W piątkowej prasie szczera rozmowa z Bartoszem Kapustką, temat powrotów do treningów i wyzwań z tym się wiążących, kwestia nowego kontraktu Jerzego Brzęczka, a nawet news transferowy z Ekstraklasy.
PRZEGLĄD SPORTOWY
– W Anglii nie do końca byłem przygotowany na to, że coś może pójść nie po mojej myśli – opowiada Bartosz Kapustka, który po sezonie chce odejść z Leicester City, a dopiero co leczył poważną kontuzję.
W mojej karierze do tej pory dużo rzeczy działo się szybko. Jako 12-latek wyjechałem z rodzinnego domu i przeniosłem się do Krakowa, w wieku 19 lat byłem już za granicą. Mocno przyspieszone dojrzewanie. Uśmiecham się pod nosem, gdy ludzie mają wyobrażenie, że mam 28 lat. Pewnie dlatego, że wcześnie zacząłem grę w kadrze. Ale ja tych lat mam 23 i mocno wierzę, że to co najlepsze jest przede mną. Modlę się tylko o zdrowie, bo kontuzja mocno mnie wyhamowała w momencie, gdy wszystko wracało na właściwe tory. Grałem w kadrze U-21, słyszałem o zainteresowaniu innych klubów i byłem bliski odejścia z Leicester. Myślę, że po coś ten uraz był, na pewno fizycznie w tym okresie wiele nadrobiłem, rozwinąłem się.
Wiele osób chciałoby mi doradzać, co robić. Ale ja już nauczyłem się tego, by w życiu kierować się tym, co czuję i czego potrzebuję. Pewnie dlatego, że sam siebie znam najlepiej. Oczywiście mam wokół ludzi, na których mogę liczyć, ich opinia jest dla mnie ważna i liczę się z nią. Ale to raczej wąskie grono.
Trener mentalny Lechii Gdańsk, Paweł Harbat radzi, jak nie zwariować w czterech ścianach w trakcie pandemii.
Ważne jest, abyśmy skupiali się na kolejnym dniu i nie wybiegali daleko w przyszłość. Warto ograniczyć dopływ docierających do nas informacji, bo życie w ciągłym niepokoju i lęku może działać destrukcyjnie. Istotne jest zadbanie o dobre relacje z bliskimi, a nie zawsze jest to łatwe. Dbajmy o przestrzeń, w której wykonujemy codzienne treningi. Warto zmieniać aktywność, aby uniknąć rutyny. Spędzanie 10 godzin przed telewizorem, granie na konsoli czy oglądanie seriali w internecie nie są najlepszymi sposobami. Warto w tym czasie sięgnąć po książkę, która oprócz tego, że odciągnie nieco nasze myśli od obecnej sytuacji, być może wniesie coś do rozwoju. Ostatnio czytam głównie „Asystenta Trenera” i książki psychologiczne, ale oczywiście mogę polecić wiele innych. Pierwsza z nich to „Szczęście czy fart?”. Ta książka jest weryfikacją rzeczy, będących przypadkiem, a które są efektem naszej pracy. Kolejną jest „Focused for soccer” Billa Beswicka. Pozycja anglojęzyczna, więc może też poprawić umiejętności lingwistyczne. Wrażenie robi autobiografia Andre Agassiego „Open”, która konfrontuje nas z tym, co robimy na co dzień i pokazuje, ile wyrzeczeń kosztuje sukces. Płynie z niej autentyczność. Polecam także książkę Jacka Walkiewicza „Pełna moc możliwości”, w której autor opisuje, jak duży wpływ na to, co robimy i decyzje, mają nasze myśli.
Piłkarze Wisły Płock trenowali na swoich obiektach, bo w klubie uważają, że jest to bezpieczne dla zawodników.
(…) – Mamy bardzo obszerny teren, w tym trzy boiska z naturalną nawierzchnią i dwa ze sztuczną trawą. Piłkarze trenują w dwuosobowych grupach w taki sposób, że jeden biega po jednej stronie boiska, a drugi po przeciwnej. W środku jest trener, który koordynuje ćwiczenia i wydaje polecenia. Są to głównie proste zajęcia biegowe. Nikt nie korzysta z szatni i budynków klubowych. Szkoleniowcy i zawodnicy nie mają bezpośredniego kontaktu między sobą ani z kimkolwiek innym. Zbliżają się do siebie maksymalnie na kilkadziesiąt metrów. Każdy podjeżdża samochodem do boiska i wychodzi przebrany. Wszyscy muszą sami prać swój sprzęt. Chcieliśmy uniknąć tego, żeby zawodnicy biegali po lasach, polach, parkach i ulicach. Tam mogliby spotkać przypadkowe osoby – dodaje szef płockiego klubu.
Michał Zaranek uważa, że jeśli sezon nie mógłby zostać dokończony, lepiej go anulować niż uznać aktualne tabele.
(…) Ktoś, kto odważyłby się ogłosić mistrzem Barcelonę i Juve, byłby szaleńcem! W takiej sytuacji przyjęcie tytułu byłoby przez wszystkich kwestionowane. Nawet ci, którzy zostaliby ukoronowani, nie zgodziliby się na to, musieliby wstydzić się tego przez lata. Lepiej już uznać ten sezon za niebyły. Jeszcze bardziej kwestionowane byłyby rozstrzygnięcia dotyczące miejsc dających prawo gry w pucharach lub spadkowych. Co prawda każda liga jest autonomiczna i może sama podejmować decyzje, ale UEFA miałaby gigantyczny problem. Przyszły sezon Ligi Mistrzów i Ligi Europy stanąłby pod znakiem zapytania, a sądy zawalone zostałyby pozwami. Doszłyby do nich jeszcze pretensje piłkarzy i klubów. Tysiące zawodników mają bowiem zapisane w umowach premie za zdobyte tytuły i liczbę rozegranych spotkań, tak samo jest w przypadku kontraktów transferowych między klubami. UEFA będzie naciskać na wszystkich, by rozgrywki zostały dokończone. Nie tylko krajowe, ale także Liga Mistrzów i Europy. Bo straty finansowe byłyby gigantyczne. Anglicy uważają, że jeśli nie wznowi się ligi, wyniosą co najmniej miliard funtów. Hiszpanie zrobili nawet dokładniejsze wyliczenia. 957 mln euro, jeśli w LaLiga nie będzie już meczów. 303 mln, jeśli spotkania będą rozgrywane bez publiczności. Nawet jeśli wszystko wróci do normalności, z rynku zniknie 156 mln. I są to raczej wyliczenia optymistyczne.
SPORT
Kasa dla klubów CLJ, wstrzymanie się z decyzją dotyczącą rozgrywek amatorskich i… zwrócenie uwagi na problem wygasających badań lekarskich. W formie wideokonferencji obradował wczoraj zarząd PZPN.
We wczorajszej PZPN-owskiej dyskusji zwrócono uwagę na jeszcze jeden problem: badań lekarskich zawodników, których ważność w wielu przypadkach wygaśnie z końcem czerwca. Jak zatem ewentualnie grać w lipcu? O ile na szczeblu centralnym to nie problem, bo kluby ekstraklasy, pierwszej i drugiej ligi zobligowane są do posiadania lekarza klubowego, o tyle niżej mamy kłopot. A mówimy przecież nie tylko o seniorach, ale też uczestnikach rozgrywek juniorskich. – Liczyliśmy to: 539 zespołów, mających średnio 20 zawodników, to ponad 10 tysięcy badań. Gdy trwa epidemia, żaden lekarz nie podpisze takiego dokumentu, a zgodnie z rozporządzeniem ministra sportu i turystyki jest niezbędny, by być dopuszczonym do gry – podkreśla Kula.
Wydaje się, że ten wątek to kolejny krok w stronę podjęcia decyzji o przedwczesnym zakończeniu sezonu w ligach od czwartej w dół. A może i nawet trzeciej, którą wkrótce możemy już określać mianem… ligi międzywojewódzkiej. To pomysł Zbigniewa Bońka dotyczący nowej nomenklatury. Przypomnijmy: ekstraklasa albo I liga, II liga, III liga, liga międzywojewódzka, liga wojewódzka, klasa okręgowa, klasy A, B i C. Idea ta nie zyskała jednak wśród członków PZPN jednoznacznej aprobaty. Choć prezes deklaruje, że związek wziąłby na siebie wszystkie obowiązki wynikające z „rebrandingu”, to wszystko wskazuje na to, że projekt ten trafi na półkę. Na razie nadano mu status „do dalszej dyskusji” i zostaje po staremu.
Niewykluczone, że wkrótce w Zabrzu pojawi się kolejny piłkarz zza naszej południowej granicy. Chodzi o pomocnika Miroslava Kacera, który jako jeden z wielu odszedł z MSK Żylina. Interesuje się nim również Cracovia.
(…) – Rozmawiałem z moim menedżerem, który powiedział mi, że po opublikowaniu informacji o moim końcu w Żylinie nie był w stanie odłożyć telefonu. Pojawiły się jakieś oferty, ale nie wiem jeszcze nic konkretnego. Powiedziałem mu, żeby skontaktował się ze mną tylko wtedy, gdy będzie coś bardzo poważnego. Jestem optymistą – podkreśla piłkarz, do którego należy niecodzienny rekord w lidze słowackiej, do siatki w meczu tamtejszej ekstraklasy trafił – oczywiście w barwach MSK Żylina – kiedy miał ledwie 16 lat i 162 dni. Było to w spotkaniu ze Spartakiem Myjava. W tym sezonie dla zespołu wicelidera słowackiej ligi strzelił 4 gole i zaliczył sześć asyst. Na swoim koncie ma dwa występy w seniorskiej reprezentacji kraju. Oprócz Górnika starają się też o niego inne kluby. Mówi się o zainteresowaniu Cracovii, a także Banika Ostrawa.
Pomocnik GKS-u Tychy Sebastian Steblecki urodziny chrześniaka obchodził telefonicznie i Wielkanoc także spędzi w swoim mieszkaniu.
Pochodzący z Krakowa 28-letni Sebastian Steblecki w swoim piłkarskim życiu jadł już… święcone jajka z niejednego koszyka. Tym razem jednak Święta Wielkanocne spędzi w zupełnie inny sposób niż do tej pory. – Zacznę od tego, co w tej chwili jest chyba najważniejsze – mówi Steblecki. – Jestem zdrowy i na szczęście koronawirus nie dotknął także nikogo z moich bliskich i znajomych. Przebywam jednak, zgodnie z zaleceniami, w domowej kwarantannie w Tychach i nawet środowe urodziny mojego chrześniaka, który skończył dwa latka, świętowałem telefonicznie. Na Święta Wielkanocne też nie wybieram się do Krakowa, bo w tej sytuacji jaką mamy, nie chcę zaprzepaścić tych wszystkich wyrzeczeń, które już za mną. Nie chodzę na zajęcia do klubu tylko trenuję w domu według rozpiski.
Premier rządu Słowenii Janez Jansza oskarżył swojego rodaka, prezydenta UEFA Aleksandra Czeferina, o zachłanność i zagrożenie zdrowia. Ten zarzuca politykom celowe czarnowidztwo.
– Nawet po ostrzeżeniu Światowej Organizacji Zdrowia, która ogłosiła już pandemię, niektóre mecze nie zostały odwołane, a wszystko z powodu chciwości UEFA na pieniądze – powiedział premier. – Czeferin ponosi odpowiedzialność za wydarzenia z koronawirusem w całej Europie, do czego szczególnie przyczynił się mecz Ligi Mistrzów między Atalantą i Walencją w Mediolanie. Był to zachłanny, nieodpowiedzialny i przestępczy ruch, rozprzestrzeniło się niebezpieczeństwo, które nie ominęło Słowenii. To była bomba biologiczna, po której nic już nie było takie samo.
Była to reakcja Janszy na wcześniejsze wystąpienie Czeferina, w którym krytykował działania słoweńskich władz. – Rząd musi wyraźnie oświadczyć, że sytuacja jest poważna, ale musi także dawać nadzieję ludziom, ponieważ nie możemy każdego dnia mówić, gdzie zagrożenie wybuchnie. Pandemia skończy się i musimy przyjąć bardziej pozytywne nastawienie, ponieważ nastąpi załamanie gospodarki – powiedział Czeferin w wywiadzie dla Squad24. – Uważam, że niektóre środki ostrożności są przesadzone, komuś zależy na tym, żeby ludzie się bali. Polityk powinien powiedzieć, że sytuacja jest poważna, ale też dać optymizm i nadzieję. Nie można codziennie mówić ludziom, że „czekamy na dziś, juto będzie gorsze”, bo to doprowadzi ich do szaleństwa. Naprawdę nie można dać ludziom jednego uśmiechu, jednego ciepłego słowa? Zamiast tego przypomina się o karach i mandatach. Nie mogę dłużej patrzeć na to codzienne czarnowidztwo w publicznych wystąpieniach przywódców, nie mogę już słuchać tych apokaliptycznych wizji.
Rozmowa z Robertem Góralczykiem, dyrektorem sportowym GKS-u Katowice. W zasadzie nic nie powiedział.
Macie tyle samo punktów co Resovia, gorszy od niej bilans bramek, a wasze bezpośrednie starcie – w Rzeszowie – zakończyło się remisem 2:2. Które miejsce zajmuje obecnie GKS w tabeli II ligi?
– Nie wiem. To jest obecnie drugorzędna sprawa.
Dla klubu bardzo ważna, bo 3. miejsce może dać awans, a 4. – zostawić was z pustymi rękami!
– Dyskusja toczy się od wielu tygodni, ale my w niej staramy się nie uczestniczyć, biorąc pod uwagę, że rozgrywki zostaną wznowione. A jeśli nie, co oczywiście należy także rozpatrywać, to kwestię układu tabeli przyjdzie rozstrzygnąć odpowiednim komórkom.
Naprawdę nie zabiegacie o to, by dowiedzieć się, na czym stoicie?
– Teraz nie jest na to czas, dziś są ważniejsze rzeczy. Poza tym, ten problem zaistnieje tylko i wyłącznie, gdy rozgrywki nie zostaną wznowione. Wtedy przyjdzie podejmować decyzje o tym jaka będzie struktura rozgrywek w przyszłym sezonie. Czy będą awanse i spadki, czy sezon będzie anulowany, czy coś jeszcze innego… Może samo się to wszystko wyklaruje i nikt nie będzie musiał tego rozstrzygać. Na ten moment nie chcemy niepotrzebnie dokładać komuś tematów. Niech obecnie każdy robi to co jest najistotniejsze, czyli dba o zdrowie i bezpieczeństwo ludzi.
SUPER EXPRESS
Umowa Jerzego Brzęczka ma zostać teraz przedłużona, ale raczej nie do samego Euro 2021.
Weryfikacją jego pracy będą jesienne mecze kadry. Decyzja o zatrudnieniu selekcjonera i jego losach leży w rękach prezesa PZPN, a więc w tym momencie Zbigniewa Bońka. Zapytaliśmy więc „Zibiego”, jak widzi tę kwestię. – Miałem zaufanie do Jurka Brzęczka i mam je nadal. Natomiast powiem tak jak Brunner do Klossa: ja zdania nie zmieniłem, ale zmieniły się okoliczności. Pamiętajmy, że jesienią mamy sporo meczów z silnymi rywalami. A co, gdybyśmy przegrywali wysoko? Mecz po meczu? Tak więc spokojnie z tym tematem czy z długością przedłużenia – powiedział nam Boniek, który nie chciał rozwijać tematu.
RZECZPOSPOLITA
Rozmowa z Marcinem Gortatem, którą można potraktować w szerszym kontekście niż koszykówka.
(…) Gra jest w interesie właścicieli, ale to zawodnicy mieliby narażać zdrowie. Co oni o tym myślą?
Nie mają nic do powiedzenia. Teraz nie chodzi o to, żeby zarobić miliony dolarów, ale mieć zdrowie, żeby je potem wydać. Koszykarze też zmieniają nastawienie. Jeszcze niedawno było kilku takich, którzy zgrywali bohaterów pod hasłem: „damy radę”, ale jak złapali koronawirusa, to szybko poszli po rozum do głowy i od razu zaczęli apelować „bądźmy rozsądni”.
Jak dbają o formę?
Megagwiazdy mają rezydencje po 700–1000 metrów kwadratowych, a w nich siłownie, boiska w domu albo w ogrodzie. Oni regularnie trenują, nie opuszczając własnej posesji. Ale co ma powiedzieć chłopak, który ma podpisany minimalny kontrakt i mieszka w dwóch pokojach z kuchnią albo wynajmuje mieszkanie do spółki z kimś? Gdzie ma trenować, gdy wszystkie sale i siłownie są zamknięte i obowiązuje zakaz wychodzenia? Jeśli mieszka w Nowym Jorku albo Kalifornii, to nie może nawet pobiegać na ulicy. Oni są w krytycznej sytuacji. Z drugiej strony, nie przesadzajmy. Koszykarz NBA zarabia godnie. Może i nie ma gdzie trenować, ale ktoś inny stracił pracę i nie ma czego do garnka włożyć. Tacy ludzie mają o wiele większe problemy.
Fot. FotoPyK