Miało być tak pięknie. Bundesliga jako pierwsza z najsilniejszych europejskich lig jasno zadeklarowała, że chce dograć rozgrywki. Podano przewidywane terminy powrotu do normalniejszego funkcjonowania, zapowiedziano szeroko zakrojone testy i wprowadzanie profesjonalnych środków bezpieczeństwa. Snuto plany, wizje, koncepcje, które szybko zaczęły wchodzić w życie. Miało być po niemiecku – w sposób zdyscyplinowany, kontrolowany, bezpieczny. I wtedy pojawił się ten film. Niby niewinny live Salomona Kalou z szatni Herthy Berlin na jego Facebooku, po którym wybuchł skandal. Co się stało i co to wszystko znaczy?
Ale po kolei. 30 kwietnia zapadała decyzja niemieckiego rządu o tym, że nie ma możliwości powrotu Bundesligi w początkowo przewidywanym – bardzo optymistycznym – terminie 9 maja. Na to trzeba jeszcze poczekać, co nie znaczy, że liga nie intensyfikuje tempa przygotowań do odmrożenia zawodowej piłki nożnej. Drużyny wracają na boiska treningowe, zachowując szereg środków bezpieczeństwa i przechodząc dwa razy w tygodniu testy na obecność koronawirusa w organizmie.
Początkowo do publicznej informacji dostawały się tylko szczątkowe informacje. Najpierw Bild poinformował o tym, że trzy zarażania wirusem wykryto w FC Koeln u Ismaila Jakobsa, Niklasa Hauptmanna i fizjoterapeuty Daniela Schutza, a potem pozytywny wynik testu jednego ze swoich zawodników ogłosił też Stuttgart. Cała czwórka – wedle procedur – została odesłana na 14-dniową kwarantannę domową.
W tym tygodniu przeprowadzano drugą turę testów we wszystkich 36 klubach 1. i 2. Bundesligi. Łącznie poddano im 1724 osoby, a próbki przesłane zostały do pięć specjalistycznych laboratoriów, które przekazały wyniki: dziesięć przypadków pozytywnych. Przy okazji DFL zakomunikowało, że zabrania klubom informowania o personaliach zakażonych i w ogóle nie zaleca przekazywania jakichkolwiek wiadomości na temat bezpośrednich wyników w danych klubach. Wszyscy mają być poddawani w jednej statystyce. Ma to sens.
No dobra, ale te wszystkie informacje nie poruszyły niemieckiego światka piłkarskiego nawet w jednym procencie tak, jak internetowe podboje Salomona Kalou. Iworyjczyk nie ma za sobą najlepszego okresu. Jesienią głównie siedział na ławce, odgrywając nieznaczące epizody, ale to jeszcze nic, bo kiedy Herthę przejął Jurgen Klinsmann, to doświadczony skrzydłowy wylądował w kompletnej odstawce. Niemiecki szkoleniowiec uważał, że jego podopieczny jest za stary, nie zależy mu już i generalnie raczej nie stanowi nawet drobnej nuty melodii przyszłości.
Teraz Klinsmanna w Hercie już nie ma, a na twarz Kalou wrócił uśmiech…
Właśnie, uśmiech – widzimy go na początku live’a, którego były piłkarz Chelsea prowadził na swoich mediach społecznościowych. Jedzie on na fotelu pasażera na trening berlińskiego klubu, witaj się, śmieje, odpowiada na jakieś luźne pytania z czatu, przedstawia sytuację czasoprzestrzenną. Nic specjalnego. Akcja zaczyna się dopiero, kiedy dojeżdża do klubu.
Najpierw udaje się do gabinetu Henrik Kuchno. Piąteczka, poklepanie, brak dystansu. Śmieją się z fryzury Kalou. Ok, zdarza się, może nie było w tym premedytacji. Ale nie, nic z tych rzeczy, bo akcja zazębia się. Pomocnik Herthy wchodzi do szatni. I po kolei wita się wylewnie, z podaniem rąk, z Perem Skjebredem, Rune Jarsteinem, Peterem Pekarikiem i kapitanem Vedadem Ibiseviciem. Za nic mają sobie zalecenia Bundesligi o tym, żeby ograniczyć kontrakty między sobą, nie witać się uściskiem dłoni, zachować dwa metry odstępu od siebie. O, zresztą to ostatnie niezłe, Bo Kalou kładzie telefon w taki sposób, że widzimy piłkarzy i słyszmy rozmowy, które między sobą odbywają.
– Przynajmniej tyle. Nie gramy, nie trenujemy, ale otrzymujemy zapłatę – mówi nagrywający piłkarz, trzymając w dłoni kopertę z czekiem.
Wtedy włącza się Ibisević. Informuje wszystkich zgromadzonych, żeby uważnie obserwowali, ile klub obcina im z wynagrodzenia – od 11% do 15%. Ma wrażenie, że kwota cięć będzie wynosić więcej niż piłkarze umawiali się z klubem i taka sytuacja ewidentnie go denerwuje.
Mamy wrażenie, że nikt oprócz Afrykańczyka nie wie o tym, że to wszystko się rejestruje, a na żywo czat ogląda dosyć dużo osób, które teoretycznie nie powinno słyszeć tej rozmowy. Zapowiada, że jeszcze tego samego dnia uda się do kierownika drużyny, Arne Friedricha, i postawi sprawo jasno.
– Bracie, oszalałeś, kompletnie nie rozumiem, dlaczego oni nam to robią. Pójdę do Friedricha i powiem mu wprost: kpisz sobie z nas? – grzmiał kapitan.
Już sama ta konwersacja nie powinna przedostać się do przestrzeni publicznej, ale Kalou z perwersyjną wręcz satysfakcją nic nie robił sobie z trwającej transmisji. Co więcej, wszędzie chodził z telefonem, w szatni sytuując go tak, żeby wszyscy wszystko dobrze widzieli. Po co? Cholera wie. Ale spokojnie, spokojnie, punkt kulminacyjny miał dopiero nadejść. W pewnym momencie bowiem Iworyjczyk postanowił udać się do pokoju, w którym odbywał się test na obecność koronawirusa w organizmie Jordana Torunarigha.
Zobaczcie sami – pierwszy film to rozmowa z Ibiseviciem, drugi to test.
“Sala, please, delete the video please.” pic.twitter.com/tNdfMkVA6O
— Christopher Hahn (@Hahnebuechen) May 4, 2020
Wygląda to komicznie. Torunarigha siedzi sobie na luzie, w klapeczkach, a zabezpieczanie osoby, która wykonuje badanie (11Freunde podaje, że przypuszczalnie może być to fizjoterapeuta Herthy Berlin) również nijak się ma do zaleceń Instytutu Roberta Kocha, czyli rządowej agencji odpowiedzialnej za kontrolę i prewencje chorób – jest w samej maseczce bez okularów ochronnych i maski FFP2. Kalou się śmieje, Torunarigha też chyba nie ma świadomości absurdu tej sytuacji. Jedynie człowiek wykonujący badanie, potencjalnie klubowy fizjoterapeuta, reaguje bardziej zdecydowanie.
– Sala, nie kręć tego.
– Daj spokój, żartuję.
– Sala, usuń to.
No niestety, nawet, jeśli Kalou posłuchałby go, to nie da się usunąć chatu, którego zapis zniknął z profilu piłkarza, co jednak w dzisiejszych czasach nie daje absolutnie nic, filmik funkcjonuje w sieci.
O czym to wszystko świadczy? Po pierwsze, oczywiście o tym, że Kalou jest skrajnie nieodpowiedzialnym facetem, który gwiżdże sobie na zasady bezpieczeństwa, z premedytacją łamie je i generalnie – jak na 35-letniego gościa z dużym doświadczeniem – zachowuje się bardzo, ale to bardzo głupio, trywialnie, infantylnie, dziecinnie i tu dopiszcie sobie szereg synonimów. Ale po drugie też o tym, że te wszystkie zapewnienia o dyscyplinie, środkach bezpieczeństwa, higieny, ograniczeniach kontaktów międzyludzkich w piłkarskich szatniach, w praktyce są nic nie warte. Papier przyjmuje wszystko. Na papierze wszystko wygląda ładnie, schludnie i starannie. A w rzeczywistości? Eh, jeden Kalou wtarabania się z telefonem w miejsce badań, które powinno być odcięte od świata zewnętrznego i izolowane, a co więcej: nikt nie jest w stanie go stamtąd wyprosić.
Niewykluczone, że nic z tego nie będzie. Że nikt nie zachoruje, że nic się nie stanie, że nie dojdzie do masowych zachorowań w Hercie. Pewnie też stołeczny klub nie jest wyjątkiem. To tylko nagrany przykład luźnego stosunku do nowych zasad funkcjonowania. Ale w sytuacji, kiedy na dniach ma zapaść decyzja w sprawie powrotu Bundesligi do gry, taki filmik może okazać się gilotyną dla przedstawicieli ligi, którzy deklarują, że sport zawodowy ma wszelkie warunki dyscyplinarne, żeby w higieniczny sposób przeprowadzić powrót rozgrywek…
Fot. Newspix