Tu zwalniają pracowników klubu, tam tną pensje piłkarzy o 70 procent, gdzie indziej zawodnicy zrzekają się swoich poborów na cztery miesiące dając klubowi zaoszczędzić prawie sto milionów euro. Czasami trudno się w tym wszystkim połapać, dlatego przeanalizowaliśmy, co w temacie koronawirusa zrobiły lub planują zrobić kluby z największych lig europejskich. Zebraliśmy dziesiątki różnych podejść w jednym miejscu.
Bundesliga, czyli szybkie cięcie
Od kiedy zawieszono w Niemczech ligę, jej władze działają najbardziej zdecydowanie właściwie na każdym polu. W kwestii ogarnięcia terminu wznowienia treningów, powrotu do rozgrywek, rozwiązań w razie anulowania pozostałych do rozegrania kolejek. Nie inaczej było w temacie płac, kluby Bundesligi błyskawicznie wskazały drogę dla reszty Europy.
Borussia Mönchengladbach
Piłkarze Gladbach byli pierwszymi, którzy wystąpili do klubu dobrowolnie, oferując znaczną redukcję wynagrodzeń. Natychmiast przyłączyli się do nich trenerzy, dyrektorzy i kierownictwo.
— Jestem bardzo dumny z chłopaków. To dla mnie jasny sygnał: razem tworzymy Borussię w dobrych i złych czasach — mówił Max Eberl, dyrektor sportowy Źrebaków.
„Rheinische Post” oszacował, że oszczędności sięgną ponad miliona euro miesięcznie, co pozwoli opłacić pracowników klubu nie mogących liczyć na pensje choćby zbliżone do tych, jakie mają zagwarantowane piłkarze pierwszej drużyny.
Bayern Monachium
Robert Lewandowski i spółka – mowa tutaj także o działaczach – podjęli decyzję, że na czas przerwy w rozgrywkach zrezygnują z 20% swoich zarobków, przekazując je tym samym „zwykłym” pracownikom klubu z Bawarii. W zeszłym roku wydatki na płace wyniosły w Bayernie 336 milionów euro, więc można szacować, że każdy miesiąc z niższymi o 1/5 płacami to około 5,6 miliona euro pozostające w kasie mistrzów Niemiec.
Borussia Dortmund
Analogiczną decyzję podjęli piłkarze Borussii Dortmund, chcąc pokazać swoją solidarność z 850 pracownikami klubu, z których dla wielu kryzys ekonomiczny mógłby się okazać bardzo bolesny. Brytyjski „Daily Mail” wylicza, że wobec 140-milionowego budżetu płacowego, każdy miesiąc z wynagrodzeniami obniżonymi o 20% oznacza dla BVB oszczędność rzędu 2,3 miliona euro.
RB Lipsk
1 kwietnia, bynajmniej jednak nie urządzając festiwalu żenujących żartów, o zejściu piłkarzy z części płac poinformował też RB Lipsk. Nie został podany dokładny procent, o jaki pomniejszone zostaną pensje zawodników, czytamy tylko, że ma to być liczba dwucyfrowa.
Kapitan Willi Orban stwierdził: — Chcemy wnieść swój wkład jako zespół.
Dyrektor sportowy Markus Krösche dodał: — To pokazuje, jak obecnie wszyscy jesteśmy sobie w klubie bliscy.
Werder Brema
Podobnie do piłkarzy wymienionych wcześniej klubów postąpili też gracze i trenerzy Werderu. Oni również zrzekli się części wynagrodzeń, co ważne – z inicjatywy samych zawodników. Podobną decyzję niedługo później podjęło też trzech dyrektorów zarządzających klubu.
Wczoraj rano Werder ogłosił natomiast, że w związku z zasadami dystansowania społecznego skraca też godziny pracy większości swoich pracowników. Wszystko po to, by zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się koronawirusa. „Zadziałaliśmy w związku z naszą odpowiedzialnością korporacyjną, odbyliśmy wiele rozmów na ten temat z naszymi pracownikami i zdecydowaliśmy się na taki właśnie kierunek” — cytuje słowa prezesa zarządu Werderu Klausa Filbry’ego oficjalna strona internetowa klubu.
Schalke 04 Gelsenkirchen
W Gelsenkirchen aż 600 szeregowych pracowników klubu ma zyskać na decyzji piłkarzy, którzy zdecydowali się zrzec części swoich wypłat oraz bonusów aż do 30 czerwca. Rada drużyny postawiła sprawę jasno: chcemy pomóc ludziom, którzy pracują w klubie i ustrzec ich przed utratą pracy. Do zawodników dołączył zarząd, sztab szkoleniowy, a także kilku dyrektorów.
Jak czytamy w oświadczeniu na Schalke04.de, piłkarze zgłosili też gotowość, by w razie czego wspomagać klub obniżką pensji również po 30 czerwca. — Świadectwo nie może być bardziej wyraźne: jesteśmy razem Schalke 04, nie tylko w dobrych, ale też w złych czasach — powiedział dyrektor sportowy Jochen Schneider.
Union Berlin
— Naszym celem jest gra w piłkę i jeśli ten cel przestaje istnieć, uderza to w kręgosłup naszego istnienia. Union jest rodziną i jeśli pozostaniemy nią, niestraszne nam żadne wyzwanie.
W tak barwny sposób prezes Dirk Zingler skomentował decyzję drużyny, by na czas kryzysu obniżyć swoje apanaże. Podobnie, jak w innych klubach, na cięcie płac zdecydowali się zarówno piłkarze, jak i trenerzy.
Fortuna Dusseldorf
Jeszcze w ubiegłym tygodniu znakomity przykład swoim kolegom dał Steven Skrzybski, który nie czekał na kolektywną obniżkę płac, tylko zapowiedział sam od siebie, że zrezygnuje z części swojej pensji. Wsparł też sporą sumą szpital uniwersytecki w Dusseldorfie. Kapitan Oliver Fink stwierdził, że inni gracze chcą pójść za przykładem Skrzybskiego.
Kilka dni później natomiast zarząd Fortuny – przewodniczący Thomas Röttgermann, dyrektor marketingu Christian Koke i dyrektor sportowy Lutz Pfannenstiel – zrezygnował z części wynagrodzeń. Jednocześnie w oświadczeniu klubu z poniedziałku czytamy, że „aby zabezieczyć miejsca pracy, zarząd zgodził się na krótsze godziny pracy osób, które nie mają obecnie do wykonania obowiązków lub są one ograniczone”.
Jeszcze nie wiadomo, na ile cięcia dotkną zawodników. Fink mówi, że cały czas trwają rozmowy, jaka konkretnie będzie redukcja płac w przypadku poszczególnych graczy.
Tę wyliczankę można ciągnąć jeszcze długo, bo na obniżkę wynagrodzeń zgodzili się już piłkarze większości klubów Bundesligi – wczoraj 15-procentowe cięcie ogłosił Wolfsburg, z części zarobków zrezygnowali (lub zgłosili już oficjalnie klubowi taką wolę) zawodnicy Herthy Berlin, FSV Mainz, Hoffenheim, Bayeru Leverkusen, Paderborn, Freiburg, Eintrachtu Frankfurt oraz FC Köln.
LaLiga, czyli kraina długów
Athletic Bilbao
Choć piłkarze – między innymi Iñaki Williams czy Yuri – stwierdzili, że jakby co, to oni bez problemu przyjmą cięcia pensji, okazało się, że w czasach koronawirusa kluby oparte na tradycyjnych wartościach mogą triumfować. Athletic ma bowiem odłożone w kasie klubu 188 milionów euro, a więc ponad 85%. W związku z tym cięcia nie obejmą ani piłkarzy, ani pracowników klubu.
„El Pais”, na którego informacje powoływał się na Twitterze Jakub Kręcidło z „Przeglądu Sportowego” podało, że nikt inny w LaLiga nie dysponuje tak pokaźną górką.
https://twitter.com/J_Krecidlo/status/1243473880028778496?s=20
FC Barcelona
Ostatnimi czasy każdy pretekst w Barcelonie jest dobry, by się pokłócić. I nie inaczej było z obniżką płac. Nie tak dawno ujawniono choćby, że prezes Barcelony Josep Maria Bartomeu opłacał hejterów kontrkandydata w wyborach na fotel prezydenta klubu, wcześniej była przecież też sprawa z Erikiem Abidalem i jego wypowiedzią na temat zwolnienia Ernesto Valverde, w której zarzucał piłkarzom, że nie pracowali wystarczająco ciężko.
Nie inaczej było i tym razem. Przekaz medialny był taki, że piłkarze nie chcą się godzić na obniżkę płac, no bo jak to, skoro w Realu Madryt dopiero co zapowiedziano, że cięć nie będzie, bo finanse prezentują się świetnie. Tylko że w poniedziałek Leo Messi wydał oświadczenie, w którym pisze, że piłkarze od początku byli gotowi na cięcie pensji i że jest „zszokowany, że w klubie znalazły się nieżyczliwe osoby, które starały się zrzucać całą społeczną presję na piłkarzy”.
W tym samym oświadczeniu Messi napisał, że piłkarze zgadzają się na obniżkę wynagrodzeń o 70%, a także mają zamiar wesprzeć finansowo pracowników tak, by ci mogli w czasie kryzysu otrzymywać pełne pensje. Barcelona jest bowiem jednym z klubów, które jako pierwsze uciekły się do rozporządzenia o czasowej regulacji zatrudnienia (ERTE), pozwalającego zawiesić umowy na czas określony lub skrócić godziny pracy, a tym samym obciąć wynagrodzenie.
Atletico Madryt
Wobec powyższych liczb trudno się dziwić, że na Wanda Metropolitano trzeba było redukować wynagrodzenia i to w znacznym stopniu. Wczoraj agencja Reuters poinformowała, że Atletico tymczasowo obcięło płace zawodników i trenerów o 70%, by przetrwać kryzys finansowy związany z pandemią koronawirusa. Jednocześnie klub zapewnił, że inni jego pracownicy mogą liczyć na pełną płacę, choć w „La Nación” czytamy, że również – podobnie jak Barcelona – Los Colchoneros skorzystali z rozporządzenia ERTE.
Real Valladolid
Ronaldo, właściciel klubu z Valladolid, zapowiedział już, że nie ma zamiaru korzystać z postępowania czasowej regulacji zatrudnienia (ERTE), co umożliwiałoby mu bez ponoszenia kosztów zwolnić całą lub część załogi, by ta otrzymała wsparcie od państwa. W wywiadzie dla oficjalnego kanału youtube’owego swojego klubu Brazylijczyk powiedział: — Rozmawiamy z graczami i pracownikami, aby znaleźć najlepsze dla nas wszystkich rozwiązanie. Zobaczymy, co stanie się w kolejnych tygodniach i jakie decyzje podejmą władze AFE, LaLiga i federacji. Najważniejsi dla nas są nasi ludzie.
Real Madryt
Na Santiago Bernabeu wciąż zwlekają z drastycznymi decyzjami. Dobra sytuacja finansowa Realu sprawia, że na ten moment władze klubu nie rozmawiały jeszcze z piłkarzami o tym, że przydałoby się zejść nieco z wynagrodzeń. Nie słychać także sygnałów, aby kryzys miał akurat w Realu spowodować czasową regulację zatrudnienia, na jaką zdecydowano się w wielu innych klubach.
Real czeka z ostatecznymi krokami na decyzje, jakie wypłyną z negocjacji LaLiga z Hiszpańskim Związkiem Piłkarzy. Klub nie stoi jednak pod ścianą, ponieważ jego budżet płacowy stanowi 52% budżetu klubu. A więc z dużym zapasem mieści się poniżej 70% wyznaczonych przez ECA (European Clubs Association) jako współczynnik wydajności. Łącznie Królewscy przeznaczają na wynagrodzenia 394 miliony euro rocznie, podczas gdy dochód operacyjny wynosi 757 milionów.
RCD Espanyol
Ponad sto milionów długów Espanyolu sprawiło, że i drugi klub z Barcelony będzie musiał się nieźle nagimnastykować, żeby dopiąć budżet. Tydzień temu władze Espanyolu wystosowały do władz Katalonii prośbę o pozwolenie na obcięcie płac o 70% na czas, w którym rozgrywki piłkarskie pozostają zawieszone.
W oświadczeniu klubu mogliśmy przeczytać: „W związku z tymczasowym zawieszeniem sezonu oraz obecną wyjątkową sytuacją, Espanyol przedstawił plan częściowego bezrobocia. Ma ono polegać na zmniejszeniu czasu pracy o 70%”.
Proponowana redukcja wynagrodzenia ma objąć zawodników i trenerów drużyn męskich i żeńskich, Espanyolu B, a także zespołów młodzieżowych.
Real Betis
W środę Real Betis osiągnął ze swoimi piłkarzami porozumienie, na mocy którego ich pensje zostaną zredukowane o 15% w przypadku, jeżeli rozgrywki LaLiga sezonu 2019/20 nie zostaną już wznowione.
Getafe
Prezes Getafe Angel Torres powiedział na antenie radia Onda Cero: — Jeśli liga nie zostanie wznowiona, będziemy mieli problemy i trzeba będzie zaciskać pasa, ale w tym momencie niezrozumiałe są dla mnie szybkie decyzje w kwestiach związanych z ERTE.
Jeśli zaś chodzi o zawodników, Torres mocno liczy na porozumienie ligi i związku piłkarzy, a jeśli to nie zostanie osiągnięte, otrzymał zapewnienie od swoich zawodników, że ci są gotowi do współpracy.
Deportivo Alaves
Alaves jest jednym z czterech pierwszych klubów – obok Atletico, Barcelony i Espanyolu – które zdecydowały się na ERTE jeszcze przed zakończeniem negocjacji zawodników z władzami ligi. Cięcia dotkną nie tylko pracowników Deportivo Alaves, ale także koszykarskiego klubu Saski Baskonia.
„W wyniku tymczasowego zawieszenia rozgrywek piłkarskich i koszykarskich, zostaliśmy zmuszeni do podjęcia działań w celu minimalizacji ekonomicznego wpływu kryzysu na klub” – czytamy w oświadczeniu. I dalej: „Ta decyzja podjęta z bólem przez kierownictwo zostanie uchylona, gdy tylko władze pozwolą wrócić klubom do normalnej działalności”.
ERTE, jak informuje „El Correo” dotknie co najmniej 766 pracowników obu klubów, a także fundacji 5+11 i firmy Onalan, usługodawcy zarówno Deportivo Alaves, jak i Saski Baskonia.
Valencia
Jako że klub z Mestalla to – według danych „El Pais” drugi najbardziej zadłużony w LaLiga, tutaj można było szukanie oszczędności obstawiać w ciemno – szczególnie, że przecież na takie kroki zdecydowały się Atletico i Barcelona. Tymczasem właściciel klubu Peter Lim – którego fortuna swoją drogą skurczyła się w wyniku kryzysu o około 700 milionów dolarów (za: Forbes) – wysłał swoim pracownikom pokrzepiającego maila informującego, że żadnego ERTE w Valencii nie będzie i że mogą spać spokojnie.
Pomysł, aby uniknąć cięć, to linia kredytowa Petera Lima i negocjacje z właścicielami praw telewizyjnych w celu uzyskania płatności za niedokończony sezon.
— Nie chcieliśmy w tym trudnym czasie pełnym niepewności dla wielu ludzi i ich rodzin jeszcze pogłębiać udręki. Dlatego jeśli uda nam się nadal wypłacać pensje, to po prostu chcemy to robić — powiedział cytowany przez „El Desmarque” prezes klubu Anil Murthy.
Serie A, czyli przeciąganie liny trwa
Większość klubów Serie A oczekuje na decyzje władz ligi w temacie wynagrodzeń, przed szereg wyszedł w zasadzie tylko Juventus. Dziś ma dojść do spotkania ze związkiem piłkarzy i dopiero po nim będzie można powiedzieć coś więcej na temat przyjętych rozwiązań. Nie można jednak założyć, że wiążące decyzje zapadną na sto procent – rozbieżność oczekiwań organizacji reprezentującej interesy zawodników i władz ligi jest dość spora. Lega proponuje rozwiązanie rozciągnięte w czasie na cały okres zawieszenia ligi, związek zawodowy piłkarzy, by zawiesić płace tylko na miesiąc.
Juventus
Najbardziej eksponowani pracownicy Juventusu nie czekali na to, co zdecydują władze ligi i zdecydowali się wyjść mocno przed szereg. Zawodnicy lidera Serie A wraz ze swoim trenerem Maurizio Sarrim za marzec, a także za kolejne trzy miesiące nie pobiorą z klubowej kasy ani centa.
„Osiągnięto porozumienie w sprawie redukcji rocznych zarobków o kwotę równą miesięcznym wypłatom za marzec, kwiecień, maj i czerwiec 2020. W nadchodzących tygodniach zostaną spisane odpowiednie porozumienia z zawodnikami i trenerem, tak jak wymagają tego obowiązujące przepisy” – czytamy w oświadczeniu zamieszczonym na Juventus.com.
Władze Starej Damy zastrzegają jednak, że gdyby sezon miał zostać dokończony, gdyby zawodnicy wrócili do gry, wtedy zostałaby piłkarzom oraz Sarriemu wypłacona odpowiednia rekompensata.
Dla mistrza Włoch to ogromna oszczędność. Jego płace są jednymi z najwyższych w futbolu, według danych „The Sun” z drugiej połowy 2019 roku, 10 z 11 najlepiej zarabiających piłkarzy ligi włoskiej to właśnie gracze Starej Damy, a roczny budżet płacowy Juve jest większy niż budżety płacowe Interu i Romy razem wzięte.
AC Milan
Niedługo po decyzji piłkarzy Juventusu, „La Gazzetta dello Sport” zasugerowała, że piłkarze Milanu mogą być skłonni iść w ślady swoich kolegów po fachu z Turynu. Dziennikarz Manuele Baiocchini na antenie Sky Italia stwierdził jednak, że w Milanie zawodnicy chcą poczekać na wspólną decyzję. Zobaczyć, jak postąpią inne zespoły, a także jakie będzie stanowisko władz ligi.
Władze Milanu miały juz kontaktować się telefonicznie z zawodnikami, szczególnie z liderami szatni, ale temat obniżki płac nie był jeszcze w tych rozmowach szczególnie mocno roztrząsany.
Inter Mediolan
Z wiadomości włoskiej agencji informacyjnej ANSA wynika, że zawodnicy Interu oraz ich menedżer Antonio Conte są otwarci na redukcję wynagrodzenia. Od jakiegoś czasu trwają rozmowy władz klubu z Conte oraz z kapitanem Samirem Handanoviciem. Mediolańczycy czekają jednak z ostateczną decyzją do momentu, gdy rozjaśni się kwestia dogrania – lub nie – sezonu 2019/20 w Serie A.
AS Roma
Tak jak w mało czym zgadzają się kibice zwaśnionych rzymskich klubów, tak w kwestii obniżki wynagrodzeń władze obu klubów mówią póki co jednym głosem. Również i w Wiecznym Mieście wszyscy czekają na wiążące decyzje, szacują straty i starają się wydedukować optymalne rozwiązania.
Firma Jamesa Pallotty, amerykańskiego współwłaściciela i prezesa AS Roma, cały czas szacuje straty, a tym samym określa, o ile trzeba będzie zredukować pensje, gdy nadejdzie na to czas.
Lazio
— Wciąż musimy się nad tym wszystkim zastanowić. Jesteśmy w kontakcie z piłkarzami, ale jeszcze o tym nie rozmawialiśmy. Możemy sobie wyobrazić, że za moment będzie z nami podobnie, jak z Romą — stwierdził w wywiadzie dla Sport1 Igli Tare, dyrektor sportowy Lazio.
Analizy, rozmyślanie, liczenie. Krótko mówiąc, to właśnie dzieje się u większości czestników Serie A. Kolejne redakcje prezentują wyliczenia, ile zaoszczędziłyby poszczególne kluby gdyby ich piłkarze wyszli z taką inicjatywą, jak ci z Juventusu. ClubDoria46.it wylicza na przykład, że w kasie klubu należącego do Massimo Ferrero pozostałoby niecałe 6 milionów euro.
Premier League, czyli moralna próżnia
Nigdzie piłkarze nie podchodzą tak niechętnie do tematu obniżki płac, jak w Premier League. Na ten moment w całej Premier League zawodnikom nie obcięto ani funta. Premier League zależy na tym, by już dziś, podczas wideokonferencji z przedstawicielami klubów PFA (Związek Piłkarzy Profesjonalnych) przedstawił swoje rozwiązanie. Póki co właśnie związek stanął okoniem – twierdząc, że ostre cięcie płac za mocno uderzy w słabiej opłacanych zawodników z niższych lig.
— Takie działanie ujawnia szaloną ekonomię angielskiego futbolu i moralną próżnię w jego centrum — komentuje przewodniczący komisji do spraw cyfryzacji, kultury, mediów i sportu Julian Knight. Odnosi się nie tylko do postawy PFA, ale też do kroków podjętych przez trzy kluby, które zdecydowały się działać jeszcze przed oficjalnymi rozporządzeniami dotyczącymi płac w okresie zawieszenia ligi. To trio to Tottenham, Norwich City i Newcastle United.
Newcastle United
Newcastle było pierwszym klubem, który zdecydował się skorzystać z planu brytyjskiego rządu ogłoszonego przez ministra Rishiego Sunaka, który zakłada, że budżet państwa pokryje 80% wynagrodzeń pracowników wysłanych na tymczasowy urlop, aż do kwoty 2,500 funtów, pod warunkiem, że ci zachowają swoje posady.
Wszyscy pracownicy klubu – wyłączając piłkarzy i trenerów – zostaną objęci tym planem, włączając w to skautów, pracowników akademii oraz osoby zatrudnione w klubowej fundacji charytatywnej.
Tottenham
W środku tygodnia Tottenham za pośrednictwem klubowej strony internetowej poinformował, że pensje pracowników klubu – wyłączając piłkarzy i sztab szkoleniowy – zostaną obcięte o 20%. Nazwał to „zmniejszaniem kosztów w celu ochrony miejsc pracy”. Klub chce wykorzystać pomoc od państwa i pozostałe 80% pokryć z pieniędzy publicznych.
Delikatnie mówiąc, nie zostało to najlepiej przyjęte i nie załagodziła tej sytuacji także obniżka, jaką nałożyli na siebie Daniel Levy oraz część kadry kierowniczej Tottenhamu. A więc 20%. Dodamy tylko, że z rocznego raportu finansowego Spurs wynika, że Daniel Levy w 2019 zarobił 7 milionów funtów, z czego 3 miliony to premia za ukończenie budowy Tottenham Hotspur Stadium.
Jedno ze źródeł wewnątrz klubu powiedziało zaraz po decyzji Levy’ego na łamach „Daily Telegraph”: — Jak zawodnicy wciąż mogą zarabiać 100 tysięcy funtów tygodniowo? Jakim prawem mają pobierać sto procent wynagrodzenia, podczas gdy ludzie pracujący za 30 tysięcy funtów rocznie mają godzić się na obniżkę płac? Coś jest nie tak.
Norwich City
Podobnie postąpiono w Norwich City – we wtorek klub wydał oświadczenie, że ma zamiar skorzystać z planu ratowania brytyjskiej gospodarki Rishiego Sunaka w odniesieniu do pracowników swojego klubu. „Pomoże to zabezpieczyć miejsca pracy na przyszłość i utrzymać klub w tym trudnym okresie” – czytamy w oświadczeniu.
W odróżnieniu od Tottenhamu, władze Norwich będą jednak dopłacać pracownikom pozostałą część ich pensji tak, by ci otrzymywali nadal pełną wypłatę.
Bournemouth
Eddie Howe z Bournemouth był pierwszym – i na ten moment zaledwie jednym z dwóch – menedżerem, który wyszedł z inicjatywą obcięcia własnej pensji. Wraz z nim taką propozycję klubowym władzom złożyli: asystent Howe’a Jason Tindall, dyrektor techniczny Richard Hughes i dyrektor wykonawczy Neill Blake.
Na ten moment pięćdziesięciu pracowników Bournemouth zostało wysłanych na tymczasowy urlop, by mogli skorzystać z planu pomocowego brytyjskiego rządu. Klub zobowiązał się do zapewnienia pracownikom pełnych wynagrodzeń.
Brighton
Wspomnianym drugim menedżerem, który zaproponował redukcję swojego wynagrodzenia, był Graham Potter, menedżer Mew. On, a także dyrektor techniczny Dan Ashwort oraz dyrektor wykonawczy Paul Barber postanowili obniżyć swoje apanaże na okres najbliższych trzech miesięcy, co przyklepał niedługo później Tony Bloom. Właściciel Brighton odrzucił co prawda pierwszą propozycję obniżek otrzymaną od wspomnianego trio, ale gdy Potter, Barber i Ashwort zdecydowali się ją ponowić, zgodził się.
— Wiem, jaka presja ciąży na właścicielu. Uważam, że ta oferta to normalna rzecz, ponieważ był dla mnie bardzo dobry. To kropla w morzu potrzeb, ale choć tyle możemy zrobić — komentował cytowany przez angielskie media Potter.
Jak wygląda to w pozostałych klubach? Wczoraj obszerny raport na ten temat zamieścił „The Guardian”, a więc lecimy z szybką wycieczką po Anglii:
Arsenal
Kanonierzy oczekują na oficjalne decyzje w sprawie płac piłkarzy, skupili się na ten moment na „zwykłych” pracownikach klubu. Do 30 kwietnia wszyscy będą opłacani bez zmian.
Aston Villa
Klub nadal płaci swoim pracownikom jak zawsze, ludzie zatrudniani na dni meczowe zostali nawet opłaceni za spotkanie z Chelsea, które ostatecznie nie doszło do skutku.
Burnley
Pracownicy klubu będą przynajmniej do 30 kwietnia opłaceni jak normalnie, później sytuacja będzie analizowana. Klub wierzy, że cięcia płac piłkarzy nie muszą być konieczne, ale weźmie pod uwagę decyzje PFA jeśli zawieszenie ligi potrwa dłużej.
Chelsea
Osoby zatrudnione w klubie otrzymują swoje pensje jak przed zawieszeniem rozgrywek, piłkarze wpłacają datki na Fundację Chelsea, która pomaga potrzebującym w czasie kryzysu.
Crystal Palace
Prezes Steve Parrish obiecał, że wszyscy pracownicy otrzymają pełne pensje w czasie pandemii, a także zagwarantował, że osoby z obsługi meczowej nie będą finansowo poszkodowane.
Everton
Piłkarze i pracownicy klubu nadal otrzymują pełne pensje, klub ma zapłacić także osobom z obsługi meczowej.
Leicester City
Pracownicy i piłkarze otrzymują pełne pensje, nie podjęto jeszcze decyzji, co z ludźmi z obsługi meczowej.
Liverpool
Kroki mają zostać podjęte po dzisiejszym spotkaniu udziałowców Premier League. Na ten moment nie dokonano żadnych cięć płac, zarówno w odniesieniu do piłkarzy, trenerów, jak i do pozostałych pracowników. The Reds zobowiązali się zapłacić też pracownikom obsługi meczowej za trzy odwołane spotkania u siebie, co będzie klub kosztowało około 750 tysięcy funtów.
Manchester City
Tysiąc osób zatrudnionych przy obsłudze meczów otrzyma pełne wynagrodzenie do końca sezonu, niezależnie od tego, jaki będzie finał i czy mecze zostaną rozegrane. Zaplecze finansowe City sprawia, że nie trzeba będzie ciąć płac zawodników.
Manchester United
Podobnie, jak rywale zza miedzy, United także zapłacą obsłudze meczowej do końca sezonu. 25 globalnych sponsorów sprawia, że Czerwone Diabły nie są aż tak zależne od przychodu meczowego, więc mimo wysokich kontraktów, niekoniecznie trzeba będzie redukować płace.
Sheffield United
Wszyscy są opłacani na czas, nie było sygnałów, że będzie inaczej.
Southampton
Pracownicy na pełen etat działają zdalnie, jeszcze nie wiadomo, jak skończy się kryzys dla obsługi meczowej, jako że od zawieszenia ligi i tak nie był zaplanowany żaden domowy mecz Świętych. Piłkarze, trenerzy i zarząd wciąż są opłacani w pełni, czkają na wynik konferencji udziałowców Premier League.
Watford
Do dzisiejszej konferencji wszyscy byli opłacani jak normalnie, podczas spotkania mogą jednak zapaść decyzje, które zmienią politykę klubu w tym temacie.
West Ham
Wszyscy są opłacani na czas w pełnej wysokości, pracownicy klubu wykonują swoje zadania zdalnie, obsługa meczowa otrzyma normalne wynagrodzenia.
Wolves
Prezes Jeff Shi w dniu zamknięcia obiektów treningowych zapewnił, że „w tych niepewnych czasach wszyscy będą otrzymywać wynagrodzenie”. Wilki nie skorzystały z możliwości urlopowania swoich pracowników na zasadach przyjętych przez brytyjski rząd.
fot. NewsPix.pl