To było piłkarskie widowisko najwyższych lotów. Brakowało właściwie tylko kibiców na trybunach do pełni szczęścia. Ale narzekać nie zamierzamy. Piłkarze Liverpoolu i Leeds United rozegrali bowiem takie spotkanie, że nie pozostaje nam w tej chwili nic innego, jak tylko zdjąć kapelusz i nisko się pokłonić. Obie ekipy zagrały ofensywnie, z polotem. Z głodem kolejnych goli. No i ze sporymi problemami w defensywie, prawda, ale to tylko dodało nam emocji. Najbardziej jednak imponujące, że jedną z głównych ról w spotkaniu takiego kalibru odegrał reprezentant Polski, Mateusz Klich.
Cios za cios w pierwszej połowie
Można się było domyślać, że powrót Leeds United do Premier League po tylu latach nieobecności będzie się wiązał z boiskowymi fajerwerkami. Problem w tym, że to nie podopieczni Marcelo Bielsy odpalili je jako pierwsi. Robin Koch, nowy nabytek beniaminka, odbezpieczył natomiast granat we własnym polu karym. Już w trzeciej minucie meczu zagrał piłkę ręką, po czym arbiter wskazał na jedenasty metr. Można mieć pewne wątpliwości co do tej sytuacji, bo wydawało się, że Koch oberwał w wysuniętą dłoń po tym, jak piłka najpierw trafiła go w nogę. Ale sędzia się nie wahał i rzut karny podyktował. Mohamed Salah bez problemu trafił do siatki. Czwarta minuta, jeden do zera dla Liverpoolu. Można sobie wyobrazić przyjemniejszy początek meczu dla beniaminka. Zwłaszcza jeśli jest to pierwszy mecz w sezonie, a rywalem jest akurat aktualny mistrz Anglii.
Jednak “Pawie” to nie jest zwykły beniaminek. Bielsa nastawił swój zespół na otwartą, piekielnie dynamiczną grę. Jak równy z równym. I The Reds wcale nie radzili sobie z tym najlepiej. Już po dwunastu minutach zrobiło się na Anfield 1:1, gdy kapitalną indywidualną akcję golem spuentował Jack Harrison. Kilka chwil później kolejny błąd Kocha w defensywie, tym razem w kryciu przy stałym fragmencie, bezlitośnie wykorzystał Virgil van Dijk. Ale lada moment to Holender stał się antybohaterem – jego niechluje zagranie przechwycił Patrick Bamford, po czym doprowadził do wyrównania. Całkowite szaleństwo. Akcje raz pod jedną, raz po drugą bramką.
Zamknął to wszystko Salah po pół godzinie gry. Liverpool na przerwę schodził z prowadzeniem 3:2, ale ani przez moment zespół Juergena Kloppa nie miał. prawa pomyśleć, że zwycięstwo jest już na wyciągnięcie ręki.
Fantastyczny występ Klicha
Po przerwie tempo gry naturalnie trochę spadło, ale wciąż było się czym ekscytować. Liverpool przekazał nieco więcej inicjatywy przeciwnikom, lecz był jednocześnie w swoich natarciach trochę bardziej groźny i konkretny. Tym większym zaskoczeniem było zatem to, co wydarzyło się po 66 minutach gry. Mateusz Klich doskonale wykończył kapitalną akcję Leeds i goście raz jeszcze wyrównali na Anfield.
Dla Polaka ten gol to niejako przypieczętowanie fantastycznego występu. Widać dziś było jak na dłoni, jak wiele Polak znaczy dla systemu gry Marcelo Bielsy. Klich był po prostu wszędzie – pojawiał się w okolicach skrzydeł, w centralnej strefie boiska. Bliżej własnego pola karnego, ale i w szesnastce przeciwnika okazał się zabójczy. Szukał gry na jeden kontakt, przyspieszał akcje swojego zespołu. Cały czas starał się zdobywać przestrzeń, a nie grać na przeczekanie. Krótko mówiąc – prezentował się dokładnie odwrotnie niż w reprezentacji Polski. Zaryzykujemy stwierdzenie, że Marcelo Bielsa ma na Klicha nieco lepszy pomysł niż Jerzy Brzęczek.
Kiedy już się wydawało, że “Pawie” wywiozą z Liverpoolu bardzo wartościowy punkt, znów nie dopisało im szczęście. Na dwie minuty przed końcem podstawowego czasu gry w polu karnym Leeds sfaulowany został Fabinho. Przewinił, jak na ironię, wprowadzony z ławki Rodrigo Moreno, napastnik. Nowe nabytki Bielsy zdecydowanie zrobiły dziś więcej złego niż pożytecznego. Salah ponownie pokonał bramkarza, kompletując tym samym hat-tricka. Na tego gola Leeds nie znalazło już riposty.
Goście mogą być po dzisiejszym meczu sfrustrowani. Liverpool był do pokonania, trzeba to jasno powiedzieć. Ale mogą być też dumni, bo zagrać tak otwarty futbol przeciwko mistrzom kraju i otrzeć się o sukces to jest naprawdę duża sztuka. Jeszcze nie raz nas w tym sezonie “Pawie” oczarują, to pewne.
LIVERPOOL FC 4:3 LEEDS UNITED
(M. Salah 4′ 33′ 88′, V. van Dijk 20′ – J. Harrison 12′, P. Bamford 30′, M. Klich 66′)
fot. NewsPix.pl