Trzy przypadki pozytywnego testu na koronawirusa w Brighton. Wiceprezes West Hamu zastanawiająca się nad kwestią dezynfekowania trawy. Działacze Watfordu sprzeciwiający się dokończeniu sezonu na neutralnym gruncie. Co tu dużo mówić – jeżeli władze angielskiego futbolu spodziewały się, że wprowadzenie w życie „Projektu Restart” będzie szybkie, łatwe i przyjemne, to straszliwie się przeliczyły.
Jeszcze 30 kwietnia wiele wskazywało na to, że wznowienie Premier League to kwestia stosunkowo krótkiego czasu. Brytyjskie media donosiły, że kluby angielskiej ekstraklasy wobec zagrożenia katastrofą finansową dość szybko doszły do porozumienia i przystały na kompromisowe rozwiązania. Jak to zwykle w przypadku kompromisów bywa, każdy miał powody do delikatnego niezadowolenia, ale cóż – w kryzysowej sytuacji trzeba czasem zaakceptować rozwiązania, którym daleko do ideału. Ostatecznie alternatywą dla angielskich klubów jest konieczność zwrócenia gigantycznych pieniędzy telewizyjnym nadawcom. Podjęto zatem kilka podstawowych postanowień – wyliczono potrzebne testy na obecność koronawirusa, ustalono konieczność rozgrywania meczów na neutralnym gruncie, wytyczono też podstawowe zasady bezpieczeństwa i higieny. Według pierwotnych założeń Premier League miała wrócić wraz z początkiem czerwca.
Miesiąc przed planowanym startem ligi wszystkie ze wspomnianych wyżej założeń zostały już zakwestionowane. I to nie przez opinię publiczną albo dziennikarzy czy niezależnych ekspertów. Z kompromisu jeden po drugim wyłamują się same kluby.
„Projekt Restart” chwieje się w posadach.
Zaczęli przedstawiciele Brighton, o czym pisaliśmy kilka dni temu. „Paul Barber, dyrektor wykonawczy Brighton, stwierdził w jednym z ostatnich wywiadów: – W pełni rozumiemy, dlaczego gra przy pustych trybunach prawdopodobnie będzie nieunikniona, by osiągnąć kompromis odnośnie dokończenia rozgrywek. Ale wchodzimy w kluczowy moment sezonu i rozgrywanie spotkań na neutralnym gruncie może mieć potencjalnie istotny wpływ na uczciwość rywalizacji.
Co się kryje za tymi słowami Barbera? To dość proste. Obecnie najbliższy realizacji jest plan, by pozostałe mecze Premier League rozegrać na kilku wybranych, neutralnych obiektach. Mówi się, że ma to być maksymalnie dziesięć stadionów, z czego większość będzie należała do obecnych ekstraklasowiczów. Choć prawdopodobnie nie wszystkie – najważniejszy głos będzie tu należał do służb policyjnych i sanitarnych. Barber mówi więc, parafrazując: jasne, wybierzmy dziesięć stadionów, dokończmy tam ligę, ratujmy pieniądze z kontraktu telewizyjnego, walczmy o przetrwanie. Ale nie udawajmy, że utrata atutu własnego boiska jest bez znaczenia dla wyniku sportowej rywalizacji. – Brak wsparcia 27 tysięcy kibiców zgromadzonych na Amex [potoczna nazwa stadionu Brighton] to oczywista niedogodność dla naszego klubu – zauważa dyrektor. Przed Brighton są jeszcze domowe mecze z Arsenalem, Manchesterem United, Manchesterem City oraz Liverpoolem.
„Mewy” mają obecnie tylko dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. – Oczywiście rozumiemy, że sami też będziemy czerpać pewne korzyści grając mecze wyjazdowe na neutralnym gruncie, bez kibiców rywali na trybunach. Ale nasz terminarz nie jest zbalansowany. 29 dotychczasowych kolejek odbyło się według standardowego trybu. Nie ma tu równowagi – twierdzi Barber.
Można mu nawet przyznać trochę racji, ale taka postawa stawia pod znakiem zapytania cały „Projekt Restart”. Widać, że głosy o pełnym porozumieniu można włożyć między bajki. Wyłamało się Brighton, wyłamią się inni.
No cóż – długo nie trzeba było czekać na to, aż ostatnie zdanie cytowanego tekstu znajdzie potwierdzenie w faktach. Pod słowami Paula Barbera szybko podpisali się działacze Aston Villi. Dołączył do nich również Scott Duxbury, dyrektor Watfordu. – Ktoś nam teraz mówi, że nie możemy rozegrać pozostałych meczów domowych na Vicarage Road i tracimy przewagę własnego stadionu. Mamy ryzykować zdrowie i pójść na tak wiele kompromisów żeby dokończyć rywalizację, ale zmienia się jej reguły, co może zakończyć nasze istnienie w Premier League. Watford jest mały klubem. Czy to fair, traktować nas w ten sposób? Czy jest w tym cokolwiek ze sportowej jedności? Oczywiście, że nie. W Bundeslidze udało się zrealizować wszystko to, o czym my też rozmawiamy w Premier League i nikt nie potrzebował do tego przeniesienia rywalizacji na neutralny grunt.
– Krytycy zarzucą mi, że patrzę tylko na interes własnego klubu. I będą mieli absolutną rację! Moim obowiązkiem jest ochrona mojego klubu i pracowników tego klubu. Niektórzy pracują dla Watfordu kilkadziesiąt lat. Zadedykowali temu klubowi całe swoje życie – dodał Duxbury. – W Premier League nie istnieje altruizm. Jest tutaj dwadzieścia drużyn, a co za tym idzie dwadzieścia różnych grup interesu, którym czasami jest ze sobą po drodze, ale znacznie częściej nie. Wszyscy bronią swoich partykularnych interesów.
Watford będzie prawdopodobnie apelował o zatrzymanie całego projektu i przemyślenie tematu na nowo. A czas przecież ucieka, kalendarz piłkarski i tak został już wystarczająco mocno zdemolowany.
To zresztą nie koniec zawirowań wokół wznawiania Premier League. Karren Brady, wiceprezes West Hamu United, szuka sposobu na możliwie jak najdokładniejsze zdezynfekowanie obiektów treningowych klubu, gdzie piłkarze mają niebawem rozpocząć zajęcia. Brady doszła do wniosku, że niezbędna będzie również dezynfekcja murawy, bramek – w sensie słupków, poprzeczek i siatek – a nawet chorągiewek wyznaczających narożniki boiska. – Na pierwszym etapie treningów zabroniona będzie gra wślizgiem, ale dopuścimy możliwość podawania do siebie piłki i oddawania strzałów na bramkę – stwierdziła Brady. – To nie będzie normalny futbol. Musimy zaakceptować fakt, że dziewięć ostatnich kolejek Premier League zostanie rozegranych w bardzo nietypowych okolicznościach.
No i wreszcie kolejna sprawa, choć bez wątpienia nie najmniej ważna. Testy.
– Pomimo wszystkich środków ostrożności, które podjęliśmy w ciągu ostatnich tygodni, mamy kolejnego piłkarza z pozytywnym wynikiem testów – stwierdził cytowany już Paul Barber. W Brighton trzech zawodników wykazało pozytywny wynik testu na obecność koronawirusa. Nie ujawniono, o których konkretnie piłkarzy chodzi. W ogóle sprawa jest zastanawiająco pozbawiona transparentności. Oczywiście nie brakuje zwolenników teorii, że nie ma przypadku w tym, iż to akurat w Brighton – klubie gardłującym przeciwko wznowieniu Premier League – pojawiają się kolejne przypadki zakażeń.
Co dalej? W poniedziałek – czyli jutro – kolejna wideokonferencja szefów klubów Premier League. Działacze mieli na niej potwierdzić, że powrót do treningów nastąpi dokładnie tydzień później. Można mieć wątpliwości, czy uda się te plany wcielić w życie.
– Jesteśmy tylko ludźmi… – skomentował wymownie na Todd Cantwell z Norwich City na swoim Twitterze, gdy serwis BBC poinformował o kolejnym zakażeniu w Brighton. Niewykluczone, że kolejni piłkarze lada moment pójdą w jego ślady i ich głos w całym tym zamieszaniu również nabierze znaczenia. A o tym, jak istotna może być opinia piłkarzy przekonaliśmy się przecież choćby w Polsce.
fot. NewsPix.pl