Gdyby filmowy Hulk był Belgiem, grał w Interze, biegał w ataku, to… Nie, właściwie nie musimy sobie tego wyobrażać. Wystarczy popatrzeć na grę Romelu Lukaku. Belg w starciu z Bayerem Leverkusen wyglądał jak Monster Truck z dopalaczem prędkości z gry Need for Speed. Inter przede wszystkim dzięki niemu ograł Bayer Leverkusen 2:1, choć wynik nie do końca odzwierciedla to, jaką przewagę miała ekipa Conte nad rywalami.
Od pierwszych minut w oczy rzucała się determinacja, z jaką piłkarze Petera Bosza pilnowali Romelu Lukaku. Tapsoba za Belgiem biegał właściwie krok w krok i przypuszczamy, że poszedł za nim nawet do szatni Interu. Nie dziwimy się, że Bayer tak dużo uwagi poświęcił snajperowi Interu – 30 goli w tym sezonie, do tej pięć asyst i gigantyczny wpływ na to, że mediolańczycy zdobyli wicemistrzostwo Włoch.
Sęk w tym, że rzucenie wszystkich sił na Belga powodowało, że inni piłkarze Interu dostawali więcej swobody. To po pierwsze. A po drugie – dzisiaj Lukaku nie upilnowałby nawet Cerber na sterydach.
Krycie paradoksalnie zbyt bliskie?
Poza tym Bayer miał takie założenie, by do Lukaku doskakiwać możliwie jak najbliżej. Czyli kryć go wręcz koszulka w koszulkę. Teoretycznie był to pomysł całkiem rozsądny – nie dać się temu dzikowi rozbujać, nie pozwolić mu na swobodne bieganie gdzieś w okolicach poza karnego. Ale praktyka te założenia zweryfikowała. Tapsoba nie był dla niego wystarczająco silny. Siłowanie się z napastnikiem ekipy Conte było zatem z góry skazane na porażkę. A jeśli już rywal krył go tak blisko, to Lukaku dwoma szybszymi susami uciekał mu przy podaniach na dobieg.
No i dwa gole dla Interu padły po akcjach, w których kluczową rolę odegrał pan Romelu. Pierwsze trafienie – zgrabna akcja Younga i Martineza na lewym skrzydle, piłka trafiła do Lukaku, ten z rywalem na plecach oddał strzał. Leverkusen odetchnął, bo uderzenie udało się zablokować, ale piłka spadła pod nogi Nicolo Barelli. Elegancki zewniaczek od młodego Włocha wpadł tuż przy słupku i Inter ułożył sobie ten mecz już od początku grania.
A długo nie czekaliśmy na kolejny popis POTĘŻNEGO NAPASTNIKA. Tym razem – szokujące – Lukaku wziął na plecy Tapsobę (znów), zastawił się, przytrzymał piłkę pod stopą, obrócił się, przewrócił się i już w połowie drogi na ziemię wturlał piłkę obok Hradeckiego. Tutaj jak na dłoni wyszła nieskuteczność taktyki Bosza. Mamy wrażenie, że gdyby stoper Bayeru przesunął się od Belga na pół metra, wyczekiwał na jego ruch, to nie dałby się przesunąć jak studenciak na Juwenaliach przez nabitego ochroniarza.
Havertz dał nadzieje
Inter do przerwy powinien prowadzić pewnie i trzema albo czterema bramkami. A prowadził tylko jedną. Lukaku przegrał bowiem starcie sam na sam z golkiper przeciwników, Barella zmarnował jeszcze jedną setkę, sędzia odwołał rzut karny po VAR (słusznie). A Bayer wcisnął gola po dość przytomnej zbiórce. Havertz poklepał z Vollandem na skraju pola karnego, złote dziecko niemieckiej piłki huknęło pod nogami Handanovicia i było tylko 2:1.
Ale trudno było się oprzeć wrażeniu, że ekipa z Włoch ma ten mecz pod pełną kontrolą. Wynik już się nie zmienił, choć w doliczonym czasie gry Inter znów dostał rzut karny, a sędzia ponownie podbiegł do telewizorka i anulował to wskazanie na wapno. O ile w pierwszej połowie chodziło o zagranie ręką Sinkgravena, o tyle w końcówce tego starcia poszło o domniemany faul Bellarabiego. Sęk w tym, że nie było tam przewinienia, a ponadto Barella zagrywał ręką tuż przed tym przewinieniem.
Bayer nie był dzisiaj kompletnie beznadziejny. Nieco w cieniu był Kai Havertz, zresztą na niego Inter się uparł i każde przyjęcie piłki przez Niemca kończyło się skrobaniem go po piętach. Dużo bardziej podobać mógł Moussa Diaby – widać, że chłopak jest jeszcze chaotyczny, brakuje mu nieco wykończenia, takiego spokoju pod bramką rywala. Ale co Francuz ma pokrętło… O panie. Gaz, przyspieszenie, balansik. Może to nie jest pułap Jadona Sancho, ale widać, że z gościa można ulepić niezłego skrzydłowego na porządne liczby w ligach z TOP5 Europy.
Inter faworytem całej edycji?
Patrząc na suchy wynik – w 25. minucie rezultat został ustalony. Ale okazji strzeleckich było mnóstwo i dostaliśmy 90 minut naprawdę niezłej rozrywki. Do tego przyjemnego dla oka meczu nie przypasowała tylko… murawa. Coś chyba schrzaniono w Dusseldorfie, bo piłka skakała po boisku przy zwykłych podaniach. Pod koniec starcia widzieliśmy powyrywane płaty ziemi w niektórych sektorach murawy. My rozumiemy, że po tej płycie biegał 100-kilogramowy dzik w koszulce Interu, ale to nie tłumaczy tych wszystkich wyrw.
Inter melduje się w półfinale Ligi Europy i wyrasta na faworyta całego turnieju. Martwić mogą tylko możliwe urazy – Lukaku pod koniec meczu był już mocno poobijany, głęboko oddychał w doliczonym czasie gry. Godin też dwukrotnie leżał na boisku przez dłuższy moment. Ale dziś Conte na pewno może być zadowolony ze stylu gry. Polot, aktywny środek pola, Lautaro mieszający przy zejściach na skrzydło, o tym potężnym Belgu nawet nie wspominamy. Wynik? Taki sobie. Przewaga nad Bayerem? Bardzo wyraźna.
Bayer Leverkusen – Inter Mediolan 1:2 (1:2)
Kai Havertz (25.) – Nicolo Barella (15.), Romelu Lukaku (21.)