W sobotniej prasie m.in. kolejne wyzwania związane z powrotem Ekstraklasy do gry, Jesus Imaz marzący o MLS, ambitne plany nowego właściciela Polonii Warszawa, potencjalna burza przy spadkach w III lidze czy historia Carlosa Kaisera, który oszukiwał przez lata kolejne kluby, choć wcale nie miał zamiaru grać w piłkę.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Ekstraklasa SA wyznaczyła daty dwóch pierwszych kolejek po wznowieniu rozgrywek. Kłopotów nie ubywa.
I właśnie ten brak informacji wpływa na wyobraźnię ludzi w klubach i na ich zdenerwowanie. Od wtorku, podczas rozmów z przedstawicielami zespołów ekstraklasy, najczęściej słyszeliśmy jedno pytanie: „Dlaczego od razu nie można było przeprowadzić testów genetycznych u wszystkich, skoro badania przesiewowe dają często wątpliwe wyniki?”. Przypomnijmy, że badania wymazowe są zdecydowanie droższe. Ich koszt, wynegocjowany przez PZPN, to ok. 400 zł. Przesiewowe są tańsze: 95 zł.
– Plan wznowienia rozgrywek opracowany przez Ekstraklasę SA oraz Zespół Medyczny PZPN zakładał przede wszystkim izolację i monitorowanie stanu zdrowia 50 osób wybranych przez kluby. Wszystkie zostały poddane badaniom przesiewowym, a w ostateczności przeprowadzono badania wymazowe. To nie cena była decydująca, ale szczegółowy plan działania – zaznaczył nam w czwartek Łukasz Wachowski, dyrektor Departamentu Rozgrywek Krajowych PZPN.
We wtorek, kiedy zaczęły się pojawiać wyniki testów z krwi, powstał informacyjny chaos. Do mediów przedostawały się strzępy wiadomości o pozytywnych wynikach na przeciwciała. W klubach spanikowano z powodu obawy, że ktoś może chorować i zakażać. M.in. Cracovia zdecydowała się pilnie przeprowadzić testy genetyczne na własny koszt. – Nie dziwię się. Skoro w każdym klubie tuż przed wznowieniem sezonu mają jeszcze raz testować wszystkie izolowane osoby, to może warto podzielić się kosztami z PZPN i każdemu zrobić wymaz przed pierwszymi meczami? – usłyszeliśmy od przedstawiciela jednego z zespołów. Zdecydowanie się na badania genetyczne może być jednym z większych wyzwań przed restartem ligi. Ustaliliśmy, że do tej pory wymazy z nosogardzieli w ekstraklasie przeprowadzono dokładnie u 120 osób.
Igor Angulo z Górnika Zabrze mówi, że rozmawia z wieloma klubami, nie tylko z Indii czy Turcji.
(…) Czy kontaktują się z panem również przedstawiciele klubów spoza Indii i Turcji?
Tak, rozmawiam też z klubami ekstraklasy. Nie mogę jednak zdradzić, z którymi.
Czy są zatem jakiekolwiek szanse, że pozostanie pan w Górniku?
Niestety, to nie zależy ode mnie. Jestem gotowy, aby sporo stracić finansowo i zostać w Zabrzu, ale nie mogę pójść na każde ustępstwa. Zresztą pytanie dotyczące przedłużenia umowy powinno być skierowane do prezesa klubu, a nie do mnie. Górnik to oczywiście priorytet. Jeśli jednak pozostanie w Zabrzu nie będzie możliwe, wtedy przy wyborze klubu będę kierował się tym, co jest dobre dla mojej rodziny. Ale mówimy tyle o przyszłości, a chcę wyraźnie podkreślić, że dla mnie obecnie najważniejsze są najbliższe tygodnie. Mamy do rozegrania 11 spotkań i będę walczył dla Górnika do ostatniego dnia mojego kontraktu. Jestem profesjonalistą.
Przyszłość Polonii Warszawa wreszcie maluje się w jasnych barwach. Klub zapowiada zmiany na lepsze.
Pracy przed nowymi właścicielami jest mnóstwo. Tak naprawdę Polonia ma w tej chwili tylko nazwę i bogatą historię. Resztę trzeba odbudować. Zaczynając od współpracy z kibicami, przez stworzenie odpowiednich warunków treningowych, aż po stadion. W tej chwili Nitot i spółka uważają, że Czarnym Koszulom w zupełności wystarczy obiekt, na którym grają. Dopiero po awansie na zaplecze ekstraklasy (według założeń Planu Rozwoju ma to nastąpić w 2025 roku) kibice Polonii mieliby oglądać spotkania na nowym stadionie, który ma odegrać kluczową rolę w dalszym funkcjonowaniu klubu. „Bez zysku płynącego ze stadionu Polonia ryzykuje ponowny upadek w najbliższych latach, ponieważ Gregoire Nitot nie będzie w stanie finansować samodzielnie wszystkich rozległych wydatków Klubu bez końca. Gregoire Nitot nie planuje inwestować prywatnych pieniędzy, kiedy Klub powróci do 1. ligi. Polonia musi być wówczas zdolna do samodzielnego utrzymania i funkcjonowania, bez środków finansowych właściciela” – czytamy na oficjalnej stronie internetowej. Według założeń obiekt przy Konwiktorskiej miałby pomieścić co najmniej 30 tysięcy kibiców.
W Magazynie Lig Zagranicznych większy tekst o powrocie Bundesligi do gry. Ona uczyni to w Europie jako pierwsza.
(…) Gdy Breel Embolo strzelił gola, z przyzwyczajenia przyłożył dłonie do uszu, żeby zachęcić kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Odpowiedziała mu cisza, Szwajcar długo był bohaterem licznych memów. Ale taki problem będą mieli wszyscy piłkarze. Nie dość, że z ich goli będzie się cieszyć na stadionie raptem kilkadziesiąt osób, to piłkarze radości za bardzo nie będą mogli okazywać. Koniec ze zbiorowymi uściskami, koniec ze spontanicznością. Wszystko będzie inne.
W Niemczech zgodę rządu na wznowienie rozgrywek przyjęto z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony Bundesliga to wielki biznes gwarantujący pracę dla pół miliona ludzi. Z drugiej strony, czy to odpowiedni moment na powrót gwiazd i gwiazdeczek, oderwanych od realnych problemów, podczas gdy zwykli obywatele muszą mierzyć się z gigantycznymi problemami? – Zdajemy sobie sprawę z naszej odpowiedzialności wobec społeczeństwa. Może to i dobrze, że piłka na razie wróci w takiej wersji. Wielu panom piłkarzom przyda się to, bo niektórzy naprawdę daleko odlecieli – powiedział dyrektor zarządzający Borussii Dortmund Hans-Joachim Watzke.
Carlos Kaiser, a właściwie Carlos Henrique Raposo, przez kilkanaście lat udawał, że jest profesjonalnym zawodnikiem, a kolejne kluby nabierały się na jego sztuczki i oferowały dobrze płatne kontrakty. – Chciałem być gwiazdą, ale… nie miałem ochoty grać – wspomina.
Przyjechał do klubu jak zwykle zrelaksowany, wesoło pogwizdując. Nie wziął ze sobą nawet stroju treningowego, bo po co? Carlos Kaiser cieszył się na kolejny dzień, w którym absolutnie nic nie będzie musiał robić. Jego dobry nastrój szybko jednak uleciał, kiedy spotkał dyrektora sportowego Vasco da Gama. Paulo Angioni poinformował, że właśnie przyjechał Pai Santana, mistrz czarnej magii, który raz na zawsze wyleczy kontuzjowane kolano Carlosa. Kaiser był przerażony. I co teraz? Musiał na szybko obmyślić jakiś plan. – Chodź do mnie, chłopcze – kiwnął palcem Santana. Piłkarz podszedł, nachylił się do ucha fachowca i wyszeptał: – Masz tu pieniądze i zostaw mnie. Są rzeczy, których nie wyleczy nawet czarna magia. Mam zamiar pozostać kontuzjowany do końca życia.
I znowu mu się udało. Tak jak udawało się w przeszłości i jak będzie się udawać jeszcze w późniejszych latach. – To najwspanialszy piłkarz, który nigdy nie grał w piłkę – mówił o swoim rodaku Renato Gaucho, była brazylijska gwiazda. To zdanie najlepiej podsumowuje karierę Kaisera. Zawodnik przed kilkanaście lat udawał, że jest profesjonalnym piłkarzem, a kolejne kluby nabierały się na jego sztuczki i oferowały dobrze płatne kontrakty. A on w zamian symulował kontuzje, by w ogóle nie musieć trenować. – Chciałem być gwiazdą piłkarską, ale… nie chciałem grać. Nie grałem, nie kopałem i nie strzelałem. Byłem antypiłkarzem. To nie mój problem, że wszyscy dookoła chcieli, bym grał – stwierdził po latach. Koledzy Kaisera śmiali się, że powinien grać z numerem 171 na plecach, od paragrafu brazylijskiego kodeksu karnego dotyczącego oszustw. Formalnie był napastnikiem, ale jak celnie zauważył dziennik „The Guardian”, Kaiser tak naprawdę występował jako „fałszywa dziewiątka. Taka naprawdę fałszywa”. – Widziałem w gazecie informację, że Carlos zmienił klub i łapałem się za głowę. Rany, on znowu ma nowy zespół! Nie mogłem tego zrozumieć, bo był beznadziejny – zapewnia Bebeto, mistrz świata z 1994 roku.
Piłka w Europie po pandemii koronawirusa zaczyna wracać do normalności. Najszybciej, w sobotę, startuje liga Wysp Owczych.
Powiedzieć, że na zamieszkały przez 52 tys. ludzi archipelag patrzy teraz cały piłkarski świat, byłoby nadużyciem, ale… – Nigdy nie było aż takiego zainteresowania. Widać i czuć, że strasznie brakuje futbolu na świecie. Nawet taka śmieszna liga jak nasza interesuje ludzi – uśmiecha się Michał Przybylski, 22-letni pomocnik B36 Thorshavn, wicemistrza kraju. Od tego roku jedyny Polak w tym klubie, bo Łukasz Cieślewicz po dziewięciu latach w stolicy odszedł do Vikingura, piątej drużyny poprzedniego sezonu.
– To dla nas coś nowego. Media z Polski, z Wysp, Norwegii, Islandii… Czasami zainteresowanie budzą Duńczycy lub Norwegowie grający w lidze, ale same mecze? Nigdy. Może po mistrzostwie ktoś o nas napisał. A teraz norweska telewizja wykupiła prawa do pokazywania pierwszych 12 kolejek, w ten weekend transmituje trzy spotkania – mówi trochę zdziwiony, a trochę ucieszony Cieślewicz, weteran farerskiej ligi i jeden z najbardziej cenionych piłkarzy na Wyspach Owczych.
SPORT
Testy zaliczone, wszystkie kluby dostały pozwolenie na treningi, poznaliśmy terminarz dwóch najbliższych kolejek. Na początek Śląsk Wrocław zmierzy się z Rakowem Częstochowa.
(…) Jak podkreślono w komunikacie, badanie musi przejść jeszcze czterech piłkarzy, którzy wrócili z zagranicy. Zgodnie z procedurami sanitarnymi wprowadzonymi przez władze kończą oni obowiązkową 14-dniową kwarantannę, nie mając kontaktów z resztą zespołów. – Jesteśmy pierwszą grupą w Polsce, która przebadała się na taką skalę i tak kompleksowo. Plan, który został przygotowany przez grupę medyczną Ekstraklasy i PZPN, zaakceptowany przez stronę rządową, zdał egzamin. Pierwszy etap za nami. Teraz czas na treningi i dalsze ścisłe przestrzeganie ustalonych zaleceń, abyśmy pod koniec maja mogli wznowić rozgrywki – podkreślił prezes Ekstraklasy SA Marcin Animucki.
Szef spółki podziękował wszystkim klubom za współpracę „w tym niełatwym i zupełnie nowym w świecie piłkarskim zadaniu, jakim jest powrót do gry w obliczu pandemii koronawirusa”. – Wiele klubów było bezpośrednio zaangażowanych w przygotowanie planu powrotu rozgrywek w ramach grupy sportowej i medycznej Ekstraklasy – zaznaczył Animucki, dziękując szczególnie lekarzom z Komisji Medycznej – wspomnianemu prof. Pawlaczykowi z Lecha Poznań, doktorowi Jackowi Worobcowi z Zagłębia Lubin i doktorowi Jackowi Jaroszewskiemu z reprezentacji Polski (przeprowadzali cały proces testowania), a także wszystkim zaangażowanym osobom z PZPN.
Jeżeli rozgrywki zostaną wznowione na początku czerwca, to piłkarze Podbeskidzia za ten miesiąc otrzymają pełne wynagrodzenia.
(…) Tymczasem drużyna czeka tylko na komunikat PZPN-u i gotuje się do tego, aby wznowić treningi. W specyficznej sytuacji znajduje się dwóch graczy Podbeskidzia, który dwa tygodnie temu wrócili do Polski – Dmytro Baszłaj i Desley Ubbink. Holenderski pomocnik udał się do domu dlatego, że na świat – pod koniec marca – przyszła jego córka. – W obu przypadkach zawodnicy zostali poddani 14-dniowej kwarantannie. W poniedziałek, na własny koszt, przeprowadzimy im badania. Chodzi o wymazy z nosogardzieli, a następnie wyniki prześlemy do PZPN-u. Chcemy być absolutnie pewni – powiedział sternik bielskiego klubu.
Przekonanie prezesa o tym, że rozgrywki zostaną wznowione, ma przełożenie na… sytuację ekonomiczną zawodników. Przypomnijmy, że klub – w porozumieniu z nimi – obniżył kontrakty o 50 procent. Ustalono, że zredukowane zostaną pensje za kwiecień i maj. Teraz piłkarze mogą liczyć na to, że za czerwiec otrzymają pełne wynagrodzenia. – Jeżeli rozgrywki zostaną wznowione 6-7 czerwca, to pensje za czerwiec zostaną wypłacone już w całości. Łącznie z premiami za wygrane mecze – zapowiedział Bogdan Kłys.
Bardzo możliwe, że w przyszłym tygodniu zapadnie decyzja o wyłonieniu spadkowiczów w III lidze.
– To największa niesprawiedliwość, jaka mogłaby być! Powtarza to każdy, z kimkolwiek rozmawiam, nawet przedstawiciele drużyn niemających w tym żadnego interesu – grzmi Kamil Socha, trener Piasta Żmigród. – Porównuję to do sytuacji, w której miałbym kiepsko prosperującą firmę, ale chciałbym ją ratować. Wkładam wszystkie środki, zastawiam cały dobytek, coś zaczyna kiełkować. Pojawia się nadzieja, że rzeczywiście uratuję firmę i miejsca pracy dla wielu ludzi – a nagle przychodzi bankier i mówi, że wszystko mi zajmuje, bo jest koronawirus i nie ma pewności, że spłacę kredyty. W niższych ligach spadków nie ma, na szczeblu centralnym będzie można powalczyć o utrzymanie tak, jak trzeba, a trzecia liga może być wyjątkiem. To dla mnie coś nieprawdopodobnego, co może doprowadzić nawet do upadków kilku klubów. Nawet jeśli w większości przypadków nie będzie tak źle, to spójrzmy na taką Polonię Warszawa, która zainwestowała w zawodników, trenerów. Podam też przykład swojej drużyny. I co, my we wtorek usłyszymy, że spadamy? Mamy dalej płacić trzecioligowe pensje? – stawia pytania szkoleniowiec drużyny z Dolnego Śląska, która plasuje się „pod kreską” tabeli III grupy.
Żmigrodzianie mają 14 punktów – tyle, co otwierające strefę spadkową rezerwy Zagłębia Lubin. Do zajmującej ostatnią bezpieczną pozycję Stali Brzeg starta tych zespołów wynosi po 5 „oczek”.
SUPER EXPRESS
Legia nie chce powrotu Michała Kucharczyka i Orlando Sa, a takie spekulacje się pojawiły.
Orlando Sa (32 l.) rozwiązał kontrakt ze Standardem Liege i jest do wzięcia. W najbliższym czasie jego los może podzielić Michał Kucharczyk (29 l.), któremu po sezonie kończy się umowa w Rosji. Obaj byli związani z Legią i obaj, mniej lub bardziej oficjalnie, wysyłali sygnały, że rozpatrzyliby ponowną grę w Warszawie.
Czy zatem już wkrótce czekają nas wielkie powroty na Ł3? Dyskusja o tych piłkarzach rozgrzała do czerwoności kibiców Legii, więc „Super Express” sprawdził, jak się sprawy mają. – Nie jesteśmy zainteresowani ani powrotem Michała Kucharczyka, ani Orlando Sa – usłyszeliśmy stanowczo od wysoko postawionego działacza Legii.
Jesus Imaz z Jagiellonii chciałby jeszcze pograć w innej lidze. Najlepiej za Oceanem.
Jak przyznaje, żadnej pracy się nie boi. Grając w trzeciej lidze hiszpańskiej, nieraz musiał zadowolić się pensją na poziomie tysiąca euro. – Mój znajomy do popołudnia pracował jako kucharz, a dopiero po robocie szedł na trening. Inny wciąż jest budowlańcem. Ale można się wybić. Jaime Mata występował ze mną w Club Lleida Esportiu, a później trafił do reprezentacji Hiszpanii – mówi Imaz i zdradza, że jego marzeniem jest gra w MLS. – Młody nie jestem, ale gdyby pojawiła się oferta, zaryzykowałbym. Zimą chciały mnie kluby saudyjskie, Damac FC i Al-Fateh, ale warunki mnie nie zadowoliły – przyznaje.
GAZETA WYBORCZA
Jeżeli dobrze patrzymy, dziś nawet nie ma strony dla sportu.
Fot. Newspix