Czwartkowa prasa zdominowana jest przez wątki dotyczące planu powrotu do gry w Ekstraklasie, I i II lidze. Mnożą się pytania, wątpliwości, rozterki. Przerywnikiem rozmowa z Janem Tomaszewskim o Jerzym Brzęczku jako selekcjonerze.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Podano najważniejsze założenia dokumentu, dzięki którym piłkarze Ekstraklasy mają wrócić na boiska.
(…) Do ciekawszych zaleceń należą także: wydzielenie na terenach treningowych stref wyłącznie dla członków zespołów; obowiązek noszenia masek i rękawiczek przez wszystkich trenerów oraz pracowników klubów; zachowywanie dystansu minimum dwóch metrów podczas ćwiczeń grupowych; częsta dezynfekcja i mycie rąk; czyszczenie wszystkich użytkowanych pomieszczeń po każdym użyciu; otwarcie wszystkich drzwi na obiektach treningowych, aby ograniczyć dotykanie klamek; noszenie maseczek i rękawiczek przez wszystkie osoby przebywające w szatni (a więc również piłkarzy).
Szatnia traktowana jest jako obszar szczególnej uwagi; wykonywanie zespołowych ćwiczeń biegowych w szeregu, a nie w rzędzie. Nie pominięto wskazań dotyczących działania kuchni, magazynu czy pralni. Powinno w nich pracować jak najmniej osób (najlepiej jedna). Posiłki mają być przygotowywane na wynos, a klubowy dietetyk musi pracować zdalnie. Zakupy artykułów spożywczych należy robić maksymalnie dwa razy w tygodniu i przechowywać je w zamkniętym pomieszczeniu. Sprzęt dostarczany do magazynu (raz na siedem dni) musi być dezynfekowany, podobnie jak kosze na brudne ubrania w pralni. Plan precyzuje nawet środek, który ma być do tego używany – to 96-procentowy alkohol.
Szymon Marciniak zapewnia, że sędziowie są gotowi prowadzić mecze Ekstraklasy od zaraz. Co nie znaczy, że wszystkie pomysły mu się podobały.
(…) Sporo mówi się o pracy sędziów w czasach pandemii, a najmniej w swojej sprawie wypowiadają się sami zainteresowani.
Nie biegamy do mediów, to nie nasza rola, ale pomysły, które czasem słyszę w debacie publicznej, mnie dziwią. Czemu np. tylko sędziowie mieliby biegać w maskach? To piłkarze są bliżej siebie, to między nimi dochodzi do interakcji, dyszą sobie w twarz przy stałych fragmentach, a sędzia przebywa przeważnie kilkanaście metrów od akcji. Powstrzymamy się od „bliskich rozmów trzeciego stopnia” z zawodnikami. Niech ewentualnie lekarze odpowiednich specjalizacji zadecydują: „Maseczki dla wszystkich albo dla nikogo”. Czytałem wypowiedzi wirusologów i kardiologów, że bieganie w masce jest wręcz niezdrowe i groźne! Wirusy osiadają na masce, co w dłuższym czasie nie jest korzystne dla organizmu, bo od środka, w wilgotnym środowisku, rozwijają się drobnoustroje. Powtarzam: nie jestem specjalistą i sędziowie na pewno podporządkują się decyzjom fachowców. Każdy szuka jak najlepszych rozwiązań, by wreszcie bezpiecznie wrócić do gry. My nigdy nie byliśmy i nie będziemy najważniejsi, głównymi aktorami są piłkarze, ale bez arbitrów nie da się grać oficjalnych meczów, więc warto byłoby, żebyśmy mogli podpowiedzieć, jak np. wygląda nasz dzień treningowy, a zwłaszcza meczowy. Chodzi o to, by wypracować rozwiązania, które do minimum ograniczą ryzyko związane ze wznowieniem ligi. Jestem przekonany, że do takiego spotkania dojdzie. Optymistyczny plan zakłada, że ekstraklasa wróci w ostatni weekend maja. Im będzie bliżej, a sytuacja z wirusem spokojniejsza, tym więcej pojawi się racjonalnych pomysłów.
Dla asystentów przewidziane są specjalne przyłbice.
Na razie mówimy chyba tylko o ideach osób niezwiązanych z piłką, ostateczne decyzje nie zapadły. To luźne pomysły, do których podchodzę spokojnie. Spodziewam się, że nim wrócimy, ktoś jednak zdecyduje się porozmawiać z sędziami i zapyta, co ich zdaniem jest wykonalne i racjonalne. Nadrzędne jest zdrowie, ale nie wyobrażam sobie, że będę biegał w kasku i krzyczał do piłkarzy: „Faul!”.
Jan Tomaszewski, delikatnie mówiąc, nie jest zwolennikiem Jerzego Brzęczka na stanowisku selekcjonera.
JAKUB KRĘCIDŁO: Kontrakt Jerzego Brzęczka wygasa 31 lipca. Czy uważa pan, że w związku z przesunięciem mistrzostw Europy na 2021 rok umowa powinna zostać automatycznie przedłużona?
JAN TOMASZEWSKI (LEGENDARNY BRAMKARZ REPREZENTACJI POLSKI): To sprawa między selekcjonerem a Zbyszkiem Bońkiem. Ale uważam, że jeśli chcemy odegrać jakąkolwiek rolę w EURO, to Brzęczek musi odejść. Dwa lata temu byłem za tym, by Jurek poprowadził kadrę. Ale przez ten czas pokazał, że on może i z klubu wyszedł, ale klub z niego nie.
Co ma pan przez to na myśli?
W ekstraklasie można grać systemem 1-10-0-0 i zdobyć mistrzostwo. Ale to tylko nasza liga, rokrocznie weryfikowana przez europejskie puchary, w których opadamy w eliminacjach eliminacji. Brzęczek pozostał w tym świecie. Mając najlepszą kadrę w historii polskiej piłki, lepszą nawet od Orłów Górskiego, gra w stylu… No, właśnie – w żadnym stylu. A do tego poddał się dziennikarzom i innym pseudoekspertom, tańcząc tak, jak mu zagrano. Przykład? Mecz w Izraelu. Prowadzimy 2:0, kontrolujemy przebieg gry, rywal nie może wyjść z połowy boiska. Nagle selekcjoner, chcąc zrobić przyjemność wszystkim, tylko nie swojej drużynie, wpuszcza na boisko Roberta Lewandowskiego, daje go u boku Krzyśka Piątka i zaczynamy grać na dwie dziewiątki. Efekt? Ledwo uratowaliśmy zwycięstwo. To tylko przykład, ale mam wrażenie, że Brzęczek stracił panowanie nad reprezentacją.
Marek Zając, trener mieszkający w Hongkongu, opowiada o koronawirusie w Chinach.
W poniedziałek w Chinach odnotowano zaledwie 12 nowych przypadków, a w Hongkongu – żadnego. Według Zająca Chińczycy są krytyczni wobec Europejczyków, którzy po przylocie do Azji lekceważą zasady bezpieczeństwa. – Bardzo dużo mówi się też o Donaldzie Trumpie, który najpierw zaniedbał własne obowiązki, a teraz atakuje Chiny. Wystarczy porównać, jak oba państwa zareagowały na epidemię – dodaje.
Zając twierdzi, że życie w Chinach zaczyna toczyć się normalnym trybem. – Ciągle nie możemy przekroczyć granicy, więc o tym, co się dzieje w Chinach, dowiaduję się głównie z gazet i od znajomych. Z tego, co wiem, w Shenzen wszystko powoli wraca do normy. Miesiąc temu mieliśmy trudny okres. Epidemia bardzo rozprzestrzeniała się w Europie. Obcokrajowcy ze Starego Kontynentu pracujący w Hongkongu zaczęli tutaj wracać, tyle że nie przestrzegali zasad – opowiada Zając.
– Cały czas jest w Hongkongu i Chinach strach przed Europejczykami, którzy nie są zdyscyplinowani. Jeśli pojawiają się jakiejś komunikaty rządu, miejscowi stosują się do najnowszych zaleceń, a ludzie z Europy mają je gdzieś. Po przylocie do Azji dostali opaski na rękę i mieli odbyć kwarantannę, ale wielu tego nie zrobiło. Dlatego teraz rozdawane są opaski z GPS-em i jeśli ktoś łamie zasady izolacji, przyjeżdża policja i zabiera takiego delikwenta. Trzeba było posunąć się do takich rozwiązań – tłumaczy polski trener.
SPORT
Prezes Rakowa, Wojciech Cygan o planach powrotu do gry. Mówi między innymi o tworzeniu listu 50 osób objętych izolacją.
Jaka jest struktura tej listy?
– To piłkarze, sztab szkoleniowy, organizacyjny, czyli kierownik drużyny i osoby z nim współpracujące, sztab medyczny, fizjoterapeuci, kilku pracowników klubu – z działu marketingu, komunikacji. Na liście jestem także ja. W Rakowie nie mamy dyrektora sportowego, dlatego na wypadek sytuacji, gdybym musiał rozmawiać, kontaktować się osobiście z zawodnikami czy trenerami, uznałem, że nie zaszkodzi, jeśli też poddam się tym rygorom. A gdy z jakiegoś powodu niezbędna okaże się jakakolwiek aktywność wątpliwa z punktu widzenia izolacji, to się z tego programu wyłączę i będzie kontynuowany bez mojej osoby.
Trudno sporządza się taką listę 50 nazwisk? Nagle okazywało się, że miejsc brakuje?
– Nie, choć każdy ma swoją wizję jak to ma wyglądać. Choćby kwestia samych treningów. To największe pole manewru. Słyszałem, że w niektórych klubach były plany by zgłosić po 30 zawodników, zabezpieczając się na wypadek kontuzji. My do podstawowej kadry też dołożyliśmy kilku zawodników rezerw – dla zachowania ciągłości treningowej. Jeśli wyskoczyłaby nagła sytuacja zdrowotna, jakaś kontuzja, przez którą zajęcia mogłyby być utrudnione, to będziemy mogli reagować. Ostatecznie zgłosiliśmy 28 zawodników, w tym czterech z naszych IV-ligowych rezerw. W zaleceniach nie zostało jasno sprecyzowane, jakie osoby jeszcze powinny się na liście znaleźć, więc każdy musi to indywidualnie ocenić. My objęliśmy izolacją te osoby, które na co dzień po prostu mają lub mogą mieć kontakt z piłkarzami czy trenerami.
Był dylemat, co zrobić z członkami sztabu medycznego, pracującymi nie tylko w klubie, ale również poza nim?
– Pani doktor, która z nami współpracuje w roli lekarza klubowego, znalazła się poza listą i nie jest objęta izolacją. Nie jest to największy problem. Przecież zostało jasno powiedziane, że jeśli zawodnik dozna kontuzji, to – wiadomo – i tak będzie musiał skorzystać z zewnętrznej pomocy. Przecież w ramach 50-osobowej listy nie zaczniemy go leczyć jak znachorzy jakimiś ziołami. Gdy niezbędny okaże się rezonans czy inne specjalistyczne badanie – to zawodnik zostanie na nie wysłany. Pytanie, czy i na jak długo wyłączymy go wtedy z listy? Zdaję sobie sprawę, że lekarze to nie są osoby codziennie pojawiające się w klubie, ale za to codziennie mające kontakt z pacjentami. Gdyby to miało choć trochę zwiększać niebezpieczeństwo przenoszenia zakażenia, to musimy stronić od takich sytuacji. Teraz bardziej wskazany będzie po prostu system teleporad i aktywności zdalnej.
Prezes GKS-u Tychy, Leszek Bartnicki mówi z kolei o wątpliwościach, które mają w I lidze.
(…) Jak to, kto zapłaci za testy na koronawirusa. Napisano, że to „do rozstrzygnięcia”.
– Rozstrzygnąć to można z żoną, kto ma wynieść śmieci (śmiech). Ale to tak nawiasem. Nie wiemy, kto zapłaci za testy, a największe obawy budzą koszty. Zdajemy sobie sprawę, że budżety pierwszo- i drugoligowców i tak zostaną wskutek sytuacji w kraju mocno uszczuplone. Testy to największa zagadka, największa obawa. Powtarzam jednak: jeśli jest możliwość, abyśmy wrócili na boiska, to należy zrobić wszystko, by z niej skorzystać. Przecież sytuacja w kraju za 3-4 miesiące może się nie zmienić. Jeśli nie ruszymy w maju, to na jakiej podstawie będziemy mogli twierdzić, że w sierpniu zaczniemy kolejny sezon? Gdy rząd, Ministerstwo Sportu, Ministerstwo Zdrowia zapalą nam zielone światło, to trzeba na nim przejechać. Jeśli nie – to może pozamykajmy się na 1,5 roku w piwnicach, jak niemalże radzi WHO, uzbrójmy się w porcje żywności. Obawiam się jednak, że potem nie będziemy już mieli do czego wracać.
Skoro PZPN ma płacić za testy w ekstraklasie, to trudno wyobrazić sobie, by w pierwszej i drugiej lidze tymi dużymi kosztami obarczono kluby.
– Poza tym to ma być wiarygodne, wszyscy mają podchodzić do tych bardzo istotnych kwestii uczciwie. Umówmy się: gdyby kluby miały kupować testy we własnym zakresie, to zaraz jedni czy drudzy zaczną kombinować. Zamiast na koronawirusa, wykonają testy ciążowe i one dadzą oczekiwany wynik negatywny. Jeśli to ma być robione po bożemu, oddawać stan faktyczny, to wszyscy muszą mieć dokładnie takie same procedury i taką samą jakość testów. Większości z nas w gronie pierwszo i drugoligowców nie będzie na to stać – tym bardziej tych, którzy i tak kręcą teraz nosem głosząc, że chętnie by już do grania nie wracali. Ja widzę w klubie ogromny optymizm i sens pracy. Wierzę głęboko, że liga wróci. Zwróćmy uwagę, że jakaś grupa ludzi nagle zacznie być poddawana badaniom, co summa summarum też się przyczynia do odgórnej profilaktyki społeczeństwa. Nie mówiąc już o tym, że gdy ruszymy, to damy pracę firmom transportowym, hotelom. To też będzie coś, co pomaga wydostawać się gospodarce z tego „koronakryzysu”.
Trener Zagłębia Sosnowiec, Dariusz Dudek jest zwolennikiem powrotu do gry.
Są pomysły na dokończenie rozrywek. Mówi się o m.in. o testach, które byłyby wykonywane na piłkarzach i pracownikach klubu, by w przypadku ewentualnego zakażenia taką osobę odizolować.
– Uważam, że jeśli ekstraklasa miałaby grać, to I i II liga także. Nie wiemy, kto miałby za takie testy płacić, czy Ekstraklasa SA, czy PZPN. A co by było, gdyby doszło do zakażenia dwóch, trzech piłkarzy czy nawet większej grupy? Nie każdy zespół ma liczną kadrę. Nie zazdroszczę władzom polskiej piłki, które będą podejmować decyzje. Na razie czekamy na rozwój wypadków. Gra co trzy dni, jeśli weźmiemy pod uwagę daleki wyjazd i szybki powrót na mecz domowy, to również spore przedsięwzięcie. W ekspresowym tempie można zagrać 3-4 mecze, ale nie 12 kolejek. Skoro nie będzie Euro, trzeba nieco wydłużyć sezon… Na pewno najmniej sprawiedliwe byłoby jego całkowite odwołanie. Znalezienie złotego środka będzie trudnym zadaniem, bo zawsze znajdą się przeciwnicy i zwolennicy danego pomysłu, ale pewne jest jedno – nawet jeśli warunki będą trudne, to najważniejsze jest to, żebyśmy mogli w końcu zacząć trenować i grać. Myślę, że wszyscy ludzie piłki na to czekają. Sądzę, że moglibyśmy wrócić na boiska, a z czasem grać bez publiczności, zachowując przy tym najwyższe środki ostrożności.
Prezydent Opola Arkadiusz Wiśniewski zapowiedział, że w tym roku na pewno nie ruszy planowa budowa nowego obiektu piłkarskiego, który ma stanąć przy ulicy Północnej. Miasto obcięło też Odrze dotację.
Na stadion do tej pory wydano 2,7 mln zł, a w Wieloletniej Prognozie Finansowej między 2018 a 2020 rokiem zapisano na ten cel 3 mln zł. Opole planowało w budżecie na 2020 rok wydatki rzędu 1,5 miliarda złotych, ale już trzeba dokonywać przesunięć. Choć miasto np. nie posiada w swych zasobach szpitala, mocno odczuło skutki pandemii. Jeszcze w marcu szacowano, że wpływy do budżetu za dwa pierwsze miesiące pandemii mogą zmaleć w stosunku do zakładanych aż o 50 mln zł. Połowa stadionu… Już ucierpiały kluby sportowe, w tym Odra. Decyzją miasta, dotacje dla wszystkich klubów sportowych na 2020 rok mają zostać zredukowane o 1/3. W trakcie są negocjacje ws. podpisania stosownych aneksów. Dla Odry oznacza to stratę 500 tysięcy złotych, jako że dotacja wynosiła 1,5 mln zł. Nie ma też mowy, by klub w tym roku wsparła firma Sindbad, zajmująca się przewozem osób na terenie całej Europy, bo wskutek pandemii straciła krocie. Jej umowa z Odrą miała opiewać na około 200-300 tys. zł.
SUPER EXPRESS
Syn Zbigniewa Bońka pokonał koronawirusa. Przeszedł go bez objawów, choć okładka “SE” sugerowałaby, że doszło do jakiejś dramatycznej walki.
(…) Tomasz, z zawodu ekonomista, na stałe mieszkający w Londynie, ma 36 lat. – Syn z rodziną są w Londynie, córka z rodziną w Rzymie. Syn, jego żona i dwie córki przeszli koronawirusa. Na szczęście asymptomatycznie, bez objawów. Mieli robione testy i one wykazały, że mogli mieć wirusa. Czują się dobrze. Natomiast córka nie była zakażona. Jest zdrowa i bezpieczna na tyle, na ile można być bezpiecznym w dzisiejszych czasach. Chciałbym do niej i do syna pojechać, zobaczyć, przytulić, pośmiać się, ale nie można – dodał Boniek.
Jarosław Królewski, współwłaściciel Wisły Kraków, o planach powrotu do gry.
– Niektórzy mówią, że nie chcecie grać, licząc, że klub w ten sposób załatwi sobie utrzymanie.
– To są dyskusje nie na poziomie, na którym powinny się toczyć. Aż smutno mi, że musimy o tym rozmawiać. Tą rundą rządzić będzie przypadek, jeśli zostanie rozpoczęta i raczej będzie premiować drużyny opierające taktykę na takich aspektach, jak stałe fragmenty gry, fizyczność itd. Natomiast nie przesadzałbym z teoriami spiskowymi, bo są wygodne narracyjnie, ale ubogie merytorycznie. Wisła ma sporo do ugrania z formą, którą prezentowaliśmy w 2020 r. Jesteśmy najlepiej punktującą drużyną w ekstraklasie, licząc od 1 stycznia. A całkiem prywatnie uważam, że najlepszą piłkę w sezonie grają Legia Warszawa i Lech Poznań – w przypadku dokończenia sezonu to główni kandydaci do mistrzostwa, choć Legii będzie trudno zagrozić.
Fot. FotoPyK