Reklama

PRASA. Lech nawet z Benfiką chce grać swoje

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2020, 08:42 • 7 min czytania 16 komentarzy

W czwartkowej prasie: Rogne i Crnomarković będą mogli zagrać z Benfiką, Puchacz o słowach ojca, Lech nie zmieni sposobu gry, Citko wspomina czasy z Tomaszem Frankowskim, a Zagłębie Sosnowiec odlicza dni do końca kwarantanny.

PRASA. Lech nawet z Benfiką chce grać swoje

PRZEGLĄD SPORTOWY

Sytuacja kadrowa Lecha Poznań przed meczem z Benfiką nie jest aż tak tragiczna, jak zapowiadało się kilka dni temu.

Żuraw może być tym bardziej spokojny, że przynajmniej w pewnym stopniu udało się postawić na nogi dwóch środkowych obrońców – Djordje Crnomarkovicia oraz Thomasa Rogne. Obaj ćwiczyli na ostatnich zajęciach przed meczem z wicemistrzami Portugalii, co jest doskonałą wiadomością w związku z pauzą za kartki Lubomira Šatki. Jeszcze w sobotę, kiedy Crnomarkovicia w ogóle zabrakło w kadrze na starcie z Jagiellonią (1:2), a Rogne doznał urazu podczas rozgrzewki, wydawało się, że jedynym całkowicie sprawnym stoperem został Tomasz Dejewski. A z jednym zawodnikiem na tę pozycję trudno byłoby złożyć formację defensywną.

– Nie miałem problemów z ułożeniem w głowie linii obrony, bo wiedziałem, jaka jest sytuacja kadrowa. Nie wszyscy piłkarze są do mojej dyspozycji, zakładaliśmy różne warianty i na jeden z nich jestem zdecydowany – powiedział w środę szkoleniowiec Lecha.

Reklama

Biorąc pod uwagę częste kłopoty zdrowotne Rogne, najprawdopodobniej podstawowymi stoperami na potyczkę z Orłami będą Dejewski z Crnomarkoviciem. Co prawda Polak nie ma żadnego doświadczenia w europejskich rozgrywkach i wyjątkowo słabo spisał się w spotkaniu z Jagą, ale przynajmniej w ostatnich dniach regularnie trenował i daje nadzieję, że przetrwa rozgrzewkę bez żadnego urazu…

Rafał Wolski znów zaczął pojawiać się na treningach Wisły Płock.

– Rafał jest z drużyną już od jakiegoś czasu. Czekamy na jego powrót do pełni zdrowia. Istnieje szansa, że zagra jeszcze tej jesieni, ale nie będziemy się spieszyć. Kiedy już będzie normalnie trenować z drużyną, zrobimy jeszcze dodatkowe badania, żeby sprawdzić, czy faktycznie wszystko jest w porządku. Obecnie wygląda to bardzo obiecująco – zaznacza prezes Nafciarzy.

Marek Citko wspomina swoją karierę w rozmowie z Piotrem Wołosikiem. Wszystko w odniesieniu do książki Tomasza Frankowskiego.

Reklama
Reprezentacyjne gole zdobyte na angielskiej ziemi – twój na Wembley i Tomka wbity Anglikom na Old Trafford, to wasz wspólny mianownik.

Niestety przegraliśmy identycznie – po 1:2. Fajnie, że golami za granicą zareklamowaliśmy bliskie nam, rodzinne Podlasie. I podkreśliliśmy rolę trenera Karalusa, który nie zabijał w nas kreatywności. Świetny szkoleniowiec. Dziś, gdy widzę młodych trenerów… Taktyka, taktyka, taktyka. Zabijanie potencjału, indywidualności, tłamsi się naturalną kreatywność. I wyłącznie po to, by taktyką wygrać mecz w trampkarzach. Dziś bardziej skupiają się na tym, by młodzi piłkarze dobrze „przesuwali” i stosowali wysoki pressing. Kurczę, jeśli masz skutecznego chłopaka, to dawaj na niego jak najwięcej piłek, ktoś ma dobry drybling – pozwól mu kiwać, bo w decydującym spotkaniu indywidualną akcją może dać wygraną. A na zajęciach dziesięciolatków słychać: Nie kiwaj, graj piłką! A przecież piłkarze z dryblingiem są dziś najlepszymi na świecie.

Plus poszukiwanie wysokich chłopców. Za tą modą trenerzy od dawna podążają. Diabli wiedzą, czy Tomek mierzący 171 centymetrów, szczuplutki dzisiaj nie przepadłby.

O właśnie. Skuteczność, inteligencja boiskowa, poruszanie się po murawie – w tym Tomek był top. A kłopot, to znaczy mieli go trenerzy, stanowiły takie, a nie inne warunki fizyczne. Nie za bardzo dawali wiarę, że ten niewysoki, szczupły chłopak może gwarantować gole. A właściwie, gdzie nie występował, łącznie z reprezentacją, bramki zdobywał. Uważam, że mógłby jeszcze więcej osiągnąć, gdyby nie te kręcenie nosem szkoleniowców. Miał smykałkę, a ciągle musiał im udowadniać, że jest super strzelcem. Dwie sekundy wcześniej, niż reszta graczy wiedział, czuł w jakim miejscu znajdzie się piłka. Tylko nie miał tego zaufania.

SPORT

GKS Katowice przed 27 laty był bardzo bliski wyeliminowania Benfiki. Zespół ten grał również przy Cichej w Chorzowie.

W przeszłości Benfice dwukrotnie zdarzało się mierzyć z polskimi zespołami. W sezonie 1993/94 Pucharu Europy Zdobywców Pucharów zespół z Lizbony zagrał z GKS-em Katowice i drużyna Piotra Piekarczyka pokazała się w tej rywalizacji ze znakomitej strony. W Lizbonie nie uznano GieKSie prawidłowej bramki, którą strzałem z rzutu rożnego zdobył Adam Kucz. Mało tego, Krzysztof Maciejewski trafił w poprzeczkę, a w drugiej połowie katowiczanom należał się rzut karny po zagraniu ręką. Wspaniale bronił Janusz Jojko, który dał się pokonać dopiero na trzy minuty przed końcem. W rewanżu GKS odrobił straty. Mocny strzał Grzegorza Borawskiego z dystansu dobił Kucz. W drugiej połowie Portugalczycy wybijali piłkę z linii bramkowej. Dariusz Wolny nie trafił do pustej bramki z kilku metrów i to się zemściło. Benfica wyrównała i to ona awansowała.

Miał występować w Mołdawii, a znalazł się na Górnym Śląsku. Z grą Stefanosa Evangelou w Zabrzu wiąże się spore nadzieje.

O kulisach transferu opowiada nam David Tznelasvili, menedżer z prawniczej agencji Muller&Paparis Rechtsanwalte z siedzibą w Zurychu, która reprezentuje zawodnika. – O dopięcie wszystkich formalności nie było łatwo, bo Stefanos był piłkarzem Olympiakosu Pireus. W końcu jednak oba kluby osiągnęły porozumienie. Znaleziono najlepsze rozwiązanie dla wszystkich stron – informuje Tznelasvili. W umowie piłkarza znalazł się zapis, że Olympiakos będzie partycypował w zyskach z ewentualnego przyszłego transferu gracza. By tak się jednak stało, to Evangelou musi grać i to grać dobrze. Papiery na to ma, bo w swoim CV ma występy w Panathinaikosie Ateny i pobyt w Olympiakosie, a więc w dwóch najbardziej utytułowanych i popularnych klubach w swojej ojczyźnie. W poprzednim sezonie zaliczył 18 gier w Panioniosie. Na swoim koncie ma też występy w juniorskiej i młodzieżowej reprezentacji Grecji. Tych meczów ma na koncie kilkadziesiąt.

Evangelou miał w tym sezonie występować nie w Górniku, a w mołdawskim potentacie, jakim jest Sheriff Tyraspol. Piłkarz był już tam nawet, trenował z zespołem i wydawało się, że zagra w tym klubie, ale Olympiakos nie porozumiał się z 18-krotnym mistrzem Mołdawii. W tej sytuacji zdecydował się na przyjazd do Polski. Piłkarz trafił do Zabrza na mocy transferu definitywnego i nieodpłatnego. Z Górnikiem podpisał kontrakt do końca czerwca 2022 roku.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, piłkarze Zagłębia Sosnowiec w niedzielę powrócą do wspólnych zajęć.

W niedzielę zespół Krzysztofa Dębka powinien wznowić treningi. Powrót do zajęć uzależniony jest oczywiście od kolejnych wyników badań, którym poddani zostaną piłkarze sosnowieckiego klubu. – Mamy nadzieję, że zbliżamy się do końca przymusowej izolacji – przyznał podczas czatu na klubowym Facebooku Zagłębia szkoleniowiec sosnowiczan. – Na szczęście nikt z tej licznej grupy nie miał aż tak poważnych dolegliwości jak możemy słyszeć w przekazach medialnych. Była grupa osób, które przechodzą koronawirusa bez jakichkolwiek objawów, były lekkie dolegliwości, a w kilku przypadkach wysoka gorączka i kilka dni spędzonych w łóżku, ale na szczęście to wszystko już poza nami. Czekamy teraz na kolejne badanie i powrót do normalnych treningów – przekazał trener Dębek.

SUPER EXPRESS

Tymoteusz Puchacz przed meczem z Benfiką.

„Super Express”: – Benfica to najsilniejszy zespół w grupie?

Tymoteusz Puchacz: – Zdaję sobie sprawę, że Benfica to wielki klub, który wydał dużo pieniędzy na transfery, że w jej kadrze są piłkarze, których oglądałem w telewizji. Ale my także mamy dobrych graczy, jak Jakub Moder, który trafił do Brighton. Jest Pedro Tiba, który zna najlepiej portugalski klub. I tak mogę mówić o kolejnych chłopakach. W futbolu już było wiele takich scenariuszy, że ten słabszy pokonał bardziej utytułowanego rywala. Zawsze w takich momentach przypominają mi się słowa taty.

– Co ci doradzał?

– Zawsze mi to wpajał do głowy i powtarzał: „Nieważne, z kim będziesz rywalizował. Masz pokazać, że jesteś od niego lepszy”. Tego mnie nauczył. Od razu przypomina mi się mecz Legii z Realem w Lidze Mistrzów. Skończyło się remisem 3:3 w Warszawie. Czy taki wynik byłby możliwy, gdyby piłkarze Legii nie wierzyli w to? Bartek Bereszyński mierzył się wtedy z Cristiano Ronaldo. I rozegrał dobry mecz. Czyli można. Trzeba się starać i wierzyć. 

GAZETA WYBORCZA

Misja awansu do fazy grupowej Ligi Europy i zarobienia dla klubu dużych pieniędzy w czasie pandemii została przez Lecha Poznań wykonana. Teraz chce pokazać, że polska piłka klubowa jest cokolwiek warta w Europie.

(…) Teraz poprzeczka idzie jeszcze wyżej i sięga czołowego klubu Europy, jakim jest Benfica Lizbona. – To nasza nagroda – mówią piłkarze Lecha Poznań, a trener Żuraw podkreśla, że to także szansa na to, by pokazać, że polska liga nie jest tak słaba, jak się uważa. Kolejorz bowiem nie ma zamiaru zmieniać swojego wypracowanego przez rok podejścia do gry. Tak jak grał z Łotyszami czy ze Szwedami, tak też chce zagrać przeciw Benfice Lizbona. To rodzaj eksperymentu, który ma pokazać, jak daleko klub – budowany starannie z młodych i utalentowanych wychowanków połączonych z dobrymi jak na polską ligę cudzoziemcami – może dojść w Europie przy założeniu, że gra ofensywnie. Lech nie zamierza bowiem zdjąć nogi z gazu i okopać się przed wielką Benficą, ale nadal chce grać po swojemu. Przegra to przegra, trudno, ale sprawdzi, czy da się pokazać piłkę opartą na ofensywie także w starciu z europejskimi potentatami.

Fot. Newspix

Najnowsze

Komentarze

16 komentarzy

Loading...