Reklama

PRASA. Widzew straci trenera. „Piłkarze dzwonili do dziennikarzy i pytali, kto poprowadzi trening”

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

27 lipca 2020, 09:12 • 14 min czytania 11 komentarzy

– Co dalej z Widzewem? W klubie szykują się zmiany. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, pierwszy pracę straci trener. O tym, że cztery kolejki przed końcem ligi szykowano się przy Piłsudskiego do zmiany szkoleniowca, wiedzieli wszyscy. Dochodziło do komicznych sytuacji, w których piłkarze dzwonili do dziennikarzy i pytali, czy ci nie wiedzą, kto poprowadzi trening – pisze Łukasz Grabowski, który przygląda się sytuacji łódzkiego klubu po długo wyczekiwanym awansie na zaplecze Ekstraklasy. Co poza tym w prasie? Jorge Felix wciąż może trafić do Legii, Kamil Grosicki cieszy się z awansu, ale miał też plan B, a Majdan jest rozczarowany van der Hartem.

PRASA. Widzew straci trenera. „Piłkarze dzwonili do dziennikarzy i pytali, kto poprowadzi trening”

Super Express

Kamil Grosicki świętował awans do Premier League i przyznaje, że gdyby nie udało się awansować, mógłby wyjechać z Anglii do innej ligi.

– Ten szampan, którym świętowaliście, to prawdziwy czy jakaś bezalkoholowa wersja?

– Nie, no jak bezalkoholowy? Jak się awansuje do Premier League, to pije się prawdziwego i dobrego szampana. Po zejściu z boiska była jeszcze impreza w gronie piłkarzy i sztabu szkoleniowego. To był bardzo ważny mecz dla mnie i dla klubu. Jestem bardzo szczęśliwy.

– To prawda, że gdyby nie udało się awansować z WBA, to opuściłbyś Anglię? Miałeś już wybrany jakiś kierunek?

Reklama

– Skupiałem się na grze, bo awans do Premier League był najważniejszy. Ale gdyby się nie udało, to bardzo poważnie brałem pod uwagę zmianę ligi. Grałem w Championship trzy lata i wystarczy. Było kilka propozycji i wstępne rozmowy prowadzone przez menedżera, ale to już nieaktualne.

Co jeszcze? Notka o przymierzanym do Legii Josipu Joranoviciu, ale notka tak krótka, że średnio jest ją streścić. Jest także o pobiciu piłkarza na Widzewie, ale o tym szerzej poczytamy w „PS”. No to posłuchajmy paru słów od Mateusza Wdowiaka, który opowiada o świętowaniu z Cracovią. Jak widać puchary może inne, ale impreza taka sama. 

– Dało się w ogóle zasnąć po finale?

– Spałem może godzinę, góra dwie. Ale po takim sukcesie nie chce się spać. To był niezapomniany wieczór. To nie tylko historyczny triumf Cracovii, pierwsze trofeum klubu wywalczone od 72 lat.

– Po finale w szatni paliliście cygaro. Kto je przyniósł?

Reklama

– Rafael Lopes. W ten sposób celebrował sukces i poczęstował także nas. Pierwszy raz miałem okazję zapalić.

Sport

W „Sporcie” na start dostajemy raport z finału Pucharu Polski, więc lecimy dalej. A tam Martin Chudy, czyli rekordzista. Słowak ani na moment nie wyskoczył z bramki Górnika Zabrze.

Wysoka pozycja w „Złotych butach”, to też zasługa tego, że jako jeden z niewielu piłkarzy w ekstraklasie, rozegrał wszystkie 37 spotkań od pierwszej do ostatniej minuty. W ogóle w tym względzie 31-letni bramkarz bije nie tylko swoje rekordy, bo przecież w tych ligowych meczach zaliczył kolejno już 54 występy. O jakie chodzi? Do 31. kolejki ekstraklasy imponującą serię 111 kolejnych spotkań od pierwszej do ostatniej minuty zaliczył bramkarz Arki Pavels Steinbors. Kontuzja sprawiła, że serię zakończył. W ten sposób palmę pierwszeństwa przejął Igor Angulo, którego bilans zamknął się na liczbie 76 kolejnych gier. Teraz Baska nie ma już w ekstraklasie, jest za to Chudy i to on ma szansę na śrubowanie kolejnych rekordów w ekstraklasie. – Grając wcześniej nie miałem takiej serii. Jestem bardzo zadowolony, że cieszę się zaufaniem szkoleniowców. Staram się to spłacić swoimi występami. Wierzę, że ta seria będzie jeszcze kontynuowana – mówi Martin Chudy.

Jorge Felix ma na stole świetną ofertę z Arabii Saudyjskiej, ale z walki o tego piłkarza nie rezygnuje Legia Warszawa. W stolicy widzą w Hiszpanie wartościowego skrzydłowego

O świetnej ofercie z arabskiego kraju już pisaliśmy, ale okazuje się, że wciąż realny jest też temat pozostania Hiszpana w ekstraklasie. Nie chodzi o Piasta, ale o… Legię. – Z tego co orientowałem się ostatnio, były propozycje z Turcji, Grecji, z Polski… Z największych klubów – mówi Felix. Popytaliśmy w stolicy u ludzi będących blisko klubu i faktycznie temat Feliksa jest jednym z ważniejszych. Trener Aleksandar Vuković ceni waleczność i mobilność Hiszpana. Widziałby go jednak na lewym skrzydle, jako konkurencję dla Arvydasa Novikovasa. I tu zaczynają się wątpliwości, które w stołecznym klubie są. Po pierwsze, Felix znacznie lepiej prezentował się w lidze jako cofnięty napastnik, czasem wolny elektron, a nie skrzydłowy. Po drugie, w Legii zastanawiają się, czy do końca będzie on pasował do drużyny.

Dalej mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo pomeczówek z weekendu. Na szczęście znajdziemy też rozmówkę z Kamilem Szymurą z GKS-u Jastrzębie, który cieszy się z utrzymania na zapleczu Ekstraklasy.

Po końcowym gwizdku arbitra odetchnęliście z ulgą?

– Nie braliśmy pod uwagę innego scenariusza niż nasze utrzymanie w I lidze. Pokazaliśmy w meczu z Miedzią charakter. Jestem dumny z wszystkich, bez wyjątku, chłopaków, zarówno tych, którzy byli na boisku, jak i tych na ławce rezerwowych, bo razem stworzyliśmy kolektyw.

W przerwie spotkania w waszej szatni było nerwowo, czy olimpijski spokój?

– Na pewno nie było spokoju, wręcz się paliło. Każdy się motywował i padło kilka naprawdę mocnych słów. Myślę jednak, że tak to powinno wyglądać. Ten wstrząs był potrzebny, sami na siebie byliśmy wkurzeni.

Ansu Fati na celowniku Manchesteru United. W Barcelonie wraz z końcem sezonu mogą nastąpić spore czystki, bo klub szykuje się do pożegnania 12 zawodników.

Teraz utalentowanego młodzieńca chce sprowadzić na Old Trafford Manchester United, dlatego Blaugrana zamierza przedłużyć kontrakt z Fatim. Jego warunki zostały już określone podczas podpisywania ostatniej umowy Fatiego. 17-latek miałby zostać zawodnikiem pierwszego zespołu Barcelony do 2024 roku, a jego klauzula odejścia wzrosłaby ze 170 milionów euro do 400 mln euro. Klub z Camp Nou chce wprowadzić w życie tę umowę po zakończeniu sezonu, aby uniknąć ryzyka, ponieważ „Czerwone diabły” chcą potroić zarobki Fatiego. Inny piłkarz Barcelony, francuski obrońca Jean Clair Todibo, wpadł w oko Rennes, walczącemu w eliminacjach Ligi Mistrzów. Katalończycy żądają za swojego zawodnika 25milionów euro. Piłkarz na pewno odejdzie z Camp Nou, więc musi czekać na efekty rozmów Blaugrany z innymi klubami. Po zakończeniu rywalizacji w Lidze Mistrzów z „Dumy Katalonii” może odejść aż dwunastu piłkarzy! Na tej liście znajdują się Neto, Nelson Semedo, Samuel Umtiti, Junior Firpo, Ivan Rakitić, Arturo Vidal, Ousmane Dembele, Martín Braithwaite oraz ci, którzy wracają z wypożyczeń, czyli Carles Alena, Rafinha, Philippe Coutinho i wspomniany wcześniej Todibo.

Czas na temat z okładki, czyli GKS Katowice, który nie wykorzystał potknięcia Widzewa. Przed GieKSą ostatnia szansa na uratowanie tego sezonu – barażowy mecz ze Stalą Rzeszów.

To wszystko zakończyło się tak typowo widzewsko, tak typowo gieksiarsko… Gdyby obrazki z Łodzi i Katowic pokazać komuś niezaznajomionemu z tabelą II ligi, miałby prawo podejrzewać, że to na Śląsku faworyt uczynił swą powinność, a RTS wykoleił się na ostatniej prostej. To na Bukowej rzecznik klubu Aleksander Matusek zachęcał przez mikrofon, by podziękować drużynie za walkę i serce włożone w mecz z Resovią, a kibice odpowiedzieli brawami i okrzykami „GKS, gramy w dwunastu!”. Na łódzkiej alei Piłsudskiego w tym czasie rozgrywały się bardzo smutne sceny, a to przecież Widzew, nie GieKSa, awansował na zaplecze ekstraklasy. […] Na razie jednak wszystko przy Bukowej zmierza ku katastrofie. Trzy ostatnie weekendy to trzy zmarnowane szanse wskoczenia do strefy premiowanej bezpośrednim awansem. Po barażach albo będzie święto, albo szloch. Już jutro półfinałowy bój z rozpędzoną Stalą Rzeszów…

Przegląd Sportowy

Bohater z okładki, czyli Kamil Grosicki w rozmowie z Piotrem Wołosikiem mówi o powrocie do Premier League i wyczekiwaniu meczów reprezentacji Polski. Rozmowa nieco inna niż ta z „Superaka”, więc warto się jej przyjrzeć.

Zbliża się pan do 300 meczów rozegranych w seniorskich klubach w najwyższych ligach, od Polski, poprzez Szwajcarię, Turcję i Francję, na ten moment kończąc na Anglii.

Wiele bym dał, gdybym wkrótce dobił do tych trzystu z West Bromwich w Premier League i nadal nabijał licznik. Na pewno wszystko ku temu zrobię. Siedzi we mnie głód piłki, a to dobry znak świadczący, że metryka to wyłącznie cyferki.

Jak oceniłby pan swój wkład w promocję do Premier League?

Jedna runda, czternaście meczów, cztery w podstawowym składzie, dziesięć razy wchodziłem z ławki, gol, trzy asysty. Bilans nie rzuca na kolana, lecz do rozpaczy też daleko.

Został panu rok kontraktu z West Bromwich.

Tak, ale nie było żadnych rozmów o nowej umowie. Chcę pokazać się w Premier League, teraz jednak muszę odpocząć, a później jak najlepiej przyszykować się do gry. Mentalne nastawienie również będzie ważne, bo czeka mnie – bardzo na to liczę – ekscytujący sezon. Przypominam, że poza rozgrywkami w Anglii, wystąpimy z reprezentacją w mistrzostwach Europy. Muszę walczyć, by na zgrupowanie przyjechać w roli piłkarza grającego w Premier League. Dam całego siebie, żeby stało się to faktem. Od najmłodszych lat marzyłem, by kiedyś zagrać w lidze angielskiej i nie mówię tego ot tak, by pochlapać językiem. Moje marzenie się spełniło. Piłka wspaniale potrafi wynagrodzić wysiłek. I love this game!

Pora na „Prześwietlenie” Łukasza Olkowicza. Tym razem Radosław Majdan wybiera najlepszych bramkarzy Ekstraklasy. W czołowej piątce bez zaskoczenia – Kuciak, Steinbors, Putnocky, Stipica i Plach.

Najlepszym bramkarzem ligi w tym sezonie był dla mnie Dušan Kuciak. Jego interwencje można porównać do wyczynów bohaterów filmowych. Raz był Spidermanem, raz Supermanem, a raz Iron Manem. Imponował refleksem, fruwał i dokonywał cudów w bramce, a to zapadało w pamięć – zaczyna Radosław Majdan, który w barwach Pogoni, Wisły Kraków i Polonii Warszawa zagrał 320 razy w ekstraklasie. […] Przez lata to my chwaliliśmy się polską szkołą golkiperów, ale teraz trochę ona zanikła. Najlepsi zawodnicy młodego pokolenia grający na tej pozycji wyjechali z Polski – na przykład Bartłomiej Drągowski, Kamil Grabara czy teraz Majecki – w ekstraklasie mamy więc wśród nich deficyt. […] W Zagłębiu bronił solidny Dominik Hładun. Po wyjeździe Majeckiego z polskich bramkarzy zwróciłbym uwagę właśnie na niego. W tym roku skończy 25 lat, myślę, że to on z broniących rodaków ma największe szanse na zagraniczny transfer.

A kto rozczarował? Thomas Dähne w najmniej oczekiwanym momencie potrafił puścić taką bramkę, że wszyscy łapaliśmy się za głowy. Nie przekonał mnie Mickey van der Hart, spodziewałem się po nim więcej. Zdarzały się mu wpadki, popełniał błędy w ważnych meczach, m.in na przedpolu, chociaż jest doświadczonym bramkarzem. Szczególnie w pierwszej rundzie bronił dość nerwowo, jakby nie wytrzymywał presji. Poddany został dużej dawce krytyki, ale w takim klubie jak Lech presja jest rzeczą oczywistą. Przyszedł z ligi holenderskiej, wydawał się ukształtowanym piłkarzem i myślałem, że da zespołowi więcej.

Dalej o barażach I ligi, ale raczej w formie przypomnienia wydarzeń z weekendu, więc sobie darujemy. Zwłaszcza że na kolejnej stronie mamy analizę sytuacji w Widzewie Łódź od Łukasza Grabowskiego. Wiemy już, że Marcin Kaczmarek straci posadę w klubie, mimo że awansował do pierwszej ligi.

W Łodzi mieliśmy do czynienia chyba z pierwszym przypadkiem w historii, a na pewno jednym z nielicznych, gdy piłkarze po wywalczonym awansie zostali przez własnych kibiców pobici na środku boiska. Gracze RTS zamiast stanąć do skromnej dekoracji i zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, najpierw patrzyli, jak na murawie tańczą zawodnicy Znicza, a później szybko uciekali z boiska. Najbardziej dostało się Robertowi Prochownikowi, do którego podbiegł jeden z chuliganów i gonił przez kilkanaście metrów, szarpiąc za koszulkę. 18-latek, który w spotkaniu ze Zniczem zagrał ledwie kilkadziesiąt minut, w końcu zdjął z siebie strój i oddał napastnikowi. To jednak nie wystarczyło, bo chuligan na odchodne uderzył młodzieżowca pięścią w twarz. Oberwało się też Adamowi Radwańskiemu, a kilku innych piłkarzy musiało się przepychać z rozwścieczonym tłumem.

Co dalej z Widzewem? W klubie szykują się zmiany. Jeśli nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, pierwszy pracę straci trener. Kaczmarka już by przy Piłsudskiego nie było, gdyby nie to, że w ostatniej chwili w dziwnych okolicznościach zrezygnowano z zatrudnienia Leszka Ojrzyńskiego, z którym szczegóły kontraktu były już uzgodnione. […] O tym, że cztery kolejki przed końcem ligi szykowano się przy Piłsudskiego do zmiany szkoleniowca, wiedzieli wszyscy. Dochodziło do komicznych sytuacji, w których piłkarze dzwonili do dziennikarzy i pytali, czy ci nie wiedzą, kto poprowadzi trening.

Chelsea zagra w Lidze Mistrzów. Czy pomogła w tym zmiana bramkarza? Frank Lampard postawił na rezerwowego wobec fatalnej formy Kepy Arrizabalagi.

Stawkę drużyn reprezentujących Anglię w następnej edycji Ligi Mistrzów uzupełniła Chelsea po zwycięstwie 2:0 nad Wolverhampton. Menedżer Frank Lampard przed tym starciem zaryzykował i dokonał zmiany bramkarza – Kepę Arrizabalagę zastąpił Willy Caballero. Argentyńczyk gra w Premier League od wielkiego dzwonu, ale angielski menedżer uznał, że ta odważna roszada jest konieczna. Najdroższy bramkarz świata (kosztował Chelsea 71,6 mln funtów) zbyt często bowiem zawodził w tym sezonie. Hiszpan obronił niewiele ponad 50 procent strzałów, pod tym względem był najgorszym zawodnikiem na swojej pozycji w minionych rozgrywkach. To również przez jego błędy The Blues stracili aż 54 bramki, co jest najgorszym wynikiem drużyny od 1997 roku. Lampard uznał, że w ostatniej kolejce, kiedy ważą się losy udziału drużyny w LM, musi postawić na innego bramkarza i się nie pomylił. Caballero nie puścił gola, a Mason Mount i Olivier Giroud po jednym strzelili i ekipa ze Stamford Bridge cieszyła się z czwartego miejsca.

W Hiszpanii koronawirus znów szaleje, więc na powrót kibiców na trybuny trzeba będzie jeszcze poczekać. Kluby czekają więc kolejne trudne miesiące.

I choć klubowi księgowi wypatrują momentu, gdy będą mogli podliczać kasę z biletów, o optymizm trudno. Wirus nie pozwala o sobie zapomnieć. W ostatnich dniach zdecydowanie wzrosła liczba zachorowań na COVID-19. Początkowo unikano mówienia o drugiej fali i sugerowano, że wzrost zakażeń wiąże się tylko z ogniskami, jednak sytuacja pogarsza się z dnia na dzień, czego dowodem jest dwutygodniowa kwarantanna wprowadzona przez Brytyjczyków dla wszystkich podróżujących z Hiszpanii. W kraju ponownie wprowadzono część ograniczeń. Bez odpowiedzi pozostaje pytanie, jak można mówić o powrocie na stadiony, gdy np. w Katalonii zamknięte zostały dyskoteki, nawet te na świeżym powietrzu, wprowadzono godzinę policyjną dla restauracji (muszą zamknąć się o północy) czy zakaz zgromadzeń powyżej dziesięciu osób? W Hiszpanii mówi się, że każdy zna kogoś, kto chorował na COVID-19. Pandemia mocno dotknęła kraj, a niepewność wzbudza też fakt, że bańka, w jakiej mieli żyć piłkarze, najwyraźniej nie jest szczelna. Bo choć wcześniej na imprezowaniu przyłapywano zawodników Sevilli czy Nelsona Semedo (Barcelona), to 28 zakażeń koronawirusem w drugoligowej Fuenlabradzie kompletnie zdestabilizowało ostatnią kolejkę rozgrywek. Mecze w LaLiga mają wrócić 12 września i można spodziewać się, że będzie to dokładnie taki sam futbol, jaki oglądaliśmy w poprzednich jedenastu kolejkach.

Roma będzie podwójnie zmotywowana, żeby sięgnąć po Ligę Europy. Dlaczego? Ano dlatego, że wygrywając może spłatać psikusa Lazio i zabrać jej długo wyczekiwaną Ligę Mistrzów.

Większość rozstrzygnięć w Serie A jest już znana, ale sporo rzeczy może się jeszcze wywrócić do góry nogami ze względu na rozstrzygnięcia w LM i LE. Przepisy UEFA stanowią, że zwycięzcy obu tych turniejów mają pewne miejsce w kolejnej edycji Ligi Mistrzów, a jednocześnie żaden kraj nie może mieć w niej więcej niż pięciu przedstawicieli. To oznacza, że czwartemu aktualnie w lidze Lazio niezłego psikusa może spłatać Roma. To oczywiście mało prawdopodobne, ale gdyby w sierpniu po europejskie puchary sięgnęły Napoli (LM) i właśnie Roma (LE), czwarty klub Serie A mimo wywalczenia kwalifikacji do elity wcale by w niej nie zagrał, tylko zostałby skierowany do drugich w hierarchii rozgrywek. Dlatego na wszelki wypadek lepiej tuż za podium nie kończyć i walka o miejsce na pudle między Interem, Atalantą i Lazio będzie trwać do końca sezonu.

Dariusz Dziekanowski krytkuje piłkarzy Widzewa za to, że chcieli się tłumaczyć kibicom po porażce ze Zniczem. Zastanawia się też, co stało się z łódzkim zespołem w rundzie wiosennej rozgrywek?

Nigdy też nie zrozumiem piłkarzy, którzy wkładają głowę pod topór. Po takim spotkaniu trzeba jak najszybciej zejść do szatni, a za swoją grę kajać się przed mikrofonami i kamerami telewizyjnymi. Podbieganie pod trybunę to wręcz podżeganie do nienawiści. Nie wiem, co wiosną stało się z łódzką drużyną, co było powodem tak kiepskich występów. Przecież jesienią Widzew walczył w Pucharze Polski z Legią, jak równy z równym. Czy presja spętała nogi piłkarzom? Czy niektórym zawodnikom nie zależało na awansie? Czy jakieś błędy w przygotowaniach, a potem w prowadzeniu zespołu w wiosennych meczach robił sztab szkoleniowy? Czy popełniono je w prowadzeniu klubu? Nie wiem, ale uważam, że trzeba docenić sukces, zapomnieć o tym, co się działo w ostatnich miesiącach i podjąć mądre decyzje, co do przyszłości. Ale decyzje powinni podejmować ludzie prowadzący klub, a nie chuligani… Jestem przekonany, że trener Bronisław Waligóra, który w połowie lat osiemdziesiątych zastał w Widzewie jeszcze trudniejszą niż obecnie sytuację, z łatwością by temu zaradził – bowiem w każdym klubie przede wszystkim potrzeba mocnych charakterów i osobowości. Zatem – chapeau bas, Panie Trenerze!

Gazeta Wyborcza

Komentarz po finale Pucharu Polski możemy już sobie chyba darować. Warto jednak przyjrzeć się sprawie Kyliana Mbappe. Pprawdopodobnie opuści on mecz Ligi Mistrzów z Atalantą. Piłkarz PSG doznał groźnego urazu w finale Pucharu Francji. Dla Paryżan to spory kłopot…

Teraz cała Francja czeka na dokładną diagnozę. Klub w sobotę popołudniu poinformował, że napastnik „poważnie skręcił kostkę”, a wyniki dokładnych badań mają być znane w ciągu 72 godzin. Nie brzmi to dobrze. Występ Mbappégo w piątkowym finale Pucharu Ligi Francuskiej z Lyonem jest wykluczony. A w ćwierćfinale Ligi Mistrzów z Atalantą 12 sierpnia – mocno wątpliwy. Do najważniejszego meczu sezonu PSG pozostało dwa i pół tygodnia. […] W finale krajowego pucharu koledzy poradzili sobie bez Mbappégo. Jedynego gola zdobył w 14. minucie Neymar. Rola Francuza jest jednak nie do przecenienia. Z 18 bramkami był najlepszym strzelcem w Ligue 1 (wspólnie z Wissamem Ben Yedderem z Monaco), we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie strzelił łącznie 30 bramek w 33 meczach. Ma także niebagatelny wpływ na poczynania kolegów, niezwykłą łatwość do znajdowania na boisku rozwiązań nieszablonowych i skupia na sobie sporą część uwagi defensywy rywali. Z nim w składzie PSG zdobywa średnio 2,8 gola na mecz, a gdy go brakuje – zaledwie 0,4.

Fot. 400mm.pl

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...