ŁKS Łódź – Korona Kielce. Zagłębie Sosnowiec – Resovia. Sokół Ostróda – Garbarnia Kraków, GKS Katowice – Błękitni Stargard, Lech II Poznań – Olimpia Elbląg. A przecież niewiele brakło, by do tego grona dołączył też mecz Legii Warszawa z Zagłębiem Lubin. Pięć odwołanych spotkań na poziomie centralnym to wynik ubiegłego weekendu, ostatnich trzech dni. Dla porównania – taki sam rezultat wykręciliśmy w wakacje. Całe wakacje, od początku lipca do końca sierpnia. Łącznie z Pucharem Polski, w którym brało udział ponad 60 ekip. Tak, przez cały ten okres odwołanych zostało pięć spotkań.

Czerwona lampka nie tyle się zapaliła, co dzielnie miga od paru dłuższych chwil. Druga fala epidemii w Polsce nie wywołała jak dotąd lockdownu, choć przebiega o wiele drastyczniej niż marcowo-kwietniowy atak pandemii. Wówczas cały świat mierzył się z nowym wyzwaniem, z nie do końca zbadanym zjawiskiem. Na dwa miesiące futbol został zamknięty niczym osiedlowy sklep. Potem nieśmiały powrót do normalności przeprowadzono z taką ostrożnością, że nawet piłkarze dzielnie siedzieli w poprawnie założonych maseczkach przy ławce rezerwowych.
Październik? Wszędzie uderzył z podobną mocą. Dzisiaj Czechy żyją m.in. sprawą Jany Malacovej, minister pracy, która nazwała premiera debilem. Francja wprowadza godzinę policyjną, Szwajcaria ogranicza zgromadzenia, Polska buduje polowy szpital na Stadionie Narodowym. Piłka nożna nie jest wyjątkiem – i sprawdziliśmy to wyjątkowo dokładnie.
Oto wykresy, gdzie trendy widać jak na dłoni:
Na dole widzimy zmianę dynamiki przyrostu zachorowań w Polsce, na górze – taki sam wykres dla środowiska piłkarskiego. Wzięliśmy pod uwagę dane z centralnego poziomu, które uwiarygodniły oficjalne instytucje – PZPN, Ekstraklasa SA czy same kluby – w swoich komunikatach medycznych. W przypadku rozbieżności, staraliśmy się już wcześniej sprawdzić temat u źródła, tak naprawdę pozostała nam jedynie wątpliwość co do liczby zakażonych w Stali Mielec, ale to maksymalnie dwa zachorowania pomyłki, co przy obecnych liczbach nie stanowi wielkiej różnicy.
Co się rzuca od razu w oczy? Polski futbol przeszedł suchą stopą przez całą pierwszą falę, ba, do 1 sierpnia był czysty od koronawirusa, pomimo ogromnej liczby wykonanych testów w klubach, zwłaszcza klubach Ekstraklasy. Istnieje oczywiście ryzyko, że ktoś przechodzący chorobę bezobjawowo został pominięty, ale podobnie sprawa wygląda w całej Polsce, również tej poza piłkarską bańką. Ciekawsze jest to, co dzieje się dalej. Skok zachorowań notujemy w sierpniu, a więc w momencie, gdy wielu zawodników zostało przetestowanych po raz pierwszy – mamy tu na myśli zwłaszcza rozgrywki Pucharu Polski, które zaowocowały wykryciem kilku zachorowań w czterech klubach. Biorąc pod uwagę, że to jedyny okres, w którym od razu sprawdzono kilkadziesiąt drużyn, uzasadniony jest wzrost zachorowań i co za tym idzie większa liczba przełożonych spotkań.
Epidemia jednak się tli, w sierpniu mamy nawet tydzień bez jakiegokolwiek zakażenia, początek września i powrót do szkoły to też pojedyncze przypadki.
Przełomem staje się połowa września.
W kraju ze stabilnego poziomu 4-5 tysięcy zachorowań tygodniowo, nagle wzbijamy się na 7,5 tysiąca zakażeń. Piłka? Do tej pory pojedyncze przypadki nagle zmieniają się w poważniejszy problem – i naprawdę nie chodzi tutaj wyłącznie o ognisko koronawirusa w Pogoni Szczecin. O ile wcześniej mieliśmy po jednym przypadku na klub, zazwyczaj w sporych odstępach czasu, o tyle druga połowa września to już częstsze i mocniejsze uderzenia. Od początku pandemii w Polsce aż do 15 września w polskiej piłce odnotowaliśmy 11 zachorowań w 9 klubach. Ostatnie dwa tygodnie września? 34 zachorowania, 5 klubów.
Październik to już jazda na całego, a przecież mieliśmy przerwę reprezentacyjną. Pomiędzy 28 września a 4 października odwołano 4 spotkania. Pomiędzy 12 a 18 października – kolejne pięć. W kraju skok zachorowań z poziomu 7,5 tysiąca we wrześniu do 45,5 tysiąca w ubiegłym tygodniu.
Co najgorsze – piłka idzie właściwie za rękę ze statystykami dla całej Polski. Ma to zresztą bardzo logiczne uzasadnienie. Wcześniejsze wykrywanie często dotyczyło piłkarzy, którzy nie mają absolutnie żadnych objawów. Dziś to coraz częściej gorączkujący i kaszlący zawodnicy, którzy są wykrywani nie dzięki przesiewom, ale po prostu, po przetestowaniu z uwagi na symptomy. Można zaryzykować tezę – wykrywamy więcej zarażonych, bo po prostu coraz więcej osób choruje.
Co dalej?
Czy to jest coś, czego nie mogliśmy się spodziewać? No nie, środowisko piłkarskie mocno liczyło się z tym, że druga fala może uderzyć równie dotkliwie jak pierwsza. Trochę może martwić fakt, że mimo protokołów sanitarnych, obostrzeń, dezynfekcji i wszelkich środków profilaktycznych, liczba zakażeń rośnie. Ale z drugiej strony – skoro dzieci zawodników chodzą do przedszkola czy do szkoły, skoro w II lidze część piłkarzy normalnie pracuje – czy dało się tego uniknąć?
Cieszą dwie sprawy – na razie cicho o powikłaniach wśród tych, którzy już należą do grona ozdrowieńców. Choćby w reprezentacji Polski mieliśmy dowód, Bartosz Bereszyński śmigał tak, jak przed chorobą, w Ekstraklasie też zakażeni wracają do formy bez większych problemów. Po drugie – liga żyje. Cały szczebel centralny gra, nie ma jeszcze sytuacji dramatycznej, w której więcej meczów zostaje przełożonych, niż rozegranych. To ostatnie jest o tyle ważne, że np. wykryty koronawirus w Legii Warszawa nie przeszkodził w rozegraniu spotkania z Zagłębiem Lubin. Istnieje szansa, że nawet przy dalszych wzrostach liczby zakażeń, szczebel centralny spokojnie dogra sezon – zwłaszcza, że powoli w środku tygodnia będzie przybywać rozegranych zaległych meczów.
Natomiast jedno jest pewne – nawet najdoskonalsze reżimy nie uchronią piłki nożnej od pandemii. Piłkarze zakażają się coraz częściej i szukanie winnych nic nie zmieni, trzeba po prostu się z tym liczyć. Jest źle, będzie prawdopodobnie jeszcze gorzej pod względem liczby zakażonych i chorujących ludzi ze środowiska piłkarskiego. Pozostaje trzymać kciuki, by tak jak dotąd koronawirus nie zostawiał trwałych śladów. W organizmach piłkarzy i ogólnie, w polskim świecie piłkarskim.
Fot.FotoPyK
Nie ma żadnej pandemii! Wyłącz telewizor włącz myślenie!
Jebnij się w ten pusty leb chłopcze.Ludzie umierają,z mojej rodziny tez,nie tylko starsi zatem co im jest.I te szpitale to też dla zabawy?
ty sie jebnij i przestan wciaz ogladac tvn i tvp. nie twierdze ze wirusa nie ma ale to jest wirus grypowy. Ludzie to umieraja bo nie maja dostepu do lekarzy i schodza na swoje choroby gdzie powinno sie ich leczyc. Szpitale wlasnie to sa zamykane jak u mnie w miescie bo nie ma personelu!!! Prywatnie przyjmuje!!!! Szpital pusty a oni chca otwierac umieralnie na narodowym!!!
XDDDDDDDDDDDDD
Wyjątkowo muszę cię wkurzać, skoro taki nick sobie wymyśliłeś. I dobrze jeśli piecze. Tak ma być.
Brak argumentów w sensownej dyskusji>>> wymyśle „smieszny” nick o chuja pojadę.
PS. O myślenie apeluje koleś z sieczką zamiast mózgu XD
PS2. Przecinki, w wypowiedzi pisanej, czynią cuda.
Nie będzie niczego
redakcja aka damian smyk ksywa „obsrana zbroja” znowu nadaje ze swojego bunkra, to juz 14 tydzien w zamknietej psychozie sciagajacego go wirusa, konserwy powoli sie koncza, ale zostaly jeszcze wafle ryzowe i kasza gryczana fuuuuuu, ale co zrobic, takie czasy, takie jest oblicze dramaturgii, tu nie ma szparagow i strogonowa, strach, pot i sperma, caly czas w napieciu, woda sie skonczyla, ale stale zbieramy do miski deszczowke, jakos przetrwamy, musimy w tym ciezkim okresie sobie radzic, od konca wojny pod cecora, spoleczensto jeszcze nie doswiadczylo takiej katastrofy. Mam nadzieje tylko, ze foliorz somsiod nie upierdoli kabla od internetu, bo wtedy koniec…..
W organizmach piłkarzy zostawił taki ślad, że 39 letni Szwed w pojedynkę rozpierdolił Inter. Może jakieś super moce daje?
Ten cały AIDS nie istnieje. Znacie kogoś, kto umarł na AIDS? Cała moja wieś nie zna. Kiedyś myśleliśmy, że jeden złapał, cała wieś się zleciała żeby zobaczyć. Nawet lekarz z powiatu przyjechał! A on tylko pijany był. Ale profesor powiedizał, ze AIDS groźna i trza się bać. A wiecie co to jest profesor? Mój szwagier kiedyś fuchę dostał na uniwersytecie, miał sciany pomalować. To se maluje i maluje a tu jakiś proifesor przylazł i chce do sali wejść. Wkłada klucz i nie idzie. Próbuje znowu – i dupa. Siem okazało, ze profesorek wział zły klucz. I ja mam mu wierzyć w AIDS jak on drzwi nie umie otworzyć? A idżcie. Aspiryna, łyk wódeczki i po chorobie.
Nie chodzi o to, że tego g…a nie ma, tylko że testy wyłapują absolutnie śladowe ilości wirusa w organizmie, które nie czynią mu żadnej realnej szkody. To z kolei powoduje psychozę w mediach i w społeczeństwie, co z kolei zmusza rząd do wprowadzania nadmiernych i często idiotycznych restrykcji (co po części jest też winą niekompetencji, naturalnie), a to wreszcie prowadzi do przedziwnych sytuacji, często szkodliwych. Co to w ogóle znaczy „chorowanie nieobjawowe”? Jestem chory, ale nic mi nie jest? Jakie to ma skutki? A potem przez to, że te denne testy wykrywają znacznie więcej niż powinny, powstaje rzesza debili, która myśli, że choroba nie istnieje, i nawet im się za bardzo nie dziwię, bo czy można przejść grypę bezobjawowo? Ospę bezobjawowo? Kiłę? A potem mamy zamykane biznesy, bezrobocie, wściekłość ludzi, bo zamiast prowadzić intensywne kampanie dotyczące higieny i zapobiegania, z jednej strony straszy się ludzi zawyżonymi numerkami w celach gry politycznej, a z drugiej trzydziestoma tysiącami za brak maseczki w celach ukrycia własnej niekompetencji. Rzygać się chce.
AIDS może być bezobjawowe przez 8 lat. Nic nie czujesz, tylko zarażasz. Chłopie zajmij się tym na czym się znasz, bo o tym o czym piszesz się kompletnie nie znasz.
Serio sadzisz, ze szpitale sa obecnie zapychane bezobjawowymi nosicielami?
Wybieracie sobie część konktestu z całej wypowiedzi (może niezbyt zręcznie złożonej, fakt), która wam pasuje do światopoglądu i zadowoleni idziecie dalej, tak jak was media wytresowały. Powtarzam – oczywiście, że ta choroba jest, oczywiście, że niesie poważne komplikacje i ryzyko śmierci. Niemniej jeszcze większymi problemami są dezinformacja i kompletny burdel, bo „bałagan” to zbyt delikatne słowo. Jedni nie potrafią powziąć odpowiednich kroków zapobiegawczych i organizacyjnych, a drudzy z chorym uśmiechem na ustach kopią pod nimi kolejne doły. Przez zawyżanie liczb słabymi testami mamy teraz całą zgraję ludzi, którzy nie wierzą w istnienie tej choroby i mają gdzieś najprostsze, nie wymagające wysiłku środki zapobiegawcze. Z drugiej strony znam osoby, które, jestem przekonany, wyjdą z tej pandemii bez szwanku na ciele, natomiast z nerwicami wywołanymi przez ciągły strach i panikę. Media powszechnie traktowane jako podstawowe źródło informacji robią społeczeństwu papkę z mózgów.
Irytuje to mnie wszystko szczególnie dlatego, że postępujące stadia tego burdelu zwiększają moje obawy o to, że moi bliscy umrą nie tyle na niewydolność układu oddechowego, co na niewydolność służby zdrowia. Prawdziwe żniwo zacznie się, gdy karetki zaczną mieć kilkugodzinne opóźnienia.
AMEN
Jak zgrabnie.
Takie 2w1 Dla durnia będzie ten tekst ostatecznym dowodem prawdy która wyznaje.
DLA Nas chwila uśmiechu na twarzy.
Brawo panie Jozku.
Zdrówka życzę.
Kurde idę sobie test zrobić na śmiertelnego wirusa bo nie wiem czy jestem chory
A może trzeba będzie zmienić kalendarz. Całkiem fajnie się mecze oglądało w lato lepiej niż w grudniu przy minus dziesięciu jakiś górnik z lecznej
Wiosna-jesień u nas była do końca sezonu 1961 o ile kojarzę