Reklama

Lewandowski i pogoń za rekordem. Czy odbierze Mullerowi koronę?

Szymon Janczyk

Autor:Szymon Janczyk

17 maja 2020, 16:02 • 6 min czytania 1 komentarz

Robert Lewandowski i jego pościg za rekordem Gerda Mullera to temat, który nie schodzi z czołówek gazet. Ktoś powie, że jest on podgrzewany na siłę, bo szanse na strzelenie 15 goli w dziewięciu spotkaniach, wielkie nie są. Ale przecież podobne zdanie usłyszelibyśmy przed sezonem, gdybyśmy typowali, że Polak po 23 meczach będzie miał na koncie 25 trafień. Dlaczego napastnik faktycznie może dokonać czegoś, co wydaje się niemożliwe? Czy mógł w jakiś sposób poprawić pozycję startową przed tym pościgiem? Czy mówiąc o rekordzie Mullera nie zapominamy o tym, że trwa też inny wyścig – o koronę króla strzelców – i Lewandowski wcale nie musi go wygrać?

Lewandowski i pogoń za rekordem. Czy odbierze Mullerowi koronę?

Nie ma co się kryć i udawać, że na powrót Bundesligi czekaliśmy po to, żeby oglądać pasjonujące boje Eintrachtu z Wolfsburgiem. Nie ma co kłamać, że najbardziej ciekawiło nas to, jakie nowe pomysły wdroży w Lipsku Julian Nagelsmann. Od początku wiadomo, że rajcuje nas szczególnie jedna sprawa – Robert Lewandowski i marzenie o pobiciu rekordu Gerda Mullera. Zapewne każdy z nas ma inne powody, by mu kibicować. Jedni po prostu go uwielbiają, inni cieszą się, że Polak może zapisać się w historii Bundesligi („Lewy” rzecz jasna już to zrobił, to po prostu kolejny rozdział opowieści), jeszcze inni widzą w tym szansę do utarcia nosa sąsiadom zza Odry. Patrzcie, to nasz człowiek, który rozstawia po kątach wasze legendy.

Każdy ma inny powód, ale sprowadza się to do jednego – trzymania kciuków za powodzenie tej trudnej misji.

Trudnej, bo choć Lewandowski „dzięki” koronawirusowi odzyskał jedno czy dwa spotkania, które musiałby ominąć z powodu kontuzji, wciąż musi strzelić 15 goli w dziewięciu meczach. Umówmy się – brzmi to nadnaturalnie, nawet dla kogoś, kto może się pochwalić współczynnikiem xGoals 0.91 na 90 minut. Zresztą przecież właśnie ta liczba, choć niesamowita, sugeruje nam, że utrzymując obecną formę, Polak zaserwuje nam jeszcze osiem bramek. Czyli dużo. Czyli jednocześnie za mało.

Lepszy Bayern, lepszy „Lewy”

Są jednak i takie liczby, które dają nadzieję. Jest nią choćby to, że u Hansa Flicka Lewandowski jest najskuteczniejszym zawodnikiem Bayernu. Ale przede wszystkim nadzieją jest drużyna, która za Flicka zanotowała ogromny postęp, zwłaszcza na tych płaszczyznach, z których napastnik może skrzętnie korzystać. „The Athletic” wyróżnia np. intensywniejszy i skuteczniejszy pressing Bawarczyków.

Reklama

– Z Kovacem notowali wynik 11.5 podań przeciwnika na jedną akcję defensywną. To był wynik zbliżony do ligowej średniej i oznaczał, że drużyna jest mniej aktywna w próbie odzyskania piłki. U Flicka te liczby spadły do 8.6 podań, co czyni Bayern najbardziej agresywnym zespołem w lidze w momencie, gdy przeciwnik ma piłkę. Pod rządami Kovaca monachijczycy mieli też problem z wykorzystaniem odbioru piłki do stworzenia akcji bramkowej. Teraz mają na koncie pięć goli po odzyskaniu piłki w wyniku wysokiego pressingu, co czyni ich najskuteczniej pressującą drużyną ligi – czytamy w analizie Toma Worville’a i Michaela Coxa.

Mówiąc wprost – Bayern częściej odbiera piłki rywalom, więc Lewandowski częściej może z tego korzystać. Ma więcej szans niż wcześniej, a przecież to na początku sezonu, gdy jego zespół nie funkcjonował jeszcze tak dobrze, jak teraz, miał najlepszą serię strzelecką. Dlatego też nie można się dziwić Hasanowi Salihamidziciowi, który stwierdził, że Polaka jak najbardziej stać na to, by odebrać Gerdowi Mullerowi koronę. Nie można się też dziwić, że wspomniany „The Athletic” wybrał go graczem roku w Bundeslidze.

Gole Lewandowskiego w obu połowach? Postaw na to w BETFAN po kursie 5.00!

Lewandowski jest… nieskuteczny?

Od początku sezonu co chwilę przypominano nam, że Robert Lewandowski to maszyna. Maszyna, która bije kolejne rekordy i notuje niesamowite osiągi. Nie kwestionujemy tego, to fakt. Ale czy Polak może być jeszcze lepszy? Tak i sam zdaje sobie z tego sprawę. – Wykonywałem ćwiczenia, na które wcześniej nie miałem czasu. Czuję się znacznie lepiej, jestem sprawniejszy niż wcześniej. To ważna, aby dbać o drobne detale, jak np. zdrowe odżywanie i dbanie o ciało. Chcę grać na najwyższym poziome jak najdłużej. To mój cel – cytuje Polaka Gabriel Stach z portalu dieroten.pl.

Ale o tym, że Lewandowski nadal nad sobą pracuje, wiemy wszyscy. Natomiast nie każdy zdaje sobie sprawę, że Polak w obecnym sezonie… zmarnował najwięcej dogodnych okazji ze wszystkich napastników w Europie. Tak, nie żartujemy. Gość, który strzela średnio co mecz, mógł mieć jeszcze lepszą pozycję wyjściową do pobicia 40-letniego rekordu Bundesligi. Squawka wylicza, że napastnik Bayernu ma na koncie 22 „big chances missed”, czyli najzwyczajniej w świecie mówiąc 22 zmarnowane „setki”. Podium uzupełniają Kylian Mbappe, Roberto Firmino (obaj 19), Alvaro Morata i Gabriel Jesus (obaj 18).

Reklama

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – nie jest to powód do krytyki czy narzekania. Ot, ciekawostka, że choć wyniki Lewandowskiego wydają się nam kosmiczne, wciąż tkwią w nim spore rezerwy. Zresztą, według UnderStat już w ubiegłym sezonie Polak mógł zbliżyć się do rekordowych 40 goli w sezonie. Wówczas „Lewy” zakończył rozgrywki z 22 trafieniami na koncie, jednak xGoals wskazywało, że bramek powinno być więcej. I to nie o dwie czy trzy, a aż o… 11. Taka jest matematyka futbolu, parafrazując klasyka. Wygląda więc na to, że kapitan reprezentacji Polski w tym sezonie po prostu odbija sobie to, czego nie zdołał strzelić rok temu.

MATCHDAY BOOST W BETFAN! Gol Lewandowskiego i wygrana Bayernu po kursie 1.70!

Liga niezwykłych snajperów

Bundesliga to jednak nie tylko Lewandowski i jego pogoń za Gerdem Mullerem. Choć z oczywistych powodów ten temat najbardziej nas interesuje, to o jednym wciąż zapominamy. Mimo fantastycznego sezonu napastnika Bayernu, nie ma on przecież nawet zapewnionej korony króla strzelców ligi. Timo Werner depcze mu po piętach, mając zaledwie cztery bramki straty. Chwaląc Polaka należy – choćby z przyzwoitości – docenić także piłkarza Lipska. Bo nie jest tak, że „Lewy” na swój dorobek zapracował, a Wernerowi się poszczęściło. Portal „Statified Football” bez problemu wskazuje podobieństwa obydwu snajperów.

Liczba strzałów? Lewandowski próbuje swoich szans średnio 4.5 razy na 90 minut, Werner wykręcił równą 4. Strzały celne? Praktycznie co drugi – Polak zachowuje 50.9% celności, Niemiec zatrzymał się na 49.5%. Liczba kontaktów w polu karnym? Napastnik Bayernu zalicza ich średnio 7.7 na 90 minut, piłkarz RB Lipsk 7.9. Obaj są niezwykle aktywni w szesnastce, obaj są w niej niezwykle skuteczni. „Lewy” 24 z 25 goli zdobył z pola karnego, w tym trzy z „piątki”. Werner? 19 z 21 trafień z pola karnego, także trzy z „piątki”. Obaj po razie wykorzystali dośrodkowanie z narożnika boiska, obaj bezbłędnie wykonywali „jedenastki”, strzelając z nich po trzy bramki.

Ciężko znaleźć drugą ligę, w której rywalizacja napastników byłaby tak zacięta. Premier League? Wyrównana stawka, ale jednak liczby sporo mniejsze. Serie A? Mimo przebudzenia Cristiano Ronaldo, to wciąż raczej solowy wykon Ciro Immobile. A przecież w Bundeslidze do Wernera i Lewandowskiego dołączył jeszcze Erling Haaland. Gdyby miał trochę więcej czasu, zapewne by ten duet podgonił, włączając się do walki o tytuł. Ale tak czy siak, świat zachwyca się jego dokonaniami strzeleckimi, podobnie jak wyżej wspomnianej dwójki. Mamy więc trzech niesamowitych kozaków, którzy co tydzień rzucają sobie nowe wyzwania i stają do korespondencyjnego pojedynku.

Rywalizacji na takim poziomie świat futbolu nie widział chyba od czasów walki o koronę króla strzelców w Hiszpanii, między Cristiano Ronaldo i Leo Messim. Jedno jest pewne – dzięki Robertowi i spółce chińskie przekleństwo o życiu w ciekawych czasach, wcale przekleństwem być nie musi. Bo jak tu się nie cieszyć, że możemy obserwować taką rywalizację z udziałem Polaka?

SZYMON JANCZYK

Fot. Newspix

Nie wszystko w futbolu da się wytłumaczyć liczbami, ale spróbować zawsze można. Żeby lepiej zrozumieć boisko zagląda do zaawansowanych danych i szuka ciekawostek za kulisami. Śledzi ruchy transferowe w Polsce, a dobrych historii szuka na całym świecie - od koła podbiegunowego przez Barcelonę aż po Rijad. Od lat śledzi piłkę nożną we Włoszech z nadzieją, że wyprodukuje następcę Andrei Pirlo, oraz zaplecze polskiej Ekstraklasy (tu żadnych nadziei nie odnotowano). Kibic nowoczesnej myśli szkoleniowej i wszystkiego, co popycha nasz futbol w stronę lepszych czasów. Naoczny świadek wszystkich największych sportowych sukcesów w Radomiu (obydwu). W wolnych chwilach odgrywa rolę drzew numer jeden w B Klasie.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają

Michał Trela
0
Trela: Cienka czerwona linia. Jak bałkańscy giganci wzajemnie się unikają
Polecane

Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Paweł Paczul
5
Sędziowie powinni mieć obowiązek tłumaczenia swoich decyzji!

Niemcy

Niemcy

Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz

Szymon Piórek
2
Karbownik to ma jednak pecha. Zaczął grać na środku pomocy i złapał uraz
Niemcy

Kamil Grabara trafi do giganta? „To nie jest fikcja”

Patryk Stec
14
Kamil Grabara trafi do giganta? „To nie jest fikcja”

Komentarze

1 komentarz

Loading...