Mamy sierpień 2012 roku. 22-letni Jordan Henderson po kilkunastu miesiącach pobytu na Anfield odbywa bardzo trudną rozmowę z ówczesnym managerem Liverpoolu, Brendanem Rodgersem. Nowy trener mówi pomocnikowi wprost, że nie uwzględnia go w swoich długofalowych planach na zespół. – Jesteśmy dogadani z Fulham. Możemy cię wymienić za Clinta Dempseya – z brutalną szczerością oznajmia Rodgers. Pierwszą reakcją przekreślonego piłkarza są po prostu łzy smutku i frustracji. Jednak Henderson szybko dochodzi do siebie i postanawia udowodnić managerowi, że za szybko postawił na nim krzyżyk. Odrzuca propozycję przeprowadzki na Craven Cottage. I dziś może świętować z Liverpoolem odzyskanie mistrzostwa Anglii po trzydziestu latach niemocy.
Pierwszy triumf w epoce Premier League. Henderson jako kapitan zespołu i lider środka pola w ekipie The Reds dokonał tego, co nie udało się nawet Stevenowi Gerardowi. Czy to oznacza, że stał się większą postacią dla Anfield niż były kapitan? Jasne, że nie. Ale zaszczytnego, eksponowanego miejsca na kartach historii klubu nikt już Hendersonowi nie odbierze.
Napisał w barwach The Reds własną historię. Piękną. Także dlatego, że zagmatwaną.
– To niesamowite uczucie, być już pewnym zwycięstwa – komentował pomocnik. Tym razem też nie potrafił pohamować łez, lecz nie był to naturalnie płacz wynikający z rozpaczy. – Nie chciałem mówić o mistrzostwie do momentu, gdy je sobie zapewnimy. Jestem przeszczęśliwy. Podobnie jak drużyna i kibice. Cały klub i całe miasto. Trochę mnie to wszystko na razie przytłacza. Jestem po prostu niezwykle dumny z naszego osiągnięcia. Zwykle nie myśli się o momencie triumfu. Staram się cały czas koncentrować tylko na kolejnych spotkaniach. A kiedy ten moment już nadejdzie… Trudno to opisać. (…) Wszystko zmieniło się wraz z zatrudnieniem Juergena Kloppa. Z całym szacunkiem dla poprzednich managerów Liverpoolu, ale kiedy Klopp pojawił się w klubie, od razu podążyliśmy za nim. Uwierzyliśmy mu. To niewiarygodna podróż. Mam nadzieję, że jeszcze się nie skończyła. Musimy pozostać głodni.
Henderson komentuje mistrzostwo dla Liverpoolu.
Wypowiedź typowa dla Hendersona. Skromna, podkreślająca znaczenie wszystkich wokół. Wypowiedź godna kapitana The Reds. Osobowość pomocnika chwalił zresztą między innymi… Brendan Rodgers, który szybko zrozumiał, że pomysł odpalenia Hendersona do Fulham był zupełnie chybiony. – Jordan jako piłkarz jest naprawdę bezinteresowny. Koncentruje się na tym, by pomagać kolegom z zespołu. Potrafi zdobyć zaufanie drużyny. Każdy zespół potrzebuje duszy, a Jordan ją uosabia. Na sukces zapracował sobie bardzo ciężką pracą, która nauczyła go pokory. Ego nie przeszkadza mu w grze.
W podobnym tonie wypowiedział się sam Klopp: — Jeśli ktokolwiek wciąż nie widzi jakości Jordana Hendersona, nie jestem w stanie mu pomóc. Czy jest piłkarzem idealnym? Nie. Czy znam kogoś, kto jest? Nie. Czy jest niewyobrażalnie ważny dla nas? Tak.
SKREŚLONY PRZEZ SIR ALEXA
Trzydziestoletni dziś Henderson urodził się 17 czerwca 1990 roku w Sunderlandzie. Przemysłowym, portowym mieście położonym na północy Anglii, u ujścia rzeki Wear. Naturalnie pierwsze piłkarskie szlify zebrał zatem w ekipie “Czarnych Kotów”. Skauci Sunderlandu wypatrzyli talent ośmioletniego Jordana, gdy ten występował jeszcze na pozycji atakującego.
W kolejnych latach pomału przerabiano go na środkowego pomocnika.
– Wyróżniał się od zawsze – uważa Dave Robinson, nauczyciel wychowania fizycznego, który przez kilka lat miał Hendersona pod swoimi skrzydłami w szkole Farringdon, położonej na przedmieściach Sunderlandu. – Tak naprawdę lubił grać na każdej pozycji. Byle tylko drużyna na tym skorzystała. Był naprawdę fajnym dzieciakiem. Przyjemnie było go prowadzić. Nasza drużyna wygrała wtedy szkolną ligę i puchar w rozgrywkach U-16. Jordan nie był kapitanem zespołu. Chcieliśmy dać szansę innym, by sprawdzili się w tej roli. On i tak na boisku przewodził dzięki swojemu podejściu do gry i dzięki umiejętnościom.
Co innego jednak szkolne zawody piłkarskie, a co innego treningi w profesjonalnej akademii. W szkółce Sunderlandu młody Jordan radził sobie ze zmiennym szczęściem. Początkowo jego talent rozwijał się w optymalnym tempie, ale później zaczęły się kłopoty. Problematyczna stała się dla Hendersona czynność dość podstawowa dla piłkarza – bieganie.
Odkryto u niego chorobę Osgooda-Schlattera. To schorzenie, które powoduje ból w okolicach kolan. W bardzo istotnym stopniu utrudnia ono wszelkie aktywności ruchowe, zwłaszcza w przypadku wyczynowego uprawiania sportu. – Ból stale narastał – wspominał po latach Henderson. – Jako nastolatek urosłem bardzo wiele centymetrów w bardzo krótkim czasie. Za szybko wystrzeliłem i moje ciało sobie z tym nie poradziło. Byłem bardzo wysoki, ale brakowało mi masy. Sama skóra oraz kości.
Henderson w barwach Sunderlandu.
Podobnie zapamiętał ten okres Ged McNamee, jeden z dyrektorów akademii: – Rzeczywiście, Jordan miał problemy ze wzrostem. Stracił wtedy sporo pewności siebie, przez jakiś czas cierpiał z tego powodu. Pojawiały się wątpliwości, czy będzie z niego zawodowy piłkarz. Zrobiliśmy wtedy w akademii naradę z naukowcami, którzy podpowiedzieli nam, jak mamy się z nim obchodzić.
McNamee miał spore wątpliwości, czy postawić na Hendersona, gdy przyszło do oferowania profesjonalnych kontraktów wychowankom. Nastolatek szkolił się w juniorskich zespołach “Czarnych Kotów” przez dekadę i rozwinął się na niezłego piłkarza, lecz – no właśnie – tylko niezłego. Oczekiwania wobec niego były nieco większe. Ostatecznie jednak Jordan otrzymał swoją szansę w pierwszym zespole, choć nikt na Stadium of Light nie miał wobec tego ruchu wielkiego przekonania. Działacze i sztab szkoleniowy Sunderlandu nie wykluczali, że Henderson okaże się jednak zwykłym średniakiem. Rzemieślnikiem, który zakotwiczy gdzieś między trzecim a czwartym poziomem rozgrywek i będzie po prostu futbolem zarabiał na chleb, nie realizując żadnych dużych ambicji.
Jednym z nielicznych szczerych entuzjastów talentu Hendersona był natomiast Steve Bruce, który prowadził pierwszy zespół Sunderlandu w latach 2009 – 2011. Bruce polecił nawet chłopaka uwadze samego sir Alexa Fergusona. Szkot polecił współpracownikom, by rzucili okiem na rzekomą perełkę z północy kraju. Sam też przyjrzał się chłopakowi. I natychmiast z niego zrezygnował. – Henderson biegał z kolan, z wyprostowanymi plecami. We współczesnym futbolu należy biegać z bioder. Uznaliśmy, że ta wada postawy w biegu będzie dla niego bardzo problematyczna na późniejszych etapach kariery.
No cóż – każdy ma prawo do pomyłek, również Ferguson.
PRZECIĘTNIAK
To nie koniec wątków związanych z “Czerwonymi Diabłami”. Szansę ligowego debiutu w barwach Sunderlandu osiemnastoletni Henderson otrzymał bowiem od Roya Keane’a, który wówczas prowadził ekipę “Czarnych Kotów”. Irlandczyk wypuścił nieopierzonego podopiecznego w przerwie przegranego 0:5 starcia z londyńską Chelsea. Jordan za długo współpracą z Keanem się nie nacieszył, bo wkrótce nastąpiła w klubie podmianka na stanowisku trenera, no ale swój pierwszy występ w Premier League zapamiętał rzecz jasna doskonale. – Roy odegrał bardzo ważną rolę w moim życiu. Dał mi prawdziwą szansę, pozwolił zadebiutować. Miał na mnie olbrzymi wpływ, za co nigdy nie zdołam się mu odwdzięczyć. To było niesamowite uczucie, grać dla niego. Miałem przecież świadomość, jak wspaniałym był wcześniej piłkarzem. Bardzo wiele się od niego nauczyłem – opowiadał Henderson.
– Wiele osób mocno na mnie wpłynęło. Oczywiście rodzice. Kevin Ball, który był moim trenerem w akademii. Ale przede wszystkim Roy. Zawsze wymagał ode mnie maksymalnego zaangażowania i pełnej dyscypliny – dodał.
Keane jako zawodnik słynął z tego, że brutalnie obchodził się nie tylko z rywalami, ale i kolegami z drużyny, jeżeli była taka potrzeba. Jako szkoleniowiec też nie miał litości dla tchórzy i leniuchów. – Mieliśmy w rezerwach Sunderlandu mocną ekipę, ale zdarzyło nam się przegrać 0:2 z rywalami, których należało bez problemów pokonać. Keane dowiedział się o tym wyniku i zaprosił nas na rozmowę. Pamiętam to doskonale. Ustawiliśmy się w półkolu, a on przechodził od jednego zawodnika do drugiego i rugał go za nieudany występ. Musiał chyba obejrzeć nagranie tego meczu, bo był świetnie przygotowany. Cały się spociłem. Modliłem się tylko w duchu, by nie dotarł do mnie. Ale na mnie też przyszła kolej. Zapytał mnie, czy uważam się za dość dobrego, by grać w pierwszym zespole. Nogi mi się trzęsły, ale odpowiedziałem, że tak. Chyba mu się to spodobało, bo niedługo potem zadebiutowałem.
Jordan Henderson demonstruje kilka sztuczek.
Rad od Keane’a młody Anglik usłyszał więcej. Szkoleniowiec zabronił mu na przykład prosić przeciwników o wymianę koszulek. – Roy stwierdził, że w ten sposób okazuje się swój lęk przed rywalem.
Henderson nie był na pewno graczem strachliwym. Opowiadał o tym Thomas Hitzlsperger, były piłkarz West Hamu: – Gdy grałem w Anglii, przyzwyczaiłem się do przeklinających zawodników. Zdarzało się to tak często, że po chwili przestałem to w ogóle zauważać. I wtedy, w maju 2011 roku, trafiłem na zawodnika, którego rzucanie mięsem było na takim poziomie, że znów je zauważyłem. Graliśmy z Sunderlandem na Upton Park, ograli nas 3:0, a w środku ich pomocy grał młody chłopak, któremu usta się nie zamykały. Mówił do swoich i do naszych zawodników. Nie przeszkadzało mu to, że nas wkurza. Uznałem, że warto zapamiętać jego nazwisko i śledzić przebieg jego kariery. To był Jordan Henderson.
Henderson upodobnił się do Keane’a pod wieloma względami. Na boisku ogarniała go totalna żądza zwycięstwa, często tracił zdrowy rozsądek. Grał za ostro, pyskował w kierunku arbitrów. Po porażkach albo kiepskich występach popadał w głębokie poczucie frustracji, które nie dawało mu spokoju. – Pamiętam, że po porażce w derbach przez dwa tygodnie nie wychodziłem z domu, nie licząc dojazdów na trening. Po prostu nie potrafiłbym spojrzeć ludziom w oczy i słuchać, jak mówią o tym cholernym meczu – wspominał Henderson. – Taki już jestem. Liczy się dla mnie wszystko albo nic. Czasem przekraczam granicę, rodzice strasznie mnie opieprzają gdy zachowuję się nieelegancko w stosunku do sędziów. Muszę na to uważać. (…) Po meczach właściwie nie sypiam. Adrenalina we mnie buzuje, nie potrafię się uspokoić. Trzy-cztery godziny snu. Nic więcej.
Jordan Henderson w towarzystwie sędziów.
Na Stadium of Light angielski pomocnik spędził w sumie trzy sezony, po drodze zaliczając niezbyt udane, bo przerwane przez kontuzję wypożyczenie do ekipy Coventry City. W czerwcu 2011 roku przeniósł się do Liverpoolu za około 17 milionów funtów. Szkoleniowcem The Reds był wówczas legendarny Kenny Dalglish, który chciał nadać drużynie trochę brytyjskiego charakteru. Zatrudnił też między innymi Stewarta Downinga, Charliego Adama i Craiga Bellamy’ego. Liverpoolowi udało się wygrać Puchar Ligi Angielskiej, ale w lidze ekipa z Anfield zajęła rozczarowującą, ósmą lokatę.
Większość transferów uznano za kompletne niewypały. Nie wyłączając z tego Hendersona. Dlatego jedną z pierwszych decyzji Brendana Rodgersa, nowego szkoleniowca The Reds, było właśnie rozstanie z Anglikiem.
– Kenny chciał jakoś wkomponować Jordana do zespołu, początkowo zrobił z niego prawego pomocnika – mówił Jamie Carragher. – Trochę potrwało, nim Jordan się odnalazł w tym systemie gry. Dał się wtedy poznać jako bardzo impulsywny zawodnik. Bardzo podatny na frustrację, emocjonalny. Pamiętam jego starcie na treningu z Luisem Suarezem. Nie doszło do wymiany ciosów, ale mocno się ze sobą spięli. Jordan nie przestraszył się Luisa. Pokazał charakter. Doceniłem go wtedy.
Właśnie swoją zawziętością Henderson zaimponował zresztą dyrektorowi The Reds, Damienowi Comollemu. – Niall Quinn, trener Sunderlandu, opowiedział mi ciekawą historię – wspominał Comolli. – Jordan w ostatnich sekundach meczu derbowego z Newcastle podszedł do rzutu wolnego i uderzył piłkę tak, że ta poleciała daleko w trybuny. Został wtedy mocno wyśmiany przez kibiców Newcastle. Na następnym treningu Jordan trenował rzuty wolne do upadłego, oddał trzysta uderzeń. Do tego stopnia był na siebie wściekły. Kiedy to usłyszałem, byłem już przekonany, że warto za tego chłopaka zapłacić 17 milionów funtów. Takiej osobowości potrzebowałem. Kiedy zadzwoniłem do właścicieli i powiedziałem im o kwocie transferu, totalnie mnie zmasakrowali. Ale poprosiłem o pomoc Kenny’ego Dalglisha, który również był przekonany, że to świetny interes. Przekonał ich.
ROZKWIT U KLOPPA
Z dzisiejszej perspektywy można już z całą pewnością stwierdzić, że Comolli i Dalglish trafnie ocenili potencjał Hendersona.
Początkowo jednak wydawało się, że Anglik to faktycznie przepłacony przeciętniak. Ustawiony na prawej stronie boiska kompletnie się nie sprawdził. Ale w środku pola też wyglądał marnie. Jako szóstka przypominał wręcz karykaturę Xabiego Alonso. Jego znakiem rozpoznawczym stały się fatalne przerzuty, posłane prosto w aut. I pasywna gra, notoryczne spowalnianie akcji.
Henderson w końcu zyskał zaufanie Rodgersa, ale nie pomógł swojej reputacji, gdy w pamiętnym sezonie 2013/14 otrzymał niepotrzebną czerwoną kartkę w starciu z Manchesterem City. Anglik w doliczonym czasie gry w nader brutalny sposób sfaulował Samira Nasriego i osłabił swoją drużynę na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. Dalszy rozwój wypadków jest wszystkim doskonale znany – The Reds przegrywają z Chelsea po poślizgu Gerrarda, potem frajersko remisują 3:3 z Crystal Palace i definitywnie żegnają się z marzeniami o tytule, który był – wydawać się mogło – na wyciągnięcie ręki.
Potem Henderson przejął od wspomnianego Gerrarda opaskę kapitańską. Na Anfield przyjęto tę decyzję ze swoistym rozgoryczeniem. Wyniesienie Jordana do tak ważnej roli wielu kibiców odebrało jako ostateczny dowód, że klub już nigdy nie wygra mistrzostwa kraju. Że The Reds na dobre osuwają się w mroki przeciętności. Tym bardziej że Hendersonowi obrywało się nie tylko za niezadowalające postępy na arenie klubowej. Również w narodowych barwach pomocnik spisywał się dużo poniżej oczekiwań, choć w drużynach młodzieżowych zdarzało mu się odgrywać wiodącą rolę, więc oczekiwania były duże.
W październiku 2015 roku na Anfield pojawił się natomiast Juergen Klopp. Dla Hendersona oznaczało to sytuację z kategorii wóz albo przewóz. Miał 25 lat i wciąż uchodził za zawodnika przecenianego, pozbawionego atutów niezbędnych do gry na najwyższym poziomie. Niemiecki szkoleniowiec trafił natomiast do Liverpoolu z zadaniem gruntownej przebudowy drużyny. Tak od strony taktycznej, mentalnej, jak i po prostu personalnej. Wiele wskazywało na to, że Henderson może się stać jedną z pierwszych ofiar kadrowej rewolucji. Jednak Klopp potwierdził w Anglii to, czego dowiódł wcześniej w Borussii Dortmund.
Niemiec jak nikt inny potrafi czynić gwiazdy z zawodników niedocenianych.
Jordan Henderson i Virgil van Dijk.
Pomimo licznych kontuzji, które gnębiły Anglika, Klopp go nie przekreślił. Na Anfield trafiali kolejni środkowi pomocnicy, szkoleniowiec zawsze znajdował miejsce dla Hendersona w wyjściowym składzie. Czasem obsadzał go w roli głęboko cofniętego pomocnika, innym razem zlecał mu więcej obowiązków ofensywnych. Niemniej – Jordan stał się pewniakiem w układance Kloppa. Równolegle urósł też do statusu lidera reprezentacji. Gdy “Synowie Albionu” na mundialu w Rosji zajęli czwarte miejsce, Gareth Southgate stawiał w drugiej linii właśnie na Hendersona. Który rozegrał naprawdę udany turniej, wyłączając może półfinał z Chorwacją.
– Przejęcie opaski od Steve’ego było trudne. Wiadomo, z jaką odpowiedzialnością się to dla niego wiązało – przyznał Adam Lallana, bliski kumpel Hendersona. – Ale w klubie nikt nie wątpił, że Jordan da sobie radę. To bezinteresowny człowiek. Na treningi dojeżdżamy razem i na własne oczy widzę, jak bardzo jest zaangażowany w życie klubu. Jak wiele spraw załatwia, jak wiele telefonów codziennie odbiera.
To też kwestia warta odnotowania. Henderson przed laty dał się poznać jako trochę rozchwiany emocjonalnie zawodnik, lecz w ostatnich latach dorósł do roli zawodowego piłkarza również w wymiarze społecznym.
- Kiedy The Reds odbywali przedsezonowe torunee w Hongkongu, jeden z lokalnych kibiców klubu dzień w dzień czekał przed hotelem, w którym zakwaterowano drużynę, aby zrobić sobie zdjęcie z Hendersonem. Piłkarze byli dość pilnie strzeżeni, więc jego plany spełzły na niczym. Do Hendersona dotarły jednak wieści o uporze kibica. Anglik wziął sprawy w swoje ręce i osobiście umówił się z nim na spotkanie, podczas którego podarował mu podpisaną koszulkę.
- W 2018 roku Jordan za własne pieniądze zorganizował wielką wigilię dla niepełnosprawnych dzieci. Sfinansował olbrzymią kolację świąteczną, zadbał też o okazałe prezenty. Oczywiście sam również był do dyspozycji dzieciaków, razem z Adamem Lallaną.
- Podczas pandemii Henderson zainicjował akcję wsparcia dla służby zdrowia. Zmobilizował do działania kapitanów wszystkich klubów Premier League. – Możemy potwierdzić, że po wielu rozmowach zdecydowaliśmy się utworzyć własną inicjatywę #PlayersTogether, której celem jest wspieranie naszej służby zdrowia w walce z koronawirusem tam, gdzie jest to potrzebne i niezbędne.
- Kiedy jeden z sympatyków Liverpoolu został dotkliwie pobity przez kiboli Romy, Henderson zebrał kolegów z zespołu i udał się na spotkanie z poturbowanym fanem.
I takie przykłady można mnożyć.
Georginio Wijnaldum, James Milner, Jordan Henderson.
Gegenpressing to styl wręcz skrojony pod Hendersona, który wciąż nie jest pomocnikiem oszałamiającym okazałymi wynikami w klasyfikacji kanadyjskiej, ale doskonale odnajduje się w dynamicznej, agresywnej grze. Jednak kiedy Liverpool spowalnia akcję, Anglik nie wygląda już jak słoń w składzie porcelany. Nie szuka wyłącznie rozegrania piłki z najbliższym partnerem. No i bardzo przydaje się w asekuracji bocznych sektorów boiska. Jego rzetelność w defensywie pozwala szaleć bocznym obrońcom The Reds – Trenowi Alexandrowi-Arnoldowi i Andrew Robertsonowi. Co tu dużo mówić – szalenie się rozwinął. Dostrzega to choćby Steven Gerrard: – Niektórzy zawodnicy grają dla siebie, Jordan jest na boisku dla innych. Liverpool nie funkcjonowałby na takim poziomie bez jego ciężkiej pracy. Wreszcie zyskał pewność siebie. Miał już nad głową Puchar Mistrzów. Ciesz się, że przed laty nie odpuścił i nie odszedł z Liverpoolu.
– Zawsze chciał stawać się lepszym piłkarzem – przyznał Brendan Rodgers. – Na treningach zostawał dłużej niż inni, pracował nad stałymi fragmentami gry. Najlepiej to widać po tym, jak poprawił długie przerzuty. Futbolówka wreszcie go słucha. Z kolei Gary Lineker stwierdził: – Myślę, że Jordan Henderson może być najbardziej niedocenianym piłkarzem w historii Premier League.
Ostatnie sezony to dla Hendersona nagroda za wytrwałość. Najpierw triumf w Champions League, świętowany w towarzystwie taty, który wygrał walkę z rakiem krtani. A teraz wytęsknione mistrzostwo Anglii.
– Droga do tych sukcesów rozpoczęła się w 2016 roku w Bazylei – pisze Simon Hughes. – Początkiem okazała się podcinająca skrzydła porażka z Sevillą w finale Ligi Europy. Nad ranem Juergen Klopp pojawił się w hotelowym barze i stanął naprzeciw drużyny: “Trzy godziny temu czułem się jak gówno. Ale teraz widzę, że jesteśmy zjednoczeni. Nasza podróż dopiero się zaczyna” – powiedział. Henderson wspominał, że przed pojawieniem się Kloppa nastroje były fatalne, ale jego interwencja poprawiła sytuację. “Miał w sobie jakiś rodzaj optymizmu, który przekonał mnie, że przed nami kolejne finały” – mówił potem Jordan.
***
Michael Beale, były członek sztabu szkoleniowego The Reds, mówi wprost: – Zawsze znajdą się takie supertalenty, dla których od razu jest miejsce w pierwszej drużynie. Ale spójrzmy na obecny pierwszy zespół Liverpoolu, na liderów tej ekipy. Czy Sadio Mane, Mohamed Salah albo Virgil van Dijk byli gotowi do gry w wyjściowej jedenastce The Reds w wieku dwudziestu lat? Nie sądzę, choć teraz są fantastyczni. Czasem potrzeba czasu. Jordan również go potrzebował.
Cóż – nic dodać, nic ująć.
27 meczów ligowych rozegrał już w bieżących rozgrywkach Henderson. Lwią część z nich w pierwszym składzie, od deski do deski. A przecież konkurencja w środkowej strefie The Reds jest wciąż olbrzymia. Na swoje minuty liczą Fabinho, Georginio Wijnaldum, Naby Keita i Alex Oxlade-Chamberlain. Doliczyć można jeszcze choćby Adama Lallanę oraz obstawiającego kilka pozycji Jamesa Milnera.
Chętnych do gry nie brakuje. Ale, jako się rzekło, Henderson stał się u Kloppa pewniakiem. Modelowym kapitanem. Wypełnił lukę po Gerrardzie, choć piłkarsko mu oczywiście nie dorównał.
O znaczeniu lidera The Reds dla mistrzostwa w sezonie 2019/20 ładnie opowiada Jamie Carragher: – Jest fantastyczny. Jakiś czas temu zaczął grać bardziej ofensywnie. Przesunął się do przodu od kiedy do zespołu dołączył Fabinho. Ale potem z powodzeniem wrócił na pozycję numer sześć, choć wielu mówiło przecież, że on się zwyczajnie nie nadaje do gry tak głęboko. Na boisku spisuje się jak na kapitana przystało. Pokazał uniwersalność. Nie sądzę, by w tym sezonie uczynił postępy. Po prostu wreszcie go należycie doceniono.
John Barnes, jedna z największych gwiazd mistrzowskiej ekipy Liverpoolu z 1990 roku, podkreślił w jednym z wywiadów, że podstawą tamtego sukcesu było zrozumienie, iż każdy zawodnik – choćby i najlepszy – jest tylko elementem układanki. Trybikiem w maszynie. Henderson jest właśnie graczem, który doskonale zna swoje miejsce w szeregu. I dzięki temu podejściu zapewnił sobie również miejsce w gronie największych postaci w dziejach The Reds.
MICHAŁ KOŁKOWSKI
fot. NewsPix.pl