Reklama

„Kadra potrzebuje nowych liderów. Ci, którzy mieli nimi być, nie dają rady w tej roli”

redakcja

Autor:redakcja

08 września 2020, 08:28 • 8 min czytania 7 komentarzy

Wtorkowa prasa rzecz jasna skupia się głównie na reprezentacji Polski i jej meczu z Bośnią, ale jest też kilka tematów ligowych: trudne początki nowego stopera Stali Mielec Wojciecha Błyszki w II lidze, chwile grozy u napastnika Zagłębia Sosnowiec czy surowa lekcja od Niemców udzielona Górnikowi Zabrze. 

„Kadra potrzebuje nowych liderów. Ci, którzy mieli nimi być, nie dają rady w tej roli”

PRZEGLĄD SPORTOWY

Hertha Berlin twierdzi, że według ustaleń z PZPN Krzysztof Piątek miał nie lecieć do Bośni. Związek ma inne zdanie.

– Krzysztof udał się do Bośni i Hercegowiny wbrew naszym ustaleniom. Przerwa na mecze reprezentacji w tym okresie jest całkowicie bez sensu – powiedział „Kickerowi” dyrektor generalny Herthy, Michael Preetz.

Według PZPN działacz mija się z prawdą. – Nie było wcześniej żadnych ustaleń, że piłkarz zostanie zwolniony ze zgrupowania. Jako team menedżer odpowiedziałem działaczom Herthy, że przecież ostatnio odbyła się konferencja z UEFA. Padły na niej stwierdzenia, że lokalne federacje mają rozmawiać z rządami, by piłkarze wracający ze zgrupowań reprezentacji nie musieli przechodzić kwarantanny. My zrobiliśmy to w Polsce, podobnie jest np. we Włoszech i wielu innych państwach – mówi nam oficer prasowy Biało-Czerwonych Jakub Kwiatkowski.

Reklama

– Kontaktowałem się z Niemieckim Związkiem Piłki Nożnej (DFB). Jego przedstawiciele stwierdzili, że jest u nich małe zamieszanie z przepisami, ale zrobią wszystko, by piłkarz po powrocie z kadry był zwolniony z kwarantanny. Krzysiek najpierw przyleci do Polski, a przecież z naszego kraju można normalnie wjechać do Niemiec, więc o czym my w ogóle rozmawiamy? – dodaje.

Polska młodzieżówka zmierzy się z liderem grupy Rosją w eliminacjach mistrzostw Europy. To dużo większe wyzwanie niż mecz ze słabiutką Estonią.

To drużyna ze wschodu prowadzi w grupie, o cztery punkty wyprzedzając nasz zespół, ale rozegrała jedno spotkanie więcej. Czyli wygrana spowoduje, że to drużyna Czesława Michniewicza będzie w nieco lepszej sytuacji, ale już remis raczej pozbawia naszych piłkarzy nadziei. Rosjanom zostaną bowiem potem tylko dwa mecze, ale bardzo łatwe – z Estonią u siebie (9.10) i Łotwą (13.10) na wyjeździe. Dla porównania, Polacy zmierzą się jeszcze z Serbią (wyjazd, 9.10), Bułgarią (u siebie, 13.10) i Łotwą (u siebie, 17.11). W razie podziału punktów w dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna musiałaby liczyć na potknięcie Rosjan, co jest mało prawdopodobne.

Porażka sprawi, że ekipa Michniewicza straci w praktyce szanse na awans z pierwszego miejsca i zostanie jej korespondencyjna walka z zespołami z innych grup o awans z drugiej pozycji. Na mistrzostwa zakwalifikują się triumfatorzy grup i pięć ekip, które uplasują się tuż za nimi.

Reklama

Nowy stoper Stali Mielec Wojciech Błyszko zapewne nie trafiłby do ekstraklasy, gdyby nie trener Adam Topolski.

Błyszko pod koniec sierpnia 2018 zjawił się na zajęciach II-ligowych Błękitnych Stargard, których prowadził Topolski. Dla środkowego obrońcy był to powrót w rodzinne strony (pochodzi z Łobza) po dwóch sezonach w juniorach Eintrachtu Brunszwik, ale zanim dostał do podpisania umowę, musiał pokazać się na treningach. Co prawda imponował głównie wzrostem (mierzy 197 centymetrów), ale Topolski dostrzegł w nim potencjał do rozwoju. Względnie szybko zaoferowano mu kontrakt i niewielką pensję, niecały tysiąc złotych. Tak na początek, dopóki nie nadrobi zaległości. Przy czym w ciągu kilku pierwszych miesięcy to nie zaniedbanie fizyczne okazało się problemem, a brak akceptacji przez nowych kumpli z drużyny.

Krzesło wystawione przed drzwi szatni było symbolem odrzucenia. Tam Błyszko miał się przebierać, nie w środku ze wszystkimi. Coś nie zagrało między nim a nowymi kolegami, czasem tak bywa, choć pewnie nie w każdym przypadku reakcja jest tak silna. O co poszło?

– Już zostawmy to za sobą. Na pewno nie został dobrze przyjęty, zespół go nie zaakceptował, ale niestety dla zawodników to ja byłem trenerem i miałem decydujący głos. A stanąłem za Wojtkiem mocno, bo wiedziałem, że na boisku nam pomoże – wspomina Topolski.

Kamil Kosowski uważa, że reprezentacja potrzebuje wymiany pokoleniowej, również jeśli chodzi o liderów.

Przede wszystkim nasza reprezentacja potrzebuje nowych liderów. Ci, którzy mieli nimi być, nie sprawdzają się w tej roli.

Nie zawsze musimy grać tymi samymi piłkarzami. Powinniśmy wpuszczać młodych zawodników nawet kosztem wyniku. Tych, których widzimy w Polsce, a wkrótce nie będziemy ich widzieć, bo wyjadą, a za granicą, gdzie mogą przepaść. Jeśli mamy do wyboru piłkarza w wieku 30 lat i 20-latka, a obaj prezentują podobny poziom albo starszy daje pięć procent więcej, to powinien występować młodszy. Mieliśmy kilku zawodników, których przez 10-15 meczów nie było widać w kadrze. I nie mówię o tym, że ktoś mnie rzuca się w oczy jako defensywny pomocnik.

SPORT

Noty po wygranej z Bośniakami bardziej entuzjastyczne niż w „PS, gdzie były głównie piątki i szóstki.

Jacek GÓRALSKI – 7
Na początku meczu dwa razy skiksował, a później starał się być wszędzie. Miewało się wrażenie, że chciał wyręczyć kolegów nawet w kreowaniu gry, czego zazwyczaj nie robi. Wychodziło mu to, trzeba przyznać, całkiem nieźle. Były nawet dokładne, prostopadłe podania w tempo. Kilku Bośniaków, bez kwestii, go zapamięta, bo połaskotał ich po goleniach. Już w ostatnim meczu w zeszłym roku, ze Słowenią, pokazał, że wyjściowa jedenastka reprezentacji nie jest dla niego tylko marzeniem. Wczoraj zdecydowanie to potwierdził. W końcówce świetnie i ofiarnie łapał Bośniaków na faule.

Grzegorz KRYCHOWIAK – 5
To jego założenia, zdecydowanie zbyt często, dublował Góralski. Przyzwyczaił do tego, że nawet jeżeli nie potrafi niczego wykreować, to walczy i przeszkadza. W pierwszej połowie tego nie robił, co mogło dziwić. Lepiej było po przerwie, choć strzały z dystansu – przynajmniej na razie – nie powinien sobie odpuścić. Na jego usprawiedliwienie można napisać, że nie jest w optymalnej formie fizycznej.

Christian Gytkjaer nie zagra z Anglią, bo nie został powołany. Niemniej selekcjoner Duńczyków odniósł się do jego statusu w reprezentacji.

W przegranym 0:2 starciu z Belgią Duńczykom brakowało głównie siły rażenia. Zespół oddał tylko jeden celny strzał. Dlatego też trener Hjulmand został zapytany, dlaczego nie powołał na wrześniowe spotkania… Christiana Gytkjaera. Przypomnijmy, że były już gracz poznańskiego Lecha i król strzelców ekstraklasy poprzedniego sezonu w zeszłym roku był do reprezentacji powoływany. Mało tego. W sześciu meczach strzelił aż 5 bramek. – Chcę zobaczyć, jak Gytkjaer będzie radził sobie po przenosinach do nowego klubu – Duńczyk z „Kolejorza” trafił do beniaminka Serie B, AC Monza. – Jeżeli potwierdzi dobrą formę strzelecką, to na pewno będziemy z niego korzystać – podkreślił trener Duńczyków.

– Na razie naszym pierwszym wyborem jest Kasper Dolberg – zaznaczył i trudno mu się dziwić, bo przecież jest to zawodnik, który w zeszłym roku trafił z Ajaksu Amsterdam do Nicei za ponad 20 mln euro, a w tym sezonie – w dwóch pierwszych meczach Ligue 1 – zdobył dwa gole.

Górnik Zabrze zagrał sparingowo z Freiburgiem i nie miał szans, przegrywając aż 1:4.

Na usprawiedliwienie lidera polskiej ekstraklasy trzeba dodać, że we Freiburgu zagrał bez swojego bloku obronnego. Na mecze seniorskich reprezentacji wyjechali przecież Paweł Bochniewicz i Słoweniec Erik Janża. Obaj podczas ostatnich meczów w Lidze Narodów – odpowiednio z Holandią i Mołdawią – byli rezerwowymi. Dodatkowo w młodzieżówce jest dwójka Przemysław Wiśniewski oraz Adrian Gryszkiewicz.

– Gdybyśmy grali w pierwszym składzie, zapewne byłoby inaczej, aczkolwiek trzeba powiedzieć, że młodzi chłopcy bardzo się starali i zrobili wszystko, co mogli – zaznacza Chudy, który w niedzielnym spotkaniu zagrał w pierwszej połowie. W drugiej części szansę gry od sztabu szkoleniowego otrzymał Dawid Kudła, który kilkoma dobrymi interwencjami w końcówce uchronił drużynę przed wyższą porażką.

Jest jeszcze jedno małe usprawiedliwienie porażki Górnika z czołowym zespołem Bundesligi. Można powiedzieć, że na boisko zawodnicy wybiegli wprost z… samolotu. To dlatego, że na mecz drużyna leciała w dniu jego rozegrania, czyli w niedzielę. Trzeba było wcześnie wstać, a potem w autobusie czy w samolocie szybko spożyć posiłek, żeby być gotowym do gry o godzinie 14.00.

Rozmowa z Wojciechem Szumilasem, który latem zamienił GKS Tychy na Wisłę Płock. W pierwszoligowcu nie był ostatnio kluczowym zawodnikiem.

Jak to się w ogóle stało, że trafił pan do Wisły Płock?

– Pod koniec poprzedniego sezonu pojawiło się zainteresowanie moją osobą ze strony Wisły. Nie ukrywam, że celem moim oraz wszystkich w Tychach było to, żeby trafić do najwyższej klasy rozgrywkowej. O to walczyliśmy, no a potem pojawiła się opcja mojego osobistego rozwoju. Człowiek cały czas pracuje na to, aby znaleźć się w ekstraklasie.

Były inne oferty? Chodziły słuchy o Podbeskidziu…

– Też były inne oferty, też z ekstraklasy, ale wolę nie mówić, o jakie kluby konkretnie chodziło.

A coś z zagranicy?

– Nie.

W poprzednim sezonie I ligi zagrał pan w 19 meczach, czyli praktycznie w połowie. Spoglądając z tej perspektywy nie był pan podstawowym zawodnikiem GKS-u, dlatego w pewnym sensie można chyba mówić o dość zaskakującym
transferze.

– W meczach, w których występowałem, prezentowałem się najlepiej, jak tylko mogłem i wielu zawodników, którzy grali więcej, pod względem osiąganych liczb nie miało tak dobrych wyników.

Napastnik Zagłębia Sosnowiec, Olaf Nowak w meczu z GKS-em Tychy doznał groźnie wyglądającej kontuzji. Na szczęście skończyło się głównie na strachu.

To, co się zdarzyło na początku drugiej połowy meczu z GKS-em Tychy, mogło zmrozić krew w żyłach. Wyglądało na to, że doznał pan ciężkiej kontuzji…

– Rozmawiamy dzień po tym zdarzeniu i wszystko jest w porządku. Tej sytuacji właściwie nie pamiętam, może poza tym, że wpadłem między dwóch rywali i jeden z nich popchnął mnie w powietrzu na drugiego. Tak się nieszczęśliwie złożyło, że wpadłem na łokieć tego drugiego i on trafił mnie prosto w twarz, konkretnie na szczękę. Trochę mnie to zamroczyło, w pierwszym momencie nie za bardzo kontaktowałem, nie wiedziałem, co się stało… Było lekkie wstrząśnienie mózgu, ale jest już wszystko w porządku, badania szpitalne niczego nie wykazały. Skończyło się na strachu. Oczywiście, nie mam żadnych pretensji do rywali, piłka to męska gra. Nie było z ich strony żadnej złośliwości.

Z trybun wyglądało to tak, że mimo poważnego urazu chciał pan jak najszybciej wrócić na boisko.

– Na początku, zaraz po tym zdarzeniu, byłem nawet zły, bo wydawało mi się, że mogłem dalej grać. A tak praktycznie cały dzień spędziłem w szpitalu. Byłem wcześniej zamroczony, ale w karetce odzyskałem pełną świadomość. W szpitalu w Sosnowcu byłem do wieczora, badania trwały wiele godzin, ale co mogłem począć. Wszyscy wiemy, jak jest z naszą służbą zdrowia… Wyniki badań były pozytywne, pamiątką po meczu z Tychami jest kilka szwów na górnej wardze, ale ich nie widać.

SUPER EXPRESS

Dziś typowy tabloid. Fury kadrowiczów i urodziny Anny Lewandowskiej.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

1 liga

Motor w Ekstraklasie? Zespół z Lubelszczyzny coraz bliżej baraży

Bartosz Lodko
7
Motor w Ekstraklasie? Zespół z Lubelszczyzny coraz bliżej baraży

Komentarze

7 komentarzy

Loading...