Futbol nie jest, nie był i nigdy nie będzie bajkowym światem. Nigdy nie ma tutaj kropki na końcu zdania „i żyli długo i szczęśliwie”. Każdy dobry moment to tak naprawdę wyczekiwanie, aż wszystko się rozsypie. Długo rzeczywistość oszukiwał Zinedine Zidane. Trzy razy feta po zwycięstwie w Lidze Mistrzów. Opuszczenie statku jeszcze przed kryzysem, właściwie na szczycie. Potem triumfalny powrót i niemal od razu, w pierwszym poprowadzonym od początku do końca sezonie, odzyskanie mistrzostwa Hiszpanii. Idylla.
Stan w piłce rzadki i… wybitnie nietrwały.
Jeszcze po porażce z Cadiz u siebie dziennikarze szeptali, kibice mówili półgłosem.
To jednak legenda. Piłkarski rozdział to już zamknięta historia, tam nikt już złotych pomników nie ma prawa obalić. Ale Zinedine Zidane błyskawicznie zapracował na miano legendy również jako szkoleniowiec. Pierwszy w historii, który obronił uszaty puchar Ligi Mistrzów, a potem jeszcze utrzymał cały zespół w takim głodzie, by unieść go po raz trzeci. Człowiek, który wydawał się mieć patent na Barcelonę, w końcu zdobył dwa mistrzostwa Hiszpanii w erze Messiego, ugrał coś, czego nie ugrali ani Jose Mourinho, ani Diego Simeone. Trener znikąd, bez większego doświadczenia, bez zweryfikowanego warsztatu, za to z całą szufladą medali od pierwszych dni pracy w klubie. Dziś tych piłkarskich już prawie nie widać spod grubej warstwy dokonań menedżerskich.
Nie dziwi kompletnie, że nazwisko Zidane’a bardzo trudno było umieścić obok słowa „zwolnienie”. Sami mamy opory, użyliśmy aż sześciu słów w charakterze bufora. Zdawało się przecież, że to jeden z tych trenerów, którzy sami wybierają sobie moment rozpoczęcia i zakończenia pracy. Jeden z tych, których zwalniać nie wolno. A jednak. Po Szachtarze coś pękło. Hiszpania dzisiaj już nie szepcze po kątach, Hiszpania otwarcie debatuje: czy Zidane powinien dalej pracować w Madrycie?
ELASTYCZNOŚĆ JAKO ZALETA
Cadiz u siebie, tydzień do El Clasico. Zinedine Zidane miesza w składzie, w sumie zdaje się, że gra rezerwowym zestawieniem. Od początku Kadyks groźnie kontruje, po trzydziestu minutach zasługuje na dwubramkowe prowadzenie, może nawet i wyższe, bo sam Negredo powinien mieć na koncie dublet. W przerwie Zizou miesza składem, wprowadza czterech piłkarzy. Odrobić strat się nie udaje, mecz kończy się porażką Królewskich 0:1.
Szachtar u siebie, 4 dni do El Clasico. Zinedine Zidane miesza w składzie, w sumie zdaje się, że gra rezerwowym zestawieniem. Od początku Szachtar Donieck groźnie atakuje, do przerwy prowadzi 3:0, a powinien pewnie strzelić więcej, bo dwukrotnie Real został ocalony interwencjami Thibaut Courtois. W przerwie Zizou miesza składem, szybko wpuszcza Benzemę, potem Viniciusa. Real strzela dwa gole, trafia nawet do siatki na 3:3, ale gol słusznie nie zostaje uznany. Mecz kończy się porażką 2:3.
Może gdyby oba spotkania były od siebie trochę bardziej odległe. Może gdyby przeciwnicy byli choć trochę poważniejsi. Ale to był Cadiz, w którego ataku szarżował 36-latek. Szachtar przetrzebiony koronawirusowymi osłabieniami, bez dziesięciu graczy, wychodzący na Estadio Alfredo Di Stefano siedmioma piłkarzami poniżej 21. roku życia. To były dwie kompromitacje na przestrzeni paru dni, w dodatku w przededniu El Clasico.
Zizou się pogubił, a to pogubienie było widać sprzed ekranów, z trybun, z płyty boiska. Z każdego miejsca w Madrycie.
Kiedyś jego ogromną zaletą było utrzymywanie ekipy w stanie ciągłej mobilizacji. Zidane nie zaczął mieszać w składzie i ustawieniu w tym sezonie, to była właściwie jego wizytówka. Niektórzy twierdzili, że to taktyczny i personalny brak planu, bazowanie na indywidualnościach, ale takie kuglarstwo zostałoby szybko obnażone. Tymczasem Francuz z tego chaosu uczynił swoją siłę. Gdy szedł po trzecią z rzędu Ligę Mistrzów, wszyscy zwracali uwagę na świeżość kluczowych postaci w zespole. Zidane potrafił zostawić na ławce gwiazdy, sięgać nawet w dość istotnych meczach po zawodników z numerami osiemnaście, dwadzieścia, dwadzieścia pięć. Szeroka kadra, ale nikt nie uchodził w niej za kompletnie zbędne ogniwo.
REAL PRZEGRYWA RÓWNIEŻ W EL CLASICO? ZWYCIĘSTWO BARCELONY TO KURS 2,10!
Wielokrotnie analizowana była choćby rola Alvaro Moraty w pierwszym pełnym sezonie Zizou. Ale przecież tych bohaterów drugiego czy trzeciego szeregu Zidane wykreował całą zgraję. Hiszpańskie ABC, cytowane przez Eleven Sports, wyliczyło, że w 215 meczach Zidane skorzystał ze 199 różnych wariantów składu, praktycznie się nie powtarzał. Pytany o ustawienie, czy to trzech stoperów i wahadła, czy to 4-3-3, a może już 4-2-3-1, uśmiechał się – gramy płynnie, to jest nasza siła.
I faktycznie, Real zdobywał bramki, wygrywał mecze, wykorzystując cały szeroki arsenał, osobowy i taktyczny. Aż do teraz. Gdy to, co wydawało się jego największą zaletą, niespodziewanie zaczęło mu ciążyć.
ELASTYCZNOŚĆ JAKO WADA
Każdy jest w stanie z miejsca wymienić nazwiska tworzące kręgosłup Liverpoolu, Manchesteru City, Bayernu Monachium. Każdy bezbłędnie odgadnie kilka popularnych zagrywek, które mają miejsce właściwie w każdym występie zespołów Jurgena Kloppa, Pepa Guardioli, Antonio Conte. A Real 2020/21? Zidane 2020/21?
Łatwo z dzisiejszej perspektywy pisać: jechał na picu. Ale Zidane przejechał na nim tyle meczów i sezonów, że to musi być coś więcej. Na ten moment wydaje się, że po prostu przestrzelił z dostosowaniem strategii do okoliczności. Gdy na ławce masz pozostających w wysokiej formie Asensio, Moratę, Rodrigueza czy Pepe, możesz sobie wystawiać dwie różne jedenastki nawet mecz po meczu. Tak działo się w sezonie 2016/17, potem, już z innymi nazwiskami, również w kolejnych latach. Ale dziś, gdy Real w rotacji ma m.in. Lukę Jovicia, Militao, starzejącego się Marcelo, rozczarowującego Isco… No nie, nie możesz dalej ciągnąć strategii z rozdawaniem minut dosłownie każdemu piłkarzowi w kadrze. Część z nich na to przecież zwyczajnie nie zasługuje.
REAL BEZ GOLA W KATALONII? ZERO Z PRZODU W EL CLASICO TOTOLOTEK WYCENIA PO KURSIE 3,19!
Jakkolwiek to brzmi – Zidane chyba zbyt mocno przywiązał się do swojej elastyczności. Sztywno trzyma się filozofii, w której nie ma żelaznej jedenastki, nie ma liderów, którzy grają od deski do deski. Resztą robi biologia – Marcelo biega, a przede wszystkim myśli dużo wolniej. Sergio Ramos wybija z linii bramkowej już nie połowę, ale jedną trzecią piłek. Luka Modrić biega od pola karnego do pola karnego nie przez 125 minut, jak na pamiętnych Mistrzostwach Świata, ale jakieś 60, może 70 minut.
Efekt jest taki, że ekipa coraz częściej przegrywa, a co gorsza – coraz częściej dzieje się tak w kompromitujących okolicznościach.
POCZEKAJMY?
Inna sprawa, że Zidane działa w dość skomplikowanej rzeczywistości. Nie chodzi już nawet wyłącznie o pandemię, bardziej o sytuację przemiany pokoleniowej, w której znalazł się Real Madryt. Pewne związki trzeba było zakończyć i nie ma w tym z pewnością zbyt wiele winy Francuza. Póki mógł wykorzystywać Garetha Bale’a choćby w minimalnym wymiarze – starał się umiejętnie eksponować jego umiejętności. Podobnie było z paroma innymi zawodnikami, którzy dostawali szansę, ale po prostu za pociągiem nie nadążali – by wymienić choćby Jamesa Rodrigueza. Za moment pewnie trzeba będzie na poważnie zastanowić się nad ograniczaniem roli Sergio Ramosa, nad logicznym następcą Karima Benzemy.
Ci, którzy już w Madrycie są, bezsprzecznie potrzebują czasu. Eden Hazard, wyjątkowo pechowy w ostatnich miesiącach. Brazylijska młodzież. Martin Odegaard. A przecież ostatnie okienka transferowe nie były żadnym szaleństwem, wręcz przeciwnie – spekuluje się, że Real zbierał fundusze na rekordowy transfer Kyliana Mbappe, w którym fakt, że trenerem Królewskich pozostaje Francuz, ma mieć kluczowe znaczenie. Można też oczywiście odbić piłeczkę – czy nie prościej byłoby dzisiaj Realowi z Hakimim i Reguilonem w składzie?
Zizou miewał już nieudane starty. W sezonie 2019/20, Real w pierwszych 9 meczach wygrał tylko 5 razy. Trzy remisy i porażka z Mallorcą to kiepski bilans, zwłaszcza, że przecież początek drugiej kadencji mocno rozbudził apetyty. Sezon 2017/18? Po dziewiętnastu kolejkach Real miał zaledwie 10 zwycięstw, a na koncie choćby 0:3 u siebie z Barceloną w El Clasico. Zresztą, ludzie kochani, Real Zidane’a zremisował z Legią Warszawa. Na tym tle porażka nawet z osłabionym Szachtarem Donieck nie wygląda już tak tragicznie.
REAL WYGRYWA JEDNĄ Z POŁÓW SOBOTNIEGO MECZU? KURS 2,07 W TOTOLOTKU!
Zidane tak naprawdę nie wpadał w większe kryzysy, dlatego też ten obecny wygląda tak przerażająco. Porażki w lidze, porażki w Lidze Mistrzów, gdzie Królewscy mają szalenie wyrównaną grupę, niska forma poszczególnych piłkarzy, może nawet po prostu: słaba kadra. Teraz dopiero poznamy twarz Zidane’a, który ma za zadanie to wszystko podnieść.
KONIEC BAJKI, CZAS NA PROZĘ ŻYCIA
Bajka na murawie Estadio Santiago Bernabeu już się skończyła – i nie chodzi tutaj wyłącznie o pandemiczną przeprowadzkę. Zizou kończy już etap trenerskiej kariery, podczas której uchodził za niezbadany fenomen. O tym zaś, że poezję zastąpiła już w pełni proza życia, najlepiej świadczy jedna z prawdopodobnych przyczyn utrzymania go na stanowisku. Otóż rozwód z Zidanem byłby po prostu za drogi. Kryzys szaleje również w świecie piłkarskim, każdy milion euro ogląda się z trzech stron, zanim wpakuje na konto argentyńskiego wonderkida. Zizou ma zaś kontrakt iście Królewski. W dodatku pozostaje zawsze pytanie: kto w charakterze następcy? Ostatnie poszukiwania trenera w Katalonii pokazały, że nie jest to wcale spacer po bułki, znaleźć odpowiedniego szkoleniowca jest szalenie trudno.
Poza tym – to legenda. Ale jak jeszcze długo taka odpowiedź będzie zamykać dyskusję? Zdaje się, że w czarnym scenariuszu kilkadziesiąt godzin. Do końcowego gwizdka El Clasico. Potem może być już tylko ustalanie jak najkorzystniejszych warunków rozwodu.
Fot. Newspix