Reklama

Brighton, czyli gonitwa za peletonem, kreatywne wypożyczenia i ofensywny styl

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

05 października 2020, 17:47 • 8 min czytania 32 komentarzy

Brighton to w ostatnich godzinach najpopularniejszy angielski klub w Polsce. Nie dlatego, że “Mewy” są na szczycie tabeli Premier League czy dlatego, że klub przejęło polskie konsorcjum finansowe. Piłkarzami Brighton lada moment zostaną Jakub Moder i Michał Karbownik. Dlatego trzeba przyjrzeć się temu – co to w ogóle za klub i czy polscy piłkarze wybierają dobrze? Nie brakuje wszak głosów, że lechita i legionista trafiają do “przyszłego spadkowicza z Premier League”. Ale czy na pewno? Brighton to przeciekawy projekt, którym zarządza jedna z najważniejszych postaci angielskiej piłki ostatnich lat. To klub, który ma nawet dyrektora ds. wypożyczeń, chce wejść na szczyt grupy klubów walczących o TOP10 w kraju oraz który ma trenera stawiającego na ofensywny futbol.

Brighton, czyli gonitwa za peletonem, kreatywne wypożyczenia i ofensywny styl

O Brighton mówi się, że to klub, z którym nigdy nie jest nudno. Przez ostatnie dwie dekady tylko dwukrotnie zajmował bezpieczne miejsce w samym środku tabeli. A poza tym – rollercoaster, spadki i awanse. W ciągu tych ostatnich dwudziestu lat grał w Premier League, Championship i League One. Wywalczył pięć awansów, cztery razy grał w barażach o awans, dwukrotnie spadał do niższej ligi. Zawsze o coś grał – o awans, o walkę o awans, o utrzymanie.

Człowiek z cienia, który dźwignął angielską piłkę

Przełomową datą w najnowszej historii klubu jest luty zeszłego roku. Wówczas w Brighton zatrudniony został Dan Ashworth. Człowiek z cienia – mogliście o nim nie słyszeć. Natomiast w ostatnich latach ten facet był kluczową postacią dla angielskiego futbolu. Pracował w angielskim Football Association, ichniejszym odpowiedniku PZPN-u. Za jego kadencji angielska kadra do lat 17 wygrała mundial, podobnie kadra do lat 20. Reprezentacja U-19 została mistrzem Europy, kadra U-21 dotarła do półfinału Euro. Seniorska reprezentacja na mundialu w Rosji zagrała w półfinale. Ashworth był tam dyrektorem technicznym. Miał opracowywać wizje rozwoju angielskiej piłki i wcielać je w życie.

W lutym 2019 roku objął to samo stanowisko w Brighton. Zastał w klubie zespół relatywnie stary, grający toporny futbol. Co trzeci piłkarz w kadrze był po trzydziestce, a gra “Mew” była po prostu niemożliwa do oglądania. Jeśli istnieją jakieś stereotypowe wyobrażenia “angielskiego futbolu” opartego na “kopnij i biegnij”, to mniej więcej tak to wówczas wyglądało. Ashworth miał dwa zadania krótkoterminowe – znaleźć trenera, który odmieni oblicze drużyny. I zreformować kadrę drużyny.

Reklama

Trener, który miał mieć pomnik

To jedna z najdziwniejszych karier trenerskich, które obserwowaliśmy w XXI wieku w Premier League. Graham Potter jeszcze kilka lat temu pracował w czwartej lidze szwedzkiej. – Na mecze przychodziło po 600 kibiców, większość z nich życzyła nam źle – mówił o swoich początkach w Östersunds FK. Klubu, który w 2011 spadł do CZWARTEJ LIGI SZWEDZKIEJ.

Siedem lat później Östersunds FK grało w europejskich pucharach i potrafiło wygrać 2:1 z Arsenalem w fazie play-off Ligi Europy. Angielskie media urządzały wycieczki do mroźnego Östersunds. A tam niewiele brakowało, by Potter doczekał się własnego pomnika pod stadionem. Miejscowi kibice organizowali już nawet zrzutkę na ten cel. Nie ma jednak co się dziwić. Pracę rozpoczynał w horrendalnych warunkach. W Szwecji podczas treningów bywało, że temperatura spadała poniżej -25 stopni Celsjusza. Potter opowiadał w mediach, że czasami biegał po piłki do budynku klubowego, bo te, z których jego drużyna korzystała na boisku, po prostu… zamarzały.

Zaczynał od biegania po świeże piłki (jak to w ogóle brzmi), a skończył na tym, że Östersunds było oklaskiwane przez fanów Galatasaray po wyrzuceniu Turków z eliminacji do Ligi Europy. Gdy w 2018 roku Swansea szukało trenera, a Potter uwiarygodnił się w oczach Anglików starciem z Arsenalem (przegranym ostatecznie w dwumeczu), to siłą rzeczy musiał wrócić na Wyspy. W Swansea przepracował rok. W maju zeszłego roku został wykupiony przez Brighton za dwa miliony funtów.

Mewy nabrały stylu

Chris Hughton pracował w Brighton prawie pięć lat, ale w Brighton potrzebowali nowego impulsu. Ashworth, wspomniany dyrektor techniczny, uznał, że to najwyższy czas, by przemodelować klub. Odmłodzić go, postawić na ofensywny model gry. Zespół Pottera potrafił przewieźć Tottenham 3:0 czy ponownie ograć Arsenal 2:1. Ale przede wszystkim zrobił to, czego oczekiwał od niego Ashworth – odmłodził skład, wpuścił świeżą krew do szatni, korzystał z klubowej akademii.

Ashworth to jeden z tych ludzi, którzy wnoszą do klubu korporacyjny ład i dorzucają do tego czutkę do futbolu. – Nie lubię struktur hierarchicznych, więc jeśli ktoś mnie pyta “czym zajmuje się dyrektor techniczny?”, to rysuję koło. W środku koła siedzi dyrektor techniczny, a dookoła niego są szefowie działu. Rolą dyrektora jest utrzymywanie tego koła w ruchu. Ostatecznie kierownicy poszczególnych działów będą się zmieniać. Odejdą, awansują, zwolnimy ich. Tak samo stanie się z trenerami. Prawdopodobnie oni będą pierwsi, tak wynika ze statystyk. Średnia długość pracy trenera to czternaście miesięcy. Dlatego jeśli co czternaście miesięcy będziesz zmieniał wraz z trenerem wszystko dookoła, długoterminowo to nie ma sensu. Musisz mieć coś, w co wierzy klub. Akademia, rozwój młodych piłkarzy, konsekwencja taktyczna, wiedza o zawodnikach wypożyczonych. Dyrektor techniczny dba właśnie o to – mówił w wywiadzie dla “The Athletic”.

Reklama

Kupują i wypożyczają

Zwrot w kierunku polityki transferowej “Mew” jest wyraźny. W trzech ostatnich okienkach transferowych klub sprowadził tylko jednego zawodnika w okolicach trzydziestki – Aarona Mooya (zresztą sprzedano go szybko z przebitką do Chin). Poza tym? Andl Zeqiri – 21 lat. Jan Paul van Becke – 20 lat. Neal Maupay – 24 lata. Adam Webster – 25 lat. Leandro Trossard – 25 lat. Matt Clarke – 24 lata. Tariq Lamptey – 20 lat. Ten ostatni jest bodaj najbardziej spektakularny.

Ponadto Brighton i teraz, i w przeszłości kupuje zawodników po to, by zapewnić sobie długoterminową lokatę. Moder czy Karbownik cenowo wybijają się ponad ten trend, ale “Mewy” robią to regularnie. Biorą obiecującego gracza i przekazują go dalej lub zostawiają w macierzystym klubie. Hiszpański golkiper Sanchez był w Rochdale, podobnie jak pomocnik Sanders w Wimbledonie, Słowieniec Mlakar w Wigan, Istigarda i Gyokeresa oddano do Sankt Pauli, Balutę do Den Haag, Coxa do Fortuny Sittard. Albo niższe ligi, albo ligi uchodzące za te, w którym stawia się na futbol ofensywny.

Ciekawy jest przypadek Alexisa Mac Alistera. To argentyński skrzydłowy, kupiony półtora roku temu za osiem milionów euro. 20-latek Brighton zobaczył tylko przy podpisaniu kontraktu. Od razu został wypożyczony do Argentyny. Po pół roku wrócił i znów wysłano go do ojczyzny – tym razem do Boca Juniors na rok. Jesienią jego forma eksplodowała, grał w argentyńskiej młodzieżówce, więc Brighton zapłaciło kilkaset tysięcy euro, by Mac Alister wrócił do Anglii. – Kupienie go za osiem milionów euro było promocją. Ale uważaliśmy, że będzie lepiej, jeśli zostanie jeszcze w Argentynie. Zimą uznaliśmy, że to już czas, by nas wspomógł – mówił Ashworth. Wiosną skrzydłowy rozegrał dziewięć meczów w Premier League. Zagrał m.in. przeciwko Liverpoolowi (71 minut) i Manchesterowi United (81 minut).

Brighton celuje w czołówkę peletonu

“Mewy” muszą szukać innowacji. Finansowo nie są jeszcze w stanie walczyć z czołówką Premier League, nawet z klubami z miejsc 6-14. Dlatego tak ważne jest znalezienie przewagi konkurencyjnej nad resztą stawki. – Jeśli łowimy w tych samych basenach, co dziesięć czy jedenaście innych klubów ligi, to jesteśmy skazani na porażkę. Nie obiecamy im gry w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy, nie jesteśmy w stanie ścigać się na podbijanie im tygodniówki. Musimy więc albo szukać w innych basenach, albo postawić na akademię, albo ściągać piłkarzy młodych, którzy u nas się rozwiną – mówi Ashworth: – Jeśli pójdziemy na licytację o piłkarza z, dajmy na to, Evertonem, to oni zawsze ją wygrają. Mają do opowiedzenia inną historię, dysponują większymi środkami. 

Dlatego tak ważne dla Ashwortha było sprowadzenie Pottera, który chętnie stawia na młodzież dostarczaną przez akademię lub transfery zewnętrzne. Tylko w tym sezonie dwunastu piłkarzy poniżej 23. roku życia zagrało w pierwszym zespole – Lamptey, White, Chorane, Roberts, Mac Alister, Alzate, Molumby, Jenks, Sanders, Connolly, Gyokeres, Gwargis.

W ośrodku treningowym w Lancing biuro Ashwortha i pokój trenerski Pottera właściwie sąsiadują ze sobą. Widzą się codziennie. Dyrektor precyzyjnie sformułował cele krótkoterminowe dla trenera, ale też wybiega w przyszłość. Brighton docelowo ma być klubem pierwszej dziesiątki Premier League.

Dyrektor ds. wypożyczeń przewagą konkurencyjną?

Od kilku dobrych lat istnieje pojęcie pierwszej szóstki. Oni są na innej półce. Za nimi jest kilka klubów z dużymi budżetami i dobrą organizacją. Leicester, Everton, Wolves. Później jest kolejnych jedenaście z Premier League. Każdy z nich może spaść, ale i każdy może być dziewiąty i dziesiąty. Do tego zawsze o awans z Championship walczy około dziesięciu drużyn. Czyli łącznie daje nam to mniej więcej dwadzieścia klubów, które walczą o miejsce w TOP10 Premier League. I tak naprawdę wielkich różnic w ich budżetach nie ma – wyjaśnia dyrektor Brighton: – My chcemy dostać się na sam szczyt tej grupy. Jak? Podejmując dobre decyzje, przeprowadzając prawidłowy skauting, opiekując się naszymi graczami sportowo i medycznie, ale przede wszystkim ściągając piłkarzy pasujących do stylu gry Grahama. Tu nie ma czarodziejskich sztuczek. Mamy obiecującą akademię. Kreatywny system wypożyczeń, którym kieruje dyrektor ds. wypożyczeń David Weire. 

W poprzednim sezonie Brighton utrzymał się w Premier League z siedmioma punktami przewagi nad strefą spadkową. W tym po czterech kolejkach ma na koncie tylko trzy punkty za zwycięstwo nad Newcastle, ale po prawdzie – terminarz nie sprzyjał. Najpierw Chelsea (1:3), później pechowa porażka z Manchesterem United (rzut karny w 99. minucie meczu) i wyjazd do rewelacji sezonu Evertonu (2:4). Nikt w Brighton nie załamuje jednak rąk. I choć wielu polskich kibiców reaguje panicznie – że Moder i Karbownik trafią już do klubu Championship, a nie klubu z elity – to styl gry i sukcesywne rozwijanie młodych piłkarzy ma dać “Mewom” kolejne spokojne utrzymanie.

DAMIAN SMYK

fot. NewsPix

źrodła: The Athletic, Guardian, The Sun, Independent

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Anglia

Anglia

Drakońska kara dla zawodnika Tottenhamu. Klub złożył odwołanie

Bartosz Lodko
7
Drakońska kara dla zawodnika Tottenhamu. Klub złożył odwołanie
Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

32 komentarzy

Loading...