Reklama

PRASA. Górnik Zabrze walczy o Greków, Skrobacz ostro rozlicza się z GKS-em Jastrzębie

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

29 lipca 2020, 09:01 • 15 min czytania 25 komentarzy

Dzisiejsza prasa być może nie ma tekstu, który wyraźnie wybija się ponad inne, ale i tak znajdziemy w niej wiele ciekawych informacji. Najmocniejszym wywiadem jest zdecydowanie rozmowa z Jarosławem Skrobaczem z GKS-u Jastrzębie, który nie gryzie się w język. – Ten rozkład od środka rozpoczął się już zimą, ten zespół przestał być monolitem. Do głosu zaczęły dochodzić własne interesy, wygodne dla kilku osób. Największy błąd popełniłem zimą w trakcie zgrupowania, stając w obronie jednego zawodnika. W pewnych sytuacjach trzeba być stanowczym, bo jak to się mówi „jeżeli chcesz mieć miękkie serce, musisz mieć twardą dupę”. Szatnia naprawdę była wówczas mocno podzielona – mówi Skrobacz. Co poza tym? Górnik negocjuje z AEK-iem cenę za greckich piłkarzy, „Przegląd” zastanawia się, czy Legia poradzi sobie na wyjazdach, a „Sport” pisze o przetastowaniach w bramce Piasta Gliwice.

PRASA. Górnik Zabrze walczy o Greków, Skrobacz ostro rozlicza się z GKS-em Jastrzębie

Przegląd Sportowy

Legia Warszawa może mieć problem w eliminacjach europejskich pucharów. Drużyna Aleksandara Vukovicia śrendio radzi sobie na wyjazdach, a w tym sezonie nie będzie rewanżów, w których można odrobić straty.

Zespół przegrywał za dużo meczów na wyjazdach – u siebie zdobył 41 punktów, na boiskach rywali 28. Dziesięć porażek w 37 kolejkach to sporo, 21 wygranych wydaje się niezłym wynikiem, ale… odkąd istnieje ESA37 Legia nigdy nie miała mniej na finiszu. Mistrz skończył rozgrywki ze średnią poniżej dwóch punktów na mecz. – Gra na wyjazdach jest do poprawy, i nie chodzi o wyniki, ale o styl – powiedział po sezonie Igor Lewczuk. Uwaga o tyle istotna, że z powodu koronawirusa w tym roku wyjątkowo o awansie do kolejnej rundy w Europie będzie decydowało jedno spotkanie (dwa odbędą się tylko w IV rundzie el. LM). Nie ma możliwości poprawki. A mecze u siebie mają być rozgrywane bez kibiców. W Legii wszyscy uważają, że to niekorzystne. Rok temu piłkarze remisowali na sztucznej murawie na Gibraltarze, męczyli się w Finlandii – awans zapewniali sobie, wygrywając u siebie. Teraz, w przypadku remisu, jest dogrywka i karne. A to wszystko trzeba będzie godzić z okrojoną do 30 kolejek ekstraklasą, która jak ruszy w przedostatni weekend sierpnia, tak nie zatrzyma się do Bożego Narodzenia. 

Hertha Berlin zaczyna przygotowania do nowego sezonu. Właściciele klubu mają do wpompowania blisko 400 milionów euro, z których spora część pójdzie na wzmocnienia. Krzysztof Piątek doczeka się konkurenta.

Reklama

Plany są bardzo ambitne. – Nie ma żadnego powodu, by Hertha nie mogła zostać mistrzem – brawurowo powiedział Windhorst. Trener Bruno Labbadia tonował jednak nieco oczekiwania. – Naszym celem jest poprawa w porównaniu z zeszłym sezonem, choć oczywiście też chciałbym szybko osiągnąć sukces. To jednak nie stanie się tak od razu – powiedział, ale oczywiście dziewiąta czy ósma pozycja z pewnością nikogo nie zadowoli. Tych planów nie zmieniła pandemia koronawirusa. Paradoksalnie może berlińczykom nawet pomóc. Za sprawą pieniędzy Windhorsta kryzys nie dotknie Herthy tak mocno jak wielu innych klubów. Multimilioner zapowiada, że do października wyda łącznie na Herthę 374 milionów euro (licząc z sumami, które już przekazał), z czego 50 mln jeszcze w tym miesiącu, a kolejne sto jesienią (okno transferowe ma być otwarte do października).– Bardzo się cieszę z tego, że mamy takie środki, ale nie zbudujemy za to całego zespołu. Bayern może wydać tyle na jeden transfer. My musimy dokonywać dobrych wyborów – powiedział Labbadia.

Raków Częstochowa szuka „dziesiątki”. Jednym z kandydatów jest Daniel Szelągowski, jednak trzeba za niego sporo zapłacić.

Ustaliliśmy, że do ekipy trenera Marka Papszuna mogą dołączyć jeszcze dwaj środkowi ofensywni pomocnicy, jeden bardziej defensywny, wahadłowi oraz lewonożny środkowy obrońca. Priorytetem jest znalezienie zawodników na pozycję numer dziesięć. Chodzi więc o klasycznych rozgrywających. Wśród potencjalnych kandydatów do gry w ekipie Rakowa wymienia się m.in. Daniela Szelągowskiego z Korony Kielce. Za 17-latka trzeba będzie jednak zapłacić odstępne, ponieważ umowa piłkarza ze spadkowiczem obowiązuje jeszcze przez dwa lata. Młody piłkarz wzbudza zainteresowanie innych ekstraklasowych klubów.

Mamy też wieści z Wisły. Posada Jacka Kruszewskiego jest zagrożona, ale prezes „Nafciarzy” może liczyć na wsparcie kibiców.

Rada będzie głosować nad przyznaniem absolutorium zarządowi za dwa ostatnie lata. Spekuluje się, że najbardziej prawdopodobny scenariusz to ten, w którym rada nie przedłuży współpracy z Jackiem Kruszewskim. Z tego powodu kibice Nafciarzy rozpoczęli akcję #MuremZaKruchym. Wydali m.in. oświadczenie popierające prezesa. Zawiesili też transparent w tej sprawie na miejskim ratuszu. Czuje się zwycięzcą – Wsparcie tak wielu ludzi, które czuję po ośmiu latach prezesury, jest największą nagrodą, którą jako działacz mogłem dostać. Bardzo dziękuję kibicom i zapewniam ich, że będę pracował dla dobra klubu do ostatniego dnia. Jestem dumny z tego, jak dziś wygląda Wisła. Moja drużyna, co rok skazywana na pożarcie, wciąż gra w ekstraklasie, a funkcję obejmowałem, kiedy byliśmy w II lidze. Czuję się zwycięzcą, a co będzie dalej, to już nie zależy ode mnie – przyznaje Kruszewski, który funkcję sprawuje od 13 czerwca 2012 roku.

Reklama

Baraże sobie odpuścimy, to tylko pomeczówki. Mamy też wstawkę o trenerze Widzewa, którym może zostać Enkeleid Dobi. W grze jest również kandydatura Dariusza Skrzypczaka. Z pierwszoligowych tematów ciekawy jest jeszcze ten poruszany przez Antoniego Bugajskiego w felietonie. Czy Korona może mówić o klątwie Klickiego?

I tu już tylko krok do genezy kieleckiego problemu. W kwietniu 2008 roku z finansowania klubu wycofał się Krzysztof Klicki. Nie chował się za suchym pisemnym oświadczeniem, nie wyręczył rzecznikiem prasowym. Przed kamerami odczytał pamiętne słowa. – Byłem oszukiwany. Ta sytuacja jest moją osobistą porażką. Muszę myśleć o przyszłości. Nie mogę pozwolić, żeby marka Kolporter była szargana – mówił grobowym tonem. Przyznał, że wyłożył na klub łącznie 40 milionów złotych. I już nie chciał wydawać więcej, bo zrozumiał, że bierze udział w brudnej grze. Nie mam pojęcia, czy Krzysztof Klicki mówił wtedy szczerze, nie jestem w stanie dać gwarancji, że nie istniały inne ważkie powody jego decyzji. Być może była to tylko sprawna inscenizacja, świetnie odegrana rola. Nie zmienia to jednak faktu, że Klicki przekazał Koronę miastu za symboliczną złotówkę i w sprawach piłkarskich zamilkł na wieki wieków. Przestał działać (choć później przez pewien czas Kolporter był sponsorem tytularnym stadionu), za to działać zaczęła klątwa, którą dla wygody z uporem nazywam klątwą Klickiego. Oczywiście on zawsze dobrze życzył Koronie, a jednak spektakularna rezygnacja skazała ją na niepewny los i przez dwanaście lat nic pod tym względem się nie zmieniło…

Super Express

Patryk Klimala w Glasgow strzela jak na zawołanie. „Superak” dopatruje się poprawy w… nowej fryzurze. No i w solidnym przypakowaniu na siłce.

Były napastnik Jagiellonii wygląda teraz jak bramkarz z dyskoteki! Wszystko przez metamorfozę, którą przeszedł w czasie pandemii. Chudy do niedawna chłopak dziś przypomina kulturystę, a do tego ogolił głowę. – Nie chciałem być złym chłopcem, po prostu postawiłem na praktyczność. Ale muszę przyznać, że w czasie pandemii nadrobiłem zaległości fizyczne, które na początku były sporym problemem, bo w Szkocji na boisku często trzeba używać łokci. Dziś już nie narzekam na brak masy mięśniowej – zapewnia.

Rozmówka z Marcinem Broszem, który mówi o rewolucji w Górniku Zabrze. Jakie transfery planują na Śląsku? 

– Możemy mówić o rewolucji personalnej w Górniku?

Marcin Brosz: – Tak. Odeszli ważni piłkarze, którzy mieli wpływ na zespół nie przez ostatnie miesiące, ale przez minione trzy, cztery lata – Angulo, Szymon Matuszek, Kamil Zapolnik i w mniejszym stopniu David Kopacz. Sposób pożegnania ich przez kibiców, zarząd i kolegów świadczy, jak dużą pracę wykonali. Pewien okres w Górniku się skończył, ale musimy patrzeć do przodu, widzieć pozytywy i szukać dobrej energii.

– Kogo oprócz napastnika chcecie pozyskać?

– Nasza linia ofensywna wymaga wzmocnienia i będziemy szukać nowych rozwiązań. Z wypożyczeń wracają młodzi piłkarze, których dokładnie obserwowaliśmy. Jeśli przebili się w I-ligowych klubach i grali systematycznie, a mam na myśli Wojciecha Hajdę czy Krzyśka Kubicę, to podejmiemy decyzję, czy powinni zostać w I lidze, czy wrócić do nas i walczyć o miejsce w składzie.

Sport

„Sport” sprawdza losy królów strzelców Ekstraklasy. Najlepiej radzi sobie… Marco Paixao. Portugalczyk nadal strzela – i to całkiem sporo – w Turcji.

Rok przed nim koronę przywdziewały dwie głowy – Marco Paixao i Marcin Robak. Portugalczyk w 2018 roku odszedł z Lechii Gdańsk, bo: – Trener Piotr Stokowiec podjął decyzję, że ma mnie w Lechii nie być. Myślę, że nie lubił mnie od początku i szukał powodu, aby odsunąć mnie od zespołu – stwierdził w rozmowie ze sport.pl napastnik. Paixao trafił wtedy do tureckiego drugoligowca Altay SK i… wyszło mu to na dobre. Zarówno w 2019, jak i w 2020 roku zostawał królem strzelców tamtejszej ligi, będąc absolutną gwiazdą drużyny, której jednak nie udało się jeszcze awansować. Portugalczyk we wrześniu skończy 36 lat, ale nie ma zamiaru odpuszczać, podobnie jak Robak – król strzelców z 2017 i 2014 roku. Pochodzący z Legnicy snajper w listopadzie będzie świętował 38. urodziny, ale jest niczym wino – im starszy, tym lepszy. Przekonali się o tym w Piaście, Pogoni, Lechu i Śląsku, a nie żałuje także Widzew, który ostatnio w kuriozalnych okolicznościach wywalczył awans do I ligi. Na trzecim szczeblu rozgrywkowym Robak strzelił 21 goli, zostając wicekrólem strzelców za Michałem Bednarskim z Górnika Polkowice. Gwiazdorski kontrakt zobowiązuje do odpowiedniej dyspozycji.

Górnik Zabrze walczy o wykup greckich piłkarzy. Chciałby jednak obniżyć kwotę odstępnego i zapłacić AEK-owi mniej, niż ten oczekuje. 

– Tutaj we wszystkim muszą dogadać się kluby. Ja byłem ostatnio na obozie, byłem poza Atenami i trudno mi powiedzieć, jak na teraz wygląda sytuacja. Na pewno jakieś rozmowy są prowadzone. Teraz zresztą w AEK żyją transferem bramkarza Vasilosa Barakasa za 6 milionów euro do Celticu – mówi nam Józef Wandzik, były świetny bramkarz Górnika, z którego poruczenia obaj piłkarze znaleźli się w górniczym klubie. Grecka internetowa stacja radiowa sportfm.gr informuje, że obaj piłkarze są mile widziani w polskim klubie na kolejny sezon, a pomiędzy obu klubami rozpoczęły się pierwsze rozmowy. Trwają przymiarki do ściągnięcia Greków do Zabrza. W umowie jest ponoć klauzula, która za 500 tys. euro pozwala ściągnąć „Vasila” i Giakoumakisa do Górnika. „Polski klub chcę tę kwotę obniżyć nawet o 100 tysięcy euro. Przy tej transakcji AEK zaoszczędzi na kontraktach obu zawodników kwotę 250 tys. euro” – pisze sportfm.

Piast zabezpiecza bramkę transferem Karola Szymańskiego z Lecha Poznań. Jakub Szmatuła szykuje się natomiast do roli trenera, którą może objąć po zakończeniu kariery. A to zbliża się wielkimi krokami…

Ktoś zapyta: a co z Jakubem Szmatułą? Doświadczony golkiper, który w marcu przyszłego roku skończy 40 lat, powtarza, że będzie grał dopóki zdrowie mu na to pozwoli. W minionym sezonie bronił jedynie w rozgrywkach Pucharu Polski. Szmatuła jest świadomy swojej sytuacji i od dłuższego czasu stawia na edukację trenerską. Posiada już licencję trenerską UEFA B, która umożliwia pracę z dziećmi, młodzieżą, seniorami w klasie okręgowej. – Miałem jużluźne rozmowy z działaczami. Możliwe, że w przyszłości będę pracował w Piaście. Uważnie podpatruję Mateusza Smudę – powtarza w wywiadach. Kontrakt wygasa z końcem roku i być może to będzie ten moment, by porozmawiać konkretniej z władzami Piasta o nieco innej roli. Z pewnością w najbliższych miesiącach będzie decydowała się dalsza przyszłość tego zasłużonego dla klubu golkipera.

Dalej mamy podsumowania sezonu w poszczególnych klubach Ekstraklasy – tym razem w Śląsku i Pogoni. Odpuszczamy, przejdziemy do Podbeskidzia, które… doczekało się własnej piosenki. Mało tego – autorem jest jej piłkarz, Filip Laskowski.

Sezon pod Klimczokiem, który można uznać za udany, idealnie podsumowuje piosenka, którą nagrał… piłkarz „górali”, Filip Laskowski. To hip-hopowy kawałek, który nosi tytuł „Ponad nami tylko góry”. – Od dawna interesuję się muzyką i zawsze chciałem spróbować swoich sił w studiu nagrań – powiedział autor tekstu, który w tym sezonie rozegrał 17 spotkań na zapleczu ekstraklasy. Do piosenki zrealizowano specjalny teledysk, w nagraniu którego wziął udział cały zespół Podbeskidzia. Oficjalna premiera klipu miała miejsce w sobotę, podczas oficjalnej fety z okazji awansu do ekstraklasy. Tekst nagrania dotyczy właśnie tego wydarzenia. „Podbeskidzie idzie, idzie poziom wyżej. Witaj ESA i żegnamy pierwszą ligę” – rapuje w refrenie Filip Laskowski. – Kiedy koledzy dowiedzieli się, że tworzę muzykę, to nalegali, abym napisał coś o zespole. Teraz ta piosenka towarzyszy nam w szatni i pewnie pozostanie z nami na długo. Cieszę się, że w tekście udało mi się oddać atmosferę, jaka panuje w naszym zespole – podkreślił piłkarz-raper.

Jarosław Skrobacz nie jest już trenerem GKS-u Jastrzębie, ale to nie znaczy, że nie będzie z nim rozmów w „Sporcie”! To oczywiście pół-żartem, natomiast były szkoleniowiec ciekawie podsumowuje czas spędzony w GKS-ie. Trener nie szczypie się w język i zaczyna rozliczenia.

– Zaczęły wchodzić czynniki pozasportowe, o których nie chcę mówić. Ten rozkład od środka rozpoczął się już zimą, ten zespół przestał być monolitem. Do głosu zaczęły dochodzić własne interesy, wygodne dla kilku osób. Największy błąd popełniłem zimą w trakcie zgrupowania, stając w obronie jednego zawodnika. W pewnych sytuacjach trzeba być stanowczym, bo jak to się mówi „jeżeli chcesz mieć miękkie serce, musisz mieć twardą dupę”. Szatnia naprawdę była wówczas mocno podzielona.

Może nie było za późno, by zrobić z tym porządek? Potem zaczęliście przegrywać na własnym boisku, co jesienią było nie do pomyślenia.

– To była moja decyzja, a poza okienkiem transferowym nie mogliśmy naprawić błędów kadrowych. Spadła na nas totalna krytyka, chociaż ze Stalą Mielec rozegraliśmy bardzo fajny mecz. W meczu z Wigrami nie wykorzystaliśmy 4-5 stuprocentowych sytuacji do zdobycia gola, więc po meczu postanowiłem odejść. To miał być bodziec, który pociągnie drużynę do przodu. […]

Przed kilkoma dniami na antenie Polsatu powiedział pan, że zimą powinien był przewietrzyć szatnię. Jak pan chciał to zrobić, skoro wiadomo, że pod względem finansowym klub ledwo wiąże koniec z końcem?

– Słyszałem od starszych od siebie trenerów, że ze skrzynki zawsze trzeba usunąć zgniłe jabłka, ze sprawnie funkcjonującej maszyny usunąć nawet tylko jeden wadliwy trybik. Jeżeli nawet bardzo dobry zawodnik psuje atmosferę w szatni, trzeba się go pozbyć. Przyznaję, to moja wina, że odpowiednio wtedy nie zareagowałem.

Jaki wpływ na postawę zespołu miał zator finansowy w klubie, tzn. zaległości w regulacji kontraktów i premii meczowych wobec sztabu trenerskiego i zawodników?

– …(cisza) Jest pan bardzo dobrze poinformowany. To jeden z elementów tej układanki. Ten czynnik na pewno nie pomógł nam bezkolizyjnie przejść przez kryzys. Piłkarze o tym rozmawiali, o tym myśleli. Jeżeli zarabiasz miesięcznie 20-30 tysięcy złotych, to poślizg jednego, dwóch miesięcy, nie robi wielkiej różnicy. Ale jeżeli zawodnik zarabia 4-5 tysięcy miesięcznie, ma niepracującą żonę, dzieci, kredyt do spłacenia, to jest to duży problem.

Czas na pierwszą ligę. Pominiemy zapis konfrencji prasowej GKS-u Tychy i pomeczówki, przejdziemy do tekstu o Widzewie. A konkretniej o zwolnieniu Marcina Kaczmarka. Czy faktycznie jest on winny wszystkiemu co złe w Łodzi?

Jeżeli dokładnie policzyć, to wychodzi na to, że z awansu swoich podopiecznych cieszył się już 7 razy. Za ósmym – w minioną sobotę na stadionie Widzewie – nie miał się z czego cieszyć, bo wiedział już, że niezależnie od wyniku zostanie zwolniony. A miał być trenerem na lata, aż do powrotu do ekstraklasy… Skoro przed rokiem z innym trenerem było podobnie (Widzew stracił na finiszu 11-punktową przewagę), czy to on jest najbardziej winien tej widzewskiej kompromitacji? […] To nie trener jednak miał decydujący wpływ na dobór zawodników. Planowane walne zebranie członków stowarzyszenia RTS Widzew, właściciela ligowej spółki, przyniesie na pewno serię dymisji i zwolnień. Dyrektor sportowy (formalnie doradca prezesa do spraw sportowych) Rafał Pawlak już wcześniej podał się do dymisji, ale została ona do końca sezonu odroczona. Niezadowolenie z rządów Martyny Pajączek, żelaznej damy polskiej piłki, opromienionej sukcesami w Miedzi, PZPN i Pierwszej Lidze Polskiej, jest w klubie coraz większe. Uzyskany w tym sezonie awans jest chyba najdroższy w historii futbolu. Porównywalny z ekstraklasowym budżet został roztrwoniony – słychać taki zarzut – poprzez finansową rozrzutność, zwłaszcza w płacach dla piłkarzy. Trzeba w tym miejscu dodać, że i sam RTS wymaga reformy. Stowarzyszenie składa się z 21 członków, z których każdy uważa się za prezesa i ma swoje zdanie, o nieformalnych, ale skutecznych „grupach nacisku” z trybun nie wspominając.

Arthur Melo i jego wolta. Brazylijczyk gra na nosie Barcelonie i nie chce jej pomóc w Lidze Mistrzów. 

Kontrakt Arthura z mistrzem Włoch wejdzie w życie 1 września br, a Blaugrana ma na tym zarobić 72 miliony euro. Do tego czasu Brazylijczyk jest zawodnikiem Barcy. W tej chwili reprezentant Brazylii przebywa w swojej ojczyźnie na urlopie i zakomunikował władzom wicemistrza Hiszpanii, że nie zamierza wracać do Katalonii, by pomóc Barcelonie w meczach Ligi Mistrzów. Ósmego sierpnia na Camp Nou czeka ją rewanżowy pojedynek 1/8 finału z SSC Napoli, a jeżeli sforsuje tę przeszkodę, zagra w turnieju finałowym (12-23 sierpnia), który odbędzie się w stolicy Portugalii, Lizbonie. Kataloński klub nie przyjął tego do wiadomości i przypomniał mu, że nie dostał zgody na przedłużenie pobytu w Brazylii. Jednocześnie poinformował go, że jeżeli nie wróci, czekają go konsekwencje dyscyplinarne. Mimo tego ostrzeżenia brazylijski pomocnik nie stawił się na poniedziałkowym treningu. Od czasu podpisania kontraktu z Juventusem Arthur nie wyraził chęci dalszej gry w Barcelonie. Również jego postawa na treningach nie przekonała trenera Quique Setiena, żeby dać mu szansę w ostatnich meczach ligowych minionego sezonu. Brazylijczyk jest zły na Barcelonę za zmuszenie go do wyjazdu do Turynu i podpisania kontraktu z Juventusem. Na dodatek po podpisaniu umowy z Włochami grał bardzo mało w Blaugranie.

Gazeta Wyborcza

Kamil Grosicki i Mateusz Klich już awansowali do Premier League, ale teraz czas, żeby w niej zaistnieli. Czy Polacy zdobędą ligę, która dotychczas była dla nas mocno zamknięta? Tekst o nich oraz o samych WBA i Hull od Rafała Steca.

Preferowany przez Bielsę styl gry opiera się na nieustającym agresywnym pressingu i ruchu. Raz w tygodniu serwuje zawodnikom gierkę znaną jako „murderball” – nikomu nie wolno nawet na sekundę stanąć, wszyscy biegają, wysłuchując wrzasków rozstawionych wokół całego pełnowymiarowego boiska asystentów trenera. Dlatego piłkarze, poddawani piekielnemu reżimowi przez okrągły rok, często w końcówce sezonu padają. Tak było w ubiegłym sezonie, gdy prowadzące w tabeli Leeds znienacka jęło na potęgę przegrywać i oddało prawie pewny, jak się zdawało, awans. Teraz wyprzedziło wicelidera o 10 pkt, wywołując poruszenie w całym angielskim futbolu. Mowa tu wszak o klubie, który na początku bieżącego stulecia zadawał szyku w półfinale Champions League, ale wkrótce popadł w finansowy kryzys, stoczył się do drugiej ligi angielskiej, aż wylądował w trzeciej. Na powrót do elity czekał 16 lat, więc całe miasto od kilkunastu dni płonie w ekstazie. Bielsa ma już nawet ulicę swojego imienia. […] Klich oraz 32-letni Grosicki, który w minionym sezonie do siedmiu zdobytych bramek dołożył trzy asysty (on też Premier League w przeszłości ledwie musnął), dają nadzieję na przełom. Jednego faworyzuje trener, a drugiego – i w szatni, i na trybunach znanego jako „Turbo” – upodobali sobie kibice. Obaj znaczą w drużynie tyle, że aktywny polski kontyngent w Premier League wyraźnie się rozrośnie, bo dołączą do wspomnianego Bednarka i Łukasza Fabiańskiego, stale stojącego między słupkami West Ham.

Fot. 

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
2
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

25 komentarzy

Loading...