
weszlo.com / Weszło

Opublikowane 23.06.2020 17:39 przez
Szymon Podstufka
Gdzie trener ma najwięcej czasu, a gdzie najmniej? W których rozgrywkach daje się szansę młodym, a gdzie stawia raczej na nestorów? Jak kilkuletnia praca Marka Papszuna w Częstochowie czy Tomasza Tułacza w Niepołomicach ma się do najdłużej pracujących szkoleniowców na świecie? Czy stawianie w zdecydowanej większości na swoich na zapleczu najwyższej ligi jest „typowo polskie”, czy może to szersza tendencja?
Ostatnio raport na temat pracy szkoleniowców, trenerów, menedżerów – zwał jak zwał – opublikowało CIES Football Observatory. Niezwykle szeroki raport, dodajmy, bo bierze pod lupę 128 lig z 91 krajów na całym świecie. Z ciekawości zerknęliśmy, jak wypadamy na tle pozostałych. I spieszymy z kilkoma ciekawymi wnioskami.
Ile brakuje naszym, by imponować stażem?
Nie będziemy owijać w bawełnę – bardzo, bardzo wiele. Absolutnie rekordowym stażem może się pochwalić szkoleniowiec drugoligowego francuskiego Chambly, pan Bruno Luzi. Gdy obejmował stery zespołu na czele listy przebojów Billboard Hot 100 Usher z „U Remind Me” zmieniał właśnie „Lady Marmalade”. Lider najnowszego notowania, 6ix9ine miał pięć lat. Premierem Polski był Jerzy Buzek, a cały kraj czekał wciąż na premierę ekranizacji pierwszej części Harry’ego Pottera.
Jeśli wszystko pójdzie dobrze, za nieco ponad dwa miesiące Luzi dobije do siedmiu tysięcy dni na stanowisku.
Marek Papszun w Rakowie Częstochowa jest zaś od 1528 dni. Daleko mu więc nawet do TOP20, które zamyka Gavin Chesterfield z Barry Town. Jego wynik na dziś to 2915 dni.
Nieco bliżej – ale wciąż cholernie daleko – jest Tomasz Tułacz z Puszczy Niepołomice. 1777 dni to nadal prawie cztery lata za plecami Chesterfielda.
Jeśli chodzi o czołowe ligi europejskie, one również w większości nie mają w czołówce swoich przedstawicieli. Wyjątki są dwa – Diego Simeone w Atletico, którego pozycja w klubie z Madrytu od paru lat jest niepodważalna. A także Christian Streich, który wykonuje kawał znakomitej roboty we Freiburgu. Gość od ośmiu lat wyciska z zawodników przeciętnych absolutne maksimum. Nie zrezygnowano z niego nawet po spadku w sezonie 14/15, odwdzięczył się szybkim powrotem do 1. Bundesligi i mistrzostwem zaplecza. To właśnie pod jego wodzą do Leicester wypromował się Caglar Soyuncu, dziś uważany za jednego z najbardziej obiecujących stoperów na świecie. Przy nim Maximilian Philipp błysnął na tyle, by Borussia Dortmund wyłożyła 20 milionów euro.
…ale pracować dajemy
Od jakiegoś czasu zauważalna jest tendencja, by jednak dać trenerowi więcej władzy i duży spokój. I tak całą strukturę na swoją modłę ma w Krakowie zbudowaną wiceprezes Michał Probierz. Ogromne wpływy, wykraczające daleko poza zwyczajowe kompetencje trenera mają Marcin Brosz, Marek Papszun. Niemal bezgranicznym zaufaniem cieszy się w Gliwicach Waldemar Fornalik. W Gdańsku wiążą przyszłość z Piotrem Stokowcem, w Śląsku dopiero co nową umowę podpisał Vitezslav Lavicka. I tak dalej…
Ale nie jest to trend ogólnoświatowy, co przedstawia nas na tle innych w naprawdę dobrym świetle. Jako tych, którzy mają cierpliwość i nie uprawiają awanturniczej polityki trenerskiej. Tylko w 22 z 128 lig przeanalizowanych przez CIES lig szkoleniowcy pracują dłużej niż w ekstraklasie.
Nieco inaczej sprawy się mają w I lidze, ta plasuje się około połowy stawki. Czy powinno to dziwić? No nie. Mocno upraszczając – w ekstraklasie jest 13 miejsc satysfakcjonujących działaczy, a więc wszystkie poza spadkowymi. W I lidze zaś – zaledwie sześć. A i będąc na pozycji barażowej można robotę stracić, czego dowodem Dominik Nowak.
Lokalsi na zapleczu
A skoro już przy zapleczu jesteśmy, to tutaj stawiamy na swoich. No bo kto ma znać środowisko niższych lig lepiej od lokalsów? No a z drugiej strony trudno skusić niezłego zagranicznego szkoleniowca, by wdał się w młóckę o awans do najwyższej ligi za takie same pieniądze, za jakie można mieć rodaka. Donatas Venevicius, na którego tymczasowo postawiono w Suwałkach, jest dopiero drugim obcokrajowcem w Fortuna 1. Lidze. Pierwszym – Ivan Djurdjević, który legitymuje się już polskim paszportem i którego klasyfikowalibyśmy też raczej wśród „naszych”.
Nie jesteśmy w tym osamotnieni. Brazylijczycy, Francuzi, Koreańczycy, Meksykanie, Rumuni, Serbowie, Słowacy, Turcy, Ukraińcy – oni wszyscy nie mają nawet jednego zagranicznego szkoleniowca w drugiej lidze. W hiszpańskiej Segunda Division, włoskiej Serie B czy portugalskiej Segunda Lidze – to rodzynki.
Stawiamy na młodszych trenerów niż ligi z topu
To dość zrozumiałe. Rzadko kluby bijące się w najbardziej wymagających rozgrywkach świata ufają żółtodziobom. Takich przykładów jak Mikel Arteta w Arsenalu jest bardzo mało, w Premier League niemal połowa menedżerów jest już po pięćdziesiątce. Średnią najbardziej zawyża Roy Hodgson, jeden z pięciu najstarszych trenerów w analizowanych przez CIES ligach.
U nas nikt średniej zdecydowanie nie zaniża – jak choćby 27-letni Ole Martin Nesselquist w norweskim Strommen, ani nie podnosi. Próżno w PKO Bank Polski Ekstraklasie szukać szkoleniowca po siedemdziesiątce, ba – nawet i po sześćdziesiątce. Najstarsi – Fornalik i Lavicka – dopiero za trzy lata dojdą do tej granicy.
Tak prezentujemy się na tle TOP5 lig europejskich:
- Premier League – 51,17 lat
- Ligue 1 – 51,12 lat
- Serie A – 50,67 lat
- Bundesliga – 49,82 lat
- LaLiga – 49,65 lat
- Ekstraklasa – 47,41 lat
Kosmopoliga? Już nie
Kilka lat temu, u szczytu mody na zagranicznych trenerów, Michał Probierz w swoim stylu skomentował sprawę. Po tym, jak Quim Machado, trener Lechii, opowiedział o meczu po niemiecku, sam również zaczął mówić tym językiem. Był to czas, kiedy faktycznie wielu było szkoleniowców ściągniętych spoza granic naszego kraju. W pierwszej kolejce ekstraklasy tamtego sezonu – 2014/15 – tylko w dwóch spotkaniach mierzyli się dwaj polscy szkoleniowcy.
Obecnie w ekstraklasie pozostało czterech obcokrajowców i Aleksandar Vuković, którego chyba można już spokojnie klasyfikować jako „swojego, zasymilowanego” (choć CIES ujmuje go wśród zagranicznych). To zaś sprawia, że wiele lig nas w tym aspekcie wyprzedza. Dokładnie 55. Oczywiście na czele rozgrywek zdominowanych przez zagranicznych szkoleniowców są te z Zatoki Perskiej.
A przynajmniej nie, jeśli chodzi o trenerów
Spadek liczby zagranicznych szkoleniowców względem kilku lat wstecz nie sprawił jednak, że w ekstraklasie mniej chętnie stawia się na obcokrajowców-piłkarzy. Spośród 128 analizowanych, tylko w 23 ligach ich procent jest wyższy niż u nas. Mimo że wśród zatrudnionych w naszej lidze zagranicznych trenerów jesteśmy dopiero na 72. miejscu.
To jednak prawda stara jak uwielbiani przez polskich prezesów Słowacy. Wiara w to, że Martin Piłkarzović zwieziony przez zaprzyjaźnionego menedżera z serbskiego drugoligowca okaże się nieodkrytym talentem zawsze będzie większa niż ta, że Marcin Piłkarz zacznie kopać prosto i sensownie.
Jak trenerzy przywiązują się do piłkarzy
Dłuższy staż trenera to również dłuższy pobyt w klubie zawodnika? Tak wskazują badania CIES. Ekstraklasa zaś plasuje się nieco poniżej średniej.
Kto jest za to odpowiedzialny? W dwójnasób – wspomniany już w tym tekście Michał Probierz. No bo z jednej strony jest jednym z tych, co to pracują w naszej lidze najdłużej. Z drugiej zaś – to pod jego okiem dokonuje się wielki przemiał piłkarzy. Już kilka razy o tym mówiliśmy tu i tam, ale powtórzymy raz jeszcze. Bo zadziwiająca to statystyka, że najdłużej grający nieprzerwanie w Cracovii zawodnik to… Milan Dimun.
Generalnie zaś, od przyjścia Probierza na stadion przy ul. Kałuży latem 2017 roku uchowali się: wspomniany Dimun, Diego Ferraresso, a także wypożyczani po drodze Mateusz Wdowiak, Adam Wilk i Tomas Vestenicky.
fot. FotoPyK

Opublikowane 23.06.2020 17:39 przez
Porównania zaczną mieć sens, gdy nasi trenerzy zaczną pracować gdzieś poza naszym grajdołkiem. Nie bez powodu ŻADEN polski trener od wielu, wielu lat nie prowadził klubu z jakiejkolwiek, choćby średnio poważnej ligi. Jak mnie pamięć nie myli, to ostatnie takie wydarzenia, to epizod Probierza w Grecji i spektakularny remont szatni Smudy w 2 Budeslidze. Nie bez powodu nasi szkoleniowcy są za granicą ignorowani. Nawet szrotozawodnicy gdzieś tam za granicę wyjeżdżają. Trenerzy zero, nul, nothing. To nie jest przypadek. Ciężko wskazać inną europejską piłkarską nację (powiedzmy o podobnych ambicjach), która tak marnie (a w zasadzie wcale) jest reprezentowana (nawet w czasie przeszłym) na ławkach europejskiej piłki. O czym to świadczy? O spisku? Powinien się teraz na dole ekranu pojawić pasek z napisem: „Europejscy decydenci piłkarscy boją się polskiej myśli szkoleniowej”?
Nie kwestionuję myśli przewodniej, ale chciałbym dopytać, bo się nie znam: a gdzie są te tłumy francuskich, holenderskich, belgijskich czy angielskich trenerów prowadzących drużyny na jakimś poważnym poziomie? Gdzie są tłumy Chorwatów, Serbów czy Szwajcarów na trenerskich stołkach?
np. przynajmniej lekko licząc 50 francuskich trenerów pracuje w reprezentacjach/czołowych klubach afrykańskich. A jeden Wegner ma więcej meczów w premiership niż niż nasi wszyscy trenerzy we wszystkich ligach top.5., a jak odliczymy grecję to we wszystkich ekstarklasach w europie (oczywiście poza litwami, łotwami czy śritwami). a że można z kraju postkoministycznego trenować w top5 udowodnił np. Czech Zeman. Chorwatów było full od Polski przez Bbenelux, austrię i szwajcaruie, o serbach szkoda nawet wspominac…. itp. itd. w dupie byś gówno widziałeś i powtarzasz frazesy ze starego artykułu z weszło
ps. sory za opisownię – z komury i po pijaku:)
Lol pracuja bo to ich byłe kolonie, a ludzie w Afryce nie są autorytetami w kwestii futbolu ot tak. Co to za przykład. Jakby Madagaskar był 200 lat polską kolonią to łatwo mi sobie wyobrazić, ze gdyby tam istniała 8 zespolowa liga to miala by 3-4 polskich trenerów.
.
Fajnie ze u nas prezesi sie ogarnęli, pierwszy krok zrobiony. Teraz czas na odważniejszą rozbudowe akademii i wprowadzanie młodych Polaków, ktorzy z reguly przynajmniej nie są słabsi od 50% starych obcokrajowców i mozemy powoli robić kolejny krok do przodu
https://transfery.info/aktualnosci/cies-najwieksi-trenerscy-eksporterzy/137226
A kto mówi o tłumach? Wystarczy, że podam jedno nazwisko i już teza potwierdzona (uważnie przeczytaj). Polacy nie mają ANI JEDNEGO.
Francuz? Zidane może być?
Holender? Huub Stevens?
Belg? Tu obecnie jest sucho, acz wcześniej mieli np. Wilmotsa w Shalke.
Chorwat? Niko Kovac? Świeżutkie.
Serb? Siniša Mihajlović?
Szwajcar? Lucian Favre?
Zadanie, który polski trener choćby zakręcił się wokół klubów, które wymieni prowadzili?
Nasz kraj w prezentowanym zestawieniu został usytuowana na ostatnim uwzględnionym 58. miejscu razem z takimi państwami jak Zimbabwe, Salwador, Korea Północna, Singapur, Mozambik, Izrael, Iran, Węgry, Estonia, Boliwia, Armenia czy Belgia, które na dzień 1 czerwca 2020 roku miały jednego swojego trenera w zagranicznej drużynie. Naszym przedstawicielem w tym aspekcie był Marek Zub, który rozstał się już z łotewskim FK Tukums 2000.
hahaha ale faceta na zdjęciu do artykułu, wgniotło w fotel,
pewnie ma cofkę z tego co widzi, ale to nie ważne, facio, aplikuj do lechii gdańsk,
na trenejra nowego na 2021 będą puchary i sponsory takie jak ZIAJA, GWO, BROWAR AMBER
tylko lechia.
Prosto z ławki.
A zaraz jaki trenejro się wypowie, że Polscy trenerzy nie muszą mieć kompleksów względem tych zagranicznych 🙂 Zgadza się, trenerzy w kraju się rozwijają, ale tylko pod względem teoretycznym. Ładnie opowiadamy banały z książek, a potem boisko wszystko weryfikuje
Probierz out.