Zlatan Ibrahimović zachwyca od tak dawna, że z całą pewnością napisaliśmy już na jego temat wszystkie możliwe komplementy. Dziś, po meczu Napoli z Milanem, ograniczymy się zatem tylko do jednego stwierdzenia. Jeżeli Szwed utrzyma obecną formę, to zaczynamy wierzyć, że Rossoneri mogą odzyskać scudetto. Z Ibrą wszystko wydaje się możliwe.
Zabójczy Ibrahimović
To nie był doskonały występ Milanu. Wręcz przeciwnie, podopieczni Stefano Piolego (zakażonego koronawirusem i zastępowanego dzisiaj na ławce przez Daniele Bonerę) popełniali w dzisiejszym spotkaniu naprawdę sporo błędów. Długimi fragmentami grali bez pomysłu, oddawali inicjatywę rywalom. Pozwalali im na dużą swobodę w rozegraniu piłki. Wydawało się, że prędzej czy później mediolańczycy się na tym przejadą i Napoli ich wypunktuje. Gospodarze mieli zresztą mnóstwo bramkowych sytuacji. Może przesadą byłoby stwierdzenie, że marnowali setkę za setką, aż tak dobrze im się nie wiodło, ale statystyki mówią tutaj same za siebie. Ekipa dowodzona przez Gennaro Gattuso oddała dzisiaj aż dziewięć strzałów celnych na bramkę Gianluigiego Donnarummy.
No ale tylko jedno uderzenie zakończyło się golem. A to przecież najważniejsze.
Punktował natomiast Zlatan Ibrahimović. Po raz pierwszy na listę strzelców wpisał się po dwudziestu minutach gry, otwierając wynik spotkania. Fenomenalnie uderzył głową, wykorzystując kąśliwe dośrodkowanie Theo Hernandeza. Kilka chwil po przerwie Szwed dorzucił drugie trafienie, tym razem wbijając do siatki udem wrzutkę Ante Rebicia.
Byłoby jednak niesprawiedliwością wobec Ibry, gdyby jego dzisiejszy występ sprowadzić po prostu do tych dwóch trafień. Napastnik Milanu dał bowiem zespołowi znacznie więcej niż gole. Cały czas starał się być pod grą, wygrywał pojedynki powietrzne, angażował się nawet w dryblingi, wyprowadzał kontrataki z głębi pola. A przede wszystkim, nie dawał chwili wytchnienia obrońcom Napoli swoją ruchliwością. To nie był ten ospały, statyczny Ibra, który niekiedy bywa irytujący, nawet jeśli jest skuteczny. 39-latek najzwyczajniej w świecie zdeklasował dzisiaj Kalidou Koulibaly’ego. Swoją drogą, zbliżający się do trzydziestki Senegalczyk chyba już przespał swój moment na wielki transfer.
Dobra zmiana Zielińskiego
Generalnie Milan – nie tylko dzięki Ibrze – był dzisiaj znacznie konkretniejszy w swoich atakach. Gdyby Rebić miał lepiej nastawiony celownik, na pewno goście szybciej przypieczętowaliby zwycięstwo. Napoli niby robiło sporo szumu w okolicach szesnastki rywali, ale jak przychodziło co do czego, to albo akcje kończyły się kiepskim strzałem, albo złym dograniem. Szczególnie Irytować mógł Lorenzo Insigne. Kapitanowi neapolitańczyków kompletnie nic dzisiaj nie wychodziło, a zwłaszcza dryblingi. Mimo to, z uporem godnym lepszej sprawy szukał swoich szans w indywidualnych szarżach, co prawie za każdym razem kończyło się prostą stratą. Włoch właściwie tylko dolewał benzyny do ofensywnego silnika Milanu, skonstruowanego przede wszystkim w oparciu o szybkie ataki i kontry.
Zresztą – niewiele ciepłych słów można też powiedzieć o Hirvingu Lozano, drugim ze skrzydłowych Napoli. Lepszą robotę wykonywali w ataku boczni obrońcy gospodarzy, no ale im z kolei przytrafiały się szkolne błędy w destrukcji, na czele z łamaniem linii ofsajdu.
Na kilka ciepłych słów zasłużył natomiast Piotr Zieliński, który pojawił się na boisku po godzinie gry i momentalnie zanotował asystę drugiego stopnia przy kontaktowym trafieniu Driesa Mertensa. Napoli nie poszło jednak za ciosem, bo dosłownie dwie minuty później z czerwoną kartką wyleciał z boiska Tiemoue Bakayoko. Defensywny pomocnik – zresztą eks-milanista – zanotował dzisiaj kilka bardzo cennych odbiorów, więc w sumie nie może dziwić, że Gattuso chciał go pozostawić na boisku jak najdłużej. Ale prawda jest taka, że już w pierwszej połowie było widać, iż Bakayoko pełnych 90 minut dzisiaj na boisku nie wytrzyma. To nie pierwsze taka sytuacja, gdy szkoleniowiec Napoli nie reaguje w porę, choć jego podopieczny wyraźnie pracuje na czerwony kartonik.
Uraz Zlatana
W końcówce spotkania Milan wyraźnie spuścił z tonu, ale osłabione Napoli nie miało pomysłu na dobranie się do przeciwnika. Goście dobili rywali w doliczonym czasie gry. 21-letni Jens Hauge trafił do siatki na 3:1 i definitywnie zabił mecz.
Nie jest tak, że ten mecz miał jednego bohatera. W barwach Milanu świetnie zagrali Donnarumma, Kjaer, Hernandez, podobać mógł się Kessie, swoje momenty mieli Calhanohlu i Bennacer. Ale nie ma co ukrywać, że postacią numer jeden w ekipie Rossonerich był dzisiaj Zlatan. To on jest bez wątpienia ojcem tego bardzo istotnego triumfu nad Napoli i w ogóle ojcem nadspodziewanie dobrych rezultatów zespołu w tym sezonie. Dlatego fani Milanu maja powody do niepokoju, ponieważ Ibra przedwcześnie opuścił murawę, narzekając na jakiś uraz. Pozostaje mieć nadzieję, że to nic poważnego, bo wyścig o tytuł króla strzelców Serie A pomiędzy 39-letnim Ibrahimoviciem a 35-letnim Cristiano Ronaldo zapowiada się naprawdę fascynująco. W starych piecach diabeł pali.
SSC NAPOLI 1:3 AC MILAN
(D. Mertens 63′ – Z. Ibrahimović 20′ 54′, J. Hauge 90+5′)
fot. NewsPix.pl