Reklama

PRASA. Stilić: Założę się o flaszkę, że wygramy z Polską

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

14 października 2020, 08:37 • 16 min czytania 7 komentarzy

Co słychać w prasie przed meczem z Bośnią? Mamy w niej m.in. rozmowę z Semirem Stiliciem, który zapytany o to, czy założyłby się o butelkę wódki Sławomira Peszki o to, czy jego koledzy wygrają z Polską, nie ma wątpliwości. – Tak (śmiech). W środę we Wrocławiu wygramy, a ja chciałbym spróbować alkoholu od Sławka – czytamy w “PS”. Poza tym ciekawe wywiady: Wichniarek o Klichu i Papierz o “Asystencie Trenera”, ważny news w kontekście wyborów w PZPN i pytanie: czy potrafimy grać piękne?

PRASA. Stilić: Założę się o flaszkę, że wygramy z Polską

Sport

Maciej Rybus uporał się z koronawirusem, ale w meczu z Bośnią i tak nie zagra. Sanepid kazał mu zostać na kwarantannie, więc stracił całe zgrupowanie.

Reprezentacja Polski do Wrocławia, gdzie dziś zagra z Bośnią i Hercegowiną i będzie to pierwszy mecz rundy rewanżowej Ligi Narodów, przyleciała wczoraj po południu. Dzień wcześniej przeszła testy na obecność koronawirusa. Również Maciej Rybus, który pozytywny wynik badania otrzymał w zeszłym tygodniu, przed meczą z Finlandią. – Otrzymaliśmy informację, że wszystkie testy dały wynik negatywny. Maćka Rybusa również. Zapytaliśmy sanepid, czy zawodnik może dołączyć do zespołu i udać się na mecz do Wrocławia. Otrzymaliśmy jednak odpowiedź, że Maciej musi odbyć 10-dniową kwarantannę do końca. Do czwartku pozostaje w hotelu w Sopocie, gdzie ma, jako gość, wszystko zapewnione. Następnie wróci do swojego klubu – wyjaśnił Jakub Kwiatkowski, rzecznik PZPN-u, co oznacza, że nie ma żadnych szans, aby „Ryba” wystąpił w dzisiejszym spotkaniu.

Były zawodnik Zagłębia Sosnowiec, Hadis Zubanović, zapowiada mecz Polska – Bośnia. Prawdopodobnie będzie to ostatni mecz Dusana Bajevicia, selekcjonera Bośniaków, który będzie chciał się pożegnać w dobrym stylu.

Reklama

Z Polską zagracie po meczach z Irlandią Północną i Holandią. Spotkania te zakończyły się w regulaminowym czasie remisami, ale mecz z Wyspiarzami miał ciąg dalszy w postaci dogrywki i rzutów karnych. Ostatecznie Euro przeszło wam koło nosa. Jak środowisko piłkarskie przyjęło brak awansu do finałów mistrzostw Europy?

– Na pewno wszystkim kibicom bośniackiej piłki towarzyszy rozczarowanie, bo rywale byli w naszym zasięgu. W poprzedniej edycji Ligi Narodów wygraliśmy z nimi u siebie 2:0. Teraz też graliśmy u siebie, wyszliśmy na prowadzenie, mieliśmy wszystko pod kontrolą. Potem niestety Irlandczycy wyrównali, a w nasze szeregi wkradła się nerwowość. Zespół nie był w stanie raz jeszcze wyjść na prowadzenie. Karne to loteria, więcej zimnej krwi zachowali Irlandczycy i to oni grają dalej. Szkoda, bo ten zespół naprawdę stać na lepszą grę, lepsze wyniki. W Lidze Narodów postraszyliśmy Włochów, a już po meczu z Irlandią Północną także Holandię. W decydującym i najważniejszym spotkaniu nie potrafiliśmy jednak przechylić szali na swoją korzyść.

Z Holandią zespół Bośni i Hercegowiny zagrał w mocno przemeblowanym składzie, z trzema debiutantami, a mimo to urwał punkt faworyzowanym rywalom. To oznacza, że dziś z Polską Bośniacy zagrają bez największych gwiazd?

– Nie sądzę. Myślę, że tym razem Edin Dżeko czy Edin Visca wyjdą od pierwszej minuty, co nie zmienia faktu, że przedstawiciele nowej, młodszej generacji nie znajdą się w pierwszej jedenastce. Dla nas to tak naprawdę mecz ostatniej szansy, jeśli chcemy utrzymać się w Dywizji A Ligi Narodów. Mecz z Polską musimy więc wygrać. Odchodzący ze stanowiska selekcjonera Duszan Bajević na pewno będzie się chciał godnie pożegnać. Młodość w kadrze jest potrzebna, ale myślę, że mając obok siebie kilku doświadczonych graczy, dadzą z siebie jeszcze więcej. Czeka nas trudny mecz. Na pewno nie ma co wracać do spotkania wrześniowego, przegranego przez nas 1:2. Wówczas byliśmy tak naprawdę myślami przy meczu barażowym o miejsce na Euro, trener szukał różnych rozwiązań. Faworytem dzisiejszego meczu na pewno jest Polska, ale nie jesteśmy bez szans. To będzie mecz na styku.

Holendrzy mają duży problem ze skutecznością. Na gola czekają już od blisko 300 minut, a nowy selekcjoner nie zalicza najlepszego wejścia do kadry.

Reklama

Nowym selekcjonerem został Frank de Boer i w debiucie przegrał z Meksykiem 0:1. To była towarzyska potyczka, więc nie robiono z tego problemu. Ale w kolejnym meczu z Bośnią i Hercegowiną brak skuteczności kosztował stratę dwóch punktów. „Oranje” pierwszy raz w tym roku zagrali na wyjeździe i tylko zremisowali 0:0. Trzeci mecz bez zdobytego gola, w sumie już 299 minut. Pierwszą połowę przespali, w drugiej mieli kilka okazji, ale golkiper Ibrahim Szehić znakomicie interweniował. – Po 0:0 w Bośni i Hercegowinie każdy piłkarz musi spojrzeć na siebie w lustrze, ponieważ stworzyliśmy pięć stuprocentowych szans i nie wykorzystaliśmy żadnej. Musieliśmy być w szczytowej formie, aby ich tu pokonać, a nie byliśmy nawet w dobrej – powiedział Frank de Boer.

Piast Gliwice i jego problem z młodzieżą. Dominik Steczyk gra słabo, jednak Arkadiusz Pyrka jest zbyt młody i potrzebuje więcej czasu na złapanie doświadczenia.

Pyrka ma tylko 17 lat i wciąż zbiera niezbędne doświadczenie. Hyjek z kolei przyzwyczajony jest do innego treningu, innej gry i ligi. Inaczej sprawy się mają ze Steczykiem. W poprzednim sezonie nie wniósł do drużyny zbyt dużo, nie zanotował bramek czy asyst, a przecież jest napastnikiem. Wszyscy spodziewali się, że w nowych rozgrywkach już go przy Okrzei nie będzie, ale Waldemar Fornalik dostrzegł w nim coś, czego inni nie widzieli i postanowił dać jeszcze jedną szansę. I to właśnie Steczyk w początkowej fazie rozgrywek był pierwszym wyborem. Po pierwsze, miał największe doświadczenie, po drugie, mógł grać zarówno w ataku, jak i na boisku pomocy. Trzeba przyznać, że w kilku meczach wyglądał nieźle. W końcu w meczu ze Stalą w Mielcu zdobył pierwszą ligową bramkę dla Piasta. – Na pewno w innych okolicznościach chciałem strzelić mojego pierwszego gola w ekstraklasie… Dobrze, że przełamałem się w lidze, ale ta bramka smakowałaby dużo bardziej, gdyby dała nam trzy punkty – mówił Steczyk po przegranym 2:3 spotkaniu.

Legenda GKS-u Tychy martwi się o defensywę zespołu. Stoperzy zbyt często łapią kartki, przez co nie można mówić o stabilności na tej pozycji.

Znalezienie napastnika na mecz z Chrobrym to niejedyny problem trenera Artura Derbina, który od samego początku sezonu musi mieszać w środku obrony. Najpierw parę Kamil Szymura – Nemanja Nedić rozbiła czerwona kartka dla Szymury, którego zastąpił Łukasz Sołowiej i był pewnym punktem defensywy – do momentu, w którym został usunięty z boiska w meczu z Koroną. – Dla samych zawodników, trenera i drużyny także to nie jest komfortowa sytuacja – mówi Marian Piechaczek, kapitan wicemistrzów Polski z sezonu 1975/76. – Pamiętam czasy mojej gry w GKS-ie Tychy, w którym w II lidze graliśmy w parze z Alkiem Mandziarą, a później z Jurkiem Kubicą i Alfredem Potrawą. To były zgrane duety, a środek obrony to bardzo ważna pozycja, na której zgranie i rozumienie są bardzo ważne. Istotna jest też komunikacja między stoperami a pomocnikami, bo bez niej dochodzi do tego, że ostatni obrońca, ratując sytuację, musi popełnić faul i narazić się na czerwoną kartkę. Robi to dla dobra drużyny, za cenę odsunięcia od gry. Z drugiej jednak strony to dobrze, że w kadrze GKS-u są trzej równorzędni stoperzy i ta rotacja jest możliwa. Czekam jednak na wyłonienie „żelaznej pary”, która okaże się dla rywali prawdziwą zaporą.

Super Express

Czy Robert Lewandowski zagra z Bośnią? Według “Superaka” istnieje zagrożenie, że kapitana naszej drużyny nie zobaczymy na boisku. Walczy z czasem i bólem.

Na szczęście ból, opuchlizna i dyskomfort Lewandowskiego to jedyne negatywne informacje. Przeprowadzone USG nie wykazało żadnych uszkodzeń mechanicznych, co jest świetną informacją, bo rehabilitacja powinna być błyskawiczna. Ryzyko tego, że Lewandowski nie będzie mógł wystąpić z Bośnią, jest nikłe, ale nie wiadomo, jaką decyzję podejmą sztab szkoleniowy i sam piłkarz. Po intensywnych i długotrwałych opadach deszczu boisko może być w złym stanie, a to znacznie zwiększa niebezpieczeństwo pogłębienia urazu. Bardziej prawdopodobne jest, że Lewandowski wejdzie na boisko z ławki, kiedy wynik będzie niekorzystny i jego pomoc okaże się niezbędna.

Klich zajmie miejsce na “10” i będzie rywalizował z Piotrem Zielińskim? Tak powinno być według Artura Wichniarka, który doradza selekcjonerowi.

Super Express: – Co pokazał Mateusz Klich z Włochami?

Artur Wichniarek (43 l., były reprezentant Polski): – Pokazał, że jeśli ma być przydatny dla reprezentacji, to na pozycji nr 10, a nie jako defensywny pomocnik. Miał momenty bardzo dobre i widziałem pozytywy tego grania. Powinien rozpocząć rywalizację na pozycji nr 10 z Piotrem Zielińskim, który zawsze grał bez względu na formę.

– Nie za długo trwa to szukanie pozycji dla Klicha?

– Mateusz Klich w debiucie selekcjonera, przeciwko Włochom w Bolonii, był ustawiony wyżej i miał dobre momenty. Nie wiedzieć czemu selekcjoner próbował ustawiać Klicha jako defensywnego pomocnika, a przecież on jest stworzony do gry kombinacyjnej i bardziej ofensywnej. Nie jest typową „10” i rozgrywającym, ale najlepiej czuje się na pozycji nr 8.

Przegląd Sportowy

“PS” na mecz z Bośnią patrzy m.in. pod kątem młodzieży. Być może październikowe zgrupowanie zmieniło hierarchię w kadrze na kilku pozycjach?

Reprezentacja zagra dziś przede wszystkim o siebie. O to, by po obiecujących ostatnich meczach (w przeciwieństwie do wyjazdowych spotkań we wrześniu z Holandią – 0:1 – oraz Bośnią i Hercegowiną – 2:1) jeszcze lepiej poznać własne możliwości, ale też zobaczyć, co może jej dać młodzież, która – jak zauważył Jakub Moder – jest na fali. Korzystajmy więc z niej. Zmieniającą się kadrę widać po rywalizacji w środku pola, gdzie przez lata niepodważalną pozycję miał Grzegorz Krychowiak. Ale dziś młodzi (Moder) czy nieco starsi, ale z szansą na boisku (Karol Linetty) pokazują, że nie zamierzają przyglądać się z boku. W reprezentacji nigdzie nie ma tak dużej konkurencji, jak właśnie wśród środkowych pomocników. Do wymienionych należy doliczyć Mateusza Klicha, Jacka Góralskiego oraz nieobecnych na tym zgrupowaniu Piotra Zielińskiego i Krystiana Bielika. Mecz z Bośnią i Hercegowiną to kolejny etap rywalizacji, która nieoczekiwanie się zaostrzyła. Dobre występy Sebastiana Walukiewicza w dwóch pierwszych reprezentacyjnych meczach zakołysały za to – wydawało się pewną już – hierarchią wśród środkowych obrońców, gdzie podstawowy duet stoperów tworzyli Kamil Glik i Jan Bednarek. Pauza tego drugiego w spotkaniu z Włochami za nadmiar żółtych kartek stworzyła szansę dla defensora Cagliari i 20-latek ją wykorzystał.

“Moderowa kariera”, czyli jak się domyślacie – rzecz o drodze Jakuba Modera do reprezentacji Polski. Opowiadają jego koledzy z szatni – Mateusz Czyżycki i Serafin Szota.

Każdy z naszych rozmówców zapewnia, że Moder od dawna pokazywał duże możliwości, ale tempo, w jakim się rozwija, jest zaskakująco szybkie. – Byłem zaskoczony tym, że tak mocno wystrzelił w górę. Trudno się było tego spodziewać, ale byłem pewny, że kiedy tylko wróci do Lecha z Odry, szybko przebije się do pierwszego składu – mówi Czyżycki. – Poziom, który prezentuje, nie jest dla mnie żadnym zaskoczeniem. Jestem przekonany, że Kuba może zrobić jeszcze większy postęp, bo ma ogromny potencjał. Bardziej dziwi szybkość, z jaką wszedł na ten poziom – analizuje Rumak. – Kuba od początku pokazywał duże umiejętności, ale nie ma się co oszukiwać, nikt się nie spodziewał, że jego kariera nabierze takiego tempa, że zostanie sprzedany do Anglii i będzie podstawowym piłkarzem pierwszej reprezentacji. Na pewno miał potencjał i fajnie, że potrafi ł go wykorzystać – mówi Szota. To, że Moder jest zdolnym piłkarzem, to wiemy, a jakim jest człowiekiem? – Pamiętam, jak przyszedł z Serafi nem Szotą na testy i od razu złapaliśmy dobry kontakt. Nigdy się nie wywyższał, ważne, że po tym wszystkim, co się wokół niego dzieje nie uderzyła mu do głowy „sodówka”. Nie zawsze byliśmy grzecznymi chłopcami, ale nigdy nie przekraczaliśmy granic. Sporo przeżyliśmy, ale wolałbym, żeby nie ujrzało to światła dziennego. W piłkarskiej szatni nie brakuje żartów i docinek – tłumaczy Czyżycki. 

Semir Stilić, pamiętacie gościa? Była gwiazda Ekstraklasy zapowiada zwycięstwo Bośni w meczu z Polakami. Mało tego, Bośniak jest gotów założyć się o flaszkę, że tak będzie.

Z Jerzym Brzęczkiem pracował pan w Wiśle Płock. Można się było wtedy spodziewać, że kiedyś obejmie najważniejszą drużynę w kraju?

To człowiek o wielkich ambicjach. Potrafi zarządzać drużyną. Nie dziwi mnie, że został selekcjonerem. Czytam czasem polskie media i zdaję sobie sprawę, że ludzie narzekają na to, jak pracuje. To normalne, że zawsze znajdą się tacy, którzy będą krytykować. Nawet kiedy z Wisłą Płock zajęliśmy piąte miejsce, pojawiły się głosy niezadowolenia.

Zlatko Tanevski, były zawodnik Kolejorza, w taki sposób mówił nam o Lewandowskim: „Kiedy pierwszy raz wszedł do szatni, wszyscy się pytali, kto to jest”. A pan jak zapamiętał Roberta z czasów wspólnej gry w Lechu?

Trafi liśmy do Poznania mniej więcej w podobnym czasie, tak samo jak Sławomir Peszko czy Manuel Arboleda. To był wspaniały okres: zdobyliśmy mistrzostwo i Puchar Polski, graliśmy nieźle w Europie. Mieli panowie wspólne wkupne do zespołu? W innych krajach nie ma takiego zwyczaju, ale w Lechu nam nie odpuścili. Obyło się bez śpiewania i innych podobnych historii, ale razem z Lewym, Peszkinem i Mańkiem zaprosiliśmy kolegów z zespołu na kolację. Jakieś kulisy? Wiadomo, że Sławek ma duże możliwości, jeśli chodzi o kwestie rozrywkowe, ale nic więcej nie powiem (śmiech). Z nim nudy nigdy nie było, to bardzo wesoły i fajny człowiek.

Peszko wysłał już panu swoją wódkę?

Nie słyszałem o tym, że produkuje własną. Takich alkoholi nie lubię, wolę wino, ale akurat jego wódki chętnie bym spróbował. Może wyśle mi coś do Sarajewa (śmiech).

A założyłby się pan o butelkę wódki „Peszko”, że w meczu z Polską tym razem to Bośnia i Hercegowina będzie górą?

Tak (śmiech). W środę we Wrocławiu wygramy, a ja chciałbym spróbować alkoholu od Sławka.

Ciekawa informacja w kontekście wyboru prezesa PZPN. Marek Koźmiński zostanie włączony do Rady Nadzorczej Ekstraklasy. 

Wybory prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej dopiero w sierpniu przyszłego roku, ale Marek Koźmiński mocno przypomniał, że zamierza w nich startować. Zamiary ogłosił już w lutym, ale z powodu pandemii musiał zmienić strategię – przede wszystkim dlatego, że zjazd wyborczy został opóźniony o dziesięć miesięcy. Teraz wiceprezes PZPN do spraw szkoleniowych najwyraźniej uznał, że czas wrócić do gry. Po raz pierwszy został reprezentantem federacji w Radzie Nadzorczej Ekstraklasy SA. Jak zwykle dostał się do niej typowany na jego najpoważniejszego rywala w przyszłorocznych wyborach – szef Jagiellonii Białystok Cezary Kulesza, który również jest wiceprezesem związku – ds. piłkarstwa profesjonalnego. I z pewnością to zbliżająca się kampania wyborcza spowodowała, że tym razem sprawy w swoje ręce wziął wiceprezes Koźmiński. Działając w tej strukturze będzie miał stały i bezpośredni dostęp do klubów, które też mają głos na zjeździe wyborczym. 

Rozmowa z Marcinem Papierzem, który stoi za pismem “Asystent Trenera”. I właśnie swoje “dziecko” przedstawia w “PS”.

ROBERT BŁOŃSKI: Czym jest „Asystent Trenera”?

MARCIN PAPIERZ: Projektem mojego życia. To czasopismo, którego idea towarzyszyła mi, od kiedy grałem w piłkę w niższych ligach. Część świadomych kolegów trenerów mówiła, że ma problem z dostępem do nowoczesnej wiedzy szkoleniowej. Robili więc zrzutkę i kupowali jeden egzemplarz prasy zagranicznej, a potem tłumaczyli i kserowali. Zapaliła mi się lampka, że po pierwsze można by im pomóc, a po drugie znaleźć dla siebie zajęcie. Pomysł się powiódł, choć urodził w bólach. Najpierw powstała strona internetowa asystent-trenera.pl, na którą wrzucałem treści, tłumaczenia materiałów zagranicznych czy narysowane przez siebie grafi ki. Robiłem to dwa lata. Będąc w KS Piaseczno, zaproponowałem współpracę Grześkowi Gromadzkiemu, który zajmował się informatyką i projektami grafi cznymi. I od tej pory wszystko zaczęło wyglądać poważniej. Kiedy przyszło do kolejnej płatności za utrzymanie serwera, domeny itd., wrzuciłem na stronę prośbę o dobrowolne wsparcie. Wcześniej, przez dwa lata wszystkie materiały robiłem za darmo, po godzinach pracy, poświęcając czas wolny. Zgadnij, ile osób zapłaciło.

Piętnaście?

Jedna. Z Anglii. 50 zł. Nikt inny nie kiwnął palcem, choć stronę odwiedzało sporo osób. Coś we mnie pękło – z wykształcenia jestem prawnikiem, pracowałem wtedy w innym wydawnictwie, zajmowałem się prawem pracy i mogłem godzić pracę z grą w piłkę. Ale to nie było moje życie. Zacząłem się zastanawiać, czy nie stworzyć czasopisma dla trenerów piłki nożnej. Zdawałem sobie sprawę, że istnieje wydawany przez PZPN „Trener”, ale uznałem, że na rynku jest miejsce na drugie pismo o podobnej tematyce. Przez półtora roku wydawaliśmy gazetę po godzinach normalnej pracy. Pierwszy numer powstał za pieniądze, które Grzesiek uzbierał na własnym ślubie – potem mu je zwróciliśmy, bo pozyskaliśmy reklamodawców. Z projektem okładki chodziłem od znajomego do znajomego i przekonywałem, że warto pomóc. Trzy osoby uwierzyły. To był listopad 2013 roku. Pozytywnie na mój pomysł zareagował Marek Zub, który kilka lat pracował za granicą. Wiele innych osób z branży kręciło nosem i zniechęcało nas, mówiąc, że projekt się nie uda. Nie chcę generalizować, ale my jako społeczeństwo mamy bardzo negatywne podejście, jesteśmy na nie. Mówimy, że mamy mało kreatywnych piłkarzy – a jak mają być twórczy, skoro od małego najczęściej słyszą: „Nie rób tego, zostaw to albo nie kiwaj”? Nie pozwalamy dzieciom popełniać błędów, nie zadajemy pytań otwartych, naprowadzających – zamiast powiedzieć: „Zastanowiłeś się, co się stanie, jak wpadniesz do wody?” mówimy: „Nie wchodź do niej”.

Polski trener chce się dokształcać?

Chce. Kiedyś uległem przekonaniu, że młody trener to otwarty umysł, żądza wiedzy, chęć wdrapania się na szczyt. Po jakimś czasie przekonałem się, że nie wolno skreślać szkoleniowców starszej daty. Na konferencjach trenerskich, a w ostatnich siedmiu latach byliśmy na kilkuset i zawsze mamy swoje stoisko, więc widzę, kto podchodzi, jak reaguje, co mówi. Polski trener zmienia się na lepsze, ma świadomość, że trzeba się rozwijać, bo coraz trudniej będzie o pracę. EURO 2012 i potem sukces kadry Adama Nawałki nakręciły boom na futbol – powstają akademie i brakuje dobrych, wykształconych szkoleniowców

Przed Koroną Kielce ważne tygodnie, które zdecydują o przyszłości klubu. Na dziś pierwszoligowiec walczy z długami.

Latem udało się na Ściegiennego sprowadzić kilku w miarę doświadczonych graczy, ale patrząc na kadrę zespołu, raczej trudno mówić, że jest to ekipa, która może włączyć się do walki o awans do ekstraklasy. A tego oczekują zniecierpliwieni fani. – Robiliśmy wszystko, by stworzyć drużynę, która poradzi sobie w I lidze. Mieliśmy bardzo ograniczone możliwości fi nansowe i nie było to łatwe zadanie – tłumaczy Paprocki. I właśnie brak środków spowodował, że do Kielc nie udało się sprowadzić jeszcze trzech, czterech zawodników mogących dodać zespołowi Bartoszka jakości. Nie pomogła nawet sprzedaż Daniela Szelągowskiego do Rakowa Częstochowa. Na utalentowanym zawodniku Korona zarobiła około 800 tysięcy złotych. Teoretycznie można było przeznaczyć część pieniędzy z transferu na wzmocnienia. Problem w tym, że kasę trzeba było wydać na wypłatę pensji piłkarzom i pracownikom klubu. Inaczej spirala długów tylko by rosła, więc o żadnym transferze nie było mowy. Nawet bezgotówkowym, bo manko na koroniarskim koncie jest na tyle duże, że zarząd nie chciał podpisywać umów z kolejnymi piłkarzami. Budżet mógłby tego nie wytrzymać. Co prawda przed sezonem mówiło się, że ten wynosi 12 milionów złotych, ale z naszych informacji wynika, że tak naprawdę jest o połowę mniejszy. Nic dziwnego, że koroniarze z wytęsknieniem, ale i niepewnością czekają na 20 października. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, dojdzie wtedy do długo wyczekiwanej zmiany właściciela. Obecnie trwa audyt zlecony przez przedstawicieli miasta Kielce, który ma się zakończyć 19 października. Dzień później miasto ma przejąć Koronę.

Gazeta Wyborcza

“GW” zastanawia się, czy potrafimy grać pięknie. Z Bośnią mamy szansę na kontrolowanie przebiegu gry i narzucenie swojego stylu, co nie zdarza nam się często.

Ofensywna gra jest ładniejsza, bardziej nowoczesna i efektywniejsza, jeśli piłkarze dobrze wykonają swoje zadania. Problem reprezentacji Polski polega na tym, że od dziesięcioleci woli raczej grać z kontrataku, mieć przestrzeń, bo w tłoku się gubi. Prezes PZPN Zbigniew Boniek mówił, że taka u nas tradycja. Tyle że drużyna Kazimierza Górskiego na historycznym mundialu w Niemczech w 1974 roku grała wbrew niej – zdobyła najwięcej goli, a Grzegorz Lato został królem strzelców. Polacy parli do przodu nawet w starciu z późniejszymi mistrzami z RFN. Drużyna, która nie radzi sobie w ataku pozycyjnym, wygląda na archaiczną. Z pewnością Jerzy Brzęczek chce poprawić ten element gry i być może młodzi piłkarze mu w tym pomogą. Zmiana pokoleniowa w kadrze musi być naturalna, a nie dokonana za pomocą dekretu PZPN. Jesienią 2002 roku Boniek jako selekcjoner odsunął od kadry piłkarzy, którzy zawalili mundial w Korei, postawił na młodych, ale ci nie dorośli do stawianych im wymagań. Skończyło się to klęską i odejściem selekcjonera. Nad tym, czy Polaków stać na piękną grę, zastanawiał się bramkarz Wojciech Szczęsny – doszedł do wniosku, że piękne porażki w ogóle go nie interesują. 4 września 2015 roku w eliminacjach Euro 2016 drużyna Adama Nawałki uległa Niemcom we Frankfurcie 1:3, grając naprawdę dobrze. Niespełna rok wcześniej na Stadionie Narodowym Polacy głównie się bronili, ale pokonali mistrzów świata 2:0. Szczęsny nie ma wątpliwości, że to data 11 października 2014 roku jest dla polskiej piłki historyczna. Nie zaprzeczy temu żaden kibic.

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
3
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
6
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

7 komentarzy

Loading...