Ależ przyjemnie patrzyło się na Tymoteusza Puchacza, Pedro Tibę i Mikaela Ishaka na tle piłkarzy Standardu Liege. Każdy z nich wyglądał kozacko. Puchacz zdominował lewą flankę. Tiba rządził w środku pola. Ishak strzelił dwie bramki i walczył aż miło. Reszta nie przeszkadzała, większość wydatnie pomogła. No może z małymi wyjątkami, bo nieco rozczarował nas Jakub Moder, a całkowicie Filip Marchwiński. Noty piłkarzy Lecha za mecz z Belgami.
Filip Bednarek – 4
Przy bramce dla Standardu miał cholernego pecha. Piłka po strzale Lestienne’a odbiła się od słupka, uderzyła go w plecy i poturlała się w stronę linii bramkowej, gdzie dopadł ją belgijski napastnik. Tak bywa. Bednarek przypominał w tej sytuacji trochę Ricardo, portugalskiego bramkarza, któremu Krzynówek wsadził bramkę w eliminacjach do Euro 2008. Nie było tu za wiele jego winy. Inna sprawa, że bramkarz Lecha zagrał bardzo nerwowo. Miał problemy z wyprowadzeniem piłki. Raz o mało jej nie stracił na rzecz – a jakże – Lestienne’a, ale w porę naprawił swój błąd. Innym razem wybił za lekko, a jeszcze innym jakoś dziwacznie, nerwowo, za blisko na klatkę Modera. Nawet jego parada przy strzale Aleksandara Boljevicia była nieco koślawa, choć strzał też kąśliwy, to trzeba przyznać.
Alan Czerwiński – 6
Jego styl gry pasuje do tego Lecha. Mądrze się ustawia, dobrze czuje się z piłką przy nodze, a kiedy trzeba – a umówmy się, często trzeba – rusza do przodu i tworzy przewagę na swojej flance. Wygrywał większość pojedynków z Balikwishą, wspierał Skórasia w nękaniu cienkiego jak barszcz Gavory’ego. Solidny występ.
Lubomir Satka – 6
Bardziej nerwowy z poznańskiego duetu stoperów, choć Satka ma to do siebie, że w każdym zestawieniu, to on wszystkim zawiaduje, to on prowadzi obronę. Nie popełnił większych błędów, choć wydaje się, że mógł agresywniej zachować się i przy golu Lestienne’a, i przy strzale Boljevicia. Ale też nie ma co się na siłę czepiać, bo robił swoje – wyprzedzał, odbierał, asekurował, rozgrywał.
Thomas Rogne – 6
Ten gość ma jedną wypracowaną do mistrzowskiego poziomu boiskową umiejętność, której możemy być pewni, jak to, że każdego kolejnego dnia wzejdzie i zajdzie słońce: umie grać głową. Absolutny kozak w tym elemencie warsztatu. Wygrał pięć na sześć pojedynków główkowych. Gracja i umiejętność, z jaką własną łepetyną oddelegowywał zagrożenie spod własnej bramki, są należne docenienia. Podobnie, jak Satka, ustrzegł się większych błędów, choć przy dwóch wspomnianych w przypadku jego kumpla ze środka obrony sytuacjach, również mógł zachować się agresywniej.
Tymoteusz Puchacz – 8
Mocny kandydat na MVP. Zapieprzał cały mecz. Charakterny walczak. Jak stracił, to odbudował. Imponowały jego niespożyte pokłady energii i pasja, z jaką raz po raz, sekunda po sekundzie, minuta po minucie atakował bramkę Standardu. Lewa flanka była właściwie jego i tylko jego. Zaliczył dwie ładne asysty, obie po dośrodkowaniach, w biegu, mierzone, celne, wymuskane i obie do Ishaka, któremu pozostawało – to też nie lada sztuka – tylko umiejętnie przyłożyć nogę. Puchacz zasługuje na reprezentacyjną szansę. I to nie taką epizodyczną, krótką, a taką w pełni poważną, z perspektywami na coś więcej. Poziom Ligi Europy go nie przerasta.
Michał Skóraś – 7
Chłopak, który jest trochę w cieniu zdolniejszych od siebie kolegów z Lecha, ale absolutnie niczego nie powinno mu się ujmować. Strzelił otwierającego gola. Szukał przestrzeni, w które Tiba, Moder i Ramirez mogliby wypuszczać go prostopadłymi podaniami. Wspomagał Czerwińskiego w defensywie. Pokazywał się do małej gry. Nękał Gavory’ego, który powinien dostać na nim czerwoną kartkę. Zagrał tak, że nikt nie powinien mieć wątpliwości, dlaczego Dariusz Żuraw tak chętnie na niego stawia.
Jakub Moder – 5
Musimy wymagać od niego więcej, nawet, jeśli miał udział przy dwóch bramkach. Nikt mu nie odbierze tego, że przy pierwszej przekazał piłkę Tibie, przy drugiej zaś świetnym przerzutem uruchomił Ramireza, a potem napędził Puchacza. Moder jednak zaliczył skandalicznie dużo strat. Konkretnie dwadzieścia dwa. DWADZIEŚCIA DWIE STRATY! To nie przystoi zawodnikowi, który ma wprowadzać spokój w środku pola. Wiele z nich na własnej połowie, nonszalanckich, niepotrzebnych, zwyczajnie głupich i przy lepszym rywalu pewnie niewybaczalnych. To cholernie zdolny chłopak. Wiadomo o tym, teraz też nie zagrał jakoś niewyobrażalnei słabo, ale taka bezmyślność jest niedopuszczalna.
Pedro Tiba – 8
Pan profesor. Brakowało go w meczu z Rangers. Liczby? Skromne – jedna ładna asysta przy bramce Skórasia. Przymrużenie oka. Nie no, Tiba zagrał kozacko. Wyszkoleniem technicznym przewyższał na boisku wszystkich. Belgów to pewnie nawet o kilka klas. Bawił się. Prostopadłe podania, podcinki, przerzuty, kiwki, przydarzyło się nawet jedno sombrero. Nadawał tempo. Zwalniał i przyspieszał. Kreował, napędzał. Kilka razy dostał kopniaka i to jest najbardziej znamienne – rywale nie nadążali ani za jego głową, ani za jego nogami. Wielki mecz.
Filip Marchwiński – 4
Kiepski mecz. Irytował. Kilka wygranych pojedynków to za mało, żeby powiedzieć cokolwiek pozytywnego o jego występie. Siedem strat, zagubienie, zwalnianie tempa. Nie mógł się odnaleźć. Na skrzydle całą robotę odwalił za niego Puchacz, w środku dominowali Tiba i spółka. Zwyczajnie nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku. Potrzebuje czasu, należy o tym pamiętać, ale nie sposób nie odnieść wrażenia, że jego talent nieco wyhamował.
Dani Ramirez – 6
Ma swoją rolę u boku Pedro Tiby. Mniej aktywny, snujący się po murawie, czekający na okazję, żeby się napędzić. Miał nieco bliźniaczy udział przy obu bramkach Ishaka. Przy pierwszej to on był adresatem przerzutu Modera, zszedł do środka, uwolnił się i tak zaczęła się reszta historii, zaś przy drugiej również zszedł do środka, uwolnił się od kurateli defensorów, podał do Puchacza, który dorzucił na nogę Ishaka. Próbował grać niekonwencjonalnie, ładnie dla oka, też przewyższał swoich rywali piłkarską klasą, ale często nic z tego nie wychodziło. Stąd też aż siedemnaście strat. Zrobił swoje, ale widzieliśmy już lepsze mecze Ramireza.
Mikael Ishak – 8
Napastnik, który strzela gole, to napastnik, któremu należy się cola i coś do tej coli. Zrobił swoje. Zdobył dwie bramki. Przy obu dośrodkowaniach Puchacza znalazł się we właściwym czasie, we właściwym miejscu. Nie były to trafienia spektakularne (choć przy drugim niejeden zabiłby gołębia na dachu), ale cholernie ważne. Właściwie to mógł mieć też trzeciego gola, już przerzucił piłkę nad Bodartem, już zmierzała ona w stronę bramki, ale zabrakło dosłownie milimetrów, bo z linii bramkowej, w ostatniej chwili, futbolówkę wybił Bope. I ok, to on stracił piłkę na własnej połowie przy bramce Standardu, ale umówmy się, że nadrobił z nawiązką. Nie tylko bramkami, ale też zostawionym serduchem od pierwszej do ostatniej minuty swojego występu. Wracał się, walczył, gryzł trawę. Szacun.
Jan Sykora – 6
Fajna zmiana. Dobrze czuł się w małej grze, klepał, tworzył przewagę. Przyjemnie patrzyło się na jego grę, bo nie forsował, nie cisnął na siłę w niepotrzebne dryblingi przy dobrym wyniku, zamiast tego szukając dwójkowych, trójkowych wymian z kumplami z ofensywny. Podanie piętą do Kamińskiego – klasa. Powinien mieć asystę, ale młody skrzydłowy Lecha zmarnował setkę.
Jakub Kamiński – 5
No właśnie, powinien mieć gola po wspomnianym podaniu Sykory. Strzelił jednak za słabo, Bodart interweniował nogą i nic z tego nie wyszło. Dał przeciętną zmianę. Napędzić próbował się najpierw z lewej strony, potem z prawej, ale niewiele z tego wynikało.
Karlo Muhar, Muhammad Awwad, Nika Kaczarawa – grali za krótko
O Muharze wszystko wiemy. Tym razem niczego nie zawalił, dostał żółtą kartkę, asekurując Modera, ze dwa razy nieźle napędził akcję, na wślizgu strzelił w kosmos. Reszta to bieganie. Awwad sprawiał wrażenie niezgranego z resztą ekipy, zaliczył strzał w aut, w dwóch innych niezłych sytuacjach zabrało mu dokładności. Kaczarawa próbował swojego szczęścia przewrotką, ale to by było na tyle.
Fot. Newspix