Reklama

Nie kasuję ofert, ale Wisła to najlepsze miejsce do rozwoju

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

20 lipca 2020, 13:03 • 20 min czytania 5 komentarzy

W domu ma pokój ze sztuczną trawą, w którym robi proste ćwiczenia. By zdążyć z materiałem, naukę zaczyna już w sierpniu, na korepetycjach. Wchodził na boisko z myślą, by dać coś, z czego będzie zapamiętany. Aleksander Buksa jest zaprogramowany na karierę i ma idealne otoczenie na start. Arkadiusz Głowacki powiedział o Olku, że widział wielu 26-latków, którzy mieli mentalnie 17 lat, ale nigdy nie widział 17-latka, który zachowywałby się na 26.

Nie kasuję ofert, ale Wisła to najlepsze miejsce do rozwoju

W dużym wywiadzie na Weszło Buksa opowiada o swoim pierwszym sezonie w dorosłej piłce. Jak przeskoczyć z U-15 do dorosłej drużyny? Jak wyważyć proporcję między respektem a bezczelnością? Jak sprawić, by działalność pozaboiskowa nie zatarła boiska? Czego można nauczyć się od Adama Buksy? Czy jest rozczarowany, że po raz pierwszy nie ma czerwonego paska? No i najważniejsze – czy zostaje w Wiśle Kraków na dłużej? Zapraszamy.

***

Mówili ci już, że brzydkie gole też się liczą? Jakby co – nie słuchaj! 

Słyszałem to parokrotnie, zwłaszcza po meczu z Rakowem Częstochowa. Wiadomo – żartobliwe docinki. Sytuacje boiskowe sprawiły, że próbowałem swoich sił takimi właśnie uderzeniami. Na pewno będę dalej próbować, ale dla mnie nadrzędnym celem jest po prostu zdobycie bramki. Obojętnie, jakby ta piłka miała wpaść do siatki, najważniejsze, by się w niej znalazła.

Która z tych bramek podoba ci się najbardziej?

Wydaje mi się, że ta z Rakowem. Biorę pod uwagę przede wszystkim to, że było to uderzenie z prawej, gorszej nogi. 

Reklama
Chyba nie masz z nią problemów.

Staram się trenować obie nogi. Lewa jest dominująca, ale nie chciałbym dopuścić do sytuacji, że oczywistym rozwiązaniem jest strzał prawą nogą, a ja za wszelką cenę szukam tej dominującej. Obie są cały czas w pracy, ale staram się to równoważyć. 

Mam też wrażenie, że ta bramka z Rakowem była najtrudniejsza z tych wszystkich – miejsca niewiele, sytuacji strzeleckiej raczej nie ma, sama decyzja była nieoczywista.

Merytorycznie patrząc – trudna była też ta pierwsza z Jagiellonią, gdy byłem tyłem do bramki. Generalnie zamysł tych dwóch bramek był podobny – jak najszybciej się odwrócić i wykorzystać wolny plac. 

Patrząc z perspektywy całego sezonu, może mogłeś dostać trochę więcej minut, ale chyba możesz być zadowolony. Mimo bardzo młodego wieku, nie spaliła cię Ekstraklasa. 

Jestem zadowolony z czasu, który dostałem. Wszyscy, którzy mnie otaczają – a także ja – chcieli uniknąć sytuacji, w której liczba minut mogłaby mnie w pewien sposób przerosnąć. Wszystko miało być wprowadzane stopniowo. Wierzę, że teraz, kiedy dałem impulsy w postaci bramek, z czasem minut będzie coraz więcej, będą dokładane kolejne cegiełki.

Czego najbardziej się obawiano? 

To kwestia mentalu, pewnej nowości, która spotyka młodego zawodnika. Debiutowałem w wieku 16 lat. W zasadzie ominąłem CLJ i U-18. Z juniorskiego boiska przeskoczyłem od razu na stadion przy Reymonta. Siłą rzeczy – to przeżycie. Oczywiście nie miałem z tym większych problemów, ale do gry w seniorach trzeba się przyzwyczaić. Jedyną drogą jest ogrywanie się ze starszymi, bardziej doświadczonymi zawodnikami. Kwestia tego, jak długo taka aklimatyzacja będzie trwała. Wydaje mi się, że w miarę szybko to przebiegło i dlatego też można było dostrzec pozytywne momenty w mojej grze.

Jaką masz średnią ocen? Czerwony pasek był? 

Trochę zabrakło. 4,65. 

Reklama
Jesteś zadowolony? Niezadowolony? Czy nie przywiązujesz do tego wielkiej wagi?

Generalnie tak. Wiadomo – zawsze celuję w pasek. Oceny były dla mnie ważne, ale nie przywiązywałem do nich największej wagi. Najważniejsze jest to, żeby w głowie zostawała wiedza, a nie stopnie. Unikam sytuacji, w których mogę w pewien sposób przechytrzyć nauczyciela i podnieść przez to ocenę. W przyszłym roku będę starał się o pasek. Zobaczymy, jak wyjdzie. Jak na teraz – jestem zadowolony. 

W gimnazjum czerwone paski były? 

Tak, w każdej klasie. 

W podstawówce, jak rozumiem, także? 

Tak. 

To pytanie wyda ci się głupie, ale mam wrażenie, że zadałoby je samemu sobie 95% chłopaków w twojej sytuacji – po co ci tak właściwie szkoła? Naturalne myślenie – gram już w Wiśle, kariera przede mną, szkoła mi chleba nie da, a sporo trzeba na nią poświęcić.

Wielu chłopaków na pewno zadaje sobie to pytanie. Jeśli ktoś pilnuje szkoły, w większości przypadków odpowiedź jest taka sama – to polisa na przyszłość. Ja też się pod tym podpisuję. Nauka to gwarant lepszej przyszłości. Poza tym wiedza z ławki szkolnej znajduje odwzorowanie w codziennym życiu. Przykład z życia wzięty – mogę pójść do fizjoterapeuty i wytłumaczyć anatomicznie, z którą partią mięśniową mam problem. To się przydaje i na pewno zaprocentuje. 

Sam przed sobą nigdy nie miałeś wewnętrznego buntu “po co mi ta szkoła”?

Nie. Od małego tłumaczono mi, że będzie mi to potrzebne. Potem sam sobie to uświadomiłem. I wiem o tym, że jedno bez drugiego nie funkcjonuje. 

Jesteś w dobrym liceum, jak wcześniej twój brat, który skończył jedno z lepszych w Krakowie?

Brat był w innej sytuacji. On wtedy poszedł do Nowodworka. Po pierwszej klasie liceum wyjechał do Włoch. Ja już w trzeciej klasie gimnazjum zacząłem trenować z pierwszym zespołem i zostałem zgłoszony do Ekstraklasy. Wiedziałem, że nie będę mógł porywać się na tak głęboką wodę, bo po prostu tego nie udźwignę. Zdecydowałem się na szkołę prywatną numer 4. Był to z pewnością dobry wybór. System nauki został zindywidualizowany pode mnie. Nie ma żadnego problemu ze zdawaniem. Umawiam się z nauczycielami prywatnie na lekcje. Praca jeden na jeden jest na pewno o wiele bardziej efektywna. Jeśli chodzi o oceny, nie mam możliwości ściągnięcia od kogoś czy podpatrywania na telefonie, bo w pewien sposób zdaję komisyjnie. 

Z nauką do liceum ruszyłeś już… w sierpniu, podczas gdy twoi rówieśnicy jeszcze nie przejmowali się, co w książkach.

W tym roku też będę chciał ruszyć tym trybem, gdy zaczniemy przygotowania do nowego sezonu. Miałem wtedy mniej więcej trzy lekcje na tydzień. Główne przedmioty – matematyka, polski, angielski, geografia. Wyprzedzam materiał z programu nauczania, który będzie mnie obowiązywał. Wiem, że moje codzienne treningi nie pozwolą mi czasem usiąść do lekcji i będę je przekładał. Nie chcę tego odwlekać w czasie, więc póki mam czas i możliwości, wolę nadrobić trochę materiału. 

Kontynuowałeś korepetycje podczas sezonu? 

Przeplatałem korepetycje z zajęciami z nauczycielami ze szkoły. Miałem prywatne lekcje w momencie, gdy potrzebowałem wytłumaczenia danego działu. Nie chcę doprowadzić do sytuacji, że jakiś dział czy temat zostanie przez menie ominięty. Te lekcje są prowadzone z różną intensywnością, ale wynik końcowy jest taki sam, bo dzięki temu kończę w tym samym miejscu, co cała reszta.

Na wyjazdy zabierasz podręczniki czy bez przesady? 

Zdarza się. Natomiast jeśli chodzi o zgrupowania przedmeczowe, działam w inny sposób. Biorę książki, które pozwalają mi wyłączyć myślenie o szkole czy meczu. Luźno wykorzystuję ten czas. Zależy, jaka jest sytuacja w szkole i ile mamy czasu wolnego. 

Jak u ciebie z językami? Byłbyś w stanie udzielić płynnego wywiadu po angielsku jak twój brat?

Nigdy nie udzielałem, natomiast angielskiego się uczę. W klubie też rozmawiam codziennie po angielsku z zawodnikami i nie mam z tym problemu. Mógłbym spróbować. Mam nadzieję, że wypadłoby co najmniej tak dobrze, jak u mojego brata.

Widziałem, że rozmawiałeś już z hiszpańskim “AS”. 

Dostałem zapytanie przez rzecznik prasową, czy nie chciałbym odpowiedzieć na parę pytań. Po angielsku, ale to był pisemny wywiad.

Z niemieckiego coś ci zostało? Gdy miałeś cztery lata, mieszkałeś przez rok Klagenfurcie. Pojechałeś tam z mamą i bratem, gdy Adam dostał propozycję z austriackiej akademii. To pokazuje też, jak bardzo poświęca się wasza rodzina, by wam wyszło w piłce.

Nie. Teraz trochę żałuję, ale byłem wtedy bardzo mały. 

Jak wspominasz ten okres w Austrii? 

Cały rok był podporządkowany pod Adama. Powstał w rodzinie delikatny – w cudzysłowie – podział, bo ja z mamą i bratem wyjechałem do Austrii, reszta została w Krakowie. Sam wyjazd? Fajna przygoda. To moment z dzieciństwa, który dobrze wspominam. Dużo czasu spędzałem z bratem grając w piłkę. Sam też uczęszczałem do akademii piłkarskiej w Klagenfurcie. Chodziłem wtedy do przedszkola, niewiele z tego czasu pamiętam.

Ogarniałeś w ogóle, co się dzieje? Że nowy kraj, że jesteś tam po to, by brat grał w piłkę?

Adam też był mały, to była dla nas taka ciekawostka. Nie wiadomo było do końca, co z tego wyniknie. Ja też pierwsze miesiące musiałem się przyzwyczaić do otoczenia, nowego języka, nowych rówieśników. Ale z biegiem czasu zaczęło to dobrze funkcjonować. Traktowaliśmy to jako szansę dla niego na rozwój.

Na ile ty się czujesz mentalnie lat?

Na siedemnaście. Na tyle, ile mam. Ciężko mi to obiektywnie ocenić. 

Pytam, bo w “Przeglądzie Sportowym” znalazłem wymowne zdanie o tobie: „Arkadiusz Głowacki powiedział, że widział 26- letnich piłkarzy, którzy zachowują się jak 16-latkowie, ale nie widział 16-latka, który zachowuje się jak 26-latek”.

Bardzo miło słyszeć takie słowa od pana Głowackiego. Natomiast myślę, że to już nie jest w mojej gestii, żebym oceniał sam siebie, ile mam mentalnie lat. Siedemnaście mam rocznikowo, dopisałbym do siebie taki poziom doświadczenia i rozwoju, jaki mam w PESEL-u. 

Spytam inaczej – skąd u ciebie tak duża dojrzałość? 

Zależy, co rozumiemy pod słowem “dojrzałość”. 

Świadomość miejsca, w którym jesteś i tego, co musisz robić, żeby być w jeszcze lepszym. 

Widziałem przede wszystkim, jak to wyglądało u mojego brata i jego kolegów, którzy byli na tym samym poziomie, co on. Wszyscy startowali w jednym miejscu, a potem obserwowałem, jak różnie mogą przebiegać ich drogi. Z biegiem lat wszystko się rozchodziło w różne strony. Później bardzo wyraźnie było widać to na mojej drodze, gdzie spotkałem, uważam, wielu utalentowanych zawodników. Nie mówię, że oni mają kończyć kariery, ale w różne strony to poszło. Czasem głowa może nie nadążać, różne sytuacje prokurują wydarzenia, których skutki uniemożliwiają dalszą karierę. 

Starałem się przede wszystkim ograniczać do minimum wszystkie myśli i bodźce w postaci szumu medialnego czy „sodówki”. Żeby skoncentrować się wyłącznie na tym, co mnie obowiązuje. A obowiązywała mnie i dalej obowiązują nauka i codzienny trening. Jedyne moje zadanie w tym wszystkim to ciągłe ulepszanie tych zajęć. Wszystko modyfikuję tak, bym czerpał z tego jak najwięcej.

Starasz się unikać medialnego szumu, ale w sytuacji, gdy co chwilę pisze się o klubach z absolutnego topu, które się tobą interesują, jest to bardzo trudne. 

Tak, to w dzisiejszym świecie medialnym nieuniknione. To ciężkie zadanie dla każdego zawodnika. Trzeba mieć to wyważone. Ja też się tego uczę. Na koniec wszystko sprowadza się do punktu wyjścia – odcięcia głowy i skupienia się na treningu. Nie ma sensu iść w zaparte czy z kibicami czy z dziennikarzami. Nie mam problemu, żeby udzielać wywiadów czy generalnie podejmować rozmów, ale chciałbym, by wszystkie proporcje były zachowane. By nie zatarło się to, co na pierwszym miejscu. 

Czujesz, że w tym sezonie trochę było tego za dużo? W pewnym momencie zasugerowano, żeby ograniczyć cię medialnie.

Było tego sporo, zwłaszcza podczas pandemii. 

Wtedy też wychodziła w mediach Barcelona i tak dalej.

Tak. Natomiast ja nie mam na to wpływu. Wszystko sprokurowane jest tym, co robię na boisku. A samych wywiadów ze mną było stosunkowo mało. Takie rzeczy będą się pojawiać i to jest nieuniknione. Pytanie, jak zawodnik na to reaguje. Ja osobiście chciałbym ograniczać takie rzeczy do poziomu, który jest wystarczający. Żeby proporcje nie były zachwiane. 

Powiedziałeś wcześniej, że obserwując rówieśników brata widziałeś, że u wielu nie dojechała głowa. Jakie najczęstsze błędy widziałeś, czego najbardziej chciałeś uniknąć? 

Generalnie chodzi o wiek dojrzewania, okres gimnazjalny, który jest epicentrum tego wszystkiego. Ludzie w tym wieku często zaczynają podkładać się różnym pokusom, używkom. To pierwszy krok, który według mnie prowadzi do zahamowania kariery piłkarskiej. 

Dodatkowo mamy taki okres w historii piłki, że każdy młody zawodnik jest monitorowany przez różnych agentów. Na każdym meczu jest ich kilku. Każdy nakłania, każdy oferuje swoje usługi, przekupując w pewien sposób zawodnika. Czasami dodatkami typu buty piłkarskie czy inne bonusy. To też często sprawia, że zawodnicy idą za tym i zapominają o tym, co mieli na początku w głowie. Takie mam wrażenie. 

Zaliczyłeś bardzo szybki przeskok z juniorów do drużyny dorosłej. W czerwcu 2018 roku walczyłeś o mistrzostwo regionu w U-15, w październiku byłeś już w dorosłej drużynie. To drastyczna różnica. Jak ty sprostałeś takiemu przeskokowi?

Tak, to był mocny przeskok. Ja sam się w sumie go nie spodziewałem. To wyniknęło znienacka, po jednym z treningów w juniorach. Wybierałem się na trening do U-17 i dostałem informację, że jadę do seniorów. Pierwszy raz w ogóle wtedy poznałem bazę w Myślenicach, wcześniej byłem tam tylko na dwóch treningach w CLJ. To było na pewno pozytywne wspomnienie. Ale wiązało się z mocną weryfikacją, w którym miejscu jestem. Pokazało mi, nad czym muszę pracować i ile jest jeszcze do zrobienia, by na dłużej w tym zespole się zadomowić. 

Były kompleksy czy wszedłeś na pewniaka? 

Był respekt, oczywiście. Cały czas jest. Natomiast na boisku trzeba być bezczelnym, oczywiście w znaczeniu piłkarskim. Dobrze, kiedy wchodzi młody chłopak do szatni i jest zachowana dobra proporcja między szacunkiem do starszych a odwagą. Musi uświadomić wszystkim, którzy go oglądają, że warto na niego postawić. Starałem się coś takiego pokazać. Teraz się śmieję, bo pamiętam pierwszy trening, przygotowania do meczu z Legią. Była gierka treningowa. Zrobiłem wślizg na Marcinie Wasilewskim. Ale czyściutki! Marcin się przewrócił, co rzadko się dzieje. Nagle cisza na treningu, ja też nie bardzo wiedziałem, o co chodzi, bo dla mnie to było normalne. 

Takimi sytuacjami od razu budujesz respekt w szatni. 

Wydaje mi się, że tak. Pokazywanie pewności siebie na boisku, wejście w drybling, oddanie strzału –  to coś, co buduje wewnętrzną pewność siebie, ale też pokazuje wśród innych zawodników, że ten chłopak ma w sobie coś, na co warto zwrócić uwagę. 

Co z rzeczy, których nie widać w telewizji, można podpatrzeć od Jakuba Błaszczykowskiego? 

Przede wszystkim zachowanie w szatni jako kapitana. To osoba, która wszelkie konflikty czy tworzenie się grupek – nie mówię, że u nas w szatni są grupki, bo nie ma – próbowałaby rozwiązać przede wszystkim rozmową i dobrą atmosferą. To kapitan, który łączy. W momencie, kiedy zbliża się mecz, nie boi się zabrać głosu, analizować naszą grę czy przeciwnika, wyjaśniać szybko boiskowe sytuacje. 

Jak dużym problemem dla ciebie na boisku jest to, że masz jeszcze braki w fizyczności? Siłą rzeczy nie miałeś kiedy nabrać masy jak ligowi wyjadacze. 

Fizyka generalnie dla napastnika jest ważnym elementem w całej tej układance, więc pracuję nad nią. Teraz, po kilku meczach w Ekstraklasie, jestem w stanie ocenić konkretnie, co jest jeszcze u mnie do poprawy. Gdy porównuję siebie w wieku 17 lat do mojego brata, to widzę, że poziom jest u mnie troszkę wyższy. Powód jest prosty – wtedy nie był kładziony nacisk na motorykę tak bardzo jak teraz. 

Co musisz poprawić? I co najbardziej poprawiłeś w tym sezonie? 

W tym sezonie generalnie wychodząc na każdy następny mecz miałem z tyłu głowy, by dać zawsze drużynie impuls. Dać coś, z czego mogę zostać zapamiętany. Mam na myśli oddanie strzału, drybling, brak strachu przed wejściem w pojedynek. Z tego jestem najbardziej zadowolony – moje bramki były ładnej urody, ale przede wszystkim na wysokim poziomie była decyzja i wykonanie. Na minus? Na pewno gra tyłem do bramki, gdy bramkarz wybija piłkę czy próbuję się utrzymać z obrońcą na plecach. Dla mnie to ciężkie po pierwsze dlatego, że nie mam jeszcze na tyle warunków fizycznych, a po drugie – to też kwestia regularności w grze. Dostaję regularnie minuty, natomiast im więcej pojedynków stoczę, im więcej minut rozegram, tym lepiej to będzie wyglądało. To naturalne. Dodatkowo ma mi w tym pomóc przygotowanie motoryczne. 

Na czym polega fenomen twoich rodziców? Bardzo często można usłyszeć w kontekście ciebie czy Adama, że kluczowy wpływ na wasz rozwój mają świadomi rodzice, którzy doskonale znają swoją rolę i dają ogromne wsparcie.

Dla mnie to absolutnie nie jest żaden fenomen. To, jakie wsparcie dostaję od rodziców, powinno być według mnie naturalne. Przede wszystkim chodzi o danie szansy do rozwoju. Każdy rodzic ma różne możliwości, to jasne. Mnie do niczego nigdy nie zmuszano. Piłkę wybrałem sobie sam. Gdy miałem dziewięć lat, był moment, że w ogóle nie grałem w piłkę. Miałem inne zainteresowania, odpuściłem ją. Natomiast w momencie, gdy się na coś zdecydowałem, dostawałem od nich wsparcie. Miałem opcje do treningu indywidualnego, regeneracji. Zawsze zapewniali mi te rzeczy pozaboiskowe, które mogli. Za to jestem wdzięcznym, bo to pozwoliło mi na koniec wyjść troszkę wyżej, ponad juniorską piłkę. Dali mi też ochronę. Ochronę przed osobami, które teoretycznie chciałyby pomóc, ale w ostatecznym rozrachunku nie zawsze są to współprace, na których zawodnik wychodzi najlepiej. 

Tata wciąż ma decydujący głos? 

Tak. Tata i ja. Jak mówiłem – mnie nikt do niczego nigdy nie zmuszał. Każda decyzja jest podejmowana wspólnie. 

A jak wygląda skill box, który masz wybudowany w domu? 

Ktoś kiedyś widziałem napisał, że to sala gimnastyczna do ćwiczeń. Muszę zdementować – to po prostu pokój do ćwiczeń. Robię tam różne wstawki motoryczne przed meczami. Wiele czasu spędzałem tam, gdy byłem młodszy, na przykład w zimie, gdy nie mogłem wychodzić na ogród. Kapkowałem, obijałem o ścianę, robiłem różne stabilizacyjne ćwiczenia. Czasem się spotyka takie salki na stadionach do rozgrzewki. Tylko jest ona o wiele mniejsza. 

Czyli to nie domowe MilanLab.

Nie, nie. Nie ma tam bramek. Zwykły pokój ze sztuczną trawą, w którym ściany są w wiślackich barwach.

To też pokazuje, że jesteś związany z Wisłą także emocjonalnie. Od zawsze kibicowałeś Wiśle? 

Tak. Nigdy nie miałem ulubionego klubu zagranicznego, więc jeśli ktoś mnie pyta o ulubiony klub, zawsze odpowiadam, że Wisła. 

Słyszałem, że zdarzało się, że tata organizował tobie i Adamowi treningi indywidualne mini obozy. 

Tak, to było dawno temu. Miałem chyba jedenaście lat. Teraz też się otworzyły takie akademie treningów personalnych pod technikę indywidualną zawodnika. Wtedy jeszcze nie było tego w formie akademii, natomiast trenerzy oferowali takie treningi. Często z czegoś takiego korzystałem, bo w klubie nie było takiej możliwości. To było na zasadzie treningu strzeleckiego, technicznego. Sama przyjemność. 

Czujesz, że masz talent? 

Tak, czuję. 

A czym jest dla ciebie talent? 

To ciężkie do zdefiniowania zjawisko. Talent poznaje się w momencie, gdy się zaczyna wykonywać daną czynność. Gdy zacząłem grać w pierwszym polskim klubie, miałem osiem lat, więc wiadomo – nie mogłem stworzyć opinii na swój temat. Natomiast osoby, które na mnie spoglądały, swoim fachowym okiem mogły stwierdzić, że ten zawodnik ma talent, warto w to iść. Nie było konkretnego momentu, w którym uświadomiłem sobie, że mam talent. To wychodzi z każdym treningiem, kiedy widzę, że dana rzecz mi wychodzi. Kiedy dana czynność po kilku nieudanych próbach udaje się za dziesiątym razem, wiem, że do tego talentu jest dołożona ciężka praca. W końcowym rezultacie – jest fajny efekt. Tak to widzę. 

Lubisz o sobie słyszeć, że masz talent? Podobno nie ma nic gorszego dla młodego sportowca niż powtarzanie mu, że ma talent. Niejako oddala go to od ciężkiej pracy, a talent to często może 10%. 

Tak, jak wspomniałem, czuję, że mam talent. Kiedy ktoś mi o tym mówi, to niewiele to zmienia. Nie muszę się dowartościowywać czyjąś informacją. To tak, jakby mi ktoś powiedział, że mam w domu telewizor.

Patrząc na całą drogę twojego brata – jakie wnioski możesz z niej wyciągnąć? Co twoim zdaniem zrobił źle, że nie jest dziś jeszcze wyżej? Czego możesz się od niego nauczyć?

To, co teraz powiem, nie wynika konkretnie z jego zachowania. Chodzi o przygotowanie motoryczne. Po prostu – wtedy nie był kładziony na to nacisk. To ten element, przez który jestem od niego w tym wieku szczebelek wyżej. Ominąłem okres, gdzie byłem najbardziej narażony na kontuzje. Szybko skoczyłem, jeśli chodzi o wzrost. Mięśnie nie były zbyt mocne, kości były wydłużone, osłabione. Ten okres przepracowałem, aby się wzmocnić. Adam tego nie zrobił, tak wyszło. Musiał to okupić ciężką kontuzją. To jest to, co mi przychodzi teraz do głowy. Ten moment w wieku juniorskim, gdzie kluczowe jest przygotowanie motoryczne.

Jak spytałem twojego brata o to, powiedział identyczną rzecz: – Czerpie ode mnie w kwestii przygotowania do wysiłku na poziomie seniorskim. Prewencja przedtreningowa, wzmacnianie się – to nie była powszechna wiedza. Olek robi treningi, które nie są związane z piłką, ale pomagają w tym, by nie mieć kontuzji i by nie potrzeba było tego słynnego czasu na aklimatyzację w pierwszym zespole. 
Też słyszałem, że jako pierwszy do szatni juniorskiej przynosiłeś rollery i sprzęt do rozciągania. 

To prawda, lubiłem do szatni przynosić takie rzeczy. Ale nigdy nie traktowałem tego jako gadżet, którym mogę się pochwalić. Czy to był roller, czy pierwszy raz przyszedłem w butach ze skarpetą super fly. Byłem w szatni U-12, wyciągnąłem pół korka i już widziałem, że się wszyscy na to patrzą i zaraz się zacznie (śmiech).

Jaką najcenniejszą wskazówkę usłyszałeś od brata? 

Nie ma jednej konkretnej wskazówki, bo nasze rozmowy nie wyglądają w ten sposób. Jak słyszę “jedna wskazówka”, wizualizuje mi się sztywna rozmowa i słuchanie, co druga osoba ma do powiedzenia. To wynika generalnie z wymiany opinii. I ja, i on – mam nadzieję! –  czerpiemy korzyści z tych rozmów. Jesteśmy w stanie coś sobie wywnioskować. Generalnie po meczach często analizujemy naszą grę. Po ostatnich meczach rozmawialiśmy a propos gry plecami do bramki i utrzymaniu się przy piłce. Luźna rozmowa, gdzie obie strony na tym zyskują. 

Adam ma zadatki na trenera albo analityka?

Mówi, że tak! 

Patrząc z dzisiejszej perspektywy, trenowanie taekwondo było czymś, co dało ci dużo w karierze piłkarskiej? Generalnie uważasz, że ogólnorozwojówka i trenowanie innych sportów może bardzo pomóc? 

Według mnie to nawet kluczowe. Nie mówię tylko o zawodniku, a o dziecku, by rozwijało się na różnych płaszczyznach sportowych. Po pierwsze – nigdy nie wiadomo, czy pójdzie w piłkę nożną. Po drugie – jakby już się okazało, że w nią pójdzie, ma świetną bazę w postaci mobilności, przygotowania motorycznego czy ogólnego wzmocnienia. Na tej bazie można potem budować dalej cegiełki, to dobry fundament.

Dlaczego nie poszedłeś do Lecha Poznań, kiedy pojechałeś tam na testy?

To były moje pierwsze testy. Pojechałem tam otwarty na wszystko. Chciałem zobaczyć, jak to wszystko wygląda, jak pracują inne akademie, bo wtedy w naszym roczniku nie mieliśmy spotkań z takimi klubami jak Lech czy Legia. Chciałem poznać od środka, jak to wyglądało. Do Lecha nie poszedłem, bo uznałem, że lepsze warunki mam w Wiśle. To taki ogólny argument – wszystko na miejscu, mieszkałem z rodzicami, miałem szkołę, zapewnione wyżywienie. Więcej czynników, które decydują później o końcowym wyniku, było w Krakowie.

Pytanie, które zadaje sobie każdy kibic Wisły Kraków – czy zostajesz w Wiśle? 

Nie mam jeszcze podpisanego kontraktu, ale wszystko jest na dobrej drodze, żebym w Krakowie został. 

Wiadomo, że na twoim etapie pieniądze nie są najważniejsze. Ale ty sam byłeś rozczarowany stylem, w jakim Wisła prowadziła wcześniej z tobą negocjacje kontraktowe? Twoje otoczenie było zaniepokojone, jeśli nie wzburzone. 

Ja nie musiałem być rozczarowany, bo rzeczami kontraktowymi zajmuje się przede wszystkim mój tata. Jak ktoś miał być rozczarowany, to on. Mnie ewentualne zmiany nie dotknęły, bo wszystko zostało tak, jak było. No, ale jak mówię – staram się ograniczać sprawy pozapiłkarskie do minimum. Nie mówię, że się w to nie wiążę, nie rozmawiam, natomiast każdy ma swoje zadania i każdy skupia się na swojej roli. A moją rolą nie jest negocjowanie warunków finansowych. 

W międzyczasie pewnie otrzymałeś wiele ofert czy sygnałów od poważnych klubów, które widziałyby cię u siebie. Rozmyślałeś na poważnie nad którąś z tych ofert? Czy wszystko od razu kasowaliście? 

Nie, absolutnie nie kasowaliśmy. I nigdy żadna oferta nie będzie kasowana. Każdą na pewno rozpatrzę, ale przede wszystkim pod względem sportowym, co dany klub sportowo jest mi w stanie zaproponować. Na razie zapadły takie decyzje, że nie ma sensu ruszać się z Wisły. Nie dlatego, że mam tu najlepsze warunki finansowe, tylko dlatego, że sportowo miałem największą szansę, żeby się rozwinąć.

Rozważałeś na poważnie którąś z ofert?

Każdą. 

Inaczej – czy przy którejś byłeś już bliski podjęcia decyzji?

Generalnie wszelkie zapytania czy oferty najpierw trafiają do zarządu Wisły, menedżera, mojego taty. Nie jestem wmieszany w pierwszy etap rozmów, bo nie chcę być. Jeśli dana rozmowa nie przeszła do momentu, w którym musi być podjęta decyzja w lewo lub w prawo, znaczy, że po prostu najlepszą opcją była Wisła. Dlatego też nie było sytuacji, że pakowałem się do samolotu i leciałem podpisywać kontrakt, ale coś mnie zawróciło.

Dajesz sobie idealny moment na przeprowadzenie transferu? 

Nie da się według mnie określić idealnego momentu do wyjazdu zagranicę. To uzależnione od predyspozycji danego zawodnika. Opcje mamy dwie – wyjazd we wczesnym wieku albo wyjazd po osiągnięciu czegoś w Ekstraklasie. Można się kłócić, ale to bez sensu, bo na każdy przykład znajdziemy argumenty. Ja wybrałem inną drogę niż mój brat, co też było uwarunkowane kilkoma rzeczami. Zaczynam od młodego wieku w Ekstraklasie, mój brat był w tym wieku we Włoszech. Na ten moment wygląda to według mnie dobrze. Jestem zadowolony, że jednak nikt ode mnie się nie podpalił, żeby natychmiast zmieniać otoczenie. A także, że ja sam się nie podpaliłem. Nie skusiły nas pieniądze czy coś innego. Wybrałem ofertę, która była rozsądna.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK / newspix.pl

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Cały na biało

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

5 komentarzy

Loading...