Cristiano Ronaldo na urlopie, więc zdawało się, że Kamil Glik może odetchnąć z dużą ulgą. Okazja do zatrzymania turyńskiej ekipy bez jej najlepszego piłkarza piechotą przecież nie chodzi, okoliczności nad wyraz sprzyjające. Benevento skrzętnie próbowało ten fakt wykorzystać, Wojciech Szczęsny nie mógł na bezrobocie narzekać. Efekt? Łupanka Inzaghiego triumfuje nad nijakością Pirlo – ależ to brzmi old schoolowo.
Pirlo i spółka nie omieszkali już stracić punktów choćby z Crotone czy Hellasem, dlatego przypisywanie zwycięstwa przed pierwszym gwizdkiem rozmijało się tutaj z rozsądnym myśleniem. Jasne, mówimy o faworycie do wygrania ligi, który w założeniu ma wygrywać z każdym, jednak dzisiejszy mecz pokazał, że nawet ktoś taki jak Benevento potrafi się włoskiej potędze odwinąć.
W pierwszej połowie Juventus prowadził grę i dociskał śrubę, szczególnie lewą stroną, na której z ławki pojawił się 38-letni Maggio, natomiast dogodnych sytuacji do strzelenia gola było tyle, co kot napłakał. Dość powiedzieć, że bramki zdobytej przez Alvaro Moratę nie poprzedzał żaden poważny strzał Juventusu. Później wyglądało to nieco lepiej, trochę poświrował Dybala, lecz w prostokąt nie trafiał aż do 86. minuty. Wtedy przy piątej próbie strzału w końcu zmusił do wysiłku bramkarza Benevento, który świetnie się spisał.
W międzyczasie nasi reprezentanci radzili sobie wzorowo. Kamil Glik zdołał zablokować kilka dośrodkowań, raz niczym profesor w polu karnym powstrzymał Aarona Ramseya, aż w końcu przepisowo skasował Moratę na szesnastym metrze. Minutę później już nawet on nic nie poradził. Hiszpański napastnik otrzymał długie podanie-ciasteczko od Chiesy, idealnie przyjął piłkę, zrobił zwód na lewą nogę i przylutował w dalszy róg.
Nie inaczej spisywał się Wojciech Szczęsny, który musiał się mocno napocić przede wszystkim przy rzutach rożnych. Oprócz tego jego czujność niefrasobliwą interwencją klatką piersiową sprawdził Cuadrado. Potem kapitalnie interweniował po strzale Letiziego z doliczonego czasu pierwszej połowy. Mimo to, na przerwę nie schodził z czystym kontem.
Benevento załadowało gola do szatni, swoją drogą zasłużonego. Po zmianie stron mecz się otworzył, ba, czasami wręcz to gospodarze przejmowali inicjatywę. Piłkarze Juventusu bywali bezjajeczni, bez pomysłu i polotu. Chiesa kopał się po czole, Morata ładował w trybuny, a zmiennicy pojawili się na murawie tylko w teorii. Tej ekipie ewidentnie zabrakło dzisiaj lidera. Brakowało ognia, który mógłby rozniecić Cristiano Ronaldo.
Plan gospodarzy na starcie z Juventusem był prosty. Nacisk na tworzenie zagrożenia po stałych fragmentach, głębokie i agresywne zasieki obronne, w których jak ryba w wodzie czuł się Kamil Glik i – gdy tylko nadarzyła się taka okazja – konterki większą liczbą zawodników. Plan prosty, ale skuteczny.
Przebieg tego spotkania znów przypomniał myśl, która kiełkuje w głowach kibiców “Starej Damy” już od jakiegoś czasu. Panie Pirlo, może jeszcze za wcześnie na wotum nieufności, ale żeby tak tracić punkty z beniaminkiem? No, trochę wstyd.
Benevento – Juventus 1:1 (1:1)
Letizia 45+3′ – Morata 21′
KAMIL WARZOCHA
Fot. Newspix