Reklama

Duma z brazylijskiego uśmiechu. Marcelo bohaterem Lyonu

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

08 sierpnia 2020, 11:15 • 5 min czytania 7 komentarzy

Marcelo z Lyonu. Nie będziemy ukrywać, że zwyczajnie lubimy tego uśmiechniętego Brazylijczyka. Facet absolutnie wzorowo prowadzi swoją karierę i jest najlepszym dowodem na to, że wśród tych wszystkich przeciętniaków i szrotowców, których z zagranicy sprowadzają kluby Ekstraklasy, może trafić się perełka. Bo Marcelo jest perełką, z której jesteśmy po prostu dumni. 33-letni stoper właśnie został bohaterem swojej francuskiej drużyny w meczu z Juventusem i wydatnie przyczynił się do awansu Olympique do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. 

Duma z brazylijskiego uśmiechu. Marcelo bohaterem Lyonu

Bohater

A było to tak. Lyon prowadził. I w meczu, i w dwumeczu. Ale Juventus dopiero się rozkręcał. W pewnym momencie brawurową akcję przeprowadził Bernardeschi. Rajd z prawego skrzydła w pole karne. Minięty jeden obrońca, drugi obrońca, minięty bramkarz. Ostry kąt i pusta bramka. Może to niestuprocentowa szansa, ale taka bardzo dobra już na pewno. Powiemy więcej – od kilkudziesięciokrotnego reprezentanta Włoch, tak doświadczonego i utalentowanego gościa nawet wymaga się gola w takich okolicznościach, w takim meczu. I ten gol mógłby paść, gdyby nie świetna interwencja Marcelo.

Zobaczcie sami.

Reklama

Asekuracja – top. Wyczekanie – top. Timing – top. Wykonanie wślizgu – top.

Co stało się dalej? To już prosta matematyka. Dwa gole strzelił Ronaldo i Juventusowi trochę zabrakło, żeby odwrócić losy dwumeczu. Znaczy, w tym „trochę” kryje się również, a może i przede wszystkim, ta akcja Bernardeschiego. Marcelo został bohaterem. Tym bardziej, że przez cały mecz grał naprawdę równo i dobrze. Wraz z Denayerem, a potem z Andersenem schowali do szafy Higuaina, przez kilka minut radzili sobie z kontuzjowanym Dybalą i starali się ograniczyć rozpędzającego się CR7. To ostatnie zadanie, oczywiście, było najtrudniejsze, ale kurczę, dali radę. Lyon gra dalej.

No właśnie, Lyon gra dalej i Marcelo też gra dalej. Przy tym trzeba podkreślić, że to nie jest wielki sezon w jego wykonaniu. Od dwóch lat 33-letni brazylijski stoper wyraźnie obniżył loty. Do Francji przychodził za siedem milionów. Pierwszy sezon? Mega, głosy o zainteresowaniu Barcelony, dyskusje na temat wpychania go do wszystkich jedenastek sezonu Ligue 1. Drugi sezon? Regularna gra, ale z gorszymi opiniami i gorszymi recenzjami. Trzeci sezon? Trwa i nie zaczynał się najlepiej.

Miał swoje problemy

Jesienią Marcelo siedział na ławce, będąc trzecim stoperem drużyny, za Andersenem i Denayerem, a kibice krytykowali jego grę, szukając kozła ofiarnego przedłużającego się kryzysu Lyonu. No właśnie, kibice, choć chyba należy wziąć to słowo w cudzysłów. Przynajmniej po tym, co stało się jesienią, co obszernie wówczas opisywaliśmy w ten sposób:

W trzeciej kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów zawodnicy Lyonu przegrali na wyjeździe 1:2 z Benficą. Na lotnisku we Francji czekała na nich powitalna delegacja ultrasów. Kibole OL w ostrych słowach wyrazili swoją opinię na temat występu drużyny, ze szczególnym uwzględnieniem popisów eks-stopera „Białej Gwiazdy” (choć nie zawinił on przy żadnej bramce dla gospodarzy). Marcelo nie pozostał w tej sytuacji milczący i stanął w obronie drużyny. – Marcelo odpowiedział na obelgi – przyznał potem sam prezydent klubu, Jean-Michel Aulas. Ponoć wywiązała się też jakaś przepychanka. Incydent był szeroko komentowany we francuskim mediach, a na tym niestety nie koniec. Brazylijczyk stał się bowiem dla trybun Groupama Areny wrogiem numer jeden – zwłaszcza dla grupy „Bad Gones”. Jest wygwizdywany i lżony, gdy tylko pojawi się na murawie, nawet podczas przedmeczowej rozgrzewki, nawet jako rezerwowy. Konflikt sięgnął zaś apogeum po ostatniej kolejce Champions League.

Piłkarze świętowali awans (głównie we własnym gronie, nie pod trybunami, o co ultrasi z „Bad Gones” mieli do nich żal), gdy na murawie pojawił się kibic z transparentem, na którym widniał ośli łeb i podpis: „Marcelo, wynoś się”. To rozwścieczyło Memphisa Depaya, który z furią rzucił się w kierunku faceta trzymającego tę obraźliwą płachtę, chcąc mu ją wyrwać z rąk. Doszło do przepychanki. Tylko natychmiastowa interwencja stewardów zapobiegła wielkiej bijatyce.

Reklama

Unormowanie

Minęło trochę czasu i sytuacja się uspokoiła. Od końca 2019 roku Marcelo grał już regularnie i do tego całkiem przyzwoicie. Kibice chyba też mu trochę odpuścili, a po meczu z Juventusem, to już raczej nikt złego słowa na niego nie powie. I dobrze, bo my cholernie szanujemy tego człowieka.

To kolejna super przygoda w jego karierze. Wszędzie, gdzie był – odnajdywał się, sprawdzał się, zdobywał plac. I w Brazylii, i w Polsce, i w Holandii, i w Turcji, i we Francji.

Serce rośnie

I w sumie niesamowicie fajnie jest przypomnieć sobie, że nie tak dawno ten bardzo dobry środkowy obrońca grał w Wiśle Kraków, której pomógł zdobyć mistrzostwo Polski w sezonie 2008/09. Jak go zapamiętaliśmy? Ano z samych pozytywów. Wyróżniał się. Miał coś w sobie. Dominujący w powietrzu, dominujący na ziemi, niepanikujący z piłką przy nodze, odnajdujący się w polu karnym rywala przy stałych fragmentach gry. Przerastał tę ligę. Już wtedy pisaliśmy, że sam fakt, iż Wiśle Kraków udało się go pozyskać jest wygraniem losu na loterii. I dalej to podtrzymujemy.

Po dwóch latach w Polsce wyjechał robić poważną karierę i robi ją do teraz. A nam rośnie serduszko, kiedy patrzymy, że niezmiennie dobrze sobie radzi. Że niezmiennie osiąga sukcesy i pisze sobie piękną historię, w której dosyć ważnym elementem jest polska piłka. Tym bardziej, że cholera jasna, dalej mamy w głowie słowa Clebera, który stwierdził kiedyś, że Marcelo powiedział mu, że w wieku 33-34 lat chciałby wrócić na Reymonta. To dopiero byłby wielki powrót. Dobra, rozmarzyliśmy się. Przyzwoiciej będzie na razie życzyć mu tak dobrych występów, jak ten z Juve, w kolejnych podbojach Ligi Mistrzów.

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

1 liga

Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem

Bartek Wylęgała
3
Ścisk na zapleczu Ekstraklasy. Minimalne różnice między trzecim a dziewiątym zespołem
Anglia

Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Piotr Rzepecki
0
Świetny Foden, szczupak De Bruyne. Lekcja futbolu na Amex Stadium

Komentarze

7 komentarzy

Loading...