O rany, ależ to było dobre. Leicester City wpadło dzisiaj na Etihad i zabrało nas w sentymentalną podróż do swojego mistrzowskiego sezonu 2015/16. Na początku zapowiadało się, że podróż będzie miała dość gorzki smak. W 4. minucie strzelanie rozpoczął Riyad Mahrez, wtedy jeden z kluczowych zawodników “Lisów”, dziś zawodnik Manchesteru City. Fenomenalna bomba w samo okienko, doskonałe otwarcie spotkania, podtekst, jaki już zawsze będzie towarzyszyć bramkom Algierczyka w meczach ze swoim byłym klubem. Ale tak się składa, że na murawie był też drugi bohater tamtej kampanii. I to właśnie Jamie Vardy przejął od Mahreza dowodzenie tą imprezą.
Co tu się właściwie wydarzyło? Strzelić gola Manchesterowi City ogółem nie jest łatwo. Strzelić gola na jego terenie – wiadomo, jeszcze trudniej. Ale zaliczyć hat-tricka? Hat-tricka, w którym jeden gol to delikatne zdmuchnięcie piłki piętą, a dwa kolejne to wykorzystane rzuty karne po faulach właśnie na Vardym? Jamie Vardy ogólnie zajmuje się w futbolu głównie przełamywaniem schematów. Że nie można z takim stylem życia, z taką historią. Z tak późnym startem, z tak, wydawałoby się, ograniczonymi możliwościami. Zaprzeczał sztywnym piłkarskim prawidłom już tyle razy, że właściwie niczym już nie może zaskoczyć.
Nawet tego typu hat-trickiem na Etihad, zdobytym na 3,5 miesiąca przed 34. urodzinami.
Dziś pokazał wszystko, naprawdę. Dwa świetne uderzenia z jedenastu metrów to najprostsza część roboty. Wcześniej trzeba było wyjść na piłkę w tempo, uprzedzić obrońców Manchesteru City, umiejętnie się przed nich wepchnąć. A przy tej bramce z akcji – wykończyć wcale nie taką łatwą piłkę, zaskoczyć porządnego fachowca, jakim jest Ederson. Myśleliśmy, że w tej fantastycznej historii już wszystko zostało napisane i opowiedziane. Późny debiut w Premier League, potem to mistrzostwo, występy w reprezentacji. A tu proszę – Vardy nadal nie zamierza się zatrzymywać.
PEWNA EKIPA
Trzeba tu jednak też bardzo mocno zaakcentować – dzisiaj Vardy miał ze sobą naprawdę sympatyczną ekipę. Gol Maddisona spokojnie łapie się do wszystkich urywków “top weekendu”. Prostopadłe piłki choćby od Tielemansa czy od Praeta to osobny rozdział. Doskonale śmigające dzisiaj od szesnastki do szesnastki wahadła. Schmeichel, który parokrotnie uratował drużynę. Dzisiaj właściwie każdy element drużyny gości funkcjonował dokładnie tak, jak powinien. Dużo mówi sam fakt, że Manchesterowi City brakowało klarownych sytuacji. Gol Ake’a? Centra po stałym fragmencie, to nie jest charakterystyczny sposób zdobywania bramek dla drużyn Pepa Guardioli.
Poprzeczka Delapa? Też po strzale głową. Nieuznany gol Rodriego, ale czy właściwie coś więcej? Citizens oddali sześć celnych strzałów na bramkę, Leicester zdobyło pięć bramek. Komentuje się samo, zwłaszcza, że różnica posiadania piłki dochodziła do 72% na korzyść gospodarzy. I cóż z tego, skoro Lisy – jak prawdziwe lisy w kurniku – w kilka sekund potrafiły zdobyć przestrzeń 3/4 boiska i zakończyć akcję strzałem? Dzisiaj forma spotkała się z treścią, ozdobniki z konkretem.
A przy obecnej formie defensorów City, którzy radzili sobie z piłkarzami gości przede wszystkim faulując – to musiało się skończyć właśnie w ten sposób. Już po zejściu Vardy’ego trzeci rzut karny w meczu wykorzystał Youri Tielemans. To był trzeci faul we własnej szesnastce, trzeciego kolejnego obrońcy. Po Walkerze i Garcii pomylił się Mendy.
APEL O WZMOCNIENIA?
Manchester City już w meczu z Wolverhamptonem balansował na krawędzi. Jasne, w przodzie ci ludzie wciąż potrafią zagrać spektakularnie, ale coraz częściej przydarzają im się głupie straty, coraz częściej mają problem z błyskawicznymi kontrami. Kontuzje? Urazy? Zmęczenie materiału? Jakkolwiek to wszystko postrzegać, Guardiola musi coś zmienić. To wręcz nieprawdopodobne, by w dwóch meczach z rzędu trzymać piłkę przez prawie 3/4 meczu, a jednocześnie dopuszczać do kilku doskonałych sytuacji dla rywali. Wolves mają piłkę raz na dziesięć minut i oddają na bramkę Edersona dziesięć strzałów. Leicester City przejmują inicjatywę jeszcze rzadziej, a ładują pięć bramek.
Tak Citizens nie powalczą o odzyskanie tytułu. Za to Leicester City? Dziś to był mecz, który przywołał wspomnienia z pamiętnego sezonu. Od bomby Mahreza, po uśmiechniętego Vardy’ego, który odebrał sędziom piłkę w ramach swojej nagrody za hat-tricka.
Manchester City – Leicester City 2:5 (1:1)
Mahrez 4′, Ake 84′ – Vardy 37′, 54′, 58′, Maddison 77′, Tielemans 88′
Fot.Newspix