Zwycięstwo 6:1 z Manchesterem United na Old Trafford – nawet biorąc poprawkę na to, że rywale długo grali w osłabieniu – to gigantyczne wydarzenie dla Tottenhamu Hotspur. Demonstracja siły. Podopieczni Jose Mourinho w tym sezonie może nie punktują jakoś wielce regularnie w Premier League, bo zdarzyła im się już porażka oraz remis, ale w poszczególnych meczach potrafią zaprezentować naprawdę wielką moc. Zwłaszcza za sprawą duetu Harry Kane – Heung-Min Son, do którego lada moment dołączy przecież Gareth Bale. Warto się zatem zastanowić, na co właściwie stać Spurs w tym sezonie. Czyżby Mourinho miał powrócić na zwycięską ścieżkę?
Zabójczy duet
Współpraca Kane’a i Sona już od paru ładnych lat układa się naprawdę nieźle. To w dużej mierze dzięki wspólnym wysiłkom tej dwójki Tottenham w ostatnim okresie wymościł sobie miejsce w ścisłej czołówce Premier League. Anglik i Koreańczyk są piłkarzami niezwykle produktywnymi, ich liczby zdecydowanie mogą imponować. Prześledźmy je dla porządku:
- 2014/15 (5. miejsce Spurs w lidze) – Kane: 21 goli, 4 asysty / Son: –
- 2015/16 (3.) – Kane: 25 goli, 1 asysta / Son: 4 gole, 1 asysta
- 2016/17 (2.) – Kane: 29 goli, 7 asyst / Son: 14 goli, 6 asyst
- 2017/18 (3.) – Kane: 30 goli, 2 asysty / Son: 12 goli, 6 asyst
- 2018/19 (4.) – Kane: 17 goli, 4 asysty / Son: 12 goli, 6 asyst
- 2019/20 (6.) – Kane: 18 goli, 2 asysty / Son: 11 goli, 10 asyst
- 2020/21 (-.) – Kane: 3 gole, 6 asyst / Son: 6 goli, 1 asysta
Summa summarum, od kiedy Kane ustabilizował swoją pozycję w wyjściowym składzie „Kogutów” w 2014 roku, zanotował już 143 ligowe bramki i 26 asyst. Dorobek Sona naturalnie nie jest aż tak imponujący, ale również co najmniej świetny: 59 bramek i 31 asyst od 2015 roku. W sumie mamy zatem grubo ponad dwieście wypracowanych trafień, co niewątpliwie plasuje Anglika i Koreańczyka w gronie najskuteczniejszych duetów w historii Premier League.
TOTTENHAM POKONA DZIŚ WEST HAM? KURS: 1,59 W TOTOLOTKU!
A jak to wygląda, jeżeli chodzi o ich bezpośrednią współpracę?
- 2015/16 – Kane: 0 asyst do Sona / Son: 0 asyst do Kane’a
- 2016/17 – Kane: 3 / Son: 3
- 2017/18 – Kane: 2 / Son: 4
- 2018/19 – Kane: 2 / Son: 2
- 2019/20 – Kane: 0 / Son: 4
- 2020/21 – Kane: 5 / Son: 1
Łącznie – 26 trafień wykreowanych wspólnie przez duet Kane&Son.
Być może na pierwszy rzut oka ta liczba nie robi wielkiego wrażenia, mając w pamięci całkowity dorobek obu graczy, ale trzeba też znać kontekst historyczny. Rekord Premier League, jeżeli chodzi o liczbę asyst przy bramkach konkretnego zawodnika, należy obecnie do Franka Lamparda. Anglik dograł Didierowi Drogbie aż 24 gole. Przykładowy Robert Pires asystował zaś przy siedemnastu trafieniach Thierry’ego Henry’ego. Steve McManaman przy dwudziestu Robbiego Fowlera. Zatem czternaście asyst Sona do Kane’a już teraz prezentuje się całkiem przyzwoicie na tle wyczynów innych, legendarnych nieomal kreatorów.
Oddanie Christiana Eriksena do Interu Mediolan i regres formy Dele Allego sprawiły, że ofensywa Tottenhamu niemal w całości opiera się na współpracy Kane’a i Sona. Najlepiej to było widać wówczas, gdy tej dwójki zabrakło. Na przełomie lutego i marca Spurs przegrali w Premier League dwa bardzo ważne dla układu tabeli spotkania z Chelsea i Wolverhamptonem, a w Lidze Mistrzów zostali wręcz zdeklasowani przez RB Lipski. Jose Mourinho nie miał wówczas do dyspozycji ani Sona, ani Kane’a.
Heung-Min Son i Harry Kane
Przerwa spowodowana pandemią pozwoliła kluczowym piłkarzom „Kogutów” na powrót do zdrowia. Efekt? Zaledwie jedna porażka w dziewięciu ostatnich meczach ligowych. Po restarcie rozgrywek jedynie dwa kluby z Manchesteru punktowały w Premier League lepiej od Spurs. – Przed rewanżem z RB Lipsk mieliśmy problem ze skompletowaniem jedenastki, w której znaleźliby się jacykolwiek ofensywni piłkarze. Teraz wszyscy są zdrowi – cieszył się Mourinho. – Oczywiście powrót do zdrowia nie oznacza powrotu do formy. Kane nie grał przez około pół roku. Będziemy musieli poczekać, aż powróci do optymalnej dyspozycji.
Czekać nie trzeba było aż tak znowu długo, ponieważ na starcie sezonu 2020/21 Kane dysponowany jest znakomicie. Podobnie zresztą jak Son. Najwięcej zamieszania wokół tej dwójki wywołało wrześniowe spotkanie z Southamptonem, gdy Anglik czterokrotnie asystował przy czterech golach Koreańczyka. Son otrzymał wówczas nagrodę dla piłkarza meczu, co… nie spodobało się Mourinho. Portugalczyk – naturalnie z przymrużeniem oka – przerwał pomeczowy wywiad swojego podopiecznego i oznajmił, że jego zdaniem tytuł piłkarza spotkania powinien przypaść Kane’owi, który ze znakomitym skutkiem kreował bramkowe sytuacje swojemu partnerowi.
Southampton FC 2:5 Tottenham Hotspur (2. kolejka Premier League)
Nie sposób nie zauważyć, że boiskowe role Kane’a i Sona w ostatnim czasie – zwłaszcza za kadencji Mourinho, ale było to widoczne już wcześniej – uległy sporej zmianie. Koreańczyk swoją londyńską przygodę zaczynał jako lewoskrzydłowy, lecz obecnie trudno go już tym mianem określać. Liczne kontuzje Kane’a sprawiły, że często musiał brać na siebie ciężar zdobywania bramek i w efekcie przepoczwarzył się po prostu w napastnika. Bocznego, a często wręcz wysuniętego. Szkoleniowiec Spurs chętnie z tego korzysta. W jego taktycznej układance Son jest w wielu sytuacjach zawodnikiem ustawionym najwyżej. W linii z obrońcami przeciwnika. Natomiast Kane, który od dawna miał ciągoty do pełnienia roli boiskowej „dziesiątki”, operuje teraz z piłką nieco głębiej. Często nawet w bocznych sektorach boiska. Wypełnia tym samym lukę po Eriksenie, który był tak kluczowym graczem za czasów Pochettino.
Pozwala to Tottenhamowi na bardzo szybkie wyprowadzanie ataków. Spurs po odbiorze piłki nie szukają dziś w pierwszej kolejności ustawionego tyłem do bramki Kane’a, lecz regularnie posyłają piłki na wolną przestrzeń do rozpędzonego Sona. Mało tego – często to sam Kane jest właśnie tym zawodnikiem, który prostopadłymi podaniami z głębi pola uruchamia swojego koreańskiego partnera.
Tottenham Hotspur 1:1 Newcastle United (3. kolejka Premier League)
Southampton FC 2:5 Tottenham Hotspur (2. kolejka Premier League)
Tutaj jeszcze jeden ciekawy obrazek ze starcia ze „Srokami”, gdzie Spurs bardzo pechowo stracili punkty. Kane ustawiony niemalże jako pomocnik. Z piłką przy nodze w kole środkowym, szuka wariantów rozegrania akcji.
Tottenham Hotspur 1:1 Newcastle United (3. kolejka Premier League)
Interesujący jest również ten fragment ze spotkania Tottenhamu z Maccabi Hajfa. Trzech zawodników Spurs zdążyło znaleźć się w polu karnym izraelskiej drużyny, zanim w szesnastkę wpadł również Kane. Tak daleko miał Anglik do tej akcji. Pozwoliło to „Kogutom” na wprowadzenie elementu zaskoczenia. Atakujący w drugie, czy nawet w trzecie tempo Kane wpakował po tej kombinacji swojego trzeciego gola w tym spotkaniu.
Tottenham Hotspur 7:2 Maccabi Hajfa (IV runda eliminacji do Ligi Europy)
Wiele wskazuje na to, że Jose Mourinho znalazł złoty środek, by uzyskać jednocześnie od Kane’a i Sona najwyższą efektywność. Co oznacza nieco skromniejszy dorobek bramkowy Anglika, ale za to mnóstwo asyst na jego koncie. Za kadencji Pochettino nie zawsze tak bywało. Owszem, jak już wspominaliśmy, obaj piłkarze wykręcali znakomite liczby, ale można było mimo wszystko odnieść wrażenie, że Son swój najlepszy futbol prezentuje wtedy, gdy zastępuje Kane’a w ataku, a nie gra u jego boku. Portugalski manager znalazł na to genialny w swej prostocie sposób – pozwolił Sonowi pozostać piłkarzem operującym bardzo wysoko, natomiast Kane’a wycofał. Wykorzystując jego zamiłowanie do kreowania gry, mniej lub bardziej dotychczas skrywane.
Nawiązanie do sukcesów z przeszłości
Rzecz jasna nie jest tak, że Kane w sezonie 2020/21 trzyma się zupełnie z dala od pola karnego. Anglik wciąż gwarantuje drużynie mnóstwo jakości jako typowa dziewiątka. Często zdarza mu się brać defensorów na plecy i w bardziej klasycznym stylu rozbijać linię obrony rywala. Ale statystyki mówią tutaj wiele. Kane w sezonie ligowym 2020/21 posyła jak dotąd 2,8 długiej piłki na mecz. Jego dotychczasowy rekord to 1,6, a na przykład w sezonie 2016/17 grał tylko 0,6 tego rodzaju podania na spotkanie. Z kolei w sezonie 2015/16 Anglik średnio ponad sześć razy w ciągu jednego spotkania Premier League zagrywał niedokładne krótkie podanie. Obecnie wygląda to prawie dwa razy lepiej, co świadczy o tym, jak bardzo Kane rozwinął się jako piłkarz i jak mu służy taktyka zaproponowana przez Mourinho.
Zwala również z nóg współczynnik spodziewanych asyst (xA), jakim może się pochwalić obecnie Kane. 0,72 asysty na mecz ligowy w bieżącym sezonie Premier League. Dotychczas najlepszym wynikiem Anglika było… 0,2 asysty.
REMIS TOTTENHAMU Z WEST HAMEM? KURS: 4,40 W TOTALBET!
Dla Mourinho to nic nowego, że środkowy napastnik w jego taktycznej koncepcji odpowiada za wypracowywanie bramkowych sytuacji partnerom. Sięgnijmy pamięcią choćby do sezonu 2005/06, gdy Portugalczyk wywalczył swoje drugie mistrzostwo Anglii w roli szkoleniowca Chelsea. Didier Drogba zapisał wówczas na swoim koncie 12 goli i aż 11 asyst, co było najlepszym wynikiem w Premier League. Z kolei Karim Benzema w sezonie 2011/12, gdy Real Madryt pod wodzą Mourinho odbierał mistrzostwo Hiszpanii z rąk Barcelony, wykręcił jeszcze lepszy liczby – 21 goli i 8 asyst.
Wystarczy spojrzeć na dwie sytuacje, by odkryć podobieństwa między dawnym Drogbą i Benzemą, a obecnym Kane’em. Najpierw wyjazdowe starcie The Blues z Liverpoolem. Drogba prowadzi akcję na skrzydle, złomuje tam Samiego Hyypię i wystawia piłkę rozpędzonemu Damienowi Duffowi, który pozostawił napastnikowi boczny sektor boiska, a sam zaatakował centralnie. Kane również wielokrotnie w ostatnich spotkaniach przejmował piłkę na skrzydle.
Liverpool FC 1:4 Chelsea FC (8. kolejka Premier League 2005/06)
Dla porównania stop-klatka ze starcia Spurs z Manchesterem United. Tutaj akurat defensywa rywali dobrze się ustawiła, zamykając Sonowi korytarz do wybiegnięcia na wolne pole, ale zamysł i tak widać. Kane wyciąga obrońcę do skrzydła, Koreańczyk atakuje środkiem.
Manchester United 1:6 Tottenham Hotspur (4. kolejka Premier League)
A tutaj z kolei typowa akcja dla Benzemy, który nie tylko pod wodzą Mourinho dał się poznać jako bardzo uniwersalny napastnik. Nawet jeśli nie zawsze skuteczny pod bramką, to niesamowicie przydatny w rozegraniu. Francuz otwierającym podaniem umożliwił Angelowi Di Marii zdobycie bramki przeciwko Villarrealowi.
Real Madryt 3:0 Villarreal CF (10. kolejka La Liga 2011/12)
Oto natomiast Kane, który bezbłędnie dostrzega straszliwą dziurę w defensywie Manchesteru United i posyła otwierającą piłkę do skrzydła, mniej więcej z tej samej strefy boiska co Benzema. Choć akurat bez bramkowego efektu, lecz to już wina strzelającego.
Manchester United 1:6 Tottenham Hotspur (4. kolejka Premier League)
Można zatem powiedzieć, że początek sezonu 2020/21 to dla Jose Mourinho powrót do taktycznych korzeni. Spurs nie przekonują jeszcze we wszystkich spotkaniach – bardzo przeciętnie zaprezentowali się choćby w starciu z Evertonem, mocno męczyli się w eliminacjach Ligi Europy – ale po drużynie widać rękę Portugalczyka. Aktywny pressing w drugiej linii, wszechstronny napastnik odpowiadający również za kreację, bardzo dynamiczne akcje z udziałem bramkostrzelnych skrzydłowych i ofensywnych pomocników. Mordercze kontry. To wszystko były wręcz znaki rozpoznawcze zespołów budowanych przez Mourinho dziesięć czy piętnaście lat temu.
Potem Portugalczyk trochę zmienił swoją filozofię. Jego podopieczni zaczęli większą wagę przywiązywać do kontroli posiadania piłki, co miało swoje oczywiste zalety, lecz doprowadziło do spadku intensywności w ich ofensywnych poczynaniach. Widać to było za drugim podejściem Mourinho do Chelsea, a już tym bardziej podczas jego pobytu w Manchesterze United.
„Czerwone Diabły” swoje ataki konstruowały często nad wyraz ospale. Zawodnicy szukali w pierwszej kolejności nie otwierających podań na wolne pole, lecz dośrodkowań w szesnastkę. Co szybko stało się bardzo czytelne dla oponentów. W sezonie 2017/18 – najlepszym dla Jose na Old Trafford, zakończonym wicemistrzostwem Anglii – United zanotowali w sumie 954 próby bardzo krótkich podań (do pięciu metrów). Zdecydowanie najwięcej w lidze, nawet Manchester City z Pepem Guardiolą u steru nie klepał futbolówką tak często. Jeżeli zaś chodzi o podania progresywne, „Obywatele” byli już lepsi od „Czerwonych Diabłów” o 500 takich zagrań. Podopieczni Mourinho znajdowali się również w tamtych rozgrywkach w ścisłej czołówce najczęściej dośrodkowujących ekip w całej lidze. Tymczasem Tottenham w sezonie 2020/21 jest jedną z najrzadziej dośrodkowujących drużyn. Tylko West Brom centruje rzadziej.
Poważne wzmocnienia, poważne cele
Wszystko to sprawia, że Tottenham w tym sezonie naprawdę coraz przyjemniej się ogląda. Demolki w meczach z Southamptonem, Manchesterem United oraz Maccabi Hajfa to jedno, lecz nawet w zremisowanym starciu z Newcastle United podopieczni Mourinho pozostawili po sobie bardzo dobre wrażenie. A przecież trzeba brać pod uwagę, jak trudny i napięty był dla tego zespołu początkowy etap rozgrywek ze względu na udział w eliminacjach do Ligi Europy. Jest w sumie pewnym paradoksem, że jak dotąd największe trudności The Special One ma z opanowaniem sytuacji w defensywie Tottenhamu. Choć przecież perfekcja właśnie w tym elemencie gry niegdyś cechowała zespoły Portugalczyka. Spurs popełniają rażące błędy w obronie, nawet w sytuacjach statycznych, przy stałych fragmentach gry.
Oczywiście zmartwień jest więcej. Zawodzi wspomniany już Dele Alli, który – jeśli trzymać się historycznych analogii – miałby być dla obecnego Tottenhamu kimś w rodzaju Mesuta Oezila dla Realu Madryt, gdy pracował tam Mourinho. Portugalczyk na różne sposoby próbował już dotrzeć do ofensywnego pomocnika. Raz zgrywał dobrego wujka, innym razem surowego szefa. – To ty, Dele? Nie, to chyba twój brat bliźniak – mówił Anglikowi. – Jeżeli jesteś Dele, to zacznij grać jak Dele.
Na razie nie podziałało.
Dele Alli
Mimo tych niedociągnięć, Mourinho i tak nie ma na co narzekać. Za czasów pracy na Old Trafford manager nie potrafił się dogadać z zarządem klubu w kwestiach transferowych. Często ściągano mu nie takich piłkarzy, jakich akurat potrzebował. W Spurs wygląda to inaczej. Daniel Levy, właściciel klubu, od lat marzył o współpracy z Mourinho, więc dla Portugalczyka poskromił węża w kieszeni. Już pół roku temu do zespołu dołączył Steven Bergwijn, a latem lista wzmocnień znacznie się wydłużyła. W Londynie wylądowali między innymi Pierre-Emile Hojbjerg, Matt Doherty, Joe Rodon, Carlos Vinicius, Sergio Reguilon. No i rzecz jasna Gareth Bale.
Powrót tego ostatniego to z pewnością największe wydarzenie okna transferowego dla Tottenhamu.
Zdrowy i zmotywowany Bale może się bowiem okazać doskonałym uzupełnieniem dla Kane’a i Sona. Walijczyk w najlepszej formie to wciąż topowy zawodnik na swojej pozycji w Europie, na dodatek idealnie pasujący do stylu gry, jaki obecnie prezentują Spurs. No i potrafiący samemu kreować sobie sytuacje strzeleckie, co może kazać się bezcenne w konfrontacjach z drużynami broniącymi się głęboko i wymuszającymi na „Kogutach” atak pozycyjny, a nie dynamiczne kontry po przechwycie. Ale to wszystko na ten moment są tylko spekulacje. Bo tak się składa, że w ostatnich latach były piłkarz Realu Madryt miał problemy i ze zdrowiem, i z motywacją.
Tak czy owak, Tottenham od dawna nie dysponował tak szeroką kadrą. Wystarczy przypomnieć sezon 2018/19, gdy Daniel Levy pozostał głuchy na błagania Mauricio Pochettino i w ogóle nie wzmocnił składu.
WEST HAM POKONA TOTTENHAM? KURS: 5,17 W EWINNER!
– Kiedy tylko Gareth osiągnie odpowiednią regularność i dynamikę, będzie dla nas kluczowym zawodnikiem – zachwycał się Mourinho. – Wspaniale jest słuchać od Sergio Reguilona, który grał z nim w Realu, że Gareth wygląda teraz na innego człowieka. Nie zabrakło też wazelinki względem szefa. – Pan Levy po raz kolejny pokazał wielkie zaangażowanie. Jeśli chodzi o transfery, jest geniuszem. Zrobił więcej niż się spodziewałem. Rozmawialiśmy o różnych piłkarzach, ale nie sądziłem, że aż tak wielu do nas trafi.
***
Pytanie – co z tego wyniknie? Jak na razie gra Spurs może się podobać, a atmosfera w zespole wygląda na znakomitą, ale przecież mamy dopiero początek sezonu. Mourinho miewał spore problemy z utrzymaniem dobrych nastrojów wśród swoich podopiecznych przez dłuższy czas. Na dodatek zdrowie kluczowego zawodnika w całych tych rozważaniach – Harry’ego Kane’a – zawsze jest opatrzone niemałym znakiem zapytania. Tymczasem oczekiwania wobec tak wzmocnionych Spurs muszą być przecież spore.
Tym bardziej jeśli wziąć pod uwagę, że pozostałe zespoły z „Wielkiej Szóstki” mają swoje kłopoty. Manchester City nie zachwyca jak przed laty, Liverpoolowi posypała się defensywa. Manchester United udane spotkania przeplata z fatalnymi. Arsenal jest dopiero w budowie. Chelsea również nie wygląda jeszcze na zespół gotowy do walki o najwyższe cele.
Może to jest właśnie ten moment, ten sezon dla Tottenhamu i Mourinho? Portugalczyk miał przecież przynieść Spurs upragnione sukcesy. Trofea. Po to Levy sięgnął po tak kosztownego szkoleniowca, dlatego spełnił jego transferowe zachcianki. Jeżeli więc Mourinho polegnie w tym sezonie, będzie to dla niego chyba nawet większa klęska od tej, jaką poniósł wcześniej na Old Trafford. Z drugiej jednak strony – jeśli odniesie sukces, znów zapracuje na status najlepszego managera w Premier League, a może i w Europie. I wydaje się, że szanse na ten sukces są większe, niż można było przypuszczać jeszcze kilka miesięcy, czy nawet kilka tygodni temu.
fot. NewsPix.pl / screeny: InStat