Losy CSKA Sofia są niezwykle burzliwe. Począwszy od czasów komunistycznego prosperity pod czujnym okiem armii, po przemiany ustrojowe i ciągłe roszady w strukturze właścicielskiej, które ostatecznie spowodowały bankructwo klubu i degradację do trzeciej ligi. Kilka lat temu drużyna ze stolicy Bułgarii za sprawą wykupienia licencji od Litexu Łowecz powróciła do najwyższej klasy rozgrywkowej. W tym sezonie po 10 latach przerwy znów zagościła na europejskich salonach. Awans do Ligi Europy jest dla bułgarskich kibiców dużym zaskoczeniem, a na arenie krajowej CSKA coraz mocniej depcze po piętach hegemonowi ostatnich lat – Łudogorcowi Razgrad. Sofijscy fani nie mają wielkich oczekiwań. Liczą tylko na to, że klub nie skompromituje się z teoretycznie silniejszymi rywalami i choć w minimalnym stopniu nawiąże do złotej ery lat osiemdziesiątych.
Gdy Legia odpadła z Karabachem, niektórzy „eksperci” podkreślali, że ekipa z Azerbejdżanu to przecież ograny zespół na podwórku europejskim. Że to oni, a nie legioniści, w poprzednim sezonie grali w fazie grupowej Ligi Europy. Z kolei w tym sam czasie CSKA Sofia wyrzuciło za burtę FC Basel, zeszłorocznego ćwierćfinalistę Ligi Europy oraz ekipę regularnie występującą w Lidze Mistrzów. Biorąc pod uwagę, gdzie jeszcze do niedawna znajdowało się CSKA, należy uznać to za przeogromny sukces tamtejszego futbolu. Drużyna z ligi bułgarskiej nie dość, że nie położyła się ze strachu przed faworyzowanymi Szwajcarami, to jeszcze pokazała, iż odważna i ofensywna gra popłaca. W latach panowania „demokracji ludowej” zespół z kraju słynącego z wina i piaszczystych plaż należał do grona najsilniejszych drużyn bloku wschodniego. Wtedy to „Wojskowi” wzbudzali strach u rywali.
Komunizm i wojsko – złote lata CSKA
Choć sekcja piłkarska funkcjonowała już przed wojną, to za oficjalną datę powstania klubu przyjmuje się rok 1948. Od samego początku CSKA było aktywnie wspierane przez wojsko. W krajach komunistycznych kluby wojskowe miały więcej przywilejów aniżeli inne zrzeszenia sportowe. Ogromne pieniądze idące na resort obrony narodowej powodowały, że kolejni dowódcy armii bułgarskiej nie szczędzili grosza na swój zespół. Ogólnie w czasach słusznie minionych państwa znajdujące się za „żelazną kurtyną” w celach propagandowych – by pokazać swoją wyższość nad „zgniłym zachodem” – bardzo mocno wspierały rozwój sportu i kultury fizycznej. Wielkie zakłady przemysłowe albo wydobywcze na istniejące przy nich kluby także przeznaczały duże sumy pieniężne. Jednak oprócz najwyższego budżetu CSKA wyróżniało coś jeszcze.
– Z racji, że CSKA było klubem wojskowym, ściągano tam najlepszych zawodników z całej Bułgarii. Podobnie jak dawniej miało to miejsce w Legii Warszawa. Piłkarz, aby móc w spokoju odbyć służbę wojskową, zazwyczaj przechodził tam na co najmniej dwa sezony. Wypłata zawsze na czas i w dodatku wysoka. A zamiast taplania się w błocie podczas poligonu, treningi w wojskowym ośrodku sportu. Z tego powodu CSKA posiadało najsilniejszą kadrę i bez większych problemów podbierało najgroźniejszym rywalom ich najlepszych graczy. Najbardziej znani zawodnicy, którzy występowali z czerwoną gwiazdą na piersi to Christo Stoiczkow, Emił Kostadinow oraz Trifon Iwanow – opowiada Sławomir Słowik, autor artykułów na temat piłki bułgarskiej na portalu pilkarskie-balkany.pl
„Wojskowi” byli także premiowani przez komunistyczne władze. Połączenie wpływów dygnitarzy partyjnych na szczeblu centralnym oraz armii dało efekt w postaci niesamowicie zapełnionej klubowej gabloty. Obecnie najbardziej utytułowany klub piłkarski w Bułgarii na 31 wywalczonych tytułów mistrzów kraju, aż 26 wywalczył w tamtym okresie. W europejskich rozgrywkach CSKA również z sukcesami reprezentowało kraj. Półfinał Pucharu Mistrzów Krajowych w sezonie 1966/97 i 1981/82 albo półfinał 1989/90 to największe osiągnięcia w historii bułgarskiego klubowego futbolu. Aktualnie tamtejszym zespołom nie wypada nawet marzyć o podobnych sukcesach.
Przemiany ustrojowe początkiem drogi do bankructwa
Upadek komunizmu oznaczał koniec strumienia niekończących się pieniędzy pochodzących z funduszy armii. Nie tylko w Polsce wiele klubów zaczęło wówczas powoli wyprowadzać sztandar. W Bułgarii zmiany ustrojowe również oznaczały początek problemów dla zespołów finansowanych przez państwowe zakłady przemysłowe. Kryzys gospodarczy i szalejąca inflacja spowodowała, że nowym dla kapitalistycznych rządów sport nie był priorytetowym obszarem działań. Jednym z klubów zdanych już samego na siebie było CSKA. Lata dziewięćdziesiąte i pierwsza dekada XXI wieku nie upłynęły pod znakiem tak wielkiej obfitości, lecz „Wojskowi” wciąż potrafili sięgać po trofea.
Ostatni raz wywalczyli mistrzostwo w 2008 r. Podczas wielkiej fety nikt nie myślał, że za kilka lat klub z powodu długów znajdzie się na dnie. Za moment pojawiły się pierwsze poważne tarapaty finansowe. Prezes zespołu został oskarżony o defraudację kilku milionów lew z klubowej kasy. Natomiast w sezonie 2010/11 „Wojskowi” po raz ostatni zagrali w fazie grupowej europejskich pucharów, zajmując ostatnie miejsce w Lidze Europy.
– CSKA wykończyły wieczne zmiany na stanowisku właściciela. Przez pewien czas klub znajdował się w rękach bułgarskiego króla hazardu Vasila Bożkowa. Nastąpiły zmiany w prawie hazardowym i w tamtym momencie CSKA przestało być dla niego atrakcyjnym miejscem do reklamy swoich interesów. Odprzedał więc zespół biznesmenowi z Indii. Hinduski dobrodziej okazał się jednak kompletnym dyletantem w kwestii zarządzania klubem sportowym. Nie odnalazł się w realiach i pozbył się CSKA. W roku 2013 klub był na skraju bankructwa, ale dzięki wsparciu grupy byłych zawodników związanych z CSKA przetrwał sezon. W celach ratowania klubu i spłaty zadłużenia na początku 2014 roku CSKA Sofia zostało, jako pierwszy klub piłkarski z Europy Środkowo-Wschodniej, notowane na giełdzie. Nowym zarządcą klubu, z pakietem większościowym, została bułgarska organizacja „Finance Marketing Company”. Również nie pomogło to uratować klubu. Związek przestał tolerować długi. Zabrał licencję, a „Wojskowych” zdegradował do III ligi – wspomina Sławomir Słowik.
Klub z tak wielką marką i rzeszą wiernych fanów nie mógł po prostu upaść i zniknąć z piłkarskiej mapy Bułgarii. Kwestią czasu było, to kiedy pojawi się jakiś nowy zbawiciel. CSKA nawet w III lidze stanowiło łakomy kąsek dla tamtejszych multimilionerów.
Odkupienie licencji i dwa kluby o nazwie CSKA
Degradacja, pusta kasa klubowa oraz wizja grania z ekipami amatorskimi. Gorzej już być nie mogło. Nadzieje na szybką odbudowę klubu dał Grisza Ganczew. Biznesmen, filantrop, właściciel jednej z sieci stacji benzynowych, niegdyś związany z mafią. Nabył on pakiet większościowy akcji CSKA i zobowiązał się wydostać klub na prostą. Do ratowania klubu Ganczew zachęcił również swojego znajomego Juliana Indżowa oraz legendę klubu Christo Stoiczkowa. Ta trójka do dziś posiada łącznie 97% akcji klubu. Nie miało to prawa nie wypalić. CSKA błyskawicznie wywalczyło awans do drugiej ligi. Przede wszystkim udało im się zdobyć Puchar Bułgarii. Taka sytuacja była bezprecedensowa. W Bułgarii nikomu nigdy wcześniej nie zdarzyło się zwyciężyć tego trofeum, grając na trzecim poziomie rozgrywkowym.
Na polskim podwórku czasy dziwnych fuzji i kombinacji z nazwami drużyn były domeną lat dziewięćdziesiątych. Wystarczy przypomnieć sobie twór o nazwie Lechia/Olimpia Gdańsk czy „Sokół Pniewy w Tychach”. W późniejszych latach również zdarzały się przypadki połączeń klubów. Najgłośniejsze z nich – Lecha z Amicą oraz Polonii Warszawa z Groclinem Grodzisk. Wreszcie PZPN ukrócił zapędy niecierpliwych właścicieli, którzy od razu pragnęli wskoczyć na wyższy poziom. Natomiast w Bułgarii nie ma pod tym względem zbyt wielu prawnych przeciwwskazań. Pod koniec sezonu 2015/16 CSKA Sofia odkupiło licencję od Litexu Łowecz – czterokrotnego mistrza kraju. Idea pracy organicznej od podstaw legła w gruzach. Nie wszyscy kibice zaakceptowali drogę na skróty. Stworzyli swój klub, który obecnie występuje…w tej samej lidze co CSKA Ganczewa i spółki. Absurdalna sytuacja.
– CSKA Sofia po wykupieniu licencji dwukrotnie została wicemistrzem kraju, ustępując Łudogorcowi Razgrad. Natomiast CSKA 1948 rozpoczęło swoje piłkarskie podboje od najniższego poziomu rozgrywek, czyli czwartej ligi. Dzięki ogromnemu zaangażowaniu kibiców oraz postawieniu na młodzież kibicowska drużyna zdołała w trzy sezony wywalczyć trzy awanse. W ostatnich rozgrywkach zajęła trzecie miejsce w drugiej lidze, tuż za miejscem dającym baraż o awans do Pyrwej Ligi. Tak dobra postawa drużyny jest w dużej mierze zasługą lojalnych fanów. CSKA 1948 jest klubem kibicowskim, 100% udziałów w drużynie posiadają pojedynczy kibice. To oni załatwili zespołowi sponsorów oraz wynegocjowali grę zespołu w 2. lidze na Stadionie Narodowym w Sofii. Jednakże nie tylko kibice wnieśli swój wkład w sukces klubu. Swoją cegiełkę dołożyli także lokalni biznesmeni, którzy na początku zapewnili drużynie środki niezbędne do przeżycia – relacjonuje Słowik.
Pomiędzy oba klubami zaczął się spór o prawa do herbu oraz używania historycznej nazwy. Przez długi czas zwaśnione strony dochodziły swych praw w sądzie. Ostatecznie wymiar sprawiedliwości uznał, że miano kontynuatora tradycji dawnego CSKA przysługuje bogatemu baronowi paliwowemu. Wątek jednak nie ma jeszcze swojego finału. Kibice wraz z zarządem CSKA 1948 wciąż jeszcze walczą o swoją rację. Obecnie, nie wiadomo jak finalnie potoczy się sprawa.
Niespodziewany awans do LE
Choć CSKA Sofia z sezonu na sezon jest coraz bliżej zdetronizowania Łudogorca Razgrad, władze klubu mają ambitniejsze cele i powoli kończy się im cierpliwość. Przed rozpoczęciem nowego sezonu krążyły pogłoski, iż może to być ostatni sezon Ganczewa w roli prezesa. Ciśnienie na mistrzostwo jest ogromne, tak więc okienko transferowe było niezwykle intensywne. Sprowadzono aż ośmiu nowych graczy. Głównie z zagranicy. Między innymi z Ligue 1 oraz 2, a także z angielskiej Premier League. W przypadku graczy wypożyczonych z Watfordu zadecydowała osoba byłego dyrektora sportowego.
– Jeremy Sinclair i Adalberto Peñaranda dla fanów angielskiego futbolu nie są enigmatycznymi postaciami. Ich pobyt w Sofii to zbieg kilku okoliczności. Ganczew wraz z zarządem liczyli, że uda się sprzedać do Dijon za 3 mln euro największą gwiazdę zespołu, napastnika pochodzącego z Gambii – Ali Sow. Obecny dyrektor sportowy Watfordu, po starej znajomości z racji wcześniejszego pełnienia tej funkcji w CSKA, ubezpieczył ekipę ze stolicy na wypadek luki w ataku. Transfer Sow wysypał się na ostatniej prostej ze względu na formalności, a piłkarze z Wysp Brytyjskich zostali w Bułgarii – informuje Słowik.
Solidnie wzmocniona kadra bez problemów przechodziła kolejne szczeble eliminacji Ligi Europy. W II rundzie pokonali u siebie 2:0 pierwszą poważną przeszkodę – BATE Borysów. Następnie ograli 3:1 B36 Tornshav z Wysp Owczych. Ostatnim rywalem w drodze do raju – jak już wcześniej wspomniano – był FC Basel. Wyjazdowe zwycięstwo 1:3 należy uznać za ogromną sensację. Dla pogrążonego w problemach bułgarskiego futbolu było to duże wydarzenie. W pierwszym meczu fazy grupowej „Wojskowi” zmierzyli się na stadionie armii bułgarskiej z rumuńskim CFR Cluż. Mimo dobrej ofensywnej gry i wielu stworzonych sytuacji wyszedł brak ogrania na arenie europejskiej. Przegrali 0:2. Rywale pierwszą bramkę zdobyli po stałym fragmencie, a po bezmyślnym faulu gospodarzy we własnym polu karnym, mistrzowie Rumunii dobili CSKA. Kibice mimo niekorzystnego wyniku byli zadowoleni i nagrodzili swoich piłkarzy brawami.
Wyjazd do Rzymu w atmosferze zwolnienia trenera
Najbliższym rywalem CSKA Sofia w europejskich pucharach jest AS Roma. O ile klub traktuje występy zagraniczne jako przygodę, tak mistrzostwo kraju jest ich nadrzędnym celem. Włodarzom zabrakło już cierpliwości po zremisowanym – trzecim z rzędu – meczu ligowym. Po weekendzie zwolniono trenera. Aktualnie piąte miejsce w Parva Liga, siedem punktów straty do lidera oraz niższa pozycja w tabeli od CSKA 1948 to już było zbyt wiele do przełknięcia. Nawet znakomite występy w pucharach nie oszczędziły Slamena Belcheva. U nas to też znany kazus. Maciej Skorża pozdrawia w tym momencie.
– Zważywszy, że CSKA jedzie do Rzymu bez trenera, gdyż jeszcze nie podano nazwiska nowego szkoleniowca, bułgarscy fani liczą tylko na to, że ich ulubieńcy nie się nie zbłaźnią. Choć moim zdaniem, jeżeli zagrają, tak jak mają to w zwyczaju – ofensywnie, z polotem i bez respektu do przeciwnika – mogą w jakimś tam stopniu uprzykrzyć spotkanie wyżej notowanemu rywalowi. Przede wszystkim muszą być skuteczni, bo mimo obecności w składzie solidnych napastników, w ostatnim czasie finalizacja akcji, to główny mankament bułgarskiego zespołu – stwierdza Sławomir Słowik z pilkarskie-balkany.pl, autor przewodnika po klubach bułgarskich w sezonie 2020/21.
Mecz na Stadio Olimpico należy uznać za kolejne duże święto dla klubu po latach posuchy i wielkiej smuty związanej z perturbacjami właścicielskimi. Jeżeli Ganczewowi i spółce starczy cierpliwości, w niedługim czasie zespół powinien w końcu przełamać dominację Łudogorca Razgrad. Tylko bułgarski futbol i stabilizacja to dwa przeciwstawne wyrażenia. Napisać teraz, jaki będzie los CSKA, to jak wróżyć z fusów.
PIOTR STOLARCZYK