W sobotniej prasie dużo o starcie Bundesligi. Oprócz tego Karol Klimczak mówi o stratach Lecha Poznań przez koronawirusa, dokonano podsumowania trzyletnich rządów Krzysztofa Zająca w Koronie Kielce, Jakub Czerwiński opowiada o kryzysie w czterech ścianach, a prezes Opolskiego ZPN przedstawia sytuację przed nowym sezonem III ligi.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Robert Lewandowski musi strzelić 15 goli w 9 meczach, żeby wyrównać legendarne osiągnięcie Gerda Müllera.
Samozwańczy eksperci od tego czasu przekonywali, że jest to rekord na wieczność i nikt nie da rady przebić osiągnięcia słynnego „Bombera” Bayernu. Ale po pierwszych kolejkach obecnych rozgrywek nagle ucichli, bo Lewandowski tak się rozpędził, że granica 40 goli znalazła się w jego zasięgu. I nadal pozostaje. Przerwa spowodowana pandemią COVID-19 ma dla naszego napastnika plusy i minusy. Przede wszystkim Lewandowski „odzyska” jeden mecz. Przed zatrzymaniem sportu w połowie marca nasz napastnik leczył kontuzjowane kolano i w optymalnym scenariuszu miał opuścić trzy mecze Bundesligi, a w mniej korzystnym nawet cztery. Ostatecznie Polak nie zagrał z Augsburgiem i Hoffenheim. Miał też pauzować w spotkaniu z Unionem 15 marca, jednak wówczas Bundesliga już zawiesiła rozgrywki. Nasz atakujący mógł więc w spokoju wyleczyć kolano i przeciwko drużynie ze stolicy Niemiec zagra w niedzielę o godzinie 18.
Prezes Karol Klimczak przedstawia, ile Lech straci na zastoju spowodowanym pandemią, co dla klubu oznaczały zamknięte galerie i jak próbuje odrobić straty.
ŁUKASZ OLKOWICZ: Co oznacza dla Lecha brak dnia meczowego?
KAROL KLIMCZAK (PREZES LECHA POZNAŃ): Duże straty. Pod względem frekwencji w lidze byliśmy w ostatnich latach na przemian z Legią na pierwszym, drugim miejscu. Jedynie ostatni sezon z uwagi na słabsze wyniki sportowe mieliśmy gorszy, wtedy wypadliśmy poza podium też jeśli chodzi o frekwencję. Na pewno takie kluby jak Lech, Legia, Wisła czy Górnik najbardziej odczują finansowo grę przy pustych trybunach. Natomiast chcę podkreślić jedno – sytuacja jest ciężka, ekstremalnie trudna dla wielu branż, także dla naszej, ale radzimy sobie w tym kryzysie, zarządzamy nim i jesteśmy optymistami.
Ile w sezonie zarabiacie na dniach meczowych?
Około 15 milionów złotych.
W raporcie Delloite za 2018 rok było 13,2 miliona.
Tak. A w tym roku widząc, jak ciekawą, ofensywną piłkę gra nasza drużyna, spodziewaliśmy się lepszego wyniku. Trudno. Nie ma sensu wylewać żali w związku z pandemią, płakać, jakie nas dotknęło nieszczęście, bo to są rzeczy, na które po prostu nie mamy wpływu, tylko musimy zmierzyć się z tym wyzwaniem. Skupiamy się na tym, by straty maksymalnie ograniczyć i tam gdzie się da, je zrównoważyć. Jest nad czym pracować. Sezon mamy dokończyć bez publiczności, a w klubie zakładamy, że taka sytuacja może potrwać nawet i do końca grudnia. 3/4 meczów bez kibiców w roku to około 12 milionów złotych strat dla Lecha.
Prezes Korony Krzysztof Zając chciał, by efekty jego pracy ocenić po trzech latach. Sprawdzamy.
(…) Błędów, niestety dla kielczan, można wymienić znacznie więcej. – Pierwsze, co przychodzi mi do głowy, to transfery. Przez klub przewinęło się tylu piłkarzy, że wielu nazwisk kibice już nie pamiętają – uważa Małkowski. Od początku kadencji Zająca, bez żadnej przerwy, w Koronie utrzymali się tylko Marcin Cebula i Jakub Żubrowski. Ostatnio wrócił Jacek Kiełb, który stał się trzecim zawodnikiem pamiętającym erę sprzed rządów aktualnego prezesa. Jeśli weźmiemy pod uwagę graczy sprowadzonych w tym czasie, to od pierwszego okna transferowego, w którym decyzje podejmowane były przez Zająca, w Kielcach są jeszcze Michał Gardawski i Adnan Kovačević. Na tym wyliczanka się kończy.
Od sezonu 2017/18 kontrakt z Koroną podpisało 49 piłkarzy, z których 33 jest dziś poza klubem. Po zakończeniu obecnych rozgrywek grupa się powiększy. Obecnie w kadrze jest 14 zawodników sprowadzonych w tym sezonie i można być pewnym, że kilku nie dotrwa do następnego. – Jeśli nawet udawało się ściągnąć dobrego piłkarza, później odchodził za darmo – mówi Małkowski. I dodaje: – Wystarczy wspomnieć Bartka Rymaniaka. Wiem, że trafił do klubu wcześniej, ale to, jak potoczyły się jego losy, jest znamienne. Był ważną postacią drużyny, jej kapitanem. Zamiast go zatrzymać i dać jasny sygnał, że w Kielcach budowany jest poważny zespół, pozwolono mu odejść, a w jego miejsce sprowadzono innych. Może, gdyby zamiast dziewięciu transferów zrobić cztery, jakość nie ucierpiałaby tak bardzo? – uważa były bramkarz kielczan.
Rozmowa z Jakubem Czerwińskim z Piasta Gliwice.
IZABELA KOPROWIAK: Jak się wraca do normalności po tylu tygodniach życia w zawieszeniu?
JAKUB CZERWIŃSKI (OBROŃCA PIASTA GLIWICE): W pewnym stopniu można to porównać do powrotu do zajęć po dłuższym urlopie. Choć też nie do końca, bo przecież cały czas trenowaliśmy w domach. Nie będę ukrywał: nie było to łatwe. W pewnych momentach naprawdę trudno było się zmobilizować, by te wszystkie ćwiczenia wykonywać samemu. Zdecydowanie wolę, kiedy ktoś nade mną stoi i mówi, co mam robić. Nie chodzi nawet o brak samodyscypliny, tylko jakiegokolwiek elementu rywalizacji. Jesteśmy przyzwyczajeni do pracy w grupie, kiedy jeden drugiego motywuje, by okazać się lepszym. W trakcie odosobnienia uświadomiłem sobie, że miałbym duży problem, by uprawiać sport indywidualny. Jestem pod ogromnym wrażeniem sportowców, dla których taka praca to codzienność.
Kiedy dopadł pana kryzys?
Po jednym-dwóch tygodniach siedzenia w domu nie było jeszcze źle, ale kiedy minął miesiąc i dalej zalecono nam całkowitą izolację, wtedy było już ciężko. Zamknięcie w czterech ścianach, brak możliwości zrobienia typowo piłkarskiego treningu, działały na psychikę. Dobrze, że mamy to za sobą. Od poniedziałku jesteśmy już razem na zgrupowaniu w Arłamowie. Dookoła cisza, spokój, a przede wszystkim świetne warunki do trenowania. Mamy wszystko, by wrócić do formy sprzed przerwy. Nie ma tu nikogo oprócz nas. Dla obsługi hotelu to też ważny czas, mogą nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości.
Teraz się okaże, kto z was tak naprawdę jest profesjonalistą i poważnie podszedł do domowych treningów?
Niewątpliwie był to test dla każdego z nas. Pełna weryfikacja nastąpi, gdy wrócimy do gry. Miejsce na koniec sezonu najlepiej zobrazuje, kto jak pracował podczas tego mini okresu przygotowawczego. Jednak już dziś, po pierwszych zajęciach, badaniach, sprawdzaniu wagi, jestem spokojny. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że zdałem test. Że wszyscy z Piasta go zdaliśmy. Widzę, że żaden z nas się nie zaniedbał. Nie zauważyłem, by ktokolwiek się zapuścił, odstawał od reszty. Sam też nie przytyłem. Po normalnym urlopie zazwyczaj potrzebuję tygodnia-dwóch, by wrócić do normalnej wagi. Teraz tak nie było. Przez dwa miesiące podwójnie kontrolowaliśmy, co jemy. Widać, jak duża świadomość jest w naszej drużynie.
Zerkamy na Magazyn Lig Zagranicznych. Tomasz Wałdoch uważa, że futbol bez kibiców nie ma sensu.
Futbol bez kibiców ma sens?
Nie ma.
A jednak na taki futbol jesteśmy na razie skazani.
Dziś jesteśmy w takiej sytuacji, że po prostu musimy się dostosować, być wyrozumiali. Ale zdaję sobie sprawę, że to jest rozwiązanie na jakiś czas. Na dłuższą metę piłka bez kibiców nie może istnieć. Straci popularność, czegoś będzie w niej brakować. Do końca sezonu zostało dziewięć kolejek, sami sprawdzimy, jak to będzie funkcjonować. Przed kolejnym na pewno nastąpi analiza, może część kibiców zostanie wpuszczona na trybuny? Wierzę, że będą wprowadzane rozwiązania, by choć jakaś grupa fanów mogła obejrzeć mecze na żywo. Bo nie tylko władze klubów, ale i rządzący państwem wiedzą, jak ważną częścią życia jest futbol. Więc może na stadionie Schalke nie zasiądzie jesienią 60, a 15 tysięcy fanów, ale będą tam obecni. Bo na dłuższą metę piłka bez kibiców nie ma sensu.
(…) Trenerom ma pomóc przepis o pięciu zmianach, który DFL zaakceptowała w czwartek.
Jestem przeciwny takim nowinkom, tak samo jak nie byłem za wprowadzeniem systemu VAR. Przez wiele lat funkcjonował przepis o trzech zmianach, nie widzę powodu, aby go zmieniać. Nie uważam, by miałoby to uatrakcyjnić rozgrywki czy w czymkolwiek pomóc.
SPORT
W Zabrzu zapanowała wielka radość z powodu mistrzostwa Polski juniorów zdobytego przez Akademię Piłkarską Górnika.
– Dla mnie, jako trenera związanego z Górnikiem od wielu lat, to olbrzymia radość. Jest ogromna frajda i satysfakcja, bo przecież w pokonanym polu zostawiliśmy wiele silnych ekip – podkreśla Jan Żurek, który objął drużynę w czerwcu zeszłego roku.
Najlepszym strzelcem zespołu – z 10 bramkami na koncie – okazał się Kamil Lukoszek. Pochodzący z Opola piłkarz był już sprawdzany przez trenera Marcina Brosza. W styczniu poleciał z pierwszym zespołem na obóz na Cypr. Zagrał w sparingu z węgierskim Diosgyori VTK. Po pięć bramek na koncie mają Kamil Grudziński i Alan Lubaski, a cztery Jan Flak. Dwie bramki tego ostatniego, w tym zwycięskie trafienie w samej końcówce z Lechem, dały Akademii Piłkarskiej Górnika mistrzostwo. – To zdolny pomocnik, który ma swoje atuty i mocno pracuje. Piłka to jednak gra zespołowa. Na pochwały zasłużyli wszyscy chłopcy, tym bardziej, że mamy w zespole młodszych rocznikowo zawodników. Stworzyli bardzo dobry kolektyw, a teraz będą mieli szansę pokazania się też w europejskiej rywalizacji – zaznacza trener Żurek. Dodajmy, że Jan Flak, rocznik 2002, już trenuje z pierwszym zespołem. Kto wie czy po restarcie ligi i meczach co kilka dni, ktoś z tych najbardziej utalentowanych graczy nie dostanie swojej szansy w ekstraklasowym występie.
Rozmowa z Januszem Białkiem, doświadczonym trenerem pracującym niegdyś w ekstraklasie i na jej zapleczu.
(…) A jeżeli województwo śląskie zostanie obszarem izolowanym od reszty kraju? Liczba zarażonych na koronawirusa w tym regionie jest porażająca i rośnie w zastraszającym tempie. Ekstraklasa bez Piasta Gliwice, Górnika Zabrze i Rakowa Częstochowa byłaby karykaturą, podobnie jak I liga bez Podbeskidzia, Zagłębia Sosnowiec, GKS-u Tychy i GKS-u Jastrzębie.
– Tak drastycznego scenariusza nie przewiduję, by drużyny ze Śląska zostały „izolowane” i de facto wykluczone z rozgrywek. Poza tym nie mam wątpliwości, że w sytuacji „podbramkowej” Polski Związek Piłki Nożnej wkroczy do akcji i zespoły z województwa śląskiego zostaną skoszarowane w innych regionach Polski. 3-4 tygodnie poza domem z pewnością byłyby uciążliwe, ale to nie koniec świata. Wierzę, że futbolowa centrala ma opracowany wariant zastępczy i chaosu nie będzie.
Nie ucierpiałby na tym poziom sportowy? A zwłaszcza szanse drużyn z tego regionu na wysokie lokaty w tabeli?
– W ostatecznym rozrachunku zawsze decydujące będą forma, dyspozycja dnia i umiejętności na boisku.
Reasumując – koronawirus nie jest w stanie storpedować restartu rozgrywek na szczeblu centralnym?
– Wszystko zależy od ludzi. Niedawno czytałem wywiad z Bartkiem Bereszyńskim, który stwierdził jednoznacznie, że na koronawirusa nie ma mocnych. On robi spustoszenie w organizmach nie tylko starszych osób, ale również młodych. Sportowcy, w tym piłkarze, to ludzie świadomi celu, przygotowani do wyzwań sportowych, którzy dbają o siebie. Piłkarz nie skupia się tylko na treningu i meczu, ale również troszczy się o to, jak zabezpieczyć przed chorobą siebie i swoją rodzinę. Każdy z nich chce grać po dwóch miesiącach nieplanowanych wakacji, a osoby zarządzające klubami zrobią wszystko, by nie komplikować sprawy. W końcu to zawodowcy.
Rozmowa z Tomaszem Garbowskim, prezesem Opolskiego ZPN, który w sezonie 2020/21 zarządzać będzie rozgrywkami III grupy III ligi.
Śląski ZPN zakończył w czwartek sezon III grupy III ligi. Czy chodzi już panu po głowie data startu nowego sezonu?
– Na razie przed nami proces przyznawania licencji. On w zasadzie jest już w trakcie. Kwestia licencji dla dotychczasowych III-ligowców powinna się zamknąć do końca maja. Potem przyjdzie nam czekać na beniaminków z Dolnośląskiego i Śląskiego ZPN. Na Górnym Śląsku baraż planowany jest na 20 czerwca, Dolny Śląsk daty jeszcze nie ma, ale pewnie będzie zbliżona. Nie wiemy także, co wydarzy się w II lidze. Oby nikt z niej do naszej grupy nie spadł.
Ostatnia kolejka sezonu zasadniczego II ligi planowana jest na weekend 25-26 lipca.
– Pod warunkiem, że wszystko odbędzie się zgodnie z planem. Przymiarki do terminarza III-ligowego musimy oczywiście poczynić już wcześniej. Mamy świadomość, że będzie więcej drużyn, a zatem też więcej spadków. Jak to w sezonie przejściowym.
Wydaje się, że nie ma szans, by III liga ruszyła wcześniej niż w połowie sierpnia.
– 15 sierpnia może być realną datą. Co nie znaczy, że tak właśnie będzie. Powodów może być mnóstwo – pandemia, brak zgody od państwowych organów. Dziś gospodarka jest odmrażana i życzmy sobie, by wahadło nie odbiło w drugą stronę. Zakładajmy scenariusz optymistyczny.
Czyli 15 sierpnia. Na jakim etapie jest teraz proces licencyjny?
– My jako Opolski ZPN nadzorujemy przyznawanie licencji. Powołaliśmy Komisję ds. Licencji Klubowych i Komisję Odwoławczą. W związku ze stanem pandemii, komisja licencyjna spotyka się i rozmawia w formie online. Na przyszłą środę planowana jest wideokonferencja komisji, pod przewodnictwem Marka Świtonia z Opolskiego ZPN. W skład 9-osobowego gremium wchodzą też przedstawiciele trzech pozostałych związków z makroregionu: Śląskiego, Dolnośląskiego i Lubuskiego. Oni mają po dwóch członków, my – jako prowadzący rozgrywki Opolski ZPN – trzech. W tym 3-osobowym „opolskim” składzie komisja dokonała już formalnych przyjęć wniosków licencyjnych od klubów. Przewodniczący już poprosił niektórych o uzupełnienie dokumentów. W przyszłą środę mogą już zostać przyznane pierwsze licencje na nowy sezon. W niektórych wypadkach komisja zapewne będzie czekała. W środę wydamy pierwszy komunikat. Dobrze, że regulamin zakłada możliwość pracy zdalnej, co w tych czasach ułatwia komisji zadanie.
SUPER EXPRESS
Artur Wichniarek jako piłkarz nie bałby się koronawirusa.
„Super Express”: – Czy ty jako piłkarz wybiegłbyś na boisko? Nie bałbyś się ryzyka związanego w wirusem?
Artur Wichniarek: – Piłkarze to grupa społeczna najdokładniej przebadana w całych Niemczech. Uważam, że grając 11 na 11, nie ma zagrożenia, że ktoś może się zakazić. Prędzej piłkarz zakazi się w sklepie na zakupach niż na boisku.
– Ale są pewne obawy. Neven Subotić z Unionu skarżył się, że z piłkarzami nikt nie konsultował decyzji o wznowieniu rozgrywek.
– Ma prawo się wypowiedzieć i dobrze, że to zrobił, ale ja nie podzielam jego zdania. Uważam, że wszystkie środki ostrożności, jakie podjęto – liczba testów, kwarantanna hotelowa itd. – świadczą o tym, że konsultowano z piłkarzami wiele rzeczy. Wiem, że niektóre kluby, a na pewno Schalke 04 i RB Lipsk, dały każdemu piłkarzowi możliwość suwerennej decyzji, czy chcą trenować i grać. Odmowa nie skutkowałaby rozwiązaniem kontraktu.
GAZETA WYBORCZA
Rozmowa z Radosławem Gilewiczem przed startem Bundesligi, ale nasza będzie lepsza.
Fot. FotoPyK