Reklama

ZUS opłaca piłkarzy, sparingi gra się taśmowo. Szwedzka droga walki z wirusem

Jakub Olkiewicz

Autor:Jakub Olkiewicz

07 kwietnia 2020, 11:46 • 11 min czytania 2 komentarze

Z Piotrem Piotrowiczem, który w szwedzkim środowisku piłkarskim pełnił rolę zawodnika, trenera młodzieżowego i szkoleniowca seniorskich drużyn, rozmawialiśmy jakoś na początku epidemii. Wtedy w całej Europie zaczynały się obostrzenia, podczas gdy w Sztokholmie życie dalej toczyło się normalnym rytmem. Minęło parę tygodni – Europa coraz szczelniej się zamykała, a Szwecja… No właśnie. Dlaczego sparingi rozgrywa się bez rozgłosu? Kto będzie płacił zawodnikom i dlaczego szwedzki odpowiednik ZUS-u? Dlaczego wciąż otwarte są galerie handlowe? Zapraszamy na rozmowę, która brzmi jak raport z innej planety.

ZUS opłaca piłkarzy, sparingi gra się taśmowo. Szwedzka droga walki z wirusem

Co szwedzkie władze polecają zrobić, by uchronić się przed koronawirusem?

Każdy ma się martwić o siebie. Rekomendacje to pewien zbiór zaleceń, do których powinni stosować się obywatele, natomiast nie ma żadnych odgórnych nakazów czy zakazów. Jeśli możesz – siedź w domu. Jeśli nie możesz – idź do pracy. Niestety, takie podejście ma wady, nawet w takich najprostszych sytuacjach. Weźmy jazdę autobusem – firmy transportowe śledzą liczbę podróżujących, więc dostrzegając jak wiele osób pracuje zdalnie, ograniczają liczbę połączeń. To zwiększa drastycznie liczbę osób na przystankach, a autobusy robią się naprawdę zatłoczone. Podobnie sprawa ma się z dziećmi i młodzieżą – o ile uniwersytety przeszły na tryb pracy w domu, o tyle szkoły podstawowe wciąż są otwarte. Nauczyciele, już bez podziału na stopień nauczania, muszą przychodzić do miejsca pracy, nawet zdalne lekcje prowadzą w szkołach.

W Szwecji rząd stara się ufać ludziom – liczy, że jeśli poprosi chorych o siedzenie w domu, to tak się stanie. Na pewno to po części działa, mniej ludzi jest na ulicach, mniej chodzi do sklepów, ale nadal bez trudu znajdziesz miejsca, gdzie grupują się po sto czy dwieście osób, bo tego się uniknąć w pełni nie da. Teraz w sklepach zamontowano pleksę, która ma oddzielać kasjerki, ponadto przy wejściach utworzono dozowniki z płynem do dezynfekcji. Podpatrzyłem trochę, ile osób faktycznie tego używa – może jedna na dziesięć wchodzących do sklepu.

Pracowałeś jako trener, nie bałbyś się teraz prowadzić zajęć? Jak to wygląda w tym momencie?

Reklama

Staram się utrzymywać kontakt ze środowiskiem, śledzę, co się dzieje, nawet miałem w tym sezonie pograć w jednym z klubów, ale w obecnej sytuacji się na to nie zanosi. Jeśli chodzi o treningi młodzieżowe, nie ma żadnego dzielenia na mniejsze grupy, żadnego przerywania przygotowań, tutaj wszystko toczy się swoim rytmem. W momencie ataku pandemii w Szwecji trwała przerwa między sezonami, drużyny były w trakcie przygotowań, zaczynały grać sparingi i tutaj właściwie nic nie uległo zmianie. Przedwczoraj mijałem boisko, normalnie trwały sparingi, w piątek przejeżdżałem obok dość dużego klubu z dwoma boiskami i wielką halą hokejową w budowie. Na tych obu piłkarskich placach spokojnie doliczyłbyś się setki dzieciaków z kilku roczników, po dwadzieścia, trzydzieści osób na połówce. Ale też nie ma zdziwienia, skoro szkoły są otwarte, to dlaczego tutaj mieliby się jakoś specjalnie ograniczać. Jedyna rekomendacja: zachować odstęp między zawodnikami, przebierać się na zewnątrz, regularnie myć ręce. No i kto czuje się chory, musi pozostać w domu.

Zachować odstęp?

Tak, to Agencja Zdrowia wydała tego typu komunikat. Na początku proponowała ogólnie zatrzymanie wszelkich rozgrywek, również spotkań towarzyskich, ale Szwedzki Związek Piłki Nożnej telefonicznie zainterweniował i wytargował pozwolenie na rozgrywanie tych ostatnich. To zresztą ciekawe, bo chronologia była taka – komunikat Agencji Zdrowia, następnie komunikat Szwedzkiego ZPN-u i dopiero potem kolejna rekomendacja rządowego organu. To o tyle dziwne, że tak poważna instytucja, oparta o naukowców, poświęciła całą odrębną wiadomość wyłącznie rozgrywkom piłkarskim. Tam znalazły się właśnie te „doprecyzowania”. Grać sparingi można, ale zawodnicy muszą myć ręce i zachować odstępy. I przebierać się na zewnątrz.

Szwedzka piłka stara się jakoś wykorzystać to, że jest jedną z ostatnich enklaw, gdzie jeszcze normalnie uprawia się sport? No, prawie normalnie, z zachowaniem odstępów między zawodnikami.

Tak. Kilkanaście dni temu sztokholmski związek piłkarski stworzył nawet specjalne „koronawirusowe” rozgrywki, Stockholmserien. Zebrano zespoły od III poziomu rozgrywkowego w dół, które przemieszały się i miały zagrać zupełnie oddzielne rozgrywki, równolegle do tych, w których i tak miały uczestniczyć. Dodatkowa okazja do grania, coś na kształt wewnętrznych sparingów, ale bardziej oficjalnych, z klasyfikacją ligową, terminarzem i tak dalej. Celem było uniknięcie podróży – uznano, że przede wszystkim trzeba spróbować ograniczyć jeżdżenie po całym państwie, więc niech drużyny ze Sztokholmu grają z drużynami ze Sztokholmu. Wiadomo, że to mogło zaistnieć tylko w dużych aglomeracjach, bo gdzieś na prowincji, w miejscach, gdzie lokalne drużyny często nie mają rywala w obrębie 100 kilometrów, one po prostu nie mają z kim teraz grać. Akurat tego zakazu podróży szwedzkie kluby się trzymają. Natomiast Sztokholm miał tych chętnych do grania w swoim regionie na tyle dużo, by utworzyć specjalne rozgrywki.

Potem jednak ogłoszono rekomendację, że nie zaleca się tworzenia skupisk powyżej 50 osób. Związek zawiesił te rozgrywki, choć… dzień później je odwiesił. Widać było, że trwają tutaj intensywne negocjacje, ostatecznie zakończyło się zawieszeniem na mniej więcej dwa tygodnie, do 12 kwietnia, kiedy to te lokalne mecze mają znów wrócić do kalendarza.

Reklama

Pozostała część kraju podlegająca innym okręgowym związkom na razie zawiesiła swoje niższe ligi. Tu jednak trzeba zaznaczyć, że wcale nie wiąże się to z odwołaniem wszystkich aktywności piłkarskich. Zarządzono, że wszystkie treningi i sparingi powinny się normalnie odbywać, bo sport to zdrowie. Sztokholmski związek piłki nożnej zauważył jednak, że mecze sparingowe są obserwowane przez osoby, próbujące wykorzystać okazję u bukmacherów. W Szwecji dostęp do danych zawodnika, łącznie z jego mailem i numerem telefonu, jest bardzo łatwy, to wszystko są właściwie ogólnodostępne rzeczy. Zawodnicy, nawet z tych niższych lig, odbierali telefony z całego świata z próbami wpływania na wyniki tych spotkań.

Dużo się ich teraz rozgrywa?

Zapytałem bezpośrednio w związku, ile się odbyło spotkań i czy będzie jakaś ich kompletna lista z wynikami, ale dostałem odpowiedź, że nie będą ujawniać tego typu informacji. To zresztą nie dziwi, bo w Szwecji od wielu lat w niższych ligach są spore problemy z korupcją, wynika to m.in. z możliwości swobodnego obstawiania nawet dziewiątego poziomu rozgrywkowego. To często przebija się do mediów, ale nigdy nie wiążą się z tym jakieś systemowe ruchy. Skoro problemy były nawet wtedy, gdy szwedzkie niższe ligi były jednymi z setek grających klas rozgrywkowych, to tym bardziej można się ich spodziewać teraz, gdy cała reszta świata sportu stoi.

Istnieje specjalna aplikacja dla trenerów, zawodników czy działaczy, gdzie do listy spotkań można dorzucać zdjęcia, komentarze czy wyniki. Stąd sprawdziłem, że przynajmniej 46 meczów się odbyło, ale przejrzałem parę stron internetowych i fanpage’ów – tych spotkań było o wiele, wiele więcej. Bez afiszowania, żeby nie kusić losu. Zwłaszcza, że wątpliwości budziły też możliwe poszerzenia oferty bukmacherskiej na sparingi meczów juniorów – prawnicy i szefowie związku wypowiadali się, że byłoby to zgodne z prawem, ale nie do końca moralne. Stąd też gra toczy się normalnie, ale informowanie jest ograniczone.

A najwyższe ligi?

Kilka dni temu odbyło się spotkanie wszystkich klubów Allsvenskan, dwóch najwyższych lig, jedynych profesjonalnych w Szwecji. W największym skrócie: ustalono, że każdy ma się martwić o siebie. Malmoe dzisiaj powróciło do normalnych treningów, Hammarby robi sobie jeszcze tydzień wolnego – wcześniej trenowali najdłużej, przerwali zajęcia dopiero w ubiegłym tygodniu i teraz zadecydowali, że ich przerwa potrwa jeszcze 7 dni. Oficjalny start ligi – i wszyscy traktują tę datę jako wiążącą – to 6 czerwca. Do tego czasu kluby mają spokojnie się przygotowywać, również rozgrywając mecze sparingowe, oczywiście bez udziału publiczności.

Czyli cięć w pensjach też nie ma.

Kilka klubów, między innymi AIK, Malmo, Kalmar czy Goteborg zawiesiło swoich zawodników. To działa w ten sposób, że zawodnik traci około 4% swojej pensji. Zmienia się natomiast sposób płacenia – około 15-20% wypłaca szwedzki zakład ubezpieczeń społecznych. Nietrudno policzyć, że jeśli zawodnik zarabia około 50 tysięcy złotych, a taka jest oficjalna średnia zarobków w szwedzkiej elicie, to do jego portfela trafi jakieś 2 tysiące mniej. Natomiast z czasem to się zmienia – rośnie część kwoty wypłacana przez ubezpieczyciela, maleje ta, którą musi płacić klub. Co więcej – taki sposób rozwiązania sytuacji wybrał też Szwedzki Związek Piłki Nożnej, który stosuje podobne działanie wobec swoich trenerów czy działaczy. W praktyce portfel pracownika właściwie tego nie odczuwa, natomiast oddech łapie pracodawca. Kluby oczywiście mimo to walczą o wsparcie kibiców, prowadzą jakieś transmisje archiwalnych meczów, sprzedają wirtualne bilety. AIK rozkręcił sprzedaż karnetów dożywotnich, jedna rodzina, dwóch synów z ojcem, kupiło trzy tego typu wejściówki za 250 tysięcy złotych.

Co na to opinia publiczna? Wyobrażasz sobie, że u nas ZUS bierze na siebie wypłacanie 50% pensji Artura Jędrzejczyka? I że w ogóle ZUS jest w stanie unieść takie wydatki?

W Szwecji te zarobki są niezłe, ale niewiele wyrastają ponad poziom zarobków innych Szwedów, pracujących w przeróżnych branżach. Poza tym trzeba pamiętać, że z tego potrącany jest ogromny podatek, więc i tak duża część z tych kwot ląduje z powrotem we wspólnej kasie. Do tego zawodników wbrew pozorom nie jest aż tak wielu, a w II lidze zarobki są przynajmniej o połowę niższe.

Szwedzkie kluby próbują wykorzystać, że znalazły się w centrum uwagi?

Bez wątpienia, zaczęły do mnie dochodzić słuchy, że ludzie na szybko chcą organizować sparingi, promować je w internecie, nawet prowadzić transmisje. Trzeba podkreślić, że to dotyczyło klubów, które zazwyczaj są w prywatnych rękach, nie mają jakiegoś olbrzymiego grona kibiców, są zarządzane przez samych zawodników, nie grożą im jakieś bojkoty fanów. Jeden z takich klubów zagrał na przykład sparing w piątek, następny w poniedziałek, widać było, że gdyby mogli, graliby codziennie. Związki piłkarskie szybko jednak reagowały, że tego typu promowanie tych meczów towarzyskich nie powinno mieć miejsca.

Jak wygląda kwestia praw telewizyjnych? W Polsce to za moment będzie pewnie temat numer jeden.

To o tyle ciekawe, że w Szwecji zmienił się właśnie podmiot transmitujący mecze. Wcześniej miała to firma C More, która przez lata za to odpowiadała, teraz prawa przejęło Discovery, które planowało coś zupełnie nowego. Transmisje miały być przeniesione zupełnie do Internetu, wszystkie mecze na specjalnej platformie z systemem pay per view. Wielki projekt, ambitny, z rozmachem – no i duży pech. Na szczęście dla klubów szwedzkich – te zyski z praw są o wiele niższe, zwłaszcza w zestawieniu z utargiem z biletów, więc nie ma to jakiegoś ogromnego przełożenia na położenie finansowe klubów.

Kibiców pewnie prędko na stadionach nie uświadczymy, nawet we Szwecji?

Tak, zgromadzenia są ograniczone do 50 osób, więc mecze odbywają się bez publiczności. Oczywiście, to też jest mocno umowne – tak naprawdę dwie drużyny z ławkami i sztabami szkoleniowymi to już jest prawie 50 osób, a do tego dochodzą przecież sędziowie. Kibiców, którzy jednak decydują się usiąść na trybunach – na przykład rodziców dzieci, które grają swoje rozgrywki – nikt nie wygania. Sędziowie nie reagują, bo w sumie dlaczego mieliby to robić? Na policję też nikt nie dzwoni, kibice normalnie oklaskują pociechy, nic wielkiego się nie dzieje.

W kontraście do tego sielankowego obrazka czytam w gazecie, że w kostnicach brakuje miejsc. I niestety, to nie czarny humor. Aftonbladet podaje, że ludzie nie są na bieżąco chowani, więc ciała leżą na podłodze w chłodniach. Oficjalnie ofiar koronawirusa jest pół tysiąca, ale do tego dochodzą przecież ofiary innych chorób.

Pogrzeby są zabronione?

Nie tyle zabronione, co ludzie ich nie organizują. Na wyobraźnię zadziałał przykład jednego pogrzebu starszego człowieka, który był jak domino – spośród kilkudziesięciu uczestników, ponad 40 zaraziło się koronawirusem, kilku z nich już zmarło. Dlatego choć nie ma oficjalnego zakazu chowania zmarłych, kostnice są przepełnione. Co ciekawe, nie ma ograniczeń religijnych, msze są normalnie otwarte dla wszystkich, bez limitu wiernych.

Sporo jest za to sytuacji nietypowych, na przykład w kwestii alkoholu. Szwecja jest pod tym względem bardzo restrykcyjna, można kupować alkohol tylko w określonych godzinach, twardo kontrolowany jest wiek. I teraz do sklepu wchodzi człowiek w maseczce, podaje dowód osobisty. Proszę zdjąć maseczkę, musimy sprawdzić pańską tożsamość. Nie chce zdjąć? Odchodzi z kwitkiem.

Siłownie? Baseny?

Normalnie funkcjonują. Jedna większa sieciówka zamknęła się około miesiąc temu, ale już jest z powrotem otwarta. Poza tym skoro funkcjonują szkoły podstawowe, inne obostrzenia nie miałyby wielkiego sensu. Natomiast szkoły trzeba za wszelką cenę utrzymać, bo to ma ogromny wpływ na psychikę dzieci, to jest dla nich ostoja, stały punkt dnia, coś czego nie da się anulować. Oprócz tego po zamknięciu wszystkich placówek oświatowych kraj straciłby ok. 25% siły roboczej. Ktoś musiałby przecież zostać z nimi w domu. Natomiast teraz i tak trwają ferie świąteczne, więc dzieci zamiast w szkołach czas spędzają… w centrach handlowych. Inna sprawa, że politycy i naukowcy odpowiadają – jesteśmy pewni naszej strategii w takim samym stopniu, w jakiem inne państwa są przekonane o słuszności ich strategii. Jest ona poparta naszymi modelami i badaniami. Teraz ma nadejść delikatna korekta kursu, Szwecja ma zamiar przeprowadzać więcej testów, na początku one były zarezerwowane dla tych obłożnie chorych. Zapewne chodzi o sprawdzenie, na jakim etapie epidemii jest państwo, bo chyba nikt nie wierzy, że przy ponad 500 zgonach zarażonych jest nadal niespełna 7,5 tysiąca. Obie statystyki są zresztą powszechnie krytykowane jako niemiarodajne, informacje z całego kraju spływają wolno, niektórzy uważają, że ofiar może być nawet dwa razy więcej.

Rząd zresztą dostrzega, że nie da się nie robić nic. Wczoraj do odpowiedzialnego spędzania świąt zachęcał nawet Król w specjalnym przemówieniu. Szwecja obawia się, że ludzie gremialnie ruszą teraz do swoich rodzin albo domków letniskowych, przez co wirus się rozprzestrzeni. Było też specjalne orędzie premiera, który stwierdził, że stołki przy barach zostają na czas epidemii zlikwidowane, cała obsługa ma się odbywać przy stolikach.

Wojna na całego.

To nadal są jednak tylko rekomendacje, zbiór zaleceń, a nie formalnych prawnych zakazów. Miejmy nadzieję, że zostaną potraktowane poważniej, niż te dozowniki z płynem dezynfekującym, mijane obojętnie przez 90% ludzi.

Fot.FotoPyK

Łodzianin, bałuciorz, kibic Łódzkiego Klubu Sportowego. Od mundialu w Brazylii bloger zapełniający środową stałą rubrykę, jeden z założycieli KTS-u Weszło. Z wykształcenia dumny nauczyciel WF-u, popierający całym sercem akcję "Stop zwolnieniom z WF-u".

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...