Wiemy, Liverpool dopiął mistrzostwo w niemal rekordowym czasie, a emocje dotyczące wyścigu po tytuł skończyły się na długo przed wybuchem pandemii. Wiemy, także wicemistrz był znany już od dłuższego czasu, zdajemy też sobie sprawę, jak wiele dzieli Norwich od reszty peletonu. Ale mimo wszystko uważamy, że finisz ligi angielskiej będzie naprawdę ekscytujący, może i bardziej ekscytujący niż walka o mistrzostwo w niektórych innych ligach. Chodzi naturalnie o przyszłoroczną Ligę Mistrzów, o którą walczą obecnie trzy kluby. I to nie byle jakie kluby.
Gdybyśmy mieli wskazywać, dlaczego całość jest tak emocjonująca, to właśnie dobór aktorów na tej scenie byłby kluczowy. Manchester United, Chelsea, Leicester City, gdzieś w roli drugoplanowej jeszcze ambitny projekt Wolverhampton, którego nadal nie można jednoznacznie skreślić. United to oczywiście filmowa historia Ole Gunnara Solskjaera, który wlewa nową nadzieję w serca kibiców rozczarowanych kolejnymi nieudanymi próbami ukojenia bólu po osieroceniu przez Sir Alexa Fergusona. Nie udało się na dłuższą metę van Gaalowi, nie udało się Mourinho, czas Moyesa taktownie przemilczymy. OGS był jak Luke Skywalker, nawet wizualnie podobny. Nowa nadzieja, nowa radość, stoi za nim kapitalna karta w roli zawodnika, ale stoi też za nim wyjątkowa więź z własnymi piłkarzami.
No i przede wszystkim – to nadal Manchester United. Nawet w sportowym niebycie, jedna z największych piłkarskich firm świata. Śledzona uważnie od Chin po Los Angeles, od Ottawy po Australię.
Manchester United Ole Gunnara Solskjaera (dół) oraz schyłkowego Mou (góra). Przykuwa uwagę przemiana Paula Pogby (na niebiesko).
Na podobnym poziomie rozpoznawalności i szeroko pojętego “story” stoi Chelsea. Londyńczycy też mieli swoje problemy, może nawet poważniejsze od United. Zakaz transferowy, do tego sprzedaż Edena Hazarda, zdawało się, że czeka ich żmudny proces przebudowy. Tymczasem skorzystali z kapitału, który wypracowywali przez lata, skorzystali ze swojej “The Loan Army”, szerokiej kadry złożonej z młodych ludzi, którzy uczyli się futbolu w akademii Chelsea oraz na wypożyczeniach z tego klubu. Zupełnie znikąd pojawiły się na Stamford Bridge nowe gwiazdy, z potencjałem na prawdziwych ulubieńców publiczności. Tammy Abraham. Mason Mount. Nawet Kurt Zouma, Andreas Christensen czy Callum Hudson-Odoi.
Na koniec zostawiliśmy ojca dla tych wszystkich niebieskich dzieciaków. Frank Lampard to ten sam format co Ole Gunnar Solskjaer, a jeśli bierzemy pod uwagę przywiązanie do klubu i stopień uwielbienia wśród kibiców – być może nawet jedna półka wyżej.
Leicester City w teorii nie rozpala emocji tak jak powyższe dwie ekipy, ale przecież to niedawny mistrz, który nadal ma w składzie parę legendarnych postaci – bo tak trzeba określić zdobywców tytułu z 2016 roku. W dodatku to właśnie Lisy bardzo długo okupowały drugie miejsce w tabeli – co jest o tyle fantastyczne, że przecież wielu skazywało ich na utonięcie w środku tabeli po bezprecedensowym sukcesie sprzed czterech lat. To też swoją drogą czynnik, który uatrakcyjnia całą zabawę – Leicester City miało pole position, a teraz jest chyba faworytem do zajęcia piątego miejsca – czyli “tuż za” Ligą Mistrzów.
UNITED, CHELSEA, LEICESTER. IN THAT ORDER.
Okej, czyli mamy trzech kozaków, którzy walczą o dwa miejsca. Nie da się snuć opowieści o finiszu ligi, bez próby wyceny jedenastki “na papierze”. I niestety dla fanów z Londynu i Leicester – to Manchester United wygląda tutaj najmocniej.
Już wcześniej zespół wydawał się bardzo silny – rósł Marcus Rashford, dobrze wprowadził się do drużyny Harry Maguire. OGS miał bardzo silny start, wszyscy pamiętamy serię zwycięstw i nieprawdopodobną wygraną z PSG w Lidze Mistrzów, ale być może ważniejszy od tego startu był okres między sezonami. Zespół został bardzo mocno przebudowany, zresztą zdaje się, że z korzyścią dla obu stron. Taki Romelu Lukaku to pewnie jeden z najważniejszych transferów w całej Serie A, z kolei United na brak możliwości w linii ofensywnej narzekać nie mogą.
Natomiast to wszystko wystarczało na dzielną walkę w okolicach piątego miejsca. Brakującym ogniwem okazał się Bruno Fernandes.
Gość jest po prostu niesamowity, wykręca doskonałe indywidualne liczby, ale przy tym uwolnił potencjał kolegów. 7 goli i 6 asyst w 10 meczach to chory wynik, natomiast porównajmy też grę jego kumpli w epoce przed- i post-fernandesowej. Paul Pogba wygląda jak dzieciak w nowej szkole, do której wreszcie przeniósł się też jego kumpel z podwórka. Mason Greenwood, ale też Martial czy Rashford czerpią pełnymi garściami z kreatywności Portugalczyka. Początkowo dawał przede wszystkim dynamikę, przebojowość i finezję, dokładne podania, regulowanie tempa. Teraz, gdy rywale są zmuszeni obsadzać go wianuszkiem obrońców, robi się też ogromna przestrzeń dla kolegów z ofensywy. Wyniki nie kłamią – z Fernandesem na boisku United jeszcze nie przegrali.
Tabela formy za ostatnie 10 spotkań, flashscore.com
Już w tej tabeli widać też aktualnie najsłabszego spośród muszkieterów walczących o Champions League. Przyczyny zapaści Leicester City trudno zamknąć w jednym zdaniu, ale pamiętajmy – to od początku sezonu był zespół punktujący lepiej, niż wskazywaliby na to bukmacherzy, eksperci czy życiorysy poszczególnych zawodników. Roy Hodgson stwierdził nawet wprost: Lisy wygrywały golami Vardy’ego z pozycji, z których inny napastnik strzelić by nie potrafił. Vardy przyciął się jeszcze przed pandemią, od Boxing Day aż do 1 lipca strzelił tylko dwa gole, oba w meczu z Aston Villą. To właśnie na tym etapie Leicester potraciło masę punktów – przegrywając m.in. z Burnley, Norwich i Evertonem. Vardy teraz znów trafia – dublet na wagę 3 punktów z Crystal Palace, gol na wagę remisu z Arsenalem.
Pytanie tylko, czy nie jest na to odrobinę za późno. W końcu obecnie w tabeli wyżej jest Chelsea, a Manchester United może przeskoczyć podopiecznych Brendana Rodgersa już wieczorem.
Celowo unikamy tutaj odpowiedzi na pytanie – a jak silna na papierze jest Chelsea? Z racji wieku i doświadczenia jej kluczowych zawodników, zdaje się że jeszcze przez jakiś czas pozostanie chimeryczna. Ogra Manchester City, by później przegrać z West Hamem United. Wygra z Leicester City, by później boleśnie wyłożyć się na Sheffield United. Poprzestańmy na tym, że naprawdę silna, to ona dopiero będzie – co udowodniliśmy tutaj.
TERMINARZ FINISZU PREMIER LEAGUE
I znów ten Manchester United. Przede wszystkim – dopiero dzisiaj z Southampton gra swój 35. mecz, w dodatku na swoim terenie. Jeśli wygra, wjeżdża na pierwszą pozycję przed ostatnimi trzema kolejkami. Na ten moment wygląda to tak:
- 3. Chelsea 35 meczów, 60 punktów
- 4. Leicester 35 meczów, 59 punktów
- 5. Manchester United 34 mecze 58 punktów
Piąte zwycięstwo z rzędu zdecydowanie jest w zasięgu Fernandesa i spółki – a jeśli tak się stanie, United będą mieli dwa punkty przewagi nad Lisami. Spójrzmy jednak, co nas czeka dalej. W uprzywilejowanej pozycji jest Chelsea, która w ostatniej kolejce będzie mogła obserwować, jak obaj bezpośredni rywale tłuką się ze sobą na King Power Stadium. The Blues w tym samym czasie grają u siebie z Wolves.
- Chelsea: Norwich (20., dom), Liverpool (1., wyjazd), Wolves (6., dom) – po drodze jeszcze FA Cup przeciw Manchesterowi United
- Leicester City: Sheffield (7., dom), Tottenham (8., wyjazd), Manchester United (5., dom)
- Manchester City: Southampton (12., dom), Crystal Palace (14., wyjazd), West Ham (16., dom) Leicester (4., wyjazd) – po drodze jeszcze FA Cup przeciw Chelsea
Chelsea ma więc kolejkę górską – już zdegradowane Norwich z ostatniego miejsca, już koronowany Liverpool z pierwszego miejsca. Leicester gra z grupą pościgową, która wciąż jest w grze również o Ligę Europy. Najlepiej wygląda terminarz United, ale oni mogą wszystko spieprzyć jednym meczem – porażką z Lisami.
WERDYKT?
Na werdykt przyjdzie chwilę poczekać, ale to właśnie jest w tej sytuacji najbardziej ekscytujące. W przeciwieństwie do wyścigów mistrzowskich Manchesteru City z Liverpoolem czy Realu z Barceloną – tutaj naprawdę każdy może wygrać i przegrać z każdym. Błędy są w teorii mniej kosztowne, ale też w praktyce: trudniej utracić nadzieję na happy end. Gdybyśmy mieli obstawiać – chyba nie widzimy Ligi Mistrzów w Leicester. Zbyt słaba forma po pandemii, zbyt wąska kadra na tle rywali, punktowanie ponad stan, w dodatku mecz z rozpędzonym United w finale sezonu.
Ale czy obstawialibyśmy przed sezonem, że Leicester City tak długo będzie się kręcić na podium? No nie.
Dlatego też lepiej po prostu dać się ponieść tej historii. Frank Lampard, Ole Gunnar Solskjaer i Brendan Rodgers. Tammy Abraham, Marcus Rashford i Jamie Vardy. Mason Mount, Bruno Fernandes i James Maddison. Kasper Schmeichel, Paul Pogba, N’Golo Kante. Tyle osobowości, tyle talentów, tyle narracji, tyle możliwości. Legendy tych klubów, naprawdę niekwestionowane, bo takimi są Lampard, OGS czy Schmeichel. Wychowankowie, którzy już zdążyli skraść serca kibiców. A przy tym momentami naprawdę porywająca gra.
Finisz tego szalonego sezonu mógł być nudnawy na samej górze, gdzie Liverpool rozdał karty już jesienią. Ale ten szczebelek niżej zapowiada się diabelnie smakowicie. Start już dzisiaj, meczem United. Koniec dopiero z ostatnim gwizdkiem meczu Lisów z Diabłami. Już teraz zakreślamy te daty na czerwono w swoich kalendarzach. I wam też polecamy.