Reklama

Kluby czekają na koniec pandemii. My nie wiemy, czy przystąpimy do rozgrywek…

redakcja

Autor:redakcja

28 marca 2020, 12:03 • 7 min czytania 0 komentarzy

– Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie kluby czekają na koniec pandemii i wznowienie rozgrywek z większymi czy mniejszymi problemami. Raczej każdy przystąpi do rozgrywek. My tego pewni nie jesteśmy. Sytuacja z wirusem tylko tę sprawę pogłębiła i spowodowała, że nasze problemy z dużych stały się ogromne. Nie wiemy kompletnie, co nas czeka w najbliższych miesiącach. O naszej przyszłości nie możemy powiedzieć nic – mówi wylewny Adam Marciniak z Arki Gdynia. Jak wygląda sytuacja na Pomorzu? Zapraszamy na rozmowę Marcina Ryszki. 

Kluby czekają na koniec pandemii. My nie wiemy, czy przystąpimy do rozgrywek…

Może zrobimy taki challange, że spróbujemy nie używać w tej rozmowie słowa „koronawirus”. Jak w Gdyni? Jak pogoda?

Wiosna nadchodzi, coraz cieplej. Szukamy pozytywów. 

Złapaliśmy cię z pieskiem na spacerze.

Tak jest. Obowiązki domowe trzeba wypełniać. 

Reklama

Masz w ogóle chwilę, by się oderwać od piłki? Głośno mówi się już o problemach Arki Gdynia, wiemy, jaka jest sytuacja w tabeli, obecna sytuacja jeszcze wszystko paraliżuje. 

Nie będę cię okłamywał, że wszystko jest w porządku i jesteśmy dobrej myśli i się odcinamy. Bo tak nie jest. Różnica pomiędzy Arką a wszystkimi innymi klubami jest taka, że nasze problemy zaczęły się wcześniej niż epidemia. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że wszystkie kluby czekają na koniec pandemii i wznowienie rozgrywek z większymi czy mniejszymi problemami. Raczej każdy klub przystąpi do rozgrywek. My tego pewni nie jesteśmy. Sytuacja z wirusem tylko tę sprawę pogłębiła i spowodowała, że te problemy z dużych stały się ogromne. Nie wiemy kompletnie, co nas czeka w najbliższych miesiącach. O naszej przyszłości nie możemy powiedzieć nic. 

Władze klubu są z wami stałym kontakcie? Wiecie, na czym stoicie? 

Jeszcze przed wybuchem epidemii mieliśmy spotkanie z prezesem klubu, który przedstawił nam sytuację, która jest wszystkim dokładnie znana. Konkretnego scenariusza na przyszłość nam nie przekazał, bo sam tego do końca nie wie. Gdzieś czytałem jak mówił, że to są rozmowy na poziomie właścicielskim, w których on w nich nie uczestniczy. Informacji odnośnie do przyszłości nam nie przekazał, bo najzwyczajniej w świecie sam nie wie, co dalej będzie. A więc ta rozmowa specjalnie nas nie uspokoiła. 

Od kiedy zaczęło dziać się w Arce źle? W którym momencie ty odczułeś, że płynność finansowa jest zaburzona?

To historia na dłuższą rozmowę, która na pewno będzie miała miejsce, ale jeszcze jest za wcześnie na to, by dzielić się różnymi przemyśleniami. Nie chcę sobie sam strzelać w kolano. Odpowiem, że od jakiegoś czasu, ale nie chcę wchodzić w szczegóły. 

Reklama

Z informacji – które do nas docierają głównie przez media, bo od ludzi z klubu nie mamy codziennej relacji – wynika, że może nie być spadków. Ale nie ma na ten moment żadnej gwarancji, że wszystko będzie w przyszłym sezonie dobrze. Najgorszym scenariuszem byłby ten, o którym rozpisują się media – że Arce grozi upadłość. Wtedy osobiście wolałbym, żeby Arka grała w pierwszej lidze niż zaczynała od czwartej, co jest naturalne. Ciężko cokolwiek na ten temat powiedzieć, bo ja zbyt wiele nie wiem. Nie wiem wcale więcej niż to, co jest napisane w mediach. Moje przypuszczenia to zwykłe wróżenie z fusów. 

Czułbyś się jako piłkarz lepiej w sytuacji, gdyby trwała liga? Z poczuciem, że masz wpływ na to, co się dzieje? Czy sytuacja jest tak trudna, że ciężko byłoby się na boisku odciąć?

Nie szukałbym tu usprawiedliwienia. Kiedy zaczyna się mecz, zapominasz o wszystkim. Może niektóre problemy podświadomie się przekładają, mądrzejsi ode mnie mówią, że życie prywatne przekłada się na zawodowe i tak dalej. Ale naszej słabej gry raczej nie usprawiedliwiałbym problemami. Na boisku się zapomina. Gdybyśmy mieli spaść przy zielonym stoliku, na pewno byłby niedosyt i gdybanie, co jeśli mecze byłyby dograne do końca. Sytuacja jest jaka jest i tych meczów się na pewno nie uda rozegrać. Wracamy do sfery pisania palcem po wodzie.

Mieliśmy kiedyś okazję rozmawiać na temat zarobków piłkarzy. Pamiętam jak mówiłeś, że jak kibic sądzi, że piłkarzowi się nie chce, to jest w ogromnym błędzie, bo przecież zawodnik podnosi z boiska też pieniądze. To nie jest tajemnica, że zaległości w Arce są, teraz doszła do tego uchwała o możliwości obcięcia pensji. Co ty o tym myślisz?

Może zacznijmy od pierwszej części, czyli mitycznego stwierdzenia kibiców o tym, że się rzekomo komuś nie chciało. Mnie to zawsze denerwowało albo śmieszyło, bo jest to po prostu głupie. Przez piętnaście lat nie spotkałem zawodnika, który w jakimkolwiek meczu świadomie odpuszczał. Nawet na podwórku nie spotkałem nikogo, kto odpuszcza. Jak powiedziałeś – dla nas zwycięstwo to są pieniądze dla rodziny. Druga sprawa – każdemu zależy na dobrej opinii, na szacunku, na oklaskach. Mam swoje powiedzonko, że w ciągu miesiąca w życiu piłkarza są dwa piękne momenty. Pierwszy – gdy dostaje wypłatę. Drugi – tuż po końcowym gwizdku, gdy wygrywa mecz. I może cieszyć się ze swoimi kibicami, widzi uśmiechniętych ludzi, którzy klaskają i dziękują. Mijają na ulicy i gratulują. To jest wręcz niewyobrażalne, że ktoś może pomyśleć, że ktoś może świadomie na boisku opieprzać. Ktoś może być słaby, źle przygotowany, może być mega drewniakiem – takie argumenty do mnie docierają. Ale to, że się komuś nie chce, to coś w rodzaju teorii spiskowych. Głupie gadanie pseudomądrych znawców.

Często porównuję to do walki bokserskiej, kiedy obserwujemy boksera, który przygotowuje się do walki przez pół roku. Oglądamy jako kibice tę walkę i widzimy, że jeden bokser przegrywa ewidentnie na punkty. Jest dziesiąta runda. Sprzed telewizora krzyczymy do niego: czemu on nie atakuje? Przecież wie, że przegrywa. Dlatego, że mu się nie chce? No nie, nie atakuje dlatego, że albo nie ma już siły, albo przeciwnik jest tak dobry, że nie potrafi się do niego dobrać. Tak samo jest z piłką. To nie tak, że przy 0:3 komuś się nie chce. Przeciwnik albo jest na tyle lepszy, że nie wiesz jak się do niego zabrać, albo nie masz siły, albo jesteś słabszy. 

A uchwała o obniżeniu pensji? 

Uważam, że im dłużej wirus będzie trwał, tym mocniej osoby w środowisku będą musiały się pochylić nad tym, co zrobić, żeby uratować kluby przed bankructwem. Nie mniej jednak uważam, że taka uchwała Ekstraklasy, która – jak słyszę – nie ma za bardzo mocy prawnej… Ciężko to będzie wyegzekwować od wszystkich piłkarzy. Każdy przypadek jest inny. Niektórzy będą świadomi problemów klubu, inni są ludźmi, którzy przyjechali tu stricte po pieniądze i nie będą zainteresowani układaniem się z klubem. Jeszcze inni mają swoje zobowiązania – czy to chore rodziny, czy jakieś wielkie poczynione inwestycje. Myślę, że obniżanie kontraktów na pewno będzie miało miejsce i to nieuniknione. Natomiast myślę, że bardziej będzie miało to charakter indywidualny. Może zdarzyć się tak, że wewnątrz drużyn będą pojawiały się rozłamy. Jak powiedziałem – sytuacja każdego jest inna, każdy ma inne priorytety. 

Tak po ludzku – ta epidemia wywołuje u ciebie strach? Nie wiadomo, co będzie dalej. Mamy nadzieję, że to potrwa miesiąc-dwa i wszystko wróci do normy, ale jak będzie – tego nie wie nikt. 

Tylko głupiec nie ma żadnych obaw. Czytałem wypowiedź specjalisty od chorób zakaźnych w Niemiec, który przewidywał, że w 2020 roku w ogóle nie będzie możliwe granie w piłkę. Jeśli pandemia faktycznie byłaby taka, jak obecnie, a nawet by się nasilała, wtedy naprawdę nastałyby ciężkie czasy dla wszystkich. Biorąc pod uwagę chociażby mój wiek i to, że nie gralibyśmy w piłkę przez rok, trzeba byłoby pomyśleć o tym, by poszukać jakiejś pracy. I to nie byłby problem tylko mój, ale wielu sportowców. Nie chodzi już o same pieniądze, ale nie wyobrażam sobie siedzieć w domu przez rok i nic nie robić. Niepokój jest, bo wszystko się nasila. Dyskutujemy, kiedy wrócimy do treningów, kiedy wrócą rozgrywki, ale fakty są takie, że to się wciąż nasila, a nie słabnie. Na razie nie widać jeszcze światełka w tunelu. 

Zakończmy optymistycznie. Lukas Klemenz zażartował na Twitterze, że idzie spakować rzeczy do samochodu i chowa się na dwa dni udając, że jedzie na mecz, żeby żona zdążyła za nim zatęsknić. Jak ty sobie radzisz? Żona pyta, co ty tu tyle chłopie w domu robisz? 

Obowiązków wcale nie jest tak mało. Mam jakieś swoje sprawy pozapiłkarskie, których muszę pilnować na bieżąco. Poza tym mam dwójkę dzieciaków w wieku szkolnym. Po krótkiej przerwie od nauki zaczęły się interaktywne lekcje. Nauczyciele nadganiają materiał, jest masa prac domowych. Od paru dni z żoną siedzimy po dobre 2-3 godziny przy lekcjach, robimy zadania, projekty. Nudno nie jest. Trochę doskwiera brak futbolu. Jeżeli piłkę nożną uprawia się od dziewiątego roku życia praktycznie codziennie, to jest to dziwne uczucie. Podejrzewam, że tak właśnie wygląda u wielu koniec kariery. Ciężko znaleźć sobie miejsce. Mimo że mamy rozpiski, bieganie, ćwiczenia, w żadnym stopniu nie wypełnia to tej luki po codziennych treningach z zespołem. 

Rozmawiał MARCIN RYSZKA 

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...