Reklama

Sędziowie z VAR, ale bez przyłbic, maseczek i… prysznica

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

20 maja 2020, 08:30 • 9 min czytania 4 komentarze

– Nie będzie maseczek czy przyłbic, a i gwizdki pozostaną takie jak dotychczas. O innych sprawach jeszcze dyskutujemy. Na pewno w drodze na stadion obowiązują nas takie same zasady jak innych obywateli. Jeżeli chodzi o szczegóły, rozmawiamy na ten temat, będziemy mieć jeszcze jedną zdalną konferencję z Komisją Medyczną PZPN. Wiem jednak, że np. sędziowie optują za tym, aby po meczach nie korzystać z prysznica i jak najszybciej opuszczać obiekt – mówi na łamach “Sportu” Zbigniew Przesmycki, przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN. Co poza tym dziś w prasie?

Sędziowie z VAR, ale bez przyłbic, maseczek i… prysznica

“PRZEGLĄD PRASY”

Rok temu Piast Gliwice sięgał po mistrzostwo Polski. Sytuacja w tabeli znów jest podobna, ale Legia ponoć wyciągnęła wnioski i już nie powtórzy tego, co zrobiła w zeszłym sezonie.

Tym razem Vuković zarządza już ludźmi, których sam wybrał, do których ma zaufanie, a nie jak w poprzednim sezonie – których dostał w spadku. Wtedy niemal w każdym meczu próbował innego rozwiązania, szukał właściwiej drogi, odpowiedzi na pytanie, kto ile tak naprawdę daje drużynie. Latem i zimą pozbył się tych, którzy mu nie pasowali choć odeszli też ci, których bardzo chciał mieć w swojej ekipie, jak Adam Hloušek; sprzedano bardzo wartościowych Sebastiana Szymańskiego i Jarosława Niezgodę), oparł zespół na piłkarzach walczących, na tych najbardziej zdeterminowanych, zaangażowanych na boisku tak, jak w przeszłości on sam. Z drużyny, którą objął wiosną 2019 roku, dziś w kadrze nie ma aż czternastu zawodników. Ci, którzy zostali, udowodnili, że potrafi ą spełnić oczekiwania Vuko. Jak choćby Jose Kante – przez Sa Pinto uważany za lesera, teraz jest jednym z najbardziej zaangażowanych piłkarzy na boisku. – Stworzyliśmy Legię taką, jaką sobie wyobrażaliśmy, czyli taką, która u siebie gra dobrą piłkę, ma swoją filozofię gry, umie dominować na boisku, a piłkarze walczą z dużym zaangażowaniem do końca – ocenił Saganowski.

Reklama

W niższych ligach działa zasada “każdemu według potrzeb”. Czyli baronowe hulanki i swawole z przepisami w wojewódzkich ZPN-ach.

Wycieczka z Szydłowca, leżącego w województwie mazowieckim, do świętokrzyskiego zajmuje około 15 minut. Grająca w lidze okręgowej Szydłowianka musi w trakcie meczu wystawiać młodzieżowca. Na tym samym poziomie, kilkadziesiąt kilometrów dalej, takich zawodników musi być dwóch. Decyzja należy do Okręgowego Związku Piłki Nożnej. – Każdy region jest inny i ma indywidualne potrzeby. Stąd różnica w wymaganiach dotyczących młodzieżowców – stwierdził Marek Łukiewski, przewodniczący Komisji Piłkarstwa Amatorskiego i Młodzieżowego PZPN i prezes Warmińsko-Mazurskiego ZPN. Kiedy zwróciliśmy uwagę, że w świętokrzyskim są bardziej rygorystyczne przepisy, a to teoretycznie tam jest trudniej znaleźć młodego utalentowanego zawodnika, chociażby ze względu na mniejszą liczbę ludności, Łukiewski szybko odpowiedział: – To nie zawsze jest takie proste. Czasem w większych ośrodkach jest mniejsza liczba chętnych do gry, bo są inne opcje spędzania wolnego czasu. Dlatego to OZPN decyduje, jakie są w danym regionie przepisy.

Kryzys strzelców z rzutów wolnych, czyli dość obszerna analiza – gdzie tkwi sukces skutecznych egzekutorów, jakie mity narosły wokół bomb z dystansu i czy Ekstraklasa wpisuje się w ten trend.

W naszej lidze rozegrano dotąd 26 kolejek, czyli 208 spotkań. Padło w nich ledwie 12 goli po uderzeniach z rzutów wolnych. Średnia? 0,057 takiego gola na mecz. Tylko piłkarze trzech drużyn (Arki, Rakowa i Wisły Kraków) trafiali w ten sposób do siatki dwukrotnie, a niemal pół ligi (siedem drużyn) nie zrobiło tego ani razu. Mało tego – nie ma zawodnika, który w obecnych rozgrywkach strzeliłby więcej niż jednego gola z wolnego. – Gdy myślę o rzutach wolnych i polskiej lidze, przychodzi mi od razu do głowy Leszek Pisz. Kiedy ten facet ustawiał piłkę 25, 30 metrów od bramki przeciwnika, prawdopodobieństwo, że padnie gol, było spore. Później w lidze był jeszcze Dariusz Dźwigała. Rzut z wolny z 25, 30 czy 35 metrów? Nie robiło mu to różnicy. Wiadomo było, że odda strzał i też bardzo dużo potrafił w tym elemencie – mówi nam Maciej Kędziorek, obecnie jeden z asystentów Ireneusza Mamrota w Arce, a wcześniej członek sztabu Rakowa, w którym odpowiadał właśnie za wykonywanie stałych fragmentów gry. – Widzi pan dziś w ekstraklasie piłkarza z dobrym uderzeniem z rzutu wolnego? – pytamy. – Odpowiednie predyspozycje ma Walerian Gwilia. W Arce przyzwoitym uderzeniem dysponuje Michał Nalepa. W Cracovii uderzyć potrafi Sergiu Hanca. Oni są w tym elemencie nieźli, ale to nie fachowcy od wolnych, którzy w jednym sezonie strzelą tak trzy czy cztery gole.

Reklama

Rozmowa z Marcinem Kamińskim po starcie rozgrywek w Niemczech – m.in. o obostrzeniach dotyczących chociażby odstępu od siebie rezerwowych, co wzbudziło zdziwienie wielu osób oglądających te starcia.

Trudno jest przestrzegać tych wszystkich reguł?

Trzeba to zaakceptować, nie ma innej możliwości, bo kto tego nie zrobi, nie mógłby zagrać. Wiadomo jednak, że są momenty, gdy skupiasz się na tym, co dzieje się na boisku, a nie na regułach. Na przykład nie myślisz, że nie można mieć kontaktu z kolegą z drużyny po strzelonym golu.

Te obostrzenia nie wydają się panu dziwne? Rezerwowi muszą siedzieć na trybunach w odpowiednim odstępie w maskach, a przecież w swoim gronie jecie posiłki czy spędzacie czas i gdy nie ma kamer, to raczej nie zachowujecie takiego odstępu.

Gdy byliśmy w hotelach, to albo siedzieliśmy osobno, albo po dwie, trzy osoby przy jednym stoliku. Ale oczywiście przy rzucie rożnym jest kontakt z rywalem, więc pewne rzeczy się wykluczają. Taki plan został jednak przyjęty przez władze kraju, więc musiał mieć ręce i nogi.

“SPORT”

Jorge Felix, Tom Hateley, Urosz Korun, Dominik Steczyk i Tymoteusz Klupś mogą zostać w Piaście na dłużej. Do tego Gerard Badia jest o krok od przedłużenia umowy z gliwiczanami.

Na liście znajdują się także dwaj wypożyczeni młodzieżowcy. Klupś latem ma wrócić do Lecha Poznań, a Steczyk do Norymbergi. W takim przypadku Piast musi porozumieć się z wypożyczającymi klubami. Trudno jednak przypuszczać, by zespoły, które zdecydowały się wysłać swoich piłkarzy, by ogrywali się w innym miejscu, nagle kazały im wracać. Choć w piłce wszystko jest możliwe. Osobnym przypadkiem jest Gerard Badia. Teoretycznie Katalończykowi też kończy się umowa 30 czerwca, ale ma on klauzulę automatycznego przedłużenia o kolejny rok. Stanie się to po rozegraniu odpowiedniej liczby minut. Badia jest już tego bardzo bliski i występy w najbliższych spotkaniach sprawią, że temat przestanie być aktualny i pomocnik będzie miał umowę ważną w kolejnym sezonie.

8954854 odcinek sagi “czy Angulo zostanie w Górniku?”. Tym razem rozważania – czy odejdzie 30 czerwca, czy jednak zostanie w Zabrzu po podpisaniu aneksu do umowy.

30 czerwca kończy się umowa Górnika z Angulo. Ostatnio o tym 36-latku było głośno, ale nie z powodu boiskowych wyczynów. Ponoć nie zgodził się na obniżenie o połowę swoich zarobków. Sam nie chce tego komentować, klub też nie zabiera głosu. Nieoficjalnie mówi się, że miesięcznie zarabia w Górniku ok. 12 tys. euro. To niewiele, jak popatrzy się na zarobki w ekstraklasie. Napastnik Arki, Fabian Serrarens – 15 meczów w tym sezonie i zero goli na koncie – kasuje 60 tys. zł miesięcznie. Inni zarabiają jeszcze więcej. Angulo chciał podpisania z Górnikiem dwuletniej umowy. Chodziło też o znacznie większe pieniądze. Z negocjacji nic nie wyszło. W tej sytuacji, za niewiele ponad miesiąc snajper może opuścić Górnika. Pytamy go, czy wzorem Christiana Gytkjaera otrzymał aneks do umowy, który umożliwiałby mu grę w czterech lipcowych kolejkach. – Niczego jeszcze nie zdecydowałem. Podczas przerwy dużo myślałem na temat swojej przyszłości. Po tym, jak wróciliśmy jednak do treningów na boisku, to mniej zajmują mnie sprawy transferowe, a bardziej to, co się dzieje na murawie – tłumaczy Igor Angulo. – Jeśli nie podpiszę żadnej umowy w najbliższych dniach, to będę czekał do końca sezonu i wtedy podejmę decyzję, gdzie będę grał – dodaje.

Chyba najciekawszy tekst dziś w prasie sportowej – Zbigniew Przesmycki rozwiewa wątpliwości co do tego, jakie obostrzenia będą dotyczył sędziów po powrocie Ekstraklasy.

Wiadomo już, że sędziowie, podobnie jak piłkarze i trenerzy przekazujący wskazówki zawodnikom, nie będą musieli nosić maseczek podczas meczów. A jakie macie obostrzenia?

– Nie będzie maseczek czy przyłbic, a i gwizdki pozostaną takie jak dotychczas. O innych sprawach jeszcze dyskutujemy. Na pewno w drodze na stadion obowiązują nas takie same zasady jak innych obywateli. Jeżeli chodzi o szczegóły, rozmawiamy na ten temat, będziemy mieć jeszcze jedną zdalną konferencję z Komisją Medyczną PZPN. Wiem jednak, że np. sędziowie optują za tym, aby po meczach nie korzystać z prysznica i jak najszybciej opuszczać obiekt.

Innym z rodzajów zabezpieczeń ma być pozwolenie na sędziowanie arbitrom z tego samego okręgu co gospodarz zawodów?

– Tak. Rekomendacja prezesa Zbigniewa Bońka jest zgodna z moim spojrzeniem na ten temat. Będę starał się tak wyznaczać obsadę, żeby sędziowie mieli jak najmniejsze odległości do pokonania. Zresztą formalnie nigdy nie było takich zakazów. Zawsze uważałem, że żaden profesjonalny arbiter nie pozwoli sobie na stronnicze sędziowanie.

Śląsk Wrocław ruszył po Rafała Makowskiego z Radomiaka Radom, jednego z ciekawszych pomocników I ligi.

Jak mawia stare porzekadło „jak zwalniają, to będą też przyjmować”. Jednym z piłkarzy, którym zainteresowany jest szkoleniowiec Śląska, Vitezslav Laviczka, jest niespełna 24-letni (urodzony 5 sierpnia) środkowy pomocnik Rafał Makowski z Radomiaka. Mierzący 191 cm piłkarz jest wychowankiem Legii Warszawa, w której rozegrał 7 meczów w ekstraklasie. Poza tym ma na koncie występy w I lidze w barwach Pogoni Siedlce (15 meczów, 0 goli) oraz Zagłębiu Sosnowiec (18 spotkań, 1 bramka). Od sezonu 2018/19 jest zawodnikiem Radomiaka, z którym latem ubiegłego roku awansował do pierwszej ligi. Na boiskach II ligi błyszczał, o czym świadczy 11 goli i 5 asyst w 33 występach. Lepszym dorobkiem mógł się pochwalić tylko Brazylijczyk Leandro Rossi Pereira (16 trafień). W bieżących rozgrywkach Makowski wprawdzie trafił do siatki tylko dwa razy, ale dorzucił cztery asysty. Zakładając koszulkę Legii był klubowym kolegą… Krzysztofa Mączyńskiego i Łukasza Brozia, obecnie piłkarzy Śląska. Makowski ma na koncie także występ w kwalifikacjach Ligi Mistrzów, zagrał 90 minut przeciwko fińskiemu IFK Mariehamn (były klub Petteriego Forsella).

“SUPER EXPRESS”

Mało dziś piłki w “Superaku”. Jan Tomaszewski nie może pojąć dlaczego kontraktu Jerzego Brzęczka został przedłużony. Uważa, że selekcjoner nie ma planu na kadrę.

Takie posunięcie nie spodobało się byłemu bramkarzowi reprezentacji, Janowi Tomaszewskiemu. – Po raz pierwszy od ośmiu lat nie mogę zgodzić się z decyzją Zbigniewa Bońka. Uważam, że jest najlepszym prezesem w historii polskiej piłki, bo zrobił naprawdę dużo. Cały czas go popierałem, ale teraz tego zrobić nie mogę. Według mnie kontrakt z Brzęczkiem nie powinien zostać przedłużony. Po meczu z Włochami, w którym debiutował, selekcjoner zaczął niepotrzebnie kombinować z ustawieniem zespołu. Skompromitował Polskę w Lidze Narodów. Przez to straciliśmy możliwość organizacji Final Four tych rozgrywek. W eliminacjach Brzęczek udowodnił, że on wyszedł z klubu, ale klub z niego nie wyszedł. Graliśmy wieloma systemami i nadal nie wiadomo, jaki ma pomysł na reprezentację – wyjaśnił w rozmowie z „Super Expressem” były piłkarz.

“GAZETA WYBORCZA”

Czarne scenariusze się potwierdzają – w pierwszej kolejce ośmiu piłkarzy Bundesligi zostało zdjętych z boiska przez urazy.

Błyskawicznie zaczęły się więc spełniać czarne przepowiednie. – Wszyscy będą wycieńczeni po 60 minutach. Prawo do przeprowadzenia pięciu zmian nie pomoże [FIFA zezwoliła na nie do końca roku kalendarzowego] – to zdanie wypowiedział akurat drugoligowiec, Marc Lorenz z Karlsruhe, ale wyrażało niepokój wielu graczy, niekoniecznie okazywany publicznie. Oni nigdy aż tyle nie „odpoczywali”. Nigdy nie spędzili tyle czasu na zajęciach ściśle indywidualnych, ograniczonych przestrzenią własnego domu. I ćwicząc zdalnie, bez kontaktu z fizjoterapeutami. Po powrocie do klubów nigdy nie uprawiali substytutu treningu typowo piłkarskiego – teraz wykonywanego początkowo w małych grupach. Nigdy nie wracali też aż tak nagle, bez powolnego rozpędzania się w sparingach, podczas których trener dokonuje nawet kilkunastu zmian. – Takiej przerwy nie było, więc urazów nie unikniemy. Wszyscy znaleźliśmy się na gigantycznym poligonie doświadczalnym – mówi „Wyborczej” Leszek Dyja, który odpowiada za przygotowanie atletyczne w reprezentacji Polski i Wiśle Kraków.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”

Michał Kołkowski
11
Dariusz Mioduski twardo o sprzedaży Legii. “Kręcą się ludzie, instytucje, mam oferty”
Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
10
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Komentarze

4 komentarze

Loading...