Reklama

Tak wygląda prawdziwy kanonier

redakcja

Autor:redakcja

25 października 2020, 22:33 • 3 min czytania 2 komentarze

Jeśli sztywno trzymalibyśmy się nazewnictwa, to napisalibyśmy, że w tym meczu zagrało czternastu Kanonierów – jedenastu piłkarzy Arsenalu z pierwszego składu i trzech wchodzących z ławki. Ale to tylko słowotwórstwo od klubowego przydomka. Na boisku był bowiem tylko jeden kanonier i to wcale nie w drużynie Mikela Artety. O kogo może chodzić? Oczywiście o Jamiego Vardy’ego. Człowieka, który ma patent na ekipę z Emirates Stadium. 

Tak wygląda prawdziwy kanonier

33-letni angielski snajper to nie tylko żywa legenda Leicester, nie tylko pomnikowa postać, ale też postrach Arsenalu. Gość uwielbia z nimi grać. Włącznie ze swoją dzisiejszą bramką jego bilans przeciwko Kanonierom wygląda imponująco: jedenaście bramek w dwunastu meczach, osiem goli w siedmiu ostatnich spotkaniach.

Ale po kolei.

Vardy borykał się ostatnio z urazem łydki, przez który przegapił ligowe spotkanie z Aston Villą i euro-pucharowe z Zorią Ługańsk. Teraz miał być już dostępny, ale Brendan Rodgers tonował nastroje, uspokajał i jasno dawał do zrozumienia, że jego gwiazdor potrzebuje trochę czasu, żeby wrócić do grania od pierwszej minuty. Lepiej nie ryzykować. Dlatego też Vardy zaczął mecz z Arsenalem na ławce rezerwowych.

Ze stratą dla widowiska.

Użyjemy eufemizmu: widzieliśmy ciekawsze mecze. Również w tym roku, również w tym półroczu, również w tym miesiącu, również w tym tygodniu, ba, nawet w ten weekend. Może byłoby ciekawiej, gdyby Lacazette nie był na pozycji spalonej, kiedy w tłoku wpakowywał piłkę do bramki na początku spotkania?

Reklama
Może. A może nie.

Zresztą, przez większość spotkania bliżej szczęścia był Arsenal. Kilka świetnych okazji miał bardzo aktywny Bukayo Saka, ale albo przegrywał pojedynki z Kasperem Schmeichelem, albo pudłował z dobrych pozycji. Równie aktywny był Bellerin, który szukał przestrzeni dla swojej szybkości nie tylko na skrzydle, ale też w środku boiska. Hiszpan walnął nawet raz, całkiem ładnie, z woleja, ale umówmy się, to nie on był w tej ekipie od strzelania bramek.

Zawiódł przede wszystkim Aubameyang, który nie wykazał się absolutnie niczym, może oprócz jednego przerzutu i jednego anemicznego strzału, który Schmeichel odprowadził za linię końcową pogardliwym wzrokiem.

Co na to Leicester?

W sumie nic ciekawego.

Nawet uśmiechnęliśmy się, kiedy James Maddison chyba ze dwa razy w krótkim czasie próbował z pięćdziesięciu metrów przelobować wysuniętego Bernd Leno, ale wychodziły z tego jakieś potworki.

I wtedy przyszła 60. minuta. Na murawie pojawił się on. Jamie Vardy. Trochę pobiegał, trochę poklepał, pobadał teren, ostukał się i wykończył akcję, która zadecydowała o wyniku. Zaczęło się od tego, że Youri Tielemans pięknym prostopadłym podaniem uruchomił Cengiza Undera. Turek pognał za piłką, dobiegł do niej i pozostało mu tylko jedno – znaleźć w polu karnym lisa, sorry, Lisa. Zrobił to perfekcyjnie. Dośrodkowanie, szczupak Vardy’ego, Leno bezradny.

Właściwie cały mecz można byłoby zamknąć w tej jednej akcji. Reszta to jakieś nudy.

Reklama

Rodgers uśmiechał się z satysfakcją.

Vardy uśmiechał się z satysfakcją.

To jest prawdziwy kanonier.

Jedyny na boisku podczas tego niedzielnego wieczoru.

Arsenal Londyn 0:1 Leicester City

Vardy 80′

Najnowsze

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...