Reklama

„Trzeba było iść na wymianę ciosów z Holandią, ale dajmy selekcjonerowi kredyt zaufania”

redakcja

Autor:redakcja

09 września 2020, 07:34 • 17 min czytania 19 komentarzy

Prasa po meczach kadry ostra jak nigdy. Tradycyjnie już oberwało się Piotrowi Zielińskiemu i Jerzemu Brzęczkowi, choć są też jego obrońcy. Jacy? Choćby Zbigniew Boniek, który w „Gazecie Wyborczej” prosi o czas dla selekcjonera. – Drużyna wyglądała jak bokser, który chce rozwiązać walkę lewym prostym, a czasem trzeba po prostu iść na wymianę ciosów. No cóż, najwyżej skończyłoby się to porażką trochę wyższą niż 0:1. Ale z tej lekcji więcej byśmy wynieśli. Reprezentacja kraju jest jedynym pomostem łączącym polski futbol z tym z najwyższej półki. Selekcjonerowi trzeba dać kredyt zaufania i oceniać po grze i wynikach w imprezie, która jest celem. Czyli Euro 2021 – uważa prezes PZPN. Co poza tym? Kupcewicz bije w Michniewicza, koronawirus psuje krew naszym południowym sąsiadom, a Rybus jest wygranym zgrupowania.

„Trzeba było iść na wymianę ciosów z Holandią, ale dajmy selekcjonerowi kredyt zaufania”

Sport

Siedem wniosków po wrześniowym zgrupowaniu od „Sportu”. Kamil Glik to lider kadry pod nieobecność Roberta Lewandowskiego. Wkrótce zostanie najlepszym w historii reprezentantem wywodzącym się z Górnego Śląska.

Zaczynamy i kończymy wątkiem związanym z nieobecnym, ale nie da się inaczej. Roberta Lewandowskiego brakuje pod każdym względem. Ale jest jeden – i to niezwykle ważny – obszar, gdzie najlepszy napastnik na świecie ma godnego następce, jeżeli chodzi o nasz zespół narodowy. Kamil Glik, w starciach z Holandią i Bośnią i Hercegowiną, nosił opaskę kapitana z odpowiednią dla tej zaszczytnej funkcji dumą i estymą. Jasne, że nasza gra pozostawiała wiele do życzenia, ale piłkarz rodem z Jastrzębia-Zdroju był prawdziwym filarem zespołu i opoką dla kolegów. W trudnym momencie meczu w Zenicy to on próbował, dwa razy, aż wreszcie się udało. Wziął odpowiedzialność na swoje barki, choć przecież nie jest od strzelania goli. Stał się jednak, dołączając do Tomasza Kłosa i Tomasza Hajty, najskuteczniejszym obrońcą w dziejach naszej drużyny narodowej. Dobił do liczby 75 występów w narodowych barwach i zrównał się z Włodzimierzem Lubańskim. I, co jest niewątpliwą ciekawostką, w październiku zostanie urodzonym na Górnym Śląsku piłkarzem z największą ilością rozegranych spotkań w reprezentacji Polski.

Janusz Kupcewicz ocenia dwa ostatnie mecze kadry. Nieoczekiwanie oberwało się Czesławowi Michniewiczowi. Zdaniem Kupcewicza nie ma co się zachwycać drużyną, która postawiła autobus i nawet nie wyszła z grupy.

Reklama

Po meczu w Amsterdamie krytyka spadła na selekcjonera Brzęczka, za – jak pan powiedział – ustawiony autobus przed polem karnym. Jak pan na to patrzy?

– Ani pan, ani ja nie wiemy, jakie były faktycznie założenia. Wiadomo, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala, a umówmy się, że każdy zespół grający techniczną piłkę i dobrze prezentujący się w środku pola nas przewyższa. Nawet te teoretycznie słabsze reprezentacje też często nas przewyższają i to dosyć mocno, jeżeli chodzi o operowanie piłką. Spójrzmy na eliminacyjne mecze z Austrią… To jednak my wyszliśmy potem z pierwszego miejsca. W piłce trzeba mieć trochę szczęścia, ale na pewno po tym, co zobaczyliśmy, jest sporo rzeczy do poprawienia. Swoje zrobiła też ta długa przerwa. A czy to jest wina trenera? W zeszłym roku mieliśmy młodzieżowe mistrzostwa Europy we Włoszech. Wygraliśmy z Belgią, wygraliśmy z Włochami, choć tak po prawdzie to powinniśmy przegrać, że ho ho, a potem dostajemy piątkę od Hiszpanii. Następnie ten zespół, przez „Piłkę Nożną”, jest nominowany do najlepszej jedenastki roku. Dla mnie to nieporozumienie! Nie wychodzimy z grupy, a zachwycamy się postawionym autobusem…

Jako świetnego rozgrywającego można pana zapytać, czy nasza słabsza postawa nie wynika z tego, że poniżej oczekiwań gra duet środkowych pomocników, Zieliński z Krychowiakiem?

– Tak jest. „Krychę” na pewno stać na dużo lepszą grę. To nie ten zawodnik, do którego się przyzwyczailiśmy i nie ten, który tak dobrze radzi sobie i zbiera dobre recenzje w Lokomotiwie Moskwa, a liga rosyjska jest dużo lepsza niż polska. Co do Zielińskiego, to bardzo lubię tego chłopaka. Mam sentyment do tak technicznie grających zawodników, jak on. W reprezentacji nie potrafi jednak do końca pokazać umiejętności, które ma, które na co dzień prezentuje w Napoli. Może wynika to z tego, że tak gra z lepszymi zawodnikami, w lepszym zespole, a u nas się męczy? Może zbyt wiele jest na jego barkach? Stać go na pewno jednak na dużo, dużo lepszą grę i nie ukrywam, że mocno mu kibicuję. Tak samo, jak Szymańskiemu, który niestety w tym pierwszym meczu nie pokazał się z dobrej strony.

A skoro o Michniewiczu i młodzieżówce mowa. Polska wygrała ważny mecz z Rosją i jest bliska kolejnego wyjazdu na mistrzostwa. Raport z tego meczu.

Reklama

„Sborna” pokazała wyższą kulturę gry, częściej utrzymywała się przy piłce, co jedynie spotęgowało wrażenie, że naszemu zespołowi będzie w tym spotkaniu bardzo ciężko. Przez pierwsze pół godziny mecz toczył się głównie na połowie biało-czerwonych, choć nie można powiedzieć, że Rosjanie nas zdominowali; po prostu częściej utrzymywali się przy piłce. My mieliśmy z tym problem, a na dodatek podopiecznym Czesława Michniewicza brakowało pomyślunku podczas wychodzenia z kontratakami. Po zdobyciu gola biało-czerwoni mieli zrobić wszystko, aby nie oddać inicjatywy rywalowi. To nie do końca się udało i w 66 minucie mieliśmy, po błędzie w obronie, sporo szczęścia, kiedy Iwan Ignatjew strzelał z ostrego kąta – do pustej bramki – i niewiele zabrakło, aby był remis. Nieco później Dziczek ryzykownie zagrał w naszym polu karnym i sędzia ze Szkocji miał sporo tolerancji dla naszego pomocnika. Z pewnością znalazłby się arbiter, który podyktowałby w tej sytuacji rzut karny.

Niemiecka piłka reprezentacyjna w kryzysie? Nasi zachodni sąsiedzi w Lidze Narodów wygrali tyle samo meczów co… San Marino.

– Naszym obecnym problemem jest to, że nie potrafimy rozstrzygnąć meczu na naszą korzyść. Mieliśmy dwie, trzy świetne okazje w pierwszej połowie spotkania ze Szwajcarią i gdybyśmy je wykorzystali, oni na pewno nie wróciliby do gry – mówił z kolei selekcjoner Joachim Loew. Brak niemieckiej stabilizacji jest widoczny od dawna, bo kiedy wydaje się, że zespół ma rywala na widelcu, koniec końców musi drżeć o końcowy rezultat. To między innymi z tego powodu Niemcy są jedną z sześciu reprezentacji, która… nigdy nie wygrała żadnego meczu Ligi Narodów! W tym gronie są także Irlandia, Litwa, Malta, Andora, Łotwa i San Marino…

Czeski film u naszych południowych sąsiadów. Koronawirus płata kolejne figle Czechom i Słowakom, którzy cierpią tak na polu klubowym, jak i reprezentacyjnym.

Nasi południowi sąsiedzi już mają z nim problemy. Z Ligą Mistrzów pożegnał się mistrz Słowacji Slovan Bratysława, któremu nie pomogło wysłanie na Wyspy Owcze dwóch ekip. W obu stwierdzono tam zakażenie, mecz się nie odbył, walkower dla rywali. Po powrocie zespołu na Słowację znów zrobiono testy i… wszyscy byli zdrowi. Teraz problem dopadł reprezentację Czech, która w meczach ze… Słowacją i Szkocją musiała wystawić dwa różne zespoły. Pierwszy pozytywny wynik testu był już w Pradze, przed wyjazdem do Bratysławy. Nie był to piłkarz, ale dwóch zawodników mających z nim kontakt odesłano na kwarantannę. Jednym był Patrik Schick, który zaraz po jej opuszczeniu pojechał do Leverkusen na testy medyczne. Zawodnika Romy za 24 mln euro chce pozyskać Bayer. Po przybyciu na Słowację zakażenie stwierdzono u kolejnego członka ekipy, ale mecz się odbył, Czesi wygrali 3:1. Jednak grający w nim zawodnicy nie mogli wystapić w kolejnym, sprzeciwiły się temu czeskie służby sanitarne nakazując kwarantannę.

Wieści z pierwszej ligi. Zagłębie Sosnowiec powoli się rozkręca. Dawid Gojny mówi o tym, jak wygląda proces zgrywania się drużyny od środka.

– Już w Niecieczy dobrze to wyglądało, choć wiadomo, że nie mogliśmy być zadowoleni po ostatnim gwizdku bo tamten mecz zakończył się jednobramkową porażką. PrzeciwkoTychom udało nam się zachować czyste konto i będziemy się starać, aby tak było jak najczęściej. Uważam, że jak na tak duże zmiany w formacji, szybko złapaliśmy wspólny język, co przekłada się na postawę na boisku – podkreśla Dawid Gojny, lewy obrońca sosnowiczan. – Błyskawicznie zaaklimatyzowałem się w nowym otoczeniu. Niepewnie czułem się chyba tylko przez pierwsze dwa dni. Cieszę się, że tutaj trafiłem, bo powstaje fajny zespół, z ambitnymi ludźmi. To samo można powiedzieć zarówno o zawodnikach, jak i sztabie szkoleniowym. Trenerzy mają swój plan i zamierzają go realizować. Żeby wszystkie formacje odpowiednio „zatrybiły” potrzebujemy regularności. Nasz szkoleniowiec o tym wie, dlatego po meczu z Termalicą nie zmienił ustawienia personalnego w obronie, choć wiadomo, że popełniliśmy trochę błędów, m.in. mogliśmy zrobić coś więcej przy straconej bramce. Zostaliśmy obdarzeni zaufaniem i to na pewno będzie procentować. Rywalizacja w zespole jest spora, ale to zdrowa sytuacja. Potrzebowaliśmy takiego meczu jak z Tychami. Skończyło się efektowną wygraną, nie straciliśmy bramki. Oczywiście nie popadamy w euforię, bo dopiero dwa mecze za nami, ale najważniejsze, że widać efekty naszej codziennej pracy – mówi Gojny.

Super Express

Jan Tomaszewski ostro o Piotrze Zielińskim. Były bramkarz reprezentacji Polski nazywa piłkarza Napoli miernotą. Za to Jerzy Brzęczek zasłużył na obronę.

– W meczu zBośnią zawiódł mnie Krychowiak, któremu gra nie za bardzo wychodziła – wskazuje Tomaszewski. – Ale cieniasem numer jeden jest Piotr Zieliński. Zieliński mnie przeraża. Wtych dwóch meczach pokazał to, co do tej pory –miernota wkadrze, bardzo dobrze wklubie. To wielki problem, bo Zieliński nie ma w kadrze zmiennika. Chyba że Milik zacznie grać jak za Nawałki. Do tej pory Tomaszewski bezpardonowo uderzał w Jerzego Brzęczka. Teraz – o dziwo – widzi plusy pracy selekcjonera. – Jurek zaczął grać systemem 1-4-4- 1-1 i to najbardziej naszym zawodnikom odpowiada. Czy zwolnić Brzęczka natychmiast? Ja bym poczekał do zakończenia Ligi Narodów. Przy tej całej degrengoladzie utrzymaliśmy się w Lidze Narodów, bo nie wierzę, żebyśmy przegrali zBośnią, mając już Roberta Lewandowskiego. Poczekajmy na kolejne mecze. Jeśli będzie taki sam poziom jak zHolandią, to Zbyszek Boniek będzie musiał dokonać zmiany.

Co poza tym? Oceny kadry, Messi wrócił do roboty, fiku miku w Reykjaviku, czyli seksafera w angielskiej kadrze i tekst o Joelu Valencii w Legii Warszawa. Pozwolicie, że skupimy się na tym ostatnim.

Legia starała się o Valencię już od kilku miesięcy. Po transferze z Gliwic Ekwadorczyk miał problem z regularną grą na zapleczu angielskiej ekstraklasy. W ubiegłym sezonie na boiskach Championship wystąpił 19 razy i strzelił jednego gola. Sprawa się przeciągała, ponieważ Anglicy chcieli mu się jeszcze przyjrzeć na obozie przygotowawczym. W trakcie jego trwania uznali jednak, że najlepsze będzie wypożyczenie, aby Ekwadorczyk jak najwięcej czasu spędzał na boisku. Brentford chciał zostawić Joela na Wyspach Brytyjskich, ale ostatecznie zdecydowano się na Warszawę. Z naszych informacji wynika, że Valencia zostanie wypożyczony do Legii na rok. Mistrz Polski nie zapłaci ani grosza. Po dwunastu miesiącach Joel ma wrócić do Anglii, a klub z Łazienkowskiej nie będzie miał klauzuli wykupu. Ale… Umowa ma bardzo interesujący punkt: Brentford gwarantuje Legii określony procent zysku od kolejnego transferu Valencii. To ma być bonus dla polskiego klubu w zamian za udział w piłkarskim rozwoju Ekwadorczyka. Anglicy są bowiem pewni, że Valencia będzie regularnie grał w pierwszym składzie Legii, może też pokazać się w europejskich pucharach.

Przegląd Sportowy

Jakub Wawrzyniak analizuje postawę Macieja Rybusa. „Przegląd Sportowy” określa bocznego obrońcę jednym z wygranych ostatniego zgrupowania.

Paradoksalnie najtrudniejsze zadanie mógł mieć ten, który w reprezentacji gra najdłużej, czyli Rybus. Apele do selekcjonera o wystawienie tego zawodnika na lewej obronie przyniosły wreszcie skutek, ale też nałożyły dużą presję na obrońcę Lokomotiwu Moskwa. Był pod mocniejszą lupą niż wszyscy pozostali, od pierwszej minuty rozpoczęło się porównywanie go do Bartosza Bareszyńskiego. – Czytam komentarze dotyczące występu Maćka i mam wrażenie, że wszyscy byli bardzo mocno spragnieni lewonożnego obrońcy po lewej stronie – Jakub Wawrzyniak dobrze oddaje nastrój, jaki zapanował po zwycięstwie z Bośnią i Hercegowiną. 31-letni obrońca zakończył mecz z asystą po akcji, która była najlepszym wyznacznikiem tego, jak wiele znaczy piłkarz, który gra przy linii i potrafi dokładnie wrzucić piłkę w pole karne ze skrzydła. – Jeśli chodzi o grę w ofensywie, Maciek wypadł bardzo dobrze, dał się wyhasać Grosikowi i Jóźwiakowi, uskrzydlał ataki, robił to na dużej szybkości – analizuje Wawrzyniak. Dostrzega jednak też mankamenty w grze Rybusa. – W defensywie już nie był tak dobry. Bośniacy doszli do dwóch kapitalnych sytuacji, właśnie po błędach Maćka. Gdyby je wykorzystali, jego ocena byłaby zdecydowanie inna. Wszyscy mówią, że po drugiej stronie niewidoczny był Tomek Kędziora, ale jemu takich pomyłek zarzucić nie możemy – zwraca uwagę były reprezentacyjny obrońca. Zdaje sobie jednak też sprawę, że zamieszanie wokół obsady lewej strony sprawiło, że w poniedziałkowym meczu Rybus był pilniej obserwowany niż inni kadrowicze. – Gdybyśmy grę pozostałych też tak dokładnie rozłożyli na czynniki pierwsze, u każdego znaleźlibyśmy błędy. Dla mnie Rybus jest jedynką na lewej obronie, choć mocno go naciska Arek Reca – stwierdza Wawrzyniak. 

Mecze reprezentacji Polski podsumowuje także Sebastian Mila. Były pomocnik biało-czerwonych narzeka na to, że jesteśmy tylko „przeszkadzaczami” dla rywali. Za nisko bronimy, podchodzimy do rywala ze zbyt dużym respektem…

ROBERT BŁOŃSKI: Jest pan z natury optymistą i zawsze patrzy na jaśniejszą stronę życia. Da się tak również po meczach w Amsterdamie oraz Zenicy?

SEBASTIAN MILA (BYŁY PIŁKARZ REPREZENTACJI POLSKI): Nie bardzo. Bo przede wszystkim jako kibic narodowego zespołu nie akceptuję tego, co zobaczyłem w meczu w Holandii i jestem przekonany, że zawodnicy nie przejdą nad porażką do porządku dziennego. A nawet nie tyle porażką, ile stylem, który pokazali w piątek. Nie są przyzwyczajeni do tego, że po spotkaniu rywale z nich kpią i nazywają „przeszkadzaczami”. Ale tak tamto spotkanie wyglądało. Porażka nie była wypadkiem przy pracy, najgorsze, że sami nie daliśmy sobie szansy na cokolwiek więcej niż porażka. Jedna dobra akcja przez całe spotkanie minut to za mało. Byliśmy zbyt wolni i przewidywalni, a ja nie do końca wiem, z czego to wynikało. Nie powinniśmy mieć kompleksów. Respekt do rywala tak, ale skąd taka bojaźń? Sami zaprosiliśmy Holendrów, żeby tańczyli na naszej połowie. Nie można tego meczu potraktować na zasadzie „było minęło”. Została świetna lekcja poglądowa. Mieliśmy zły pomysł na spotkanie, za nisko się broniliśmy, pozwoliliśmy rozpędzić się klasowej drużynie, która dobrze się czuje w ataku pozycyjnym i ma indywidualności. Byliśmy wolni, przewidywalni i nie mieliśmy pomysłu. Po odbiorze piłki brakowało dokładności. Zagraliśmy tylko jedną dobrą akcję, ale to za mało, by postraszyć Holendrów, którzy też niczym specjalnym nie zaskoczyli. Grali wolno, ale z każdą minutą coraz bliżej naszej bramki. Nie musiało tak być. W sobotę zobaczyłem, jak umiejętnie Szwajcarzy przeciwstawili się Niemcom: wyszli wysokim pressingiem, nie pozwolili grać, pozbawili atutów, zaryzykowali i zremisowali.

Czego się pan spodziewa w październiku?

Skoncentrujmy się na sobie i pokażmy, co my mamy do zaproponowania, zamiast układać się pod przeciwników. Zmierzymy się z silnymi rywalami, więc nie bójmy się grać z nimi w piłkę.

Polacy wciąż walczą o pierwszy koszyk przed eliminacjami do mundialu. To może być kluczowa sprawa w kontekście walki o wyjazd na kolejnego mistrzostwa.

Polska obecnie zajmuje w nim 19. miejsce. Wśród drużyn z Europy jest na 13. pozycji. W pierwszym koszyku znajdzie się 10 czołowych ekip z naszego kontynentu, kolejne 10 w drugim. A między obydwoma koszykami jest wielka różnica. W pierwszym znajdą się zapewne m.in. Belgia (obecny lider), Francja czy Anglia. W drugim – według obecnego zestawienia – byłyby np. Słowacja czy Irlandia. Czyli, jeśli nasz zespół znajdzie się w pierwszym koszyku, to nie zmierzy się z potęgami, za to wpadnie na zespoły klasy Irlandii lub – w nieco bardziej pesymistycznym wariancie – Szwecji czy Ukrainy. Uniknięcie najmocniejszych zespołów w Europie jest ważne, bo awans wywalczą tylko zwycięzcy grup. Zespoły z drugich miejsc trafi ą do baraży, z których dużo trudniej niż dotąd będzie zapewnić sobie prawo gry w turnieju. Weźmie w nich udział 12 zespołów, awansują trzy. Dlatego tak istotne, aby w listopadowym rankingu FIFA Polska była wśród 10 najlepszych drużyn Europy. Zostanie on ogłoszony 26 listopada.

Damjan Bohar i Sasza Żivec jednymi z jasnych punktów w słoweńskiej kadrze. Piłkarze Zagłębia Lubin wykorzystali szansę, żeby pokazać się w narodowych barwach.

– Występy naszej reprezentacji w tych dwóch meczach były kiepskie, myślę, że zgadzają się z tym wszystkie media w Słowenii. Jednym z nielicznych pozytywów jest Bohar, a także Živec, który mógł mieć asystę w meczu z Grecją, ale Andraž Šporar chybił z bliskiej odległości i dlatego nie wygraliśmy – ocenia Jan Krstovski, dziennikarz ze słoweńskiej agencji Pro Plus. Bohar zdobył zwycięską bramkę, przytomnie dobijając z sześciu metrów odbitą przez bramkarza piłkę po uderzeniu Petara Stojanovicia sprzed pola karnego. – Przez ostatnie dwa lata występuję za granicą i żyję z takich goli, bezpańskich piłek. W polskiej lidze zdobyłem sporo bramek w podobny sposób – opowiadał słoweńskim dziennikarzom. – Wszyscy liczymy i na Bohara, i na Živca. Z pewnością mogą czekać na kolejne powołania w październiku – mówi Krstovski. Gazeta „Dnevnik” uznała Bohara piłkarzem meczu. – W tym drugim spotkaniu Bohar był znacznie lepszy niż z Grecją. Miał duży entuzjazm, dyktował rytm gry, atakując lewą stroną. A po spotkaniu z optymizmem wypowiada się o kolejnych meczach reprezentacji. Jest pewien, że Słowenia będzie grała coraz lepiej – podkreśla Jože Okorn z „Dnevnika”. Bohar ma ważną umowę z Zagłębiem tylko do końca sezonu, a reprezentująca go agencja menedżerska już sygnalizowała, że piłkarz nie zamierza jej przedłużać. – Według doniesień z Chorwacji pozyskaniem Bohara jest zainteresowany NK Osijek – mówi Okorn. Nowym trenerem chorwackiej drużyny został Nenad Bjelica, dawniej szkoleniowiec Lecha Poznań.

Wisła Płock bez Jakuba Rzeźniczaka na mecz z Legią Warszawa? Obrońca nadal leczy uraz, którego nabawił się w ostatnim spotkaniu ligowym.

33-latek wyskoczył do dośrodkowania z rzutu rożnego Mateusza Szwocha i upadając na murawę, doznał kontuzji. Początkowo nie było wiadomo, co dokładnie dolega 9-krotnemu reprezentantowi Polski. Po badaniach okazało się, że mięsień łydki został poważnie naciągnięty. […] Ustaliliśmy, że Rzeźniczak nadal przechodzi rehabilitację w jednej z płockich klinik i trener Radosław Sobolewski nie będzie mógł brać go pod uwagę przy ustalaniu składu. Usłyszeliśmy, że jego występ w derbach Mazowsza jest nie tyle mało realny, co wręcz niemożliwy. To mocno ograniczy szkoleniowcowi Wisły wybór stoperów na piątkowe spotkanie. Do jego dyspozycji będą: Damian Michalski, Alan Uryga, Bartłomiej Sielewski i Damian Zbozień. Trzeba jednak pamiętać, że Wisła od początku sezonu gra w ustawieniu z trójką środkowych obrońców i z wahadłowymi. Z konieczności jako stoper może występować Zbozień (nominalny prawy defensor), który na tej pozycji – po kontuzji Rzeźniczaka – dokończył potyczkę w Poznaniu. […] Trener Sobolewski ma jednak dość ograniczone pole manewru i dlatego Wisła szuka ponoć na rynku transferowym jeszcze jednego stopera.

Antoni Bugajski w swoim felietonie pisze, że dla Jerzego Brzęczka jeszcze nie wszystko stracone. Musi tylko zacząć wyciągać wnioski ze swoich błędów.

Oczywiście nie ma postępu, są natomiast symptomy regresu. A najgorsze, że zespół jest rozchwiany, stał się nieprzewidywalny w złym tego słowa znaczeniu. Kompletnie nie wiadomo, co w danej chwili pokaże. Można odnieść wrażenie, że piłkarze na boisku improwizują. Jeśli przypomną sobie o dobrych nawykach – co pokazuje, że w piłkę jednak potrafi ą grać całkiem nieźle – wtedy potrafi ą rywala zdominować, tak jak Bośniaków w ostatnim kwadransie pierwszej połowy. Jeżeli jednak nie pojawi się bodziec, który zmobilizuje ich do grania na przyzwoitym poziomie, snują się po boisku jak widma, strasząc siebie i kibiców. Brzęczek twierdzi, że w poniedziałek takim pozytywnym bodźcem był stracony gol. Szkoda, że nie wystarczył impuls od selekcjonera skutecznie wysłany jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. No i szkoda, że żadne bodźce nie zadziałały w Amsterdamie. Polscy kibice muszą być anielsko cierpliwi i wspaniałomyślni, by nie tracić zaufania do narodowej drużyny. I to również nie jest jeszcze moment, kiedy sympatyk Biało-Czerwonych powinien sobie usiąść i cichutko zapłakać. Ta drużyna, mimo upartego dreptania w miejscu, wciąż może ruszyć we właściwym kierunku. Niech tylko Brzęczek wreszcie zacznie wyciągać wnioski z popełnianych błędów. Ciągle, może naiwnie, wierzę, że to możliwe.

Gazeta Wyborcza

„GW” ocenia mecze reprezentacji. Twierdzi, że w tym, jak wygląda kadra za kadencji Jerzego Brzęczka, nie ma żadnej logiki.

Drużyna zaczęła Ligę Narodów bez swojego kapitana Roberta Lewandowskiego i z dwóch trudnych wyjazdów przywiozła trzy punkty. Z Lewandowskim nie byłoby zapewne lepiej, w piątek Holendrzy panowali nad Polakami tak niepodzielnie, że nie ma piłkarza na świecie zdolnego to zmienić. Trener Bośni zadowolony po remisie z Włochami we Florencji dokonał w składzie na mecz z Polską aż siedmiu zmian. Dla Dušana Bajevicia najbardziej liczą się baraże o Euro 2021, które Bośniacy rozegrają w październiku (z Irlandią Płn.) i – jeśli wygrają ten mecz – w listopadzie. Liga Narodów jest poligonem doświadczalnym dla trenerów, doskonali się w niej sposób gry drużyny i buduje pewność piłkarzy. Swoją lekcję pokory Holendrzy odebrali w poniedziałek, gdy w Amsterdamie zameldowali się Włosi i nie dość, że zwyciężyli 1:0, to jeszcze potrafili odciąć gospodarzy od piłki. Drużyna Brzęczka ataku pozycyjnego wciąż się uczy. Nie dała sobie rady z wysokim pressingiem zastosowanym przez Holendrów. Z Bośnią było łatwiej, bo rywal cofał się na swoją połowę i pozwalał Polakom wyprowadzać piłkę. Poza tym stłamszeni w Amsterdamie Polacy mieli w Zenicy przewagę fizyczną. Strata gola z rzutu karnego nie załamała drużyny, okazała się raczej bodźcem do poprawy gry.

Mamy także fragment rozmowy ze Zbigniewem Bońkiem. Prezes PZPN prosi o zaufanie do selekcjonera, ale twierdzi, że lepiej było iść na wymianę ciosów z Holandią. Pada też kwestia tego, że reprezentacja to jedyna rzecz łączaca nasz futbol z wielką piłką.

Po meczu w Amsterdamie trener Brzęczek powiedział jednak, że jest zadowolony.

– Drużyna wyglądała jak bokser, który chce rozwiązać walkę lewym prostym, a czasem trzeba po prostu iść na wymianę ciosów. No cóż, najwyżej skończyłoby się to porażką trochę wyższą niż 0:1. Ale z tej lekcji więcej byśmy wynieśli.

A może polski kibic ma zbyt wysokie oczekiwania wobec drużyny narodowej?

– Reprezentacja kraju jest jedynym pomostem łączącym polski futbol z tym z najwyższej półki. Nie bądźmy więc minimalistami, nie odbierajmy sobie prawa do tego, by marzyć o drużynie narodowej na miarę naszych ambicji. Selekcjonerowi trzeba dać kredyt zaufania i oceniać po grze i wynikach w imprezie, która jest celem. Czyli Euro 2021.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Motor w Ekstraklasie? Zespół z Lubelszczyzny coraz bliżej baraży

Bartosz Lodko
7
Motor w Ekstraklasie? Zespół z Lubelszczyzny coraz bliżej baraży

Komentarze

19 komentarzy

Loading...