W środowej prasie m.in. nowe pomysły dotyczące meczów Ekstraklasy po powrocie do gry, próby przewidzenia przyszłości na rynku transferowym, Waldemar Kita niezadowolony z zakończenia sezonu we Francji, echa zamieszania w III lidze i problemy z obniżeniem kontraktu Igora Angulo.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Nie ma przeszkód dla korzystania przez sędziów z wideoweryfikacji po wznowieniu sezonu w Ekstraklasie. Trwa też ustalanie innych kwestii.
(…) Ustaliliśmy, że zrezygnowano z obowiązku stosowania masek. Środowisko arbitrów uznało, że mogą one utrudniać oddychanie w czasie biegania, jak również ograniczać widoczność – co dla sędziów może stanowić fundamentalny problem. Ze strony Komisji Medycznej PZPN padła jednak propozycja, żeby w jakimś stopniu zabezpieczyć arbitrów. Dlatego część z nich dostała do przetestowania w czasie treningów określony model przyłbic. – Na tę chwilę to wszystko jedynie rozważania i konsultacje. Nie podejmujemy nieprzemyślanych ruchów i chcemy mieć pewność, że przeanalizowaliśmy wszystkie warianty. Wsłuchujemy się w głos środowiska medycznego. Profesor Krzysztof Pawlaczyk (członek Zespołu Medycznego PZPN – przyp. red.) przykazał im, że jeżeli kogoś może dodatkowo zabezpieczyć, należy to przemyśleć. Jeżeli w trakcie prób okaże się, że przyłbice przeszkadzają arbitrom, nikt nie będzie nakazywał im w nich biegać. W trakcie meczu może też padać deszcz, który poprzez zbierające się na osłonie krople zmusiłby sędziów do ich zdejmowania. Wspólnie z Kolegium Sędziów PZPN, Ekstraklasą SA i Komisją Medyczną pracujemy nad możliwie najlepszymi procedurami – dodaje Wachowski.
W ostatnich latach rosły ceny za piłkarzy z ekstraklasy. Koronawirus może wyhamować ten trend.
(…) Spośród ekstraklasowych piłkarzy największe zainteresowanie skupia na sobie Michał Karbownik. Tak już działa piłkarski skauting, że jeżeli 18-latek pojawia się w składzie i gra regularnie, to w wielu zakątkach Europy włącza się radar. Choć legionista rozegrał w tym sezonie dopiero 19 meczów w ekstraklasie, to zwrócił na siebie uwagę tych największych. Informacja o zainteresowaniu Barcelony plotką nie była. Wszystko wskazuje na to, że latem piłkarz odejdzie z Legii. Przy Łazienkowskiej najbardziej wyczekiwane jest teraz jego „tak”. Ale nie wypowiedziane jako zgoda na transfer, lecz zaakceptowanie propozycji przedłużenia kontraktu, który kończy się w przyszłym roku. Nowa umowa oznacza większą siłę negocjacyjną Dariusza Mioduskiego i jego ekipy w transferowych rozmowach, a w praktyce kilka(naście) milionów złotych więcej dla klubu. Gra jest więc zdecydowanie warta świeczki.
– Wydaje mi się, że jesteśmy bliżej podpisania nowego kontraktu niż dalej – rzuca agent piłkarza Mariusz Piekarski, a te słowa najbardziej ucieszą księgową Legii. – Michał nie jest typem cwaniaka, chce odwdzięczyć się Legii. Ten klub wziął go w wieku 15 lat, zauważył talent, dał szansę. Trzeba oddawać, jak w życiu – filozoficznie kończy menedżer.
Rozmowa z dyrektorem sportowy Górnika Zabrze, Arturem Płatkiem. Oczywiście o rynku transferowym w dobie koronawirusa.
(…) Wiem, że nic nie wiem?
Rozmawiam ze znajomymi z Bundesligi i oni nie wiedzą. Na razie starają się dograć sezon do końca czerwca. Każdy żyje w niepewności, zastanawia się, jak planować budżet dla klubu. Ten transferowy u Niemców będzie mniejszy. Szczególnie dla tych, którzy nie są w TOP 5. Ci mniejsi żyli ze sprzedaży piłkarzy za 10, 15, 20 milionów euro.
Co zrobić, żeby nasze kluby sprzedawały za takie pieniądze? Nieodzowne są mecze polskich drużyn w fazie grupowej europejskich pucharów?
Zdecydowanie. To podstawowy warunek. No i musi poprawić się jakość wyszkolenia zawodnika. Dlaczego Serbowie pod tym względem są lepiej przygotowani od naszych piłkarzy – lepiej panują nad piłką, lepiej dryblują? Możemy mieć problem z taktyką czy grą w defensywie, ale już nie z wyszkoleniem technicznym, które musi być na wysokim poziomie, jeżeli mówimy o dużych transferach. W ekstraklasie ostatnio dobrą technikę miał Sebastian Szymański i potem długo, długo nikt.
Wydaje się, że piłkarzem Górnika, który teraz wyjedzie za granicę, będzie Przemysław Wiśniewski.
Co roku musimy mieć jednego, dwóch zawodników przygotowanych do sprzedaży. Raz to będzie większa suma, raz mniejsza, ale niech stanowi część naszego budżetu. Muszę to planować. Wiśniewski jest utalentowany, szybki, agresywny, dobrze gra jeden na jednego, ale piłkarsko musi jeszcze się kształtować. Sam jestem ciekawy, jak szybko będzie robił postępy.
Właściciel FC Nantes, Waldemar Kita nie jest zadowolony z faktu, że Ligue 1 w tym sezonie już nie zagra.
MACIEJ KALISZUK: Nie jest pan zadowolony z zakończenia sezonu we Francji?
WALDEMAR KITA (PREZES FC NANTES): Władze podjęły tę decyzję za szybko. Stałem na czele grupy, która pracowała nad wznowieniem sezonu. Mieliśmy konkretny plan. 11 maja zamierzaliśmy wznowić treningi, a 15 czerwca zacząć grać. Do końca lipca chcieliśmy zakończyć rozgrywki.
Stało się inaczej. Mocno to pana zaskoczyło?
Oczywiście. Pracowaliśmy miesiąc czy półtora, aby nie było problemu. Ta decyzja stanowi szok dla wszystkich. To jest jednak polityczna sprawa, nie możemy nic zrobić. W tej sytuacji Canal+ i BeIN Sports (stacje transmitujące Ligue 1 – przyp. red.) nie chcą płacić. To powoduje bardzo duże problemy finansowe klubów.
Nie może być pan też zadowolony z postanowienia o uznaniu tabeli za końcową na podstawie średniej punktów. Nantes zakończyło sezon na trzynastym miejscu.
Oczywiście, że nie jestem zadowolony, bo to niesprawiedliwe, że graliśmy po dwa mecze z takimi rywalami jak PSG, Marsylia czy Lille, a inne zespoły nie. Dlatego uważam, że najuczciwszym wyjściem byłoby uznanie tabeli na podstawie wyników tylko z pierwszej połowy rozgrywek. Każdy mierzył się raz z każdym, to byłoby bardziej sprawiedliwe i logiczne od wybranego rozwiązania.
Ale wtedy trzeba by anulować osiem kolejek. Czy to fair?
A czy jest w porządku, że jedne drużyny miały łatwiejszy terminarz, a inne trudniejszy? Traciliśmy tylko trzy punkty do szóstego miejsca, a przed nami były spotkania ze słabszymi zespołami.
Dla was to rozstrzygnięcie jest faktycznie bardzo niekorzystne. Na półmetku zajmowaliście szóstą pozycję, skończyliście zaś na trzynastej.
Straciliśmy w wyniku tego pięć milionów euro, a pewnie nawet więcej, bo nie zagramy w Lidze Europy, gdzie też moglibyśmy zarobić. Poszkodowani zostaliśmy nie tylko my, ale też Lyon, który w ogóle nie wystąpi w pucharach, czy zdegradowane Amiens.
SPORT
Igor Angulo ma propozycje z Polski, Turcji oraz… Indii, ale jeszcze nie wie, którą z nich wybierze i gdzie będzie występował w kolejnym sezonie.
Zimą piłkarzem interesowała się walcząca o powrót do tureckiej Super Ligi Adana Demirspor. Klub spod syryjskiej granicy mocno zabiegał o Angulo i to nie pierwszy raz w ostatnim czasie. Teraz natomiast pojawiła się egzotyczna propozycja z Indii. Ma chodzić o klub Kerala Blasters, a piłkarza nie przeraża pandemia. – Populacja tego kraju jest nieporównywalnie większa niż w Europie, a proporcjonalnie przypadków zachorowań tam nie jest więcej. Słyszałem również, że wirus w wysokich temperaturach jest znacznie słabszy. Trzeba brać jednak pod uwagę wszystkie aspekty, nie tylko pieniądze. Zobaczę jak się wszystko ułoży i z podjęciem decyzji zaczekam – podkreślił najlepszy snajper Górnika.
Rozmowa z Piotrem Rzepką, trenerem zamieszkałym w Gdyni, byłym piłkarzem Arki.
Zmiana trenera wystarczy, by w drużynę tchnąć nowego ducha?
– To tylko na papierze jest proste. Przyszedł do Arki trener, który nie zna specyfiki tego klubu, zawodników występujących w drużynie. Ireneusz Mamrot bardzo dobrze radził sobie w Chrobrym Głogów i Jagiellonii Białystok, ale nie wiadomo, jak poradzi sobie w okresie głębokiego kryzysu. Nie wiem czy w Arce zadziała efekt „nowej miotły”. Za granicą wartość szkoleniowca poznaje się po tym, jak wychodzi z drużyną z kryzysu. W Polsce tego nie wiemy, bo po kilku porażkach jest zwalniany. Zatrudnienie trenera Mamrota jest dobrą wiadomością dla działaczy i dziennikarzy, ale czy będzie również dla szatni? Uważam, że ktokolwiek przyszedłby w tej chwili do Arki, to jego angaż jest loterią.
Arka pozostanie ligowym bumerangiem, „kursującym” między ekstraklasą i jej zapleczem?
– To jest kapitalne pytanie… Historia Arki – począwszy od lat 70. – pokazuje, że jest ona w grupie zespołów, które są za silne na I ligę, ale często za słabe na ekstraklasę. Ta huśtawka nastrojów trwa od wielu, wielu lat. Wydawało się, że zmiany na lepsze nastąpią po zdobyciu Pucharu i Superpucharu Polski. Ludzie związani z klubem pomyśleli wtedy, że może być tylko lepiej i… przeszarżowali. W momentach chwały i triumfów trzeba być podwójnie czujnym, bo szefowie klubów zapominają, że po sukcesie przychodzi kryzys i trzeba być na to przygotowanym. A przede wszystkim mieć przygotowaną receptę, jak z niego wyjść.
Rozgrywanie spotkań Bundesligi przy pustych trybunach nie do końca rozwiązuje problem. Władze są świadome, że fani mogą gromadzić się pod stadionami.
Przykładu takiej nieodpowiedzialności Niemcy już doświadczyli. W marcu, na kilka dni przed zawieszeniem ligi, odbywało się zaległe spotkanie Borussii Moenchengladbach z FC Koeln – pierwsze bez udziału kibiców. Koronawirus za naszą zachodnią granicą siał już spore spustoszenie, a mimo tego fani Gladbach podeszli pod stadion w liczbie ok. pół tysiąca głów. Zaczęli prowadzić doping, a piłkarze po meczu, w pewnym stopniu legitymując ich decyzję, wyszli na zewnętrzny pierścień trybun, aby im podziękować.
Krytyka takich zachowań pojawiła się bardzo szybko. Kilka dni później Werder miał podejmować w Bremie Bayer Leverkusen i władze podejrzewały, że w tym przypadku pod stadionem może zgromadzić się nawet 3 tysiące bremeńczyków. Rozgrywki na szczęście zawieszono, nie było więc okazji do podobnych incydentów, ale gdy dyskutowano o powrocie do gry, nie skupiano się tylko na tym, co będzie się działo na boisku, ale również poza stadionem. Niektórzy przeciwnicy wznowienia Bundesligi twierdzili, że mecze będą stwarzały ryzyko powstawania licznych zgromadzeń w otoczeniu futbolowych obiektów. Niemieckie grupy ultras są przeciwne rozgrywaniu spotkań przy pustych trybunach. Niby rozumieją, że takie rozwiązanie uratuje kluby, ale z drugiej strony nie potrafią przeżyć tego, że mecze będą odbywały się bez ich udziału.
Wszystko wskazuje na to, że w sezonie 2019/20 III ligi zostały do rozegrania już tylko dwa mecze: Motoru Lublin z Hutnikiem Kraków i Sokoła Ostróda z rezerwami Legii Warszawa. To konkluzja z wczorajszego posiedzenia zarządu PZPN.
(…) Wskutek braku spadków ligi będą liczne – grupa III może się rozrosnąć nawet do 22 klubów – ale dla wojewódzkich ZPN-ów nie będzie to pierwszyzna, bo z podobnym problemem spotkają się w czwartej lidze czy klasach okręgowych. A propos – na wczorajszym posiedzeniu zarządu PZPN okazało się, że III liga nie przejdzie od nowego sezonu we władanie centrali, a jeszcze na rok pozostanie w gestii wojewódzkich ZPN-ów. Zawnioskował o to prezes Zbigniew Boniek, jakby dając do zrozumienia, że „skoro nie chcecie spadków, to sprzątajcie ten bałagan i zajmijcie się sezonem przejściowym”. Za grupę I ma odpowiadać Łódzki ZPN, za II – Pomorski, za III – Opolski, a IV – Świętokrzyski.
Dodajmy, że do końca lipca PZPN dał czas związkom na zakończenie wojewódzkich Pucharów Polski. Te mecze, a także „baraże” o II ligę, w które zaangażowany będzie Sokół, Legia II, Hutnik i Motor, będą zapewne możliwe do rozegrania po wprowadzeniu przez rząd III etapu znoszenia ograniczeń, przewidującego imprezy sportowe do 50 osób. Może on wejść w życie już w przyszłym tygodniu.
Rozmowa z Henrykiem Kulą, prezesem Śląskiego ZPN i członkiem zarządu PZPN.
(…) A reszta kończy sezon? To stanowisko wojewódzkich ZPN-ów?
– Nie nasze, tylko trzecioligowych klubów. Pan redaktor dobrze wie, że większość klubów na Śląsku nie chce kontynuować sezonu. W zasadzie tylko Rekord i Ruch by grali, reszta woli kończyć.
Czyli nie planujecie już dodatkowych konsultacji z klubami?
– Ich zdanie w poniedziałek było takie, jak powiedziałem. Sytuacja co prawda jest dynamiczna, ale musimy patrzeć, jak na Śląsku przebiega pandemia. Z tej perspektywy nie widzę żadnych szans, by dograć sezon. Mamy dosyć duże problemy. Rozgrywki piłkarskie można porównać do górnictwa. Dużo ludzi spotyka się w jednym miejscu, mają wspólną łaźnię, na małej przestrzeni gromadzi się po 20 facetów – tak w klatce, która wiezie górników na dół, jak i w piłkarskiej szatni. Sytuacja górnictwa pokazuje nam co analogicznie mogłoby się stać w piłce nożnej. A nie wyobrażam sobie, by po meczu zawodnicy nie kąpali się, tylko wsiadali prosto do autokaru czy samochodu.
Rozumiem, że wariant prezesów związków prowadzących rozgrywki to awanse i brak spadków?
– Ja będę takie stanowisko rekomendował zarządowi Śląskiego ZPN jako prezes. Decyzję podejmie zarząd.
SUPER EXPRESS
Górnik Zabrze doszedł do porozumienia w sprawie redukcji pensji. Aneksu nie podpisał tylko Igor Angulo.
W Górniku przyjęto model, że wszyscy traktowani są tak samo, nie ma indywidualnych negocjacji, że temu obetnie się 10 proc., a temu 40 proc. Drużyna to drużyna, ma być solidarnie. Ostatecznie wszyscy piłkarze podpisali aneksy, poza wspomnianym wyjątkiem – liderem drużyny, jednym z kapitanów i najlepszym strzelcem Górnika w ostatnich latach – Igorem Angulo. Według nieoficjalnych informacji Bask zarabia w Zabrzu ok. 12 tys. euro miesięcznie, czyli ok. 50 tys. zł. Po redukcji na czas pandemii miałby ok. 25 tys. zł.
GAZETA WYBORCZA
Wśród 298 rosyjskich sportowców podejrzewanych przez WADA o tuszowanie dopingu jest kilkudziesięciu piłkarzy. FIFA lada dzień ma otrzymać dowody oszustw.
Wśród oskarżonych najwięcej jest lekkoatletów, biatlonistów i ciężarowców. Ich nazwiska pozostają tajne do zakończenia postępowania. „Daily Mail” poinformował jednak, że wśród podejrzanych są piłkarze, co w rosyjskiej aferze dopingowej jest nowością. Dotychczas takie pogłoski pojawiały się regularnie, jednak były dementowane zarówno przez Rosjan, jak i przez FIFA. Teraz jednak angielska gazeta potwierdziła u rzecznika światowej federacji, że w maju władze światowego futbolu mają dostać informacje z WADA na temat dopingu u piłkarzy. Brytyjscy dziennikarze piszą o kilkudziesięciu przypadkach tuszowania niedozwolonego wspomagania, przypominając, że już trzy lata temu mówiło się o 36 zawodnikach, którym pozwolono ukryć doping. Dotyczy to m.in. całej reprezentacji Rosji przygotowującej się do mistrzostw świata w Brazylii, a także drużyn młodzieżowych.
Nazwiska? Pojawia się jedno: Rusłana Kambołowa, obrońcy FK Krasnodar. Grigorij Rodczenkow, były szef moskiewskiego laboratorium, który uciekł do USA i ujawnił szczegóły tuszowania dopingu przez rosyjskie państwo, powiedział, że u 30-letniego Kambołowa wykryto deksametazon, po czym próbka z jego moczem została podmieniona na czystą, co w Rosji było powszechną praktyką. Kambołow był w szerokiej kadrze na rosyjski mundial w 2018 r., jednak po informacjach Rodczenkowa nie zagrał w turnieju i od tej pory ani razu nie dostał powołania.
Fot. FotoPyK