wyprowadza zespół na murawę. Jest kim straszyć, niejeden rywal myślałby w tej chwili o defensywce, ale nie Ajax. Nie, Ajax nie dał się oszukać, wiedział, że z pierwszego garnituru Anglików została co najwyżej górna część garderoby. Próbował nawet ten fakt wykorzystać, ale na drodze stanął mu debiutujący w Lidze Mistrzów Caoimhin Kelleher.

Debiutant ratuje Liverpool, Ajax pod ścianą

Pewne przed tym meczem było jedno: Ajax będzie Ajaxem, zespołem bez strachu przed wielkością marki Liverpoolu. Szczerze mówiąc, musiał, bo w grę wchodziła walka z Atalantą o awans do fazy pucharowej. Poza tym, kiedy na twojej drodze staje Kelleher zamiast Alissona, Neco Williams zamiast Trenta Alexandra-Arnolda czy Curtis Jones zamiast Thiago Alcantary, grzech nie zaatakować. Okazja, kiedy zespół Kloppa ma tak ogromne problemy kadrowe, dwa razy się nie zdarza. Stąd odważna gra Holendrów na połowie rywala, szukanie jego słabych punktów i ogółem ryzyko, które o ile mogło poważnie amsterdamczyków zaboleć, o tyle zgodnie stwierdzimy, że było wskazane, naprawdę warte świeczki.

Do 45. minuty nikt nikogo jednak nie napoczął, tablica wyników pozostała bez zmian. Ciekawych momentów można było natomiast zliczyć na palcach jednej ręki. Dosłownie:

  • pierwszy strzał ostrzegawczy Curtisa Jonesa: środek bramki;
  • drugi strzał ostrzegawczy Curtisa Jonesa: piłka ląduje na słupku;
  • odpowiedź Ajaxu: Mazraoui lutuje w okolice okienka, Kelleher notuje świetną interwencję.

Łącznie dwa skoki na bardzo ładne bramki, dużo walki w środku pola, ale brak konkretów. Warto odnotować, że to Liverpool wychodził z pozycji zespołu broniącego, nie Ajax, który kręcił się wokół 60% posiadania piłki i przez dużą część spotkania prowadził grę. Z kolei ekipa Juergena Kloppa nie forsowała tempa, ba, momentami sprawiała wręcz wrażenie ospałej, choć groźnej przy kontrach.

Po zmianie stron minimalnie lepsze wrażenie wciąż sprawiał Ajax, no, z tą różnicą, że szczęście dopisało gospodarzom. W 57. minucie amsterdamczycy znów sprawdzili Kellehera, by chwilę później wyrównać statystykę strzałów w słupek, ale jak to w futbolu bywa, niewykorzystane sytuacje się mszczą, czasami nawet w najgłupszy możliwy sposób. Nie minęło bowiem 60 sekund, a Curtis Jones w końcu dopiął swego. Po bramce z dolnej części ciała, bez grama przesady. Najpierw piłkę, mocno przeciągniętą na długi słupek, lewą nogą dośrodkował Williams, a Onana, zamiast ją porządnie wypiąstkować, zaliczył pusty przelot, skoczył jakby dla zabawy. Oj, totalny brak koncentracji. Kameruńczyk nie zauważył, że za jego plecami, poza światłem bramki, wyrósł jak spod ziemi 19-letni Anglik.

Reklama

Po stracie gola Ajax musiał dokręcić śrubę, to znaczy bardziej się otworzyć, na co Liverpool liczył. Momentalnie pojawiło się więcej miejsca do kontr, Salah z Mane poczuli się jak ryby w wodzie, ale finalnie nic z tego nie wynikło. Ataki “The Reds” były mizerne, w tym jedynie strzał Firmino zmusił Onanę do większego wysiłku. Ogólnie rzecz biorąc, w drugiej połowie, jeśli nie w całym meczu, błyszczeli jedynie bramkarze. Szczególnie ten Liverpoolu, który w końcówce wyratował dla swojego zespołu pozytywny rezultat.

Kelleher zanotował cztery interwencje w meczu, za co otrzymał najlepszą ocenę wśród wszystkich piłkarzy (według SofaScore).

To nie był mecz z serii tych, który porywa tłumy, to trzeba przyznać. Nie można jednak mu odmówić, że był ważny. Mniejsza o awans Liverpoolu, chodzi przede wszystkim o przyszłość Ajaxu będącego teraz w podbramkowej sytuacji. Dość powiedzieć, że na drodze ekipie Erika Ten Haga zostało arcyważne starcie z Atalantą. Tutaj tylko zwycięstwo daje awans z drugiego miejsca w grupie D, nic innego Holendrów nie ratuje.

Liverpool – Ajax Amsterdam 1:0 (0:0)
Jones 58’

KAMIL WARZOCHA

Fot. Newspix

W Weszło od początku 2021 roku. Filolog z licencjatem i magister dziennikarstwa z rocznika 98’. Niespełniony piłkarz i kibic FC Barcelony, który wzorował się na Lionelu Messim. Gracz komputerowy (Fifa i Counter Strike on the top) oraz stały bywalec na siłowni. W przyszłości napisze książkę fabularną i nakręci film krótkometrażowy. Lubi podróżować i znajdować nowe zajawki, na przykład: teatr komedii, gra na gitarze, planszówki. W pracy najbardziej stawia na wywiady, felietony i historie, które wychodzą poza ramy weekendowej piłkarskiej łupanki. Ogląda przede wszystkim Ekstraklasę, a że mieszka we Wrocławiu (choć pochodzi z Chojnowa), najbliżej mu do dolnośląskiego futbolu. Regularnie pojawia się przed kamerami w programach “Liga Minus” i "Weszlopolscy".

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
3
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
4
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Anglia

Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
5
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

6 komentarzy

Loading...