Reklama

Powrót Pogby i Kane’a zakończony remisem

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

19 czerwca 2020, 23:53 • 4 min czytania 2 komentarze

To miał być największy hit pierwszej kolejki po odmrożeniu Premier League. I zapowiadało się smakowicie. Tottenham i Manchester United. Mourinho przeciw swojemu byłemu zespołowi. Szansa na inicjacyjną kooperację duetu Pogba-Fernandes. Wielki powrót do gry Harry’ego Kane’a. To miało być święto angielskiego futbolu. Jego creme de la creme. Czy było fantastycznie? Nie było. Czy było nudno? Nie było. Ot, zwykły remisik z paroma ciekawszymi fragmentami. 

Powrót Pogby i Kane’a zakończony remisem

Może zacznijmy od Kane’a. Gość zagościł na murawie pierwszy raz od 1 stycznia. A że to napastnik absolutnie wybitny, jeden z najlepszych na świecie, to wszyscy ostrzyli sobie zęby na jego występ. Nie zamierzamy jednak mydlić nikomu oczu: wypadł fatalnie. Gdzie był przez całe spotkanie? W kieszeniach Maguire’a. Kapitan Manchesteru nie rozgrywał wybitnych zawodów, to byłoby wielce za dużo powiedziane, ale ze swoim kolegą z reprezentacji Anglii radził sobie bezbłędnie. Wyglądało to, jak starcia młodszego brata ze starszym. I to w takim układzie, jakby różnica wieku między panami wynosiła dobre kilkanaście lat. Dziecko we mgle kontra dorosły. Występ Kane’a najlepiej definiuje jego próba z rzutu wolnego. Naprężał się, szykował, odmierzał, a finalnie po prostu huknął w środek muru.

Bez swojego lidera Tottenham radził sobie przyzwoicie. Nie szukał kwadratowych jaj. Prosta piłka. Byle do przodu, ale ze sznytem klasy, żadne tam pałowanie. A przy tym bardzo konsekwentnie londyńczycy ustawiali się w obronie, choć – co oczywiste – nie unikali błędów. Na ich szczęście mieli za sobą Hugo Llorisa. Francuz od początku sygnalizował dobrą formę. A to instynktownie odbił zaskakujący strzał Rashforda, a to pewnie złapał podkręcone uderzenie Fernandesa, a to spokojnie wyłapał dośrodkowanie. Klasa.

A w międzyczasie jego odpowiednik w drużynie Manchesteru United postanowił dać Tottenhamowi mały prezent. Zresztą, na nim się skończyło, ale nie na nim się zaczęło.

Obczajcie to.
Reklama

Tyle miejsca defensorzy Czerwonych Diabłów zostawili rozpędzającemu się Stevenowi Bergwijnowi. Efekt? Spektakularny rajd, przyspieszenie do prędkości bolidu Formuły 1, minięcie ruszającego się jak wóz z węglem Maguire’a (ważne w kontekście tego, że Kane nie zrobił przy nim niczego), potężny strzał, ale w środek bramki, który David de Gea jednak przepuścił. Bramka winą całej obrony. Roy Keane powiedział w przerwie meczu, że ma totalnie dosyć hiszpańskiego bramkarza i jego błędów.

Zaraz Lloris obronił kolejny strzał Rashforda, a że niewykorzystane okazje lubią się mścić, to po chwili mogło być 2:0, bo Bergwijn dorzucił na głowę Sona i już wszyscy widzieli piłkę w siatce, ale tym razem De Gea był na posterunku. Może wcale nie jest taki ostatni…

(Nie no, na pewno nie jest)

Generalnie United nie wyglądało, jakby miało większy pomysł na sforsowanie zasieków Tottenhamu, bo nie uznajemy dziesiątek dośrodkowań Wan-Bissaki, które przelatywały przez pole karne, wysoko nad głowami któregokolwiek z napastników Czerwonych Diabłów. Wszystko zmieniło wejście Paula Pogby. Mistrz świata był aktywny, agresywny – w pierwszej akcji wjechał wślizgiem, napędził atak, stworzył okazję. Naprawdę klasa. Co więcej, jego współpraca z równie kreatywnym Bruno Fernandesem wyglądała naprawdę obiecująco. Jakaś wymiana podań, zwód Portugalczyka, podanie do Martiala, świetna szansa i tylko niezdecydowanie dziewiątki United nie dało gościom remisu.

Reklama
Zresztą Martial zaraz mógł się zrehabilitować, walnął mocno, ale genialnie jego strzał obronił Lloris. Gość był w gazie.

Co by tutaj dużo nie mówić: wspólny wysiłek duetu Pogba-Fernandes doprowadził do tego remisu za Martiala. Francuz na skrzydełku, zbliża się do pola karnego, piękny balans ciała, minięcie Diera, przyspieszenie, rozpaczliwa interwencja goniącego Anglika, karny. Portugalczyk pewnie z wapna. Zasłużyli na to.

Końcówka była niezła. Obudził się Tottenham. Nieco przygasł Manchester. Szanse się wyrównały. Przemilczymy brzydką symulkę Fernandesa, który chciał nabrać sędziego na wywrotkę w polu karnym (początkowo arbiter się złapał, ale od czegoś jest VAR) i w sumie ciekawe, czy w geście solidarności oddałby jedenastkę Pogbie. Nie dowiemy się. Tak czy inaczej, tworzy się ciekawy duet w środku pola klubu z północy Anglii. Może nawet jeden z najciekawszych, jeśli nie najciekawszy w Europie.

Mecz skończył się remisem.

Czy za tym wszystkim kryje się jakaś większa historia? Pewnie można się czegoś doszukiwać, ale po co? Jakby piłkarze obu drużyn ubrani byli w koszulki mniej elektryzujących drużyn, to przeszlibyśmy obok tego spotkania bez większej uwagi.

Tottenham 1:1 Manchester United

27′ Bergwijn – 81′ Fernandes z karnego

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Media: Gavi miał zastrzeżenia do gry Lewandowskiego w meczu z Atletico

Bartosz Lodko
4
Media: Gavi miał zastrzeżenia do gry Lewandowskiego w meczu z Atletico

Anglia

Komentarze

2 komentarze

Loading...