Reklama

Ivan Rakitić wraca do Sevilli. Czy Barcelona jeszcze za nim zapłacze?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

02 września 2020, 16:47 • 6 min czytania 8 komentarzy

Long time, no see – mogą powiedzieć w Andaluzji. Choć jeśli powiedzą, to raczej po hiszpańsku… W każdym razie okazja jest nie byle jaka, bo oto po sześciu latach do Sevilli wraca Ivan Rakitić. Chorwat był jednym z ojców sukcesu Los Nervionenses w Lidze Europy. To on dyrygował linią pomocy, gdy Sevilla po raz pierwszy sięgała po to trofeum, rozpoczynając serię trzech kolejnych triumfów. W nich Rakitić nie brał już udziału, bo w chwale odszedł do Barcelony. Niewykluczone jednak, że Chorwat zdąży jeszcze coś do gabloty wrzucić, bo przecież Sevilla nadal rządzi w “pucharze pocieszenia”, a on ma przed sobą jeszcze kilka ładnych lat gry.

Ivan Rakitić wraca do Sevilli. Czy Barcelona jeszcze za nim zapłacze?

I przede wszystkim – do Sevilli nie wraca piłkarz zmarnowany. Jasne, ostatnie chwile Rakiticia w Katalonii nie były pasmem sukcesów ani ścieżką usłaną różami. Natomiast nie jest to efektem drastycznego zjazdu Chorwata. Bardziej tego, że zdziadziała cała Barca, więc ciężko było jednostkom uchronić się przed spadkiem formy. A mimo wszystko zwycięzca Ligi Europy sięgnął po kogoś, kto ma za sobą parę tłustych lat.

  • 4 tytuły mistrza Hiszpanii
  • 4 zwycięstwa w Pucharze Króla
  • Wygrana Liga Mistrzów
  • Srebro mistrzostw świata

W sięganiu po te trofea Rakitić odegrał kluczową rolę. Wystarczy wspomnieć Ligę Mistrzów i trafienie w finale rozgrywek, czy też mundial i grę od deski do deski, mimo trzech dogrywek z rzędu. Owszem, w futbolu rok potrafi zmienić wiele, a co dopiero kilka lat. Tyle że w Sevilli czas się chyba zatrzymał. W końcu kluczowymi postaciami w niedawnym finale Ligi Europy byli 32-letni wyrzutek Ever Banega i blisko 35-letni Jesus Navas, kończący karierę na boku obrony. Czemu więc odbudować nie może się tutaj 32-letni Chorwat, dla którego Andaluzja to jedno z ważniejszych miejsc w życiu?

Sevilla to jego miejsce na ziemi

Absolutnie nie przesadzamy, bo historia o tym, jak Rakitić poznał żonę w Sevilli, jest dobrze znana. A jeśli nie, to krótko ją streścimy. Chorwata zauroczyła dziewczyna pracująca w barze, w którym piłkarz świętował przenosiny do Hiszpanii. W zasadzie to nawet nie do końca je świętował, bo w ostatniej chwili transfer mógł się jeszcze “wysypać”. Tyle że gdy Ivan zobaczył Raquel, nie chciał się już z Sevilli ruszać. W klubie musieli być w szoku, gdy ich nowy piłkarz uczył się języka w ekspresowym tempie. Zapewne nie wiedzieli jeszcze, że Ivanowi bardziej zależało na rozmowie z przyszłą ukochaną niż na zrozumieniu tajników szatni. Bo na boisku od początku szło mu nieźle: w pięciu pierwszych meczach tylko raz nie zaliczył gola lub asysty.

W końcu Rakiticiowi udało się przekonać Raquel, żeby się z nim umówiła i od paru lat są szczęśliwym małżeństwem. To pierwszy “sukces” jego pobytu w Andaluzji. Drugi to rzecz jasna zapracowanie na transfer do Barcelony. Blaugrana w 2015 roku zarzuciła sieci na absolutnego kozaka. W La Liga Rakitić rozdawał karty.

Reklama
  • Sezon 2012/2013 – 8 goli, 9 asyst
  • Sezon 2013/2014 – 12 goli, 10 asyst

I przede wszystkim – bez Chorwata nie byłoby europejskiego sukcesu Sevilli. Być może dziś niewielu to pamięta, ale droga hiszpańskiej ekipy do wygranej w Lidze Europy rozpoczęła się od meczów ze… Śląskiem Wrocław. Tym, który na pewno ma w głowie wspomnienia z tamtego dwumeczu, jest Rafał Gikiewicz. Dziewięć straconych bramek w tym dwie, które wpakował mu Rakitić. Jedna z nich szczególnej urody.

Gol Ivana Rakiticia ze Śląskiem od 1:11:

Ivan Rakitić, czyli solidność i pracowitość

Transferowi Rakiticia do Barcy towarzyszyły rzecz jasna wielkie oczekiwania. Oczywiście media pompowały je jeszcze bardziej i nie ma co ukrywać – początkowo Chorwat trochę się na to nadział. Patrząc choćby na liczbę minut na boisku, jego premierowy sezon w Katalonii był pod tym względem drugim z najsłabszych; tamten wynik udało się przebić dopiero w minionych rozgrywkach. Ale sezon 2014/2015 udało się przecież zakończyć golem w finale Ligi Mistrzów. Spełnienie marzeń. Potem wcale nie było gorzej. Rakitić grał już coraz więcej, być może nie dostarczał wielu liczb, ale był maszyną nie do zajechania. Wypada przypomnieć nasz tekst po mundialu w 2018 roku.

Dzień przed półfinałem z Anglią leżał w łóżku z 39-stopniową gorączką i nikłymi szansami na występ. W trakcie kolejnego wieczoru przebiegł 14 kilometrów i zgubił cztery kilogramy. Był to jego 70. (!) występ w tym sezonie – w niedzielę zostanie najbardziej eksploatowanym graczem w tym roku na świecie. Wynik ten wykręcił pomimo tego, że w ostatnim czasie zdiagnozowano u niego celiakię (po dużym wysiłku miał ogromne problemy z regeneracją, przez co konieczna była całkowita zmiana diety), a po meczu z Romą w Lidze Mistrzów musiał poddać się operacji lewej dłoni. I gdy niemal wszyscy zakładali, że po tym zabiegu nie wróci na finał Pucharu Króla, spędził na boisku pełne 90 minut, gdy Duma Katalonii brutalnie rozprawiała się z Sevillą.

I nawet teraz gdy Rakitić był z Barcelony wypychany, gdy rok temu próbowano wcisnąć go do PSG, a on mówił, że czuje się tak, jak gdyby był workiem ziemniaków, Katalończycy sporo tracą. Owszem, Rakitić grał mniej, ale gdy spojrzymy na jego formę, nie widzimy tu zjazdu. Wręcz przeciwnie, jest stabilność.

Reklama
  • 2017/2018 – 89% celnych podań, 2.50 stworzonych okazji strzeleckich na 90 minut, 38 podań w pole karne
  • 2018/2019 – 91% celnych podań, 1.74 stworzonych okazji strzeleckich na 90 minut, 34 podania w pole karne
  • 2019/2020 – 89% celnych podań, 2.32 stworzonych okazji strzeleckich na 90 minut, 20 podań w pole karne

Barcelona znów robi promocję

Rakitić przez lata był więc mniej więcej taki sam. Grał podobnie, miał zaufanie trenerów. Ernesto Valverde nazywał go niebywałym profesjonalistą, człowiekiem w stu procentach niezawodnym, ufał mu także Quique Setien. On sam mówił o sobie, że zrobi to, co mu każą, nie musi odgrywać głównej roli. Ma pracować na resztę zespołu? Będzie. I choć często był na celowniku kibiców, którzy nigdy do końca nie kupili jego roli w zespole, Barcelona go ceniła. Bo jak inaczej nazwać fakt, że jeszcze przed rokiem wyceniano go na ponad 60 milionów euro?

W rok sytuacja Rakiticia nie za bardzo się zmieniła. To znaczy: być może 60 baniek za takiego piłkarza już nikt by nie zaoferował. Ale z drugiej strony fakt, że Blaugrana ostatecznie zarobi 1,5 miliona euro, czyli mniej więcej tyle, ile Zagłębie Lubin otrzymało za Bartosza Slisza, zakrawa na żart. Owszem, Chorwat w umowie transferowej ma wpisane także bonusy, ale hiszpańskie media szybko ustaliły, że kokosów to z tego nie będzie i Barca powinna się cieszyć, jeśli dobije do 5 milionów w europejskiej walucie.

Przypomnijmy: może i 32-latek, ale z potężną gablotą trofeów i całkiem solidną, równą grą w ostatnich latach.

To wygląda na kolejną promocję w wykonaniu Barcelony. Większą niż ta, gdy Schalke sprzedało Rakiticia Sevilli za połowę ceny, za którą wyciągnęło pomocnika z Bazylei (2,5 miliona euro – przyp.). Podobną do tej, gdy pozbyto się Davida Villi za nieco ponad dwie bańki. Jak widać, nikt w Katalonii nie uczy się na błędach i nie wyciąga z nich wniosków. Villa od razu po odejściu do Atletico sięgnął po mistrzostwo Hiszpanii, do czego przyczyniło się jego 13 ligowych trafień. Nie posądzamy Sevilli o to, że za rok będzie na tronie hiszpańskiego futbolu. Ale czy będą szanse ku temu, żeby i Rakitić odpłacił się byłemu klubowi pięknym za nadobne? Jak najbardziej.

***

Chcę trafić do miejsca, w którym będę chciany, szanowany i potrzebny. Tam, gdzie moja rodzina i ja dobrze się czujemy – mówił Rakitić, gdy wiadome było, że przyszłości w Barcelonie już nie ma. Czy już wtedy puszczał wszystkim oczko, doskonale wiedząc, do którego klubu trafi? Być może. Być może wiedział o tym też w momencie, w którym pochwalił się w sieci skokiem do basenu z okazji zwycięstwa Andaluzyjczyków w Lidze Europy. Ale nawet jeśli nie, to Chorwat lepiej wybrać nie mógł. I coś czujemy, że z tego wielkiego powrotu może nam się urodzić jeszcze jedna piękna historia.

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Hiszpania

Hiszpania

Lewandowski przyznaje, że jest gotowy. “Za dwa, trzy lata moja kariera się skończy”

Antoni Figlewicz
45
Lewandowski przyznaje, że jest gotowy. “Za dwa, trzy lata moja kariera się skończy”

Komentarze

8 komentarzy

Loading...