Reklama

Najlepsi lewi obrońcy w lidze? Mladenović, Karbownik i ja!

Jakub Białek

Autor:Jakub Białek

27 czerwca 2020, 08:26 • 13 min czytania 0 komentarzy

– Mladenović to topowy poziom, Karbownik ma wielki talent, może zrobić świetną karierę, no i ja. Gram dobrze, więc dlaczego nie? – mówi Erik Janża o najlepszych lewych obrońcach w lidze. Jeśli mielibyśmy wybierać naszą trójkę, dorzucilibyśmy jeszcze do puli Dino Stigleca i wśród tej czwórki dokonali wyboru. Jak wyglądał klub, w którym Janża wychował się z Damjanem Boharem? Dlaczego numer 64 jest dla niego symboliczny? Czemu nie lubi pobierać pieniędzy za przyglądanie się? Dlaczego nie wyszło mu w Viktorii Pilzno, do której trafił za 750 tysięcy euro? Jak wyglądał jego koniec w NK Osijek? Czy grał kiedyś przy lepszej publiczności niż ta w Zabrzu? Zapraszamy na wywiad z Erikiem Janżą, najlepszym transferem Górnika Zabrze w tym sezonie. 

Najlepsi lewi obrońcy w lidze? Mladenović, Karbownik i ja!
Zacznijmy od twojego numeru – dlaczego akurat 64?

Wziąłem ten numer, gdy po raz pierwszy wyprowadziłem się z rodzinnego miasta. Mój tata urodził się w 1964 roku, więc to na jego cześć. To on zaraził mnie piłką nożną. Później, dokładnie 6.04, urodził się mój syn.

Symbol.

Są więc dwa powody, dla których gram z tym numerem.

Jaki wpływ na twoją karierę miał ojciec?

Ogromny. Gdyby nie on, nigdy nie grałbym w profesjonalną piłkę. Trochę to śmieszne, ale jako dzieciak byłem… bardzo gruby. Pomógł mi zrzucić wagę i zapisał do szkółki piłkarskiej. Zacząłem trenować piłkę trochę później niż inni, około 13 roku życia. Wszystko później przyszło mi szybko. Ojciec miał wielki wpływ na mnie. Mogę mu tylko podziękować, że sprowadził mnie na tę drogę. 

Generalnie pochodzisz z piłkarskiej rodziny. 

Tak, mój pięć lat starszy brat także był profesjonalnym piłkarzem. Kilka lat temu zakończył karierę, miał wiele problemów z kolanami. Ma teraz inną pracę. Tata też grał amatorsko w piłkę. Możemy powiedzieć, że każdy w mojej rodzinie ma związek z piłką. I ja też podążam tą drogą.

Reklama
Pochodzisz z Murskiej Soboty, czyli małego miasta, w którym całkiem prężnie od lat działa klub piłkarski. Wejście do dorosłej piłki miałeś dzięki temu znacznie ułatwione.

Murska Sobota ma może 30 tysięcy mieszkańców. Jeśli trafisz do ND Mura, masz dobrą szansę, by zrobić karierę. Klub samemu tworzy piłkarzy. Nie ściąga ich z zagranicy, bazuje na wychowankach z młodszych kategorii wiekowych. To była dla mnie, ale i każdego, kto trafia do Mury, bardzo dobra sytuacja. Droga jest krótsza. Trafiłem tam jako 14-latek. Rozwinąłem się, wykorzystałem sytuację w 100%.

W moim drugim sezonie byliśmy nawet bardzo blisko fazy grupowej Ligi Europy. Pamiętam każdy mecz tak, jakbym grał go wczoraj. CSKA Sofia, FK Baku, Arsenal Kijów. Walka w każdym spotkaniu. Później graliśmy z Lazio. Lazio to Lazio, Mura to Mura, mały klub, nie mogliśmy zbyt wiele zrobić. Ale było to świetne doświadczenie. Byliśmy wtedy młodymi piłkarzami i poznaliśmy już smak Europy, cała Słowenia mogła nas oglądać. Otworzyły się dla nas nowe drogi kariery. Klub nie był wtedy w zbyt dobrej sytuacji finansowej, mówiąc wprost – były problemy z pieniędzmi. Ale mieliśmy przy tym w drużynie świetne charaktery. Dziś Mura wygląda inaczej. W środę zdobyła puchar Słowenii po 25 latach. To pokazuje, że klub idzie w dobrą stronę.

Jak wielu piłkarzy urodzonych w Murskiej Sobocie gra zawodowo w piłkę? 

Damjan Bohar!

Naprawdę wielu piłkarzy, ale 90% z nich nigdy nie wyjechało ze Słowenii.

Swoją drogą – to prawda, że jesteście z Damjanem Boharem najlepszymi przyjaciółmi?

Znamy się już naprawdę bardzo długo. Chodziliśmy do tej samej szkoły. Pamiętam, graliśmy pierwszy mecz, gdy miałem 12 lat. Wtedy jeszcze przeciwko sobie, później graliśmy już razem. Najlepszy przyjaciel? Ciężko powiedzieć, czy najlepszy, nie widzimy się codziennie, ale każdego tygodnia rozmawiamy przez telefon. Gratuluję mu, gdy strzeli, on mi, gdy dam asystę, rozmawiamy o tym, jaka jest sytuacja w klubie.

Kto z was miał za dzieciaka większy potencjał? 

Raczej ja. Przeszedłem przez wszystkie kategorie reprezentacyjne od U-15, Damjan grał tylko w U-19 i U-21. Grałem też dla reprezentacji A, gdy miałem 21 lat. Chyba więcej oczekiwano ode mnie. Damjan bardzo się rozwinął, gdy przeszedł do Mariboru, gdzie grał w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. W Polsce także ma świetne dwa lata, widzimy jego jakość.

Reklama
Jakim cudem mimo takich liczb nie jest w reprezentacji?

Musisz zobaczyć, kto gra w reprezentacji na jego pozycji. Ilicić, Verbić… Bardzo ciężko trafić do drużyny, w której są tacy zawodnicy. Ma bardzo dużą konkurencję. Ale myślę, że jeśli będzie dalej grał tak jak gra, z pewnością dostanie szansę.

Obaj graliście w Mariborze. Tadej Vidmajer mówił ostatnio, że bardzo ciężko odejść za granicę, gdy grasz w słabym słoweńskim klubie. Jeśli myślisz o transferze, musisz mieć pomost w postaci Domżale, Olimpiji albo Mariboru.

Tak, to prawda, chociaż z każdym rokiem jest łatwiej odejść też ze słabszego klubu, ale faktem jest, że przez lata było o to niezwykle ciężko. Wielu skautów obserwuje tylko Marbior i Olimpiję. Grasz dobrze – masz otwartą drogę do Europy. Małych klubów się nie ogląda. 

To dlatego poszedłeś do Mariboru? 

Szczerze mówiąc – niekoniecznie. Nie oczekiwałem transferu zagranicznego. Grałem w Domżale, czułem się szczęśliwy, nie myślałem o żadnych ruchach. Ale gdy dzwoni po ciebie Maribor, ciężko powiedzieć “nie”. To może być jedyna okazja w życiu, by zagrać w Mariborze. W Słowenii każdy chciałby grać w Mariborze, to trochę jak z Legią w Polsce. Gdy zadzwonili, momentalnie się zgodziłem. I oczywiście była to dobra decyzja.

Wypromowałeś się na tyle, że odszedłeś do Viktorii Pilzno za 750 tysięcy euro. Tym bardziej dziwne jest to, że w Pilznie zagrałeś… tylko trzy mecze.

Sezon w Mariborze był chyba najlepszym w moim życiu, grałem wtedy chyba nawet lepiej niż teraz. Byłem pewien, że jestem gotowy odejść na wyższy poziom. No i przyszła oferta z Czech. Viktoria Pilzno to – co oczywiste – większy klub niż Maribor. Czułem, że to ten moment. Ale piłka jest nieprzewidywalna, nigdy nie wiesz, jak się potoczą twoje losy. Dziś mogę powiedzieć, że to nie była dobra decyzja. Gdybym wiedział wcześniej, że tak wyjdzie, nie zdecydowałbym się na ten ruch, ale no właśnie – w piłce nigdy nie wiesz.

Gdy polski klub wydaje na zawodnika 750 tysięcy euro, zwykle dostaje on masę szans.

Wiem, że tak to wygląda. Ściągnął mnie trener ze Słowacji, który po trzech miesiącach stracił pracę, na jego miejsce zatrudniono Pavla Vrbę. I wtedy moja historia w Pilznie się zakończyła. Powiedział, że mnie nie potrzebuje, a osoba, która mnie ściągała, nie pracowała już w klubie, więc nie miała na moją sytuację żadnego wpływu. W tych trzech meczach wcale nie zagrałem źle. Ale mogłem liczyć tylko na grę w spotkaniach, w których nasz lewy obrońca miał kartkę albo uraz. Nawet jeśli zagrałbym mecz życia i strzelił 2-3 gole, nie wskoczyłbym do składu. Taka jest piłka. Nie rozmyślam już o tym. Choć gdybym mógł jeszcze raz wybrać, wybrałbym inaczej. 

Odejście z Viktorii pewnie nie było łatwe. Kluby zwykle chcą odzyskać chociaż część pieniędzy, ciebie finalnie puszczono za darmo.

Łatwo nie było, ale musiałem zrobić ten krok. Chciałem ratować swoją karierę. gdybym został tam do końca kontraktu, mógłbym zapomnieć, jak gra się w piłkę. Chcę grać w każdym klubie, w którym jestem. Jeśli nie gram, denerwuję się. Powiedziałem jasno w Pilźnie: – Jeśli nie chcecie na mnie stawiać, oddajcie mnie. Chcę odejść gdzieś, gdzie będę grał. 

Musiałem naciskać. Być może dzięki temu uratowałem karierę. 

Chyba jesteś trochę niecierpliwy. Gdy w Chorwacji przestałeś grać, też od razu rozwiązałeś długoletnią umowę. Nie czekasz na szansę, szybko chcesz szukać nowego klubu.

Tak i nie. W Chorwacji była inna sytuacja – u Zorana Zekicia grałem w każdym meczu, potem klub zmienił trenera i nowy błyskawicznie powiedział mi, że nie widzi mnie w swojej drużynie i mogę sobie szukać nowego klubu. Jeśli mnie nie potrzebuje, co miałem zrobić? Nie potrzebuję pieniędzy za siedzenie na ławce. Chcę zarabiać na życie swoją pracą, a nie przyglądaniem się z boku. Każdy chce grać, ale jest inaczej, gdy trener mówi ci “nie chcę cię, możesz odejść”, a gdy mówi “wierzę w ciebie, trenuj dobrze i dostaniesz szansę”. Wtedy zostałbym i trenował, dawał z siebie wszystko. 

Latem byłem więc w bardzo trudnej sytuacji. Próbowałem znaleźć nowy klub. Trochę czekałem i jako pierwszy odezwał się do mnie Górnik. Od razu się zgodziłem, chciałem jak najszybciej być w treningu. Rozmawiam często z Damjanem Boharem, więc wiedziałem doskonale, jaką ligą jest Ekstraklasa. Odezwałem się też do innych chłopaków ze Słowenii, którzy grają w Polsce. Dobrze poznałem sytuację w lidze. Byłem wtedy wolnym zawodnikiem i błyskawicznie się zgodziłem. 

Po tych latach zawirowań chcesz znaleźć w Górniku stabilizację? Czy czujesz się na tyle dobrze, że myślisz już o pójściu do lepszej ligi?

Nie, nie myślę o odejściu. Zdaję sobie sprawę, że gram dobrze, ale ciągle mam przed oczami, że mogę grać lepiej. Widzę spore rezerwy. Nie myślę w ogóle o opuszczaniu Górnika. Ale właśnie – w piłce nigdy nie wiesz, czego oczekiwać. Jeśli przyjdzie świetna oferta, będziemy rozmawiać. Na pewno nie jest tak, że chciałbym odejść za wszelką cenę. To na pewno nie. Świetnie się tu czuję. Górnik mnie szanuje, nie byłoby łatwo podjąć taką decyzję. 

Rodzina przyzwyczaiła się do tego szalonego trybu?

Też chciałaby mieć trochę stabilizacji. W ostatnich czterech latach mieszkaliśmy w czterech krajach. Gdy masz do tego małego synka, nie jest łatwo prowadzić takie życie. Teraz chcielibyśmy zostać tu na dłużej. 

Rodzina była z tobą podczas pandemii? 

Nie. Żona i syn wyjechali do Słowenii.

Jak wytrzymałeś sam w Zabrzu w zamknięciu?

Było bardzo ciężko. Coś strasznego. 24 godziny samemu w mieszkaniu, nie wiedziałem, co mam ze sobą począć. Może dla mojego synka było lepiej, gdy mógł bawić się z dziadkami, ale dla mnie i żony… Przez trzy miesiące się nie widzisz, rozmawiasz tylko na WhatsAppie czy Skype. Nie czujesz drugiej osoby obok, nie jest tak samo. Ale przetrwaliśmy to, są już ze mną w Polsce. Wszystko jest dobrze. 

Co robiłeś w tym czasie?

Nic (śmiech). Jedzenie, spanie, trenowanie. No i konsola! 

Typowa pandemiczna nuda.

Wieeeelka nuda. 

Gry to twoja pasja?

Czas wolny spędzam głównie z rodziną – żoną, synkiem, psem. Teraz jest dobra pogoda, wychodzimy do parku i gramy. Ale tak, gdy mam wolny czas, lubię też pograć.

Ulubiona gra?

Call of Duty Hall of Fame. 

A FIFA? 

Lubię, ale tylko z kumplami. Na przykład gdy jedziemy na obóz, tak, wtedy jest fajnie. Ale w domu raczej nie gram. Oglądam też seriale, no i NBA. Uwielbiam NBA! 

Oglądasz więcej piłki czy kosza? 

Oglądam piłkę, gdy są ważne mecze. Czasem oglądam też Barcelonę albo mecze moich kumpli. Gdy mam wybrać – wolę jednak dobrego kosza. Każdego dnia trenuję piłkę, więc to naturalne, że szukam odskoczni. Gdy oglądam kosza, nie myślę o piłce. Relaksuję się. 

A na Ekstraklasę rzucisz okiem? Czy tylko mecze Zagłębia i Piasta, by mieć o czym pogadać z Boharem i Korunem?

Jeśli akurat sobie przypomnę i znajdę ich mecz w internecie, czasem obejrzę. Ale nie mam polskiej telewizji, to nie tak, że czekam na każdy mecz Ekstraklasy. Oglądam skróty z każdego meczu, więc jestem na bieżąco, ale to tyle.

Na tyle, ile znasz tę ligę, którego lewego obrońcę uważasz za najlepszego?

Jest wielu dobrych. Mladenović to topowy poziom. Karbownik ma wielki talent, może zrobić świetną karierę, jeśli będzie dobrze pracował i ominą go kontuzję. No i ja. Gram dobrze, więc dlaczego nie?

To twoje top 3? 

Mogę tak powiedzieć. Dodałbym jeszcze tylko, że Kirkeskov to też dobry piłkarz.

Twój styl generalnie można porównać do Mladenovicia. Podobne warunki fizyczne, też lubisz wrzutkę, równie dużo czasu spędzasz pod polem karnym rywala.

Zgadzam się. Obaj lubimy raczej atakować niż bronić, ale jesteśmy obrońcami, więc czasem mamy przez to problem (śmiech). Lubię pomagać w ataku, ale czasem przegram przez to pojedynek w obronie, co nie jest dobre dla zespołu. Mogę odrobić to dobrą asystą, więc wszystko ma swoje plusy i minusy.

Jeśli już mówimy o asystach, ten sezon jest pod ich względem najlepszy w twojej dotychczasowej karierze. Dobrze odnalazłeś się w naszej lidze.

Cieszę się, że mam dobry wynik asyst. Czuję się dobrze na boisku, trener Brosz mi ufa, wyznaczył mnie do wykonywania rzutów wolnych i rożnych. Mogę mu za to tylko podziękować. Liga jest bardzo otwarta. Podoba mi się, że nie dominuje w niej tak bardzo taktyka. Wiele zespołów myśli, jak zdobyć bramkę, a nie, jak obronić do niej dostępu. To mój styl.

A co cię cieszy bardziej – asysta czy czyste konto? 

Czyste konto, to na pewno. Gdy masz zero z tyłu, możesz strzelić gola nawet w 90 minucie i wygrywasz 1:0. Wybieram zawsze czyste konto. Jest o wiele ważniejsze. 

Wielu piłkarzy z Bałkanów po przyjściu do Polski, widząc stadiony i atmosferę, mówi „wreszcie czuję się jak piłkarz”. Grałeś kiedyś przy lepszej publice niż ta w Zabrzu?

Nie. Grałem oczywiście na większych stadionach, na przykład w meczu pucharowym z Lazio w Rzymie, ale nie było na tym spotkaniu zbyt dużo ludzi, obiekt wyglądał jak pusty. Atmosfery nie było. Doping w Górniku to top level. Nigdy nie grałem w klubie, który miałby takich kibiców. W Mariborze czasem stadion się wypełniał, zwłaszcza na meczach w Europie, ale miał tylko 12 tysięcy miejsc. Gdy w Górniku gramy przy 24 tysiącach widzów, gdy słyszysz, jak krzyczą, śpiewają – coś pięknego. Dajesz z siebie coś ekstra. Dla mnie to bardzo ważne. Jesteśmy profesjonalistami, ale chcemy też dawać fanom radość, gramy dla nich. Dlatego tęsknię za kibicami. Mecze nie są takie same jak wcześniej. Słyszysz na boisku każde słowo, które pada na trybunach. Teraz może wejść na Górnik 4 tysiące osób, więc jest trochę lepiej. Zawsze coś. 

To też korzyść dla was – być może dzięki temu wreszcie wygraliście na wyjeździe.

Tak to może wyglądać, bo wygraliśmy dwa mecze (śmiech). Graliśmy też wcześniej dobrze na wyjazdach, ale nie wywoziliśmy kompletu punktów. Teraz dwa zwycięstwa, jest dobrze. 

Jak oceniasz swoje szanse na regularną grę w reprezentacji? Dzięki grze w Górniku już wróciłeś do kadry narodowej, ale póki co tylko na ławkę. Wciąż poprzestajesz na jedynym występie z 2014 roku.

Dzięki Górnikowi mogę pokazać, co potrafię i jestem za to bardzo wdzięczny. Wierzę, że dostanę kolejne szanse, zwłaszcza, że w naszej reprezentacji nie ma aż tak wielu lewych obrońców. Tak naprawdę wszystko zależy ode mnie. Jeśli utrzymam tę formę, będę grał w kadrze częściej. Póki co mam tylko jeden mecz przeciwko Kolumbii. W pierwszych minutach trochę się bałem. James Rodriguez, Cuadrado… Piłkarze, których znasz tylko z telewizji, nagle stają przeciwko tobie. Dopiero po jakichś dziesięciu minutach się wyluzowałem i grałem swoje.

Trochę fartownie się złożyło, że gracie z Urosem Korunem niedaleko siebie. Trener Matjaż Kek może za jednym wyjazdem obskoczyć dwa mecze.

Żadnego naszego meczu nie oglądał na żywo, w Polsce pojawia się jego asystent. Wiem, że mnie śledzą, oglądają każdy mecz w telewizji i monitorują w programach typu InStat. Sztab wie, w jakiej jestem formie.

Czym się różni bałkańska mentalność od polskiej? 

Ciężko powiedzieć. Są podobne. Może bardziej przestrzegacie zasad. Wszystko, co jest napisane albo powiedziane przez trenera, musi być przestrzegane. Po prostu przechodzisz nad tym do porządku dziennego i nie ma tematu. My mamy inaczej – OK, niech sobie pogada, ja i tak zrobię po swojemu. Druga różnica – osoby z Bałkanów są trochę bardziej wyluzowane, otwarte. Ale czuję się tu dobrze i nie mam z niczym problemu. Dobrze dogaduje się z każdym polskim piłkarzem z Górnika. 

Kto jest najlepszą drużyną po restarcie ligi?

Górnik Zabrze! 

Górujecie nad rywalami zwłaszcza sprintami i szybkimi biegami. Przygotowanie fizyczne to często pusty frazes, ale wy naprawdę jesteście kapitalnie przygotowani. 

Nie wiem, jak trenowały inne drużyny w czasie przerwy, ale u nas naprawdę było bardzo, bardzo ciężko. Trenerzy dawali nam sporo dużo treningów i ćwiczeń. Wiem, że każdy z nas robił wszystko zupełnie serio i na sto procent. Mimo że byliśmy w domach, była to prawdziwa, ciężka praca. Biegamy bardzo dużo, co widać na meczach. Często mamy o dziesięć kilometrów więcej niż druga drużyna. Widać, że nie było u nas żadnego oszukiwania. 

Pytanie, jak długo utrzymacie tę mobilizację. Nie spadniecie, możecie zdobyć maksymalnie dziewiąte miejsce. Nie ma naturalnego celu.

Dla nas to żaden problem. Zdajemy sobie sprawę, że lepiej skończyć na dziewiątym miejscu niż trzynastym – tak dla klubu, jak i dla naszych CV. Teraz jesteśmy bezpieczni, nie zlecimy już do pierwszej ligi, więc możemy grać na większym luzie. Może będziemy mogli pokazać jeszcze więcej jakości niż w momencie, gdy graliśmy pod presją wyniku. Cieszymy się meczami, treningami. Chcemy wygrywać. 

Cel to wygranie każdego meczu do końca?

Oczywiście. I myślę, że to całkiem możliwe. Jesteśmy w gazie, jeśli utrzymamy to i będziemy myśleć pozytywnie, mamy na tyle dużo jakości, by wygrać wszystko, co nam zostało.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK 

Fot. newspix.pl / FotoPyK

Ogląda Ekstraklasę jak serial. Zajmuje się polskim piłkarstwem. Wychodzi z założenia, że luźna forma nie musi gryźć się z fachowością. Robi przekrojowe i ponadczasowe wywiady. Lubi jechać w teren, by napisać reportaż. Występuje w Lidze Minus. Jego największym życiowym osiągnięciem jest bycie kumplem Wojtka Kowalczyka. Wciąż uczy się literować wyrazy w Quizach i nie przeszkadza mu, że prowadzący nie zna zasad. Wyraża opinie, czasem durne.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Cały na biało

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...