Reklama

Strzeli hat-tricka, zagra na wiolonczeli. Patrick Bamford proszę państwa

redakcja

Autor:redakcja

02 listopada 2020, 12:02 • 8 min czytania 2 komentarze

Patrick Bamford. A to zagra na wiolonczeli, a to zapakuje hattricka w Premier League. Tak naprawdę w takich cieplarnianych warunkach, w jakich się wychował, rzadko myśli się o karierze piłkarza. A jednak uparł się, zamiast Harvardu wybrał futbol i na tym nie stracił.

Strzeli hat-tricka, zagra na wiolonczeli. Patrick Bamford proszę państwa

Każdy z nas miał w szkole albo na podwórku takiego kolegę, który – delikatnie sprawę ujmując – denerwował byciem najlepszym we wszystkim. Nie dość, że ogarniał matmę, to posługiwał się pięknym językiem, chodził za rękę z koleżankami, podczas, gdy my wycieraliśmy gile, umiał kopać piłkę i miał oryginalne klocki LEGO. I to nie takie liche, małe, ale co najmniej Statek Piratów. Ten w zestawie z wyspą.

KURSY NA LEEDS – LEICESTER W TOTALBET: Leeds 2.65 – remis 3.60 – Leicester 2.70

Zapewne takim właśnie dzieciakiem w opinii części swoich znajomych był Patrick Bamford. Anglik naprawdę dobrze radził sobie w szkole – biegle ogarnął francuski, przejawiał talent do biologii i historii, nauczył się grać na pianinie oraz – cóż za burżuazja – wiolonczeli. Jakby tego było mało, ukończył prywatne placówki, a jego rodziną był Joseph Bamford, założyciel JCB, jednego z największych przedsiębiorstw przemysłowych w Wielkiej Brytanii. Krótko mówiąc – na skarpetki pod choinką i jedynki w zeszytach, nie musiał obecny snajper Leeds United narzekać.

Tak naprawdę, w takich warunkach nie powinno myśleć się o zawodzie piłkarza. A jednak.

Reklama

Już jako ośmiolatek Bamford trafił do szkółki Nottingham Forest i trudno było uznać to za kaprys dobrze usytuowanego dzieciaka. W Tricky Trees pozostał aż do 2011 roku, przechodząc w tym czasie wszystkie szczebelki klubowej akademii. Chociaż miał moment zwątpienia – w pewnym momencie jego szkoła nie miała drużyny piłkarskiej i Anglik zaczął trenować rugby – to pozostał wierny zasadom, które wpoili mu rodzice.

“Mama i tata nie pozwalali mi robić wszystkiego, na co mam ochotę. Byli bardzo wybredni. Naciskali, abym zaczynał tylko te rzeczy, w których mogę być dobry” – podkreślił napastnik w wywiadzie dla Daily Mail.

Trudno się zatem dziwić, że gdy Patrick zaczął już zajmować się piłką, to przepadł w niej całkowicie. Jasne – nauka wciąż pozostawała bardzo ważną częścią jego życia, lecz to futbol wychodził na pierwszy plan. Przekonali się o tym nawet na Harvardzie.

Amerykańska uczelnia wypatrzyła na Wyspach chłopaka, który przejawiał duży talent sportowy, ale nade wszystko był niezłym kozakiem w trakcie swojej edukacji. Bamford został zweryfikowany nie tylko na poziomie podstawówek, ale też rozwalił GCSE – testy sprawdzające przed przystąpieniem do matury międzynarodowej lub wejściem na A-levels.

W rzeczonych egzaminach Anglik uzyskał najwyższą możliwą ocenę w aż pięciu przedmiotach, a następnie zdecydował się na dalszą edukację w biologii, francuskim i historii. Kariera sportowo-akademicka stała przed chłopakiem otworem, ale wtedy obudziło się Nottingham Forest.

Klub z dzieciństwa zaoferował swojemu wychowankowi profesjonalny kontrakt, który Bamford zdecydował się podpisać, odrzucając zakusy jednej z najsłynniejszych uczelni.

Reklama

Żegnaj Ameryko, żegnaj Harvardzie, żegnaj stosie monografii. Witaj wielka piłko…

Zawiłe początki

…chociaż nie tak od razu. Zanim Patrick trafił do Premier League musiało upłynąć sporo wody w Tamizie. Nie mówiąc już o momencie, w którym Bamford weryfikację przeszedł pozytywnie, bo ta nadeszła dopiero w 2020.

W swoim macierzystym klubie rozegrał jedynie dwa mecze, toteż nie dziwi fakt, że dorobek bramkowy w barwach Nottingham skończył się tam, gdzie się zaczął. Na zerze.

To jednak nie przeszkodziło Chelsea w sezonie 2013/13 sięgnąć po piłkarza niezweryfikowanego nawet na poziomie Championship. Klub ze Stamford Bridge wyłożył półtora miliona funtów, zabezpieczając tym samym jeden z nieoszlifowanych talentów niższych lig. Stołeczna drużyna oczywiście mogła sobie pozwolić na takie interesy, bo wspomniana kwota to dla nich frytki, lecz i tak Bamford przez kilka lat figurował na liście najdziwniejszych transferów The Blues. Tym bardziej, że nie zdołał ostatecznie zagrać dla nich chociażby raz w tamtejszej ekstraklasie.

Zamiast podbijać najpiękniejsze z salonów, Anglik został częścią słynnej Loan Army. Chelsea wypożyczała go do sześciu klubów, zanim ostatecznie sprzedała Middlesbrough.

Jak się Bamfordowi wiodło podczas kilkuletnich wojaży? Ano różnie.

  • 2012/13 – MK Dons – League One – 14 meczów/4 gole
  • 2013/14 – MK Dons – League One – 23/14
  • 2013/14 – Derby County – Championship – 21/8
  • 2014/15 – Middlesbrough – Championship – 38/17
  • 2015/16 – Crystal Palace – Premier League – 6/0
  • 2015/16 – Norwich City – Premier League – 7/0
  • 2016/17 – Burnley – Premier League – 6/0

Początek miał całkiem obiecujący, bo jako młody chłopak udźwignął presję League One i okazał się wystarczający, jak na standardy Championship. Świetna premierowa przygoda z Boro otworzyła Anglikowi drzwi do Premier League. Były to jednak drzwi obrotowe.

Bamford miał nielichego pecha w kwestii doboru klubów, a przede wszystkim trenerów. Realizował co prawda swoje marzenie o grze w angielskiej ekstraklasie, lecz tylko teoretycznie. Każda z jego ówczesnych przygód kończyła się niewypałem.

W Crystal Palace Alan Pardew kazał podzielić się zawodnikom na lewonożnych oraz prawonożnych. Patrick – zgodnie z tym co dała mu natura – dołączył do pierwszej grupy. Angielski szkoleniowiec zareagował na to zdziwieniem i kazał napastnikowi zmienić strony. Uzasadnienie? W Boro Bamford grał na prawej stronie, więc  zdaniem Pardew musiał być prawonożny. Koniec, kropka.

Nic dziwnego, że niedoszły student uciekł z Selhurst Park już po pół roku, nierozważnie wybierając Carrow Road.

Norwich City biło się o utrzymanie i Alex Neil niespecjalnie chciał ryzykować, wystawiając w pierwszym składzie bardziej doświadczonych piłkarzy.

Burnley? W Burnley zderzenie z absurdem, bo Sean Dyche nazwał Bamforda „bufonowatym chłopakiem z dobrego domu”, posądzając napastnika o ignorancję. W takiej atmosferze panowie nie osiągnęli nici porozumienia i Patrick znowu musiał szukać nowego otoczenia.

Wszystko to sprawiło, że na listę strzelców w Premier Legue udało się wpisać dopiero przy kolejnej przygodzie z Middlesbrough. Trafił wówczas przeciwko Southampton, pokonując Frasera Forstera.

Bilans w angielskiej ekstraklasie na zakończenie sezonu 2016/17? 24 lata. Pięć klubów. 27 meczów. Jeden gol. Nie tak to miało wyglądać.

Po spadku ekipy z Riverside Stadium do Championship, wydawało się, że Patrick pozostanie jedynie ciekawostką. Kampania 2017/18 przyniosła w jego wykonaniu 11 trafień. Przyzwoicie, ale bez jakiegokolwiek szału – więcej miały takie tuzy jak Albert Adomah, Martyn Waghorn i Leo Bonatini.

Należy przy tym pamiętać, że Anglicy mają inne od nas spojrzenie na Championship i – jak miał się jeszcze Bamford boleśnie przekonać – dwucyfrowa liczba bramek niespecjalnie robi na nich wrażenie. Zbyt wielu piłkarzy wymiatało w tych rozgrywkach, by transferze po awansie wyżej zupełnie zgasnąć.

Napastnik był zatem na najlepszej drodze do zostania ligowym dżemikiem, wspominanym tylko przy okazji listy piłkarzy, którzy byli bogaci, zanim zaczęli profesjonalnie zajmować się sportem. Ale wtedy spotkał Marcelo Bielsę i wszystko zmieniło swój bieg.

Dziwna miłość

Oczywiście nie tak od razu, bo byłaby to zbyt piękna i chyba nierealna historia. W swym pierwszym sezonie pod batutą argentyńskiego szkoleniowca, napastnikowi udało się zdobyć zaledwie dziewięć trafień. Rozpoczął się zatem festiwal kolejnych drwin i powątpiewania, czy coś z tego kulfona jeszcze wyrośnie.

Minione rozgrywki Championship pokazały, że tak.

Źródło: Squawka

Wbrew opinii ekspertów i nawoływaniu do kupna nowego napastnika, Marcelo Bielsa uparł się i postawił na wychowanka Nottingham. Argentyńczyk zdawał sobie sprawę z ograniczeń, jakimi cechuje się Anglik, lecz i tak zamierzał sukcesywnie wdrażać go do swojego systemu.

27-latek okazał się odgrywać w nim kluczową rolę.

Dzięki niebywałej pracowitości głównego zainteresowanego, żaden z zawodników nie zdołał odebrać Bamfordowi miejsca w składzie. A próbował chociażby Nketiah z Arsenalu. Jego starania były jednak o tyle bezcelowe, że były zawodnik The Blues zaczął dawać bardzo dużo poza samymi trafieniami.

Był nazywany pierwszym obrońcą, bezustannie pressował przeciwnika, wywalczał rzuty wolne i wyraźnie dominował w powietrzu. Stał się w końcu kimś, a nie chłopakiem z bogatego domu, którego Sean Dyche wyrzucał z Burnley z powodu “buty i arogancji”.

Patrick Bamford w sezonie 2019/20 stał się napastnikiem… ale nadal nie był łowcą z krwi i kości. Mimo szesnastu trafień, znalazło się wielu przeciwników jego gry, wyliczających błędy, jakich dopuszczał się piłkarz. Nie ma się czemu dziwić – mimo szesnastu trafień, Anglik zmarnował aż 25 klarownych sytuacji. Najwięcej w całej Championship.

Źródło: EFL Analysis

W końcu jednak nadszedł moment, na który Bamford czekał od ósmego roku życia. Zawodnik Leeds United przestał być obiektem drwin. Tak, tak. Z gościa, który zdobył  kilkanaście bramek w Championship i był najlepszym strzelcem drużyny, przed tym sezonem robiono sobie jaja.

„Patrick Bamford staje się dla Pawi wielkim problemem” – Adrian Durham, talkSPORT

„Bamford jest za słaby. Nie wejdzie na poziom oczekiwany w Leeds. Powinni go sprzedać” – Curtis Woodhouse, były piłkarz Sheffield United

„Rodrigo z miejsca powinien wskoczyć za Bamforda. Najlepiej jeszcze przed meczem z Liverpoolem” – Josh Fordham, talkSPORT

„Najbardziej niedoceniany bramkarz? Patrick Bamford. Zrobi wszystko, by piłka nie znalazła się w siatce” – Scott Larsen, kibic Leeds

Mimo, iż pod względem pracowitości Patrick długo należał do czołówki wyspiarskiego futbolu, to gawiedź przyciąga coś zgoła innego. Dopiero regularne trafianie na poziomie ekstraklasy, sprawiło, że zaczęto patrzeć na niego przychylnie. Chłopak zaczął być nawet postrzegany jako realny kandydat do walki o koronę króla strzelców Premier League.

Anglik w bieżącej kampanii strzelił już sześć bramek, w tym wspaniałego hattricka przeciwko Aston Villi. Klasa, jaką wówczas wykazał się napastnik, była pewnego rodzaju novum, przede wszystkim dla stałych obserwatorów Championship, przyzwyczajonych raczej do pudłowania w wykonaniu 27-latka.

55’ – Bamford dopada do odbitej piłki i pakuje ją obok bezradnego Martineza

67’ – Bamford odbiera podanie od Klicha, odwraca się i ładuje widły z 17 metrów

74’ – Bamford przyjmuje podanie w polu karnym, kiwa trzech i wali w okienko

Sześć meczów, sześć bramek, 30% wykorzystanych szans.

***

Jeśli Patrick faktycznie daje radę na pianinie, to jego występom w tym sezonie bliżej do popisów Eltona Johna w “Don’t Let The Sun Go Down On Me” niż “Wlazł kotek na płotek” w wykonaniu Maciusia z 1B.

To raczej nie jest kwestia przypadku, że Bamford, niedoszły student, dobrze wychowany multiinstrumentalista, najlepiej dogaduje się z Marcelo Bielsą. Z kimś, kogo posądza się o stworzenie własnej filozofii futbolu.

JAN PIEKUTOWSKI

Fot. NewsPix

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...